piątek, 24 lutego 2023 08:51

Długo pisała do szuflady. Dziś książki sądeckiej pisarki zachwycają czytelników [Wywiad]

Autor Joanna Jamróz-Haładyj
Długo pisała do szuflady. Dziś książki sądeckiej pisarki zachwycają czytelników [Wywiad]

– Długo pisałam do szuflady, ale wiedziałam, że kiedyś nadejdzie moment, w którym poczuję się na tyle pewnie z własną twórczością, że wyjdę z nią do szerszego grona czytelników. I tak się stało w okolicach trzydziestych urodzin – mówi w rozmowie z Głosem24 Izabela Skrzypiec – Dagnan.

Jest muzealnikiem, historykiem sztuki i pisarką, a prywatnie żoną i mamą. Izabela Skrzypiec – Dagnan to kobieta wielu talentów. Laureatka licznych konkursów literackich i autorka trzech powieści („Świetnie się bawię w twoich snach” z 2019 r., „Kwietniowe deszcze, Słońce sierpniowe” z 2021 r. i „Długie beskidzkie noce” z 2022 r.) została zgłoszona przez Bibliotekę Gminną w Podegrodziu do konkursu o Nagrodę im. ks. B. Kumora w kategorii „Sądecki Autor”.

– Długo pisałam do szuflady, ale wiedziałam, że kiedyś nadejdzie moment, w którym poczuję się na tyle pewnie z własną twórczością, że wyjdę z nią do szerszego grona czytelników. I tak się stało w okolicach trzydziestych urodzin

– mówi w rozmowie z Głosem24 mieszkająca w Starym Sączu pisarka.

O miłości do książek, procesie ich powstawania i wydawniczych marzeniach opowiada nam Izabela Skrzypiec – Dagnan.

Miłość do książek wyniosła Pani z rodzinnego domu.

– Otoczenie książek to dla mnie zawsze było środowisko naturalne. Towarzyszyły mi na każdym etapie życia: najpierw bajki, czytane przez moją mamę, potem literatura młodzieżowa i szkolny kanon, aż w końcu klasyka. Uwielbiam widok wypchanych po brzegi regałów, pełnych smakowitej lektury. A teraz znów życie zatoczyło koło: wróciłam do bajek, czytam je swoim dzieciom.

Czy w Pani przypadku możemy powiedzieć, że pasja do czytania przerodziła się w pasję do pisania? Jak to się stało, że sięgnęła Pani po pióro?

– Książki, historie w nich zawarte, pociągający bohaterowie – to wszystko potrafiło mnie zachwycić. Pomysł, żeby kiedyś napisać swoją własną powieść pojawił się dość wcześnie i, powiedziałabym, naturalnie. Jestem humanistką, czuję łatwość w przelewaniu myśli na papier. Ciągnęło mnie do tworzenia – swoją pierwszą powieść napisałam w podstawówce. Od tego czasu piszę ciągle, z krótkimi przerwami spowodowanymi zmianami w życiu osobistym. Długo pisałam do szuflady, ale wiedziałam, że kiedyś nadejdzie moment, w którym poczuję się na tyle pewnie z własną twórczością, że wyjdę z nią do szerszego grona czytelników. I tak się stało w okolicach trzydziestych urodzin.

Książki są dla autora czymś na kształt dzieci - przekazuje im cząstkę siebie. Czy z którymś ze swoich literackich dzieci jest Pani szczególnie związana?

– Wszystkie są mi równie bliskie i zawsze będą – ale staram się do nich sentymentalnie nie przywiązywać. Zanim zaczęłam publikować w wydawnictwie, rzeczywiście, traktowałam napisane przez siebie powieści bardzo emocjonalnie. Teraz, bogatsza o doświadczenie związane z wydawaniem, krytyką literacką i opinią czytelników, wiem, że do swojej twórczości trzeba się zdystansować. W momencie, kiedy książka idzie w świat, pozwalam jej żyć własnym życiem – i najczęściej już wtedy piszę coś nowego, tkwię w jakimś zupełnie innym fabularnym świecie. Ale gdybym miała wskazać książkę, która jest mi najbliższa, byłyby to „Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe”. Bardzo dobrze mi się ją pisało.

Jest Pani historykiem sztuki. To atut przy pisaniu czy paradoksalnie przeszkoda?

– Każde moje prywatne doświadczenie i zdobyta wiedza bardzo przydają się przy pisaniu. Najlepiej byłoby znać się na wszystkim i, pisząc, móc czerpać z nieskończonego rezerwuaru wiedzy. To oczywiście niemożliwe, dlatego pisarze, dotykając danego wątku w książce, muszą dokładnie zgłębić wiedzę na ten temat. Gdyby ktoś przejrzał historię tego, czego szukałam w internecie w ostatnich latach, mógłby się chwycić za głowę.

Czy marzy się Pani powieść osadzona w Pani ulubionym okresie historycznych?

– Lubię klimat Belle Epoque. To był czas rozkwitu i niezwykłego postępu technicznego. Życie artystyczne i kulturalne osiągnęło niezwykły poziom – rozwijał się impresjonizm, narodziła się secesja. Jednocześnie pojawił się dekadentyzm, nurt sceptyczny, którego wyznawcy byli przekonaniu o nadchodzącej zagładzie cywilizacji. Współistnienie różnych tendencji i myśli wpłynęło na barwność i różnorodność tej epoki. Mogłabym żyć u schyłku XIX wieku w którejś z europejskich stolic, bo to zdecydowanie moje klimaty. Na razie piszę powieści współczesne, ale być może kiedyś odważę się na osadzenie fabuły w tamtym okresie historycznym. Wszystko przede mną.

Izabela Skrzypiec – Dagnan/ Fot.: archiwum prywatne pani Izabeli
Izabela Skrzypiec – Dagnan/ Fot.: archiwum prywatne pani Izabeli

Co dają Pani spotkania z czytelnikami?

– Spotkania autorskie są jednym z najmilszych aspektów bycia pisarzem. Już sama myśl, że ktoś poświęca swoje popołudnie, żeby się ze mną zobaczyć i posłuchać o moich książkach, uskrzydla. Na takie spotkania przychodzą zazwyczaj osoby oczytane, lubiące literaturę, będące na bieżąco z nowinkami wydawniczymi. Zawsze czuję ze strony słuchaczy życzliwość i zainteresowanie. Lubię swobodną wymianę myśli, przyjazną rozmowę. Uczestnicy dzielą się ze mną refleksjami po lekturze i zdradzają swoje gusta czytelnicze. Takie spotkania dodają mi niesamowitej energii do dalszej pracy twórczej.

Gdy zaczyna Pani prace nad nową książką, od razu Pani wie, jak się ona skończy? Uchyli Pani rąbka tajemnicy jeśli chodzi o Pani sposób pisania? Skąd czerpie Pani inspiracje do przygód i perypetii swoich bohaterów?

– Zazwyczaj na początku znam finał książki, ale bardzo często w trakcie pisania ulega on zmianie. Kiedy piszę, wątki i fabuła się rozrastają, bohaterowie idą własnymi, ode mnie niezależnymi ścieżkami i prowadzą mnie do zupełnie innego finału, niż pierwotnie zakładałam. W trakcie tworzenia książki spisuję sobie pomysły na zakończenie i, kiedy wreszcie do niego docieram, muszę wybrać z wielu opcji, a każda wydaje się być ciekawa. Lubię nieoczywiste, pourywane, otwarte zakończenia, ale wiem z doświadczenia, że czytelnicy wolą raczej te zamknięte. I szczęśliwe. Każdą książkę staram się więc zakończyć inaczej: raz happy endem, raz bardziej refleksyjnie. Pomysły czerpię z otaczającego nas świata, samo życie jest najlepszą inspiracją. Czasem wystarczy przeczytany przypadkiem krótki artykuł w gazecie, który w mojej głowie natychmiast zmienia się w oś fabuły, wokół której buduję później opowieść.

A ile jest Pani osoby w Pani bohaterkach? Czy któraś postać z dotychczasowych powieści został napisana “pod Panią?

– Żadnej bohaterki nie tworzę na swoje podobieństwo, ale całkiem nieświadomie nadaję im swoje własne cechy. Oczywiście sama tego nie zauważam, najczęściej zwraca mi na to uwagę moja rodzina. Ja jestem zbyt blisko swoich bohaterów, żeby to wychwycić.

Pani książki są bardzo życiowe. Bohaterom nie zawsze towarzyszy szczęśliwe zakończenie.

– Ponieważ samo życie nie jest ani słodkie, ani kolorowe, staram się, żeby moje książki też były słodko-gorzkie. Ukazywały świat we wszystkich odcieniach. Lubię stawać swoich bohaterów przed trudnymi wyborami, problemami, wyzwaniami. Tak, jak my, kochają, śmieją się, ale i smucą, cierpią, czasem mogą liczyć na łut szczęścia, czasem mają pecha. I nie zawsze ich historie kończą się szczęśliwie.

W procesie powstawania książki znaczącą rolę odgrywa Pani mąż, ale wcale nie chodzi o to, że bohaterowie przejmują jego cechy.

– Mój mąż jest bardziej rzeczowy, pragmatyczny i wyważony, niż ja. Ma chłodniejsze spojrzenie na życie. Czasem bardzo potrzebuję takiego właśnie spojrzenia na moje książki. Czyta je przed wysłaniem do wydawnictwa i wyłapuje sporo drobiazgów, które ja sama przeoczyłam. Dlatego jego pomoc jest dla mnie bardzo cenna.

Jest Pani kobietą o wielu talentach. Czy pisanie ikon, którym również się Pani zajmuje, można w jakimś sensie porównać do tworzenia powieści?

– Pisanie ikon i pisanie powieści łączy jedno – długotrwały proces tworzenia. To nie są prace do skończenia w dwa popołudnia. Wymagają czasu, skupienia, pełnego zaangażowania, refleksji. Kiedy maluję, nie piszę. Kiedy piszę, nie maluję. Jestem obecnie w intensywnym momencie życia, tak się złożyło, że czasu na swoją twórczość mam niewiele i zwykle jest on wygospodarowany kosztem czegoś innego. Postawiłam na pisanie, ale ikony ciągle są bardzo ważne w moim życiu i kiedy tylko mam okazję, chwytam za pędzle.

W powieści “Długie beskidzkie noce” Jaśmina Mazur powraca do domu w Beskidach. Jakie są Beskidy, które Pani zna?

– Różnorodne, zachwycające, z pięknymi panoramami. W każdej chwili można wybrać coś dla siebie: łagodne wzniesienie albo wysokie szczyty. Kontakt z przyrodą działa kojąco, w otoczeniu natury można odetchnąć pełną piersią, odpocząć od gonitwy myśli, naładować wewnętrzne akumulatory. Do tego dochodzą jeszcze klimatyczne zakątki, malownicze miasteczka, uzdrowiska. Mieszkamy w pięknym kawałku świata.

Co jest bliższe Pani sercu? Historia sztuki czy literatura?

– Literatura była wcześniej i zawsze będzie bliższa mojemu sercu. Historia sztuki pojawiła się w moim życiu przypadkowo – od dziecka planowałam być nauczycielem polonistą, chciałam studiować filologię polską. Dostałam się jednak w liceum do klasy plastycznej, miałam rozszerzone przedmioty związane ze sztuką, zaczęłam się wgłębiać w ten temat i przepadłam. Tuż przed maturą zmieniłam plany związane z wyborem zawodu. I nie żałuję, historia sztuki otworzyła przede mną wiele pozamykanych wcześniej drzwi. I rzutuje też na moją twórczość – w każdej z moich powieści jest przynajmniej jeden bohater zajmujący się sztuką.

“To skandal, że o ludziach tego pokroju nie uczymy w szkołach”. Kim była polska Mata Hari?
Halina Szwarc-Kłąb była najmłodszą agentką AK. – Ta młoda dziewczyna, błyskawicznie musiała dojrzeć i sprostać niewyobrażalnej dziś presji, jaką poddawały ją historia i los – mówią w rozmowie z Głosem24 Lidia Liszewska i Robert Kornacki, autorzy powieści „Czarny motyl”, która 26 kwietnia ukazała się…
Nowy Sącz

Nowy Sącz - najnowsze informacje

Rozrywka