Choć Biała Gwiazda przegrała wysoko, to media i kibice w większości są zgodni. Nikt nie liczył, że zajdą tak daleko w eliminacjach, a wysoko notowany rywal musiał w końcu pokazać różnicę klas.
W trwających eliminacjach do europejskich pucharów Wisła już raz przegrała identycznym stosunkiem bramek. Wtedy Rapid Wiedeń nie dał krakowskiej drużynie szans i rozbił podopiecznych Kazimierza Moskala 6:1. Tak jak w stolicy Austrii, tak i wczoraj, 22 sierpnia, rywal Wisły pokazał jej miejsce w szeregu.
Będąc jednak fair, warto przytoczyć pewne dane. Cercle Brugge, które nie pozostawiło wszelkich złudzeń na Reymonta, według portalu Transfermarkt ma kadrę zespołu wycenianą na poziomie 57,05 miliona euro, co jest siódmym wynikiem w lidze belgijskiej pod tym względem. Najdroższa drużyna w Polsce Raków Częstochowa jest wyceniana na 28,45 miliona euro. Mówimy więc nie tylko o różnicy poziomów Wisły i Cercle Brugge, ale również piłki polskiej i belgijskiej. Sam napastnik Kevin Denkey, zeszłoroczny król strzelców belgijskiej Jupiler Pro League, który strzelił gola i zaliczył asystę na Reymonta, jest wyceniony na 16 milionów.
FT: What A Night! #WISCER 🟢⚫️ pic.twitter.com/8yLg7GPwnC
— Cercle Brugge (@cercleofficial) August 22, 2024
Zespół Białej Gwiazdy dość szybko został skarcony, bo już w 11 minucie rywale prowadzili 2:0. Wydaje się, że kluczowe dla przebiegu spotkania był drugi gol, gdy Kamil Broda słabo się ustawił i Thibo Somers uderzył z ostrego kąta. Chociaż do przerwy było 0:3, to pierwsza połowa była naprawdę dobra w wykonaniu Wiślaków. Poprzeczka po strzale Angela Rodado, czy kilka heroicznych interwencji defensywy Cercle Brugge to tylko przykład tego, że drużyna trenera Moskala się nie poddawała. Jednak słabe wejście w drugą połowę zakończyło nadzieje zgromadzonych kibiców.
Oczywiście, wynik jest druzgocący, a to nie pieniądze grają. Różnica poziomów była jednak widoczna gołym okiem. Wisła, dla której te puchary od samego początku były dodatkiem, zrobiła przez te eliminacje więcej, niż oczekiwano. Przeszła Llapi Podujevo, więc już na starcie nie było blamażu. Postawiła się Rapidowi w Krakowie i przeszła Spartaka Trnava, z którym nie poradził sobie w przeszłości Lech Poznań i Legia Warszawa. Przez te kilka tygodni Wisła grała też polskiej piłki, zdobywając kolejne punkty w rankingu UEFA. Oczywiście, do kasy klubu przyszły spore, jak na ostatnie lata, pieniądze za kolejne awanse, ale czy, a właściwie jak, zostaną one przeznaczone, to się okaże.
Po ostatnim gwizdku, gdy od przeszło ponad pół godziny wszyscy na stadionie byli świadomi, że przygoda w Europie raczej dobiega właśnie końca, kibice i tak dziękowali piłkarzom za ten mecz.
Białą Gwiazdę od lat trawią problemy różnej maści. Od gangsterów prowadzących klub, przez spadek z Ekstraklasy, po brak powrotu do najwyżej ligi. W takich chwilach fani mogli sobie przypomnieć o duchu wielkości tej drużyny. Tak jak w maju nikt nie spodziewał się wygrania Pucharu Polski, tak teraz nikt nie kalkulował tak długiej przygody w eliminacjach do europejskich pucharów.
Oczekiwania ludzi przychodzących na Reymonta są jasne już od kilku sezonów i wybrzmiały one również po ostatnim gwizdku z Cercle Brugge. Najważniejszy jest powrót do Ekstraklasy, bo mimo, iż każda przygoda pucharowa przyciąga uwagę, to najwyższa liga może dać kadrze drużyny stabilizację w finansach oraz dać upragniony rozwój.
fot: Krystian Kwiecień / Głos24