czwartek, 29 sierpnia 2019 14:13

Wyborcze projekcje z perspektywy niedoszłego senatora

Autor Jakub Kwaśny - Przewodniczący Rady Miejskiej w Tarnowie
Wyborcze projekcje z perspektywy niedoszłego senatora

To, czy PiS będzie miało większość w przyszłym sejmie zależeć będzie od wyniku wszystkich trzech opozycyjnych sił politycznych. W konkurencji (jeśli jest zdrowa) nie ma wszak nic złego! Moja prognoza na październikowe wybory jest taka, że PiS może stracić większość tylko wtedy, gdy zarówno Koalicja Obywatelska (Platforma, Nowoczesna, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej i Zieloni), Lewica (SLD, Razem i Wiosna) i PSL (z Kukizem) osiągną dobre wyniki! A zatem nie ma już wyboru mniejszego zła!

Wyborcy nie powinni podchodzić do tematu, że głosujemy na tego kto ma największe szanse na wygraną z PiS. Bowiem wygrana z partią Jarosława Kaczyńskiego możliwa jest tylko, gdy względne zwycięstwo ogłosi zarówno Grzegorz Schetyna, Włodzimierz Czarzasty, jak również Władysław Kosiniak-Kamysz. Apeluję zatem do sił opozycyjnych, aby te się nie zwalczały wzajemnie, a media nie podsycały niezdrowej konkurencji. Tak bowiem było cztery lata wcześniej, gdy Monika Olejnik otrzymała kwiaty od obecnego Marszałka Senatu (z PiS) za „pogrzebanie lewicy”. Przypomnę, że lewica jako koalicja partii nie przekroczyła wyższego (bo 8%) progu wyborczego, w efekcie dzięki metodzie liczenia głosów (d’Hondta) PiS zdobyło bezwzględną większość w sejmie.

Jeśli ktoś faktycznie ktoś chce odsunąć PiS od władzy to winien głosować zgodnie ze swymi poglądami! Jeśli bowiem Lewica lub PSL nie przekroczą progu, ich głosy znów przypadną PiSowi. Odsunięcie PiS od władzy to trudniejsze zadanie dla partii opozycyjnych, bo wymaga przekonywania głównie elektoratu zjednoczonej prawicy. Dużo łatwiej jest Koalicji Obywatelskiej pozyskać wyborcę Lewicy niż PiS. Dlatego mamy do czynienia z różnymi transferami wyborczymi i próbą uśmiechania się do naturalnego elektoratu lewicy. Z drugiej strony obserwujemy też niepotrzebną walkę z Polskim Stronnictwem Ludowym, które właśnie jest tą formacją, która (obok Konfederacji) najbardziej „zabiera” PiSowi głosy.

A zatem niechaj przyszli koalicjanci w kampanii traktują się po partnersku, bo przeciwnik jest gdzie indziej! Szukają kompromisu i współpracy. Pisze te słowa z perspektywy niedoszłego senatora, który oddał do dyspozycji swoją osobę wszystkim trzem komitetom, jednak tylko wtedy, gdy nastąpi takie porozumienie centralnie. Bez względu na to, który komitet w wyniku ewentualnego porozumienia miałby zgłosić moją kandydaturę. W momencie, w którym nie udało się takiego porozumienia wynegocjować centralnie podjąłem decyzję, że nie będę ubiegał się o mandat senatora.

Okręg tarnowski jest bardzo trudny dla sił reprezentujących formacje prodemokratyczne. Poparcie dla partii rządzącej w niektórych gminach jest ogromne, a w wyborach do PE przekroczyło ono nawet próg 70% (w Szerzynach u wójta Gotfryda ponad 80%). Tym bardziej zadanie, którego miałem się podjąć wydawało mi się bardzo ambitne. Dla jednej z gazet nazwałem je nawet „szaleńczą misją”. Jej powodzenie jednak zależało od centralnego porozumienia tak Koalicji Obywatelskiej, Lewicy jak również Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dlatego od samego początku swoją decyzję o starcie w wyborach do senatu uzależniałem od takiego porozumienia. W przeciwnym razie misja ta byłaby pozbawiona sensu, a ja nie mógłbym poważnie myśleć o zwycięstwie.

Niestety do takiego porozumienia ponad podziałami nie doszło, a szkoda bo Tarnów i region tarnowski zasługują na aktywną i rodzimą reprezentacje również w senacie. Przez rodzimą, mam namyśli osobę stąd, tu zakorzenioną, z wpojoną miłością do miasta i regionu. To niepojęte, że w tak ważnej sprawie, jak lokalizacja Instytutu Węgierskiego w Tarnowie, interesu naszego miasta bronili senatorowie ze Szczecina i Krakowa. Miejmy nadzieję, że w kolejnej kadencji może przynajmniej posłowie będą skuteczniej niż do tej pory zabiegać o sprawy Tarnowa i regionu.

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka