czwartek, 11 kwietnia 2024 05:27, aktualizacja 6 miesięcy temu

"Demokracja czasami polega na tym, że trzeba wybrać mniejsze zło". Kogo poprze Łukasz Kmita?

Autor Mirosław Haładyj
"Demokracja czasami polega na tym, że trzeba wybrać mniejsze zło". Kogo poprze Łukasz Kmita?

21 kwietnia druga tura wyborów prezydenckich w Krakowie. Mieszkańcy stolicy Małopolski wybiorą włodarza miasta między Łukaszem Gibałą a Aleksandrem Miszalskim. – Jestem zdania, że, mówiąc eufemistycznie, nie są to oczywiście kandydaci z naszej bajki. Wręcz przeciwnie. Trzeba będzie całą sytuację przeanalizować pod kątem dobra mieszkańców Krakowa – mówi w rozmowie z Głosem24 Łukasz Kmita i dodaje: – Demokracja czasami polega na tym, że trzeba wybrać mniejsze zło.

Pierwsza tura wyborów prezydenckich przyniosła mieszkańcom Krakowa niemałe zaskoczenie. Dotychczasowy lider sondaży Łukasz Gibała przegrał 7 kwietnia z kandydatem Koalicji Obywatelskiej Aleksandrem Miszalskim, zajmując drugie miejsce. Przypomnijmy, Gibała otrzymał 79 580 głosów, co oznacza 26,79%. Z kolei głos na Aleksandra Miszalskiego oddało 37,21% uprawnionych (110 556 osób). Na trzecim miejscu uplasował się kandydat Prawa i Sprawiedliwości, Łukasz Kmita. Na kandydata Prawa i Sprawiedliwości głosowało 58 795 osób, co przełożyło się na 19,79% poparcie.

Sytuację tę analizował w przedwyborczej rozmowie z Głosem24 Marcin Palade, socjolog polityki i ekspert ds. geografii wyborczej w Polsce.

– Bo przyjrzyjmy się sytuacji, w której do drugiej tury wchodzi obok Łukasza Gibały, kandydat Koalicji Obywatelskiej. Przecież wtedy decyzja, kto będzie włodarzem w Krakowie, leży w rękach niemałej liczby wyborców Prawa i Sprawiedliwości. I teraz pytanie, jakiego dokonają wyboru? Czy postawią na zaprzysiężonego wroga ze “znienawidzonej” Koalicji Obywatelskiej, czy postawią na Łukasza Gibałę, który, choć kreuje się na kandydata niezależnego, to jednak jakieś polityczne przyporządkowanie posiada (niegdyś Ruch Palikota). Jeśli faktycznie byłby taki wariant, to będziemy mieli bardzo ciekawą sytuację, a wyborcy PiS-u niemały kłopot – mówił Marcin Pallade.

Na kogo 12 kwietnia zagłosują wyborcy PiS-u? Czy klub poprze któregoś z kandydatów? O to postanowiliśmy zapytać posła Łukasza Kmitę.

Panie Łukaszu, w wyborach zdobył pan 58 795 głosów, co przełożyło się na 19,79% poparcia. Jak skomentuje pan ten wynik?

– Po pierwsze dziękuję każdemu z wyborców, którzy zagłosowali na mnie i wsparli moją kandydaturę. Dziękuję za liczne głosy wsparcia także na Prawo i Sprawiedliwość w Małopolsce. Graliśmy drużynowo i ta drużyna osiągnęła sukces. Pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać nawet przy bardzo niesprzyjających okolicznościach. Od początku podkreślaliśmy, że strategicznie ważnym jest dla nas sejmik. Bardzo się cieszę, że będziemy rządzić tu samodzielnie. Ale wróćmy na chwilę do Krakowa. Dla Prawa i Sprawiedliwości duże miasta zawsze są trudne. Mój wynik jest bardzo podobny do wyniku naszego kandydata na Prezydenta Krakowa w 2010 roku. Wtedy to Andrzej Duda zdobył nieco ponad 56 tys. głosów. Zwrócił mi na to uwagę jeden z dziennikarzy. Warto także podkreślić, że początkowe sondaże mówiły o 12-14 procent poparcia i wprowadzeniu zaledwie 6 radnych. Finalny wynik jest znacznie lepszy, daleki od ideału, ale dobry jak na warunki, w których startowałem. Dość późno wystartowaliśmy z kampanią. Pewnie, że, jak się startuje, to zawsze chce się wygrać. Jeszcze nie tym razem...

Czy ma pan niedosyt?

– Plan minimum został zrealizowany z naddatkiem. Marzeniem była II tura. Cieszę się, że udało mi się przekonać co piątego wyborcę. Ale zarówno Łukasz Gibała jak i Aleksander Miszalski położyli gigantyczne środki na kampanię. Ich reklamy były wszędzie. Ja przyjąłem strategię, że "nie zaciągam długów wdzięczności" u zaprzyjaźnionych firm czy deweloperów. A jednocześnie były to moje pierwsze wybory w Krakowie. Warto pamiętać, że w wyborach parlamentarnych startowałem z okręgu chrzanowsko-oświęcimskiego. Ale jedno mogę obiecać: jeszcze mocniej będę pracował dla Krakowa i Małopolski. Dziś jestem już w Sejmie, pracuję w komisjach i nad kolejnymi interpelacjami oraz zapytaniami. W kontekście wyborów w Krakowie pamiętajmy też o wynikach innych polityków, również lokalnych (o dłuższym niż ja stażu), którzy są prawdopodobnie mocno rozczarowani pierwszą turą.

Ma pan na myśli Rafała Komarewicza i Andrzeja Kuliga?

– To pan powiedział. Mocne kampanie i nie najlepsze wyniki. Szczególnie niezadowolony może być Rafał Komarewicz. Uważam, że ich wyniki dużo mówią o sile różnych frakcji politycznych w regionie. Ostatni tydzień pokazał, że elektorat zjednoczył się wokół kandydata PO.

Skoro o tym mowa, jest pan zdziwiony wynikiem Aleksandra Miszalskiego? Przebicie lidera sondaży o ponad 10 punktów procentowych robi wrażenie. Zwłaszcza, że Łukasz Gibała był na pierwszym miejscu od początku badań.

– Sądzę, że rozbieżność między realnym wynikiem wyborów a sondażami zaskoczyła wszystkich. Przede wszystkim jednak firmy, które je przeprowadzały. Ta pomyłka jest tak znacząca, że z pewnością jest to jakiś ewenement w skali kraju. Myślę, że wizyta Donalda Tuska w Krakowie bardzo pomogła Olkowi Miszalskiemu, ale odnoszę wrażenie, że swojego wyniku z pierwszej tury nie będzie on już w stanie poprawić. Gdybym miał prognozować, to końcowa różnica między kandydatami będzie znikoma, na poziomie jednego czy dwóch punktów procentowych. Stąd trudno na dzisiaj wskazać jednoznacznie lidera. Co do samej drugiej tury, mówiłem o tym już w niedzielę: to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości zdecydują, kto będzie prezydentem Krakowa. I jestem zdania, że warto, żebyśmy (jako ugrupowanie) określili swoje stanowisko w tej sprawie. Nieważne, czy będzie to zachęta do pójścia na wybory, czy sugestia co do wyboru konkretnego kandydata. Póki co czekam jeszcze na konkretne propozycje programowe obu kandydatów w stosunku do naszych wyborców. To jest duże środowisko, więc od sposobu prowadzenia narracji w kampanii przed drugą turą wiele będzie zależało.

Trochę wyprzedził pan moje kolejne pytanie. Wiadomo już kogo poprzecie?

– Na tę chwilę nie ma jeszcze żadnej decyzji w tej sprawie. Zobaczymy, jakie będzie postanowienie kierownictwa partii, analizujemy różne możliwości. Jak wspomniałem, to wcale nie musi się zakończyć wskazaniem konkretnego kandydata. Może być też tak, że określimy, na kogo nie głosować lub po prostu będziemy namawiać do pójścia do urn.

A pan idzie na drugą turę? Ma pan swojego faworyta?

– Jestem zdania, że, mówiąc eufemistycznie, nie są to oczywiście kandydaci z naszej bajki. Wręcz przeciwnie. Trzeba będzie całą sytuację przeanalizować pod kątem dobra mieszkańców Krakowa. Powiem jedynie, że osobiście idę na drugą turę wyborów, choć nie podjąłem jeszcze decyzji, na kogo oddam swój głos. Demokracja czasami polega na tym, że trzeba wybrać mniejsze zło.

A jak ocenia pan wynik uzyskany przez Prawo i Sprawiedliwość w wyborach samorządowych? Wydaje się, że bastion w Małopolsce został obroniony. Mam tutaj na myśli przede wszystkim sejmik.

– Jeżeli chodzi o Małopolskę, to 580 tys. głosów w wyborach do sejmiku, jest naprawdę świetnym wynikiem. Jednak, co najważniejsze, nie tylko utrzymaliśmy poparcie, ale ono jeszcze wzrosło. Tak więc wybory w Małopolsce to dla nas niewątpliwy sukces pokazujący, że dotychczasowi liderzy PO muszą odejść, ponieważ nasza przewaga w ilości głosów oddana w wyborach do sejmiku (jak wspomniałem, 580 tys. do 340 tys., czyli prawie 240 tys. różnicy) jest de facto porażająca i procentowo wynosi 43 do 25. To pokazuje, że bezapelacyjnie Małopolska jest bastionem PiS-u. Mam też satysfakcję z wyniku Lewicy, która osiągając 4,75% nie weszła do sejmiku.

Wiem, że to może nie jest pytanie do pana, ale co zaważyło na porażce KO?

– Można powiedzieć, że Donald Tusk zrobił strategiczne błędy przy tych wyborach, idąc w rozczłonkowanie “koalicji 15 października”, ale to nie jest problem Prawa i Sprawiedliwości. Te wybory pokazują też, że, jeżeli Trzecia Droga chce przetrwać, to nie może być tylko przystawką Donalda Tuska. Inaczej zostanie zjedzona. Musi walczyć o swoją podmiotowość.

Myślę też, że dla wielu wyborców centrowych język Tuska jest także nie do przyjęcia. Polityka nienawiści i wzajemnych rozliczeń na pewno wielu zmęczyła. Na moich spotkaniach wyborczych bardzo wielu mieszkańców Małopolski i Krakowa podkreślało, że rzeczywiscie nie byli zachwyceni tym, co robiło Prawo i Sprawiedliwość, gdy było u władzy, ale to, co dzieje się teraz, jest o wiele gorsze. Zwłaszcza, że słynne "sto konkretów na sto dni" okazało się zwykłym kłamstwem. Od kwietnia wrócił podatek na żywność, a w czerwcu mocno skoczy cena energii elektrycznej. Wyborcy patrzą do swoich portfeli i widzą w nich coraz mniej pieniędzy. Platforma gra zbyt ostro i jestem przekonany, że kwestia tabletki “dzień po” czy liberalizacji prawa aborcyjnego jest dla wielu Polaków nie do przyjęcia. W dużej mierze jesteśmy jeszcze konserwatywnym społeczeństwem, które nie zgadza się na dyktat sił lewicowych. Uważam też, że w obecnej sytuacji to tematy zastępcze, które mają rozpalać emocje i podsycać wojnę polsko-polską. Muszę także przyznać, że jestem mocno rozczarowany pracami Sejmu. Ich praktycznie nie widać. Było kilka posiedzeń bardzo krótkich, dwudniowych, pod głosowanie nie trafiają ustawy ważne dla Polaków, tylko leżą w “zamrażarkach” marszałka Hołowni, który przecież obiecał, że takich sytuacji nie będzie.

Więc z pewnością nie jest to tempo pracy, jakiego oczekiwali Polacy. To samo tyczy się sprawczości i decyzyjności nowego rządu oraz jego skuteczności w rozwiązywaniu problemów. Sejm zbiera się raz na dwa, trzy tygodnie i obraduje przez dwa dni, często zajmując się projektami uchwał i ustaw, które, owszem, jak powiedziałem, wzbudzają emocje, ale nic nie wnoszą do procesu funkcjonowania państwa polskiego. Nawet jeśli już są podejmowane jakieś decyzje, to najczęściej w formie uchwał a nie ustaw, co de facto demoluje ustrój demokratyczny.

Wiem, że z relacji mediów można odnieść wrażenie, że w polskim parlamencie wrze i się kotłuje, ale sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Z tego wnioskuję, że Platforma Obywatelska (choć wydaje się, że to najłatwiejsze dla niej wybory) przegra głosowanie do Parlamentu Europejskiego, bo obywatele widzą, co się dzieje także w obrębie tej struktury. Mam tutaj na myśli podatek od starszych budynków i inne kwestie związane z Zielonym Ładem. Mam nadzieję, że do nadchodzących batalii dojdziemy skonsolidowani i wyjdziemy z nich silniejsi.

Panie pośle, a czy przekładanie wyborów samorządowych nie było z perspektywy czasu błędem? Pytam, ponieważ, owszem, Małopolska pozostała bastionem PiS-u, ale wyniki na poziomie ogólnopolskim już tak dobre nie są. Pana partia wygrała wprawdzie w sumie siedmiu województwach, ale nie wszędzie ma na tyle przewagi, żeby rządzić samodzielnie, a wejście w ewentualną koalicję może być co najmniej problematyczne.

– Trudno powiedzieć, czy to rozwiązanie było błędem, czy nie. Myśmy te wybory bezapelacyjnie wygrali. Z pewnością na wydłużonej kadencji samorządy skorzystały, bo do samej tylko Małopolski z dwóch rządowych programów trafiło łącznie dziewięć miliardów złotych. Tak więc był to czas olbrzymiego dofinansowania ważnych inwestycji i możliwość rozpoczęcia wielu strategicznych projektów. Jako wojewoda obserwowałem to, odwiedzałem gminy i widziałem wielki rozwój. To był dobry czas dla Małopolski. Myślę, że to też zaprocentowało w czasie tych wyborów, podobnie jak sprawność w działaniu sejmiku i kierującej nią większościowej koalicji.

Pozostając jeszcze przy wyborach na prezydenta Krakowa, pana zdaniem wygrana bądź to Łukasza Gibały, bądź Aleksandra Miszalskiego rzeczywiście gwarantuje mocną zmianę w mieście? Czy w przypadku któregoś z tych kandydatów jest ona bardziej prawdopodobna? Będzie przełom? Pytam, bo obaj kandydaci są spoza obecnego układu.
– Myślę, że trudno w praktyce o jakiś przełom, ponieważ miasto ma swoją ciągłość. Oczywiście, zmienia się sposób zarządzania, natomiast na pewno niektóre rzeczy będą musiały być kontynuowane, bez względu na to, czy będzie się to podobać nowemu włodarzowi i jego wyborcom, czy nie. Moim zdaniem kluczową kwestią dla obu kandydatów, bez względu na to, kto wygra, będzie ta dotycząca planowania przestrzennego. Trzeba powstrzymać betonowanie Krakowa. Chciałbym i jest to moje marzenie, żeby Kraków był bardziej samorządowy a mniej uwikłany w rozgrywki polityczne. Zobaczymy, jaki będzie werdykt mieszkańców. Myślę, że bardzo dużo osób chciałoby zmiany. Jeżeli jednak startujący wiceprezydent Kulig udzieli poparcia Olkowi Miszalskiego, trudno będzie, żeby zmiana była rzeczywista i duża. Natomiast, jeżeli Łukasz Gibała dobrze rozegra kampanię przed druga turą, być może część wyborców, którzy głosowali choćby na nas, wesprze go swoim głosem. Więc tutaj wszystko jest jeszcze możliwe. Na pewno ja, jako parlamentarzysta, będę otwierał biuro poselskie w Krakowie i będę dostępny dla mieszkańców. To po to, by współpracować i pomagać nowemu prezydentowi, ale też patrzeć mu na ręce. I będę bardzo surowo weryfikował, czy program, który komunikował mieszkańcom, idąc do wyborów, jest realizowany. W związku z drugą turą jest też pytanie, czy mieszkańcy chcą oddać władzę w mieście jednej opcji politycznej, bo nie zapominajmy, że po wyborze radnych do rady miasta, jest ona praktycznie podporządkowana Platformie Obywatelskiej. Więc uzasadnione jest pytanie, o to, czy ewentualna wygrana kandydata tej partii jest dobra.

Na koniec chciałem zapytać o frekwencję. Ta jest niższa, nie tylko w przypadku wyborów parlamentarnych z zeszłego roku, ale też w przypadku ostatnich wyborów samorządowych. Polacy mają dość polityki?
– Wydaje mi się, że część osób nie poszła do wyborów, ponieważ te październikowe pokazały, że zmiany, na które liczyli, a które zostały im obiecane, nie zostały zrealizowane (sto konkretów w sto dni) lub zostały zrealizowane zbyt radykalnie (odsunięcie nas od władzy). Wtedy w październiku były ogromne emocje, była wielka mobilizacja mająca na celu odsunięcie PiS od władzy. Przypomnę, że myśmy wybory parlamentarne wygrali, osiągając najlepszy wynik spośród wszystkich partii, ale nie byliśmy w stanie stworzyć koalicji. Po tegorocznych wyborach widać, że próby zniszczenia liderów PiS-u, nie najlepiej wróżą Koalicji Obywatelskiej, bo służą naszej mobilizacji w terenie i osłabiają elektorat całej “koalicji 15 października”. Więc, gdyby ze strony rządu zrealizowanych zostało więcej konkretów z listy tych stu, więcej ludzi poszłoby do urn. Z drugiej strony przykład Krakowa pokazuje, że wyborcy PO byli wyraźnie zmobilizowani. Co było efektem wspomnianej wizyty Donalda Tuska.

Fot.: Głos24/Mateusz Łysik

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka