15 maja w wielickim Magistracie odbyła się wyjątkowa uroczystość, podczas której przedstawiciele Misji Kapłańskiej Prawosławnej Cerkwi Ukrainy: o. Jurij Pilipiec oraz o. Jeremiasz Oleś wręczyli burmistrzowi Wieliczki – Arturowi Koziołowi Medal „Krzyż Wolności” za „ofiarną służbę dla ochrony bożego daru wolności i niezależności”, nadany przez Metropolitę Kijowskiego i całej Ukrainy - Epifanija.
Jak zaznaczyli goście z Ukrainy, nagroda ta wyraża podziękowania za szczególną postawę wobec dramatu tysięcy uchodźców, którzy po ataku wojsk rosyjskich na Ukrainę uciekli w poszukiwaniu schronienia przed dramatem wojny. - To nagroda – podziękowanie dla kogoś, kto całym swoim sercem oddany jest pomocy potrzebującym – w tym przypadku dla burmistrza, który jest gospodarzem miasta. Nie wszyscy bowiem są skłonni do tak szeroko zakrojonej pomocy, obawiając się problemów. Burmistrz Wieliczki potrafił się z tymi problemami zderzyć, zająć się nimi i nadal przecież z nimi trwa. Ludzie, którzy przybywają z różnych stron Ukrainy, ludzie, którzy potracili rodziny, domy, znajdują w tym miejscu otuchę. To, co dzieje się w Wieliczce, w Centrum dla Uchodźców z Ukrainy w Grabiu jest przejawem dobroci serca. Za to właśnie dziękujemy burmistrzowi Arturowi Koziołowi tym symbolicznym medalem - podkreślili przedstawiciele Kościoła Prawosławnego.
Gospodarz miasta uhonorował o. Jurija Pilipieca Medalem Dobroci, nagrodą ustanowioną przez burmistrza Artura Kozioła za pomoc w trudnych sytuacjach życiowych, zwłaszcza w ogarniętej wojną Ukrainy. Pierwsze nagrody dla osób i firm zaangażowanych w pomoc przyznane zostały w lipcu ubiegłego roku.
Wieliczanie pośpieszyli z pomocą uchodźcom od razu po wybuchu wojny w Ukrainie, najpierw odbierając ich z granicy i przywożąc do swoich domów, potem udzielając im schronienia. Pomoc instytucjonalną uruchomił też wielicki samorząd, który współpracuje z prezydentem Rzeszowa i stamtąd zaproszeni zostali uchodźcy, którzy już od ponad roku mieszkają w Grabiu. Centrum Pomocy Dla Ukrainy w Grabiu postało spontanicznie, ciągu zaledwie kilku dni. Na ten cel wykorzystano budynki Zgromadzenia zakonnego Sióstr i Braci Samarytanek Płomienia Miłości Niepokalanego Serca Maryi w Grabiu, które od dłuższego czasu nie były użytkowane. Wybudował je z myślą o niepełnosprawnych były misjonarz, ksiądz generał Andrzej Michałek, twórca zgromadzenia Braci Samarytan Płomienia Miłości Niepokalanego Serca Maryi, który umarł na białaczkę w marcu 2020 r. w wieku 81 lat, zostawiając niedokończone dzieło życia. Budynkami zawiaduje obecnie Fundacja Samarytański Ruch Maryji "Jedność" pod wezwaniem Płomienia Miłości Niepokalanego Serca Maryji. Dzięki zaangażowaniu Miasta i Gminy Wieliczka placówka zaczęła pełnić misję, dla której została wybudowana. W budynkach przed przyjęciem uchodźców trzeba było najpierw przeprowadzić generalne sprzątanie, a potem je wyposażyć. Pomogli w tym z wielkim zaangażowaniem pracownicy miejskich instytucji i okoliczni mieszkańcy. W pierwszych tygodniach wojny znalazło w niej schronienie blisko 300 osób, głównie kobiet z dziećmi. Wiele z nich nadal tam przebywa. W placówce mają wszechstronną pomoc. W ośrodku jest opieka duszpasterska prawosławna i katolicka, funkcjonuje przedszkole, prowadzone są lekcje języka polskiego i warsztaty, dzieci uczą się w pobliskiej szkole, z polskimi rówieśnikami. W Grabiu odbywają się święta, koncerty i wizyty ważnych gości.
Miasto pomaga też cały czas uchodźcom, którzy mieszkają w Wieliczce w prywatnych domach. - Oprócz ośrodka, mamy też punkty dla uchodźców na mieście, na dworcu, gdzie zawsze można się zwrócić z jakąś potrzebą. Jest punkt wydawania odzieży i innego rzeczowego wsparcia koło szkoły muzycznej – przypomina burmistrz Wieliczki Artur Kozioł. - Słucham czasami krytyki, że nie należałoby tym ludziom tak pomagać, ale gdyby wszyscy znali całą przestrzeń tych ludzi, którzy zamieszkują u nas, to po pierwsze zobaczyliby, że wielu mężów czy ojców kobiet, które u nas mieszkają jest na wojnie i walczy. Jest też wiele osób, które dotknęła wojna, bo straciły swoich bliskich, albo są po urazach wojennych czy leczą się bo zostali ranni. Każda historia jest inna. My znamy historie tych mieszkańców, ale często nie mówimy o nich głośno, ze względów bezpieczeństwa naszych gości. Ja zawsze mówię, żebyśmy się postawili na ich miejscu. To ludzie, którzy zostawili swój dom, zostawili wszystko. Ja rozumiem, że czasami u niektórych jest zmęczenie i wydaje się, że ta opieka dla uchodźców jest przesadzona, ale pamiętajmy: my mieszkamy w swoich domach, oni nie mieszkają w swoich domach - dodaje.
fot. UMiG Wieliczka