czwartek, 11 stycznia 2024 09:00

„Nigdy nie kupowałam miodu w markecie”. Pszczelarka z powiatu wielickiego zdradza swoje sekrety

Autor Patryk Trzaska
„Nigdy nie kupowałam miodu w markecie”. Pszczelarka z powiatu wielickiego zdradza swoje sekrety

Są małe, żółto-czarne, bzyczą, podczas lotu są w stanie wykonać 350-435 ruchów skrzydłami na sekundę, czyli 11 400 razy na minutę, a na świecie znanych jest ich ponad 20 tys. gatunków. Pszczoły, ponieważ o nich mowa, są znane każdemu. Wśród najmłodszych gatunek rozpromowała kultowa bajka o Pszczółce Mai. Jak jednak wygląda opieka nad tymi małymi owadami? Sprawdziliśmy to.

8 sierpnia obchodzimy w Polsce Wielki Dzień Pszczół, z kolei 20 maja obchodzony jest ustanowiony przez ONZ Światowy Dzień Pszczół, który ma promować wiedzę na tematy tych niezwykle pożytecznych owadów.

Bez dwóch zdań, świat, który znamy bez pszczół, nie wyglądałby tak samo. Te małe owady żywią się pyłkiem i nektarem, powoduje, że są one ważnymi zapylaczami roślin. Wytwarzają miód w ten sam sposób od 150 milionów lat, a pszczoła robotnica może wyprodukować w swoim życiu miód w ilości zaledwie 1/12 łyżeczki od herbaty. Obecnie, w okresie coraz silniejszego rozwoju techniki, pszczoły w atmosferze są najczulszym wskaźnikiem stopnia zanieczyszczenie środowiska naturalnego.

Czy każdy może zostać pszczelarzem oraz na jakie wyznania trzeba być gotowym, decydując się na tę branżę? Okazuje się, że życie pszczelarza nie zawsze jest usłane różami, jednak dla wielu jest to ogromna pasja, która z czasem przeradza się w przyjaźń pomiędzy pszczołą, a człowiekiem. Tak było w przypadku Anny Kmiecik, która w Dobranowicach pod Wieliczką prowadzi pasiekę “Uśmiechnij się”. Jak sama o sobie mówi: “Jestem pszczelarką w trzecim pokoleniu, która pierwszy kontakt z pszczołami miała u dziadka, kiedy była małą dziewczynką.”. W rozmowie z Głosem Wielickim zdradza tajemnice pracy pszczelarskiej oraz opieki nad tymi owadami.

Zacznijmy od tego, jak zaczęła się pani przygoda z pszczelarstwem? Co było w tym takiego, że pokochała pani pszczoły?

– Jest to ciekawa historia, ponieważ w naszym domu jestem trzecim pokoleniem pszczelarzy. Moi rodzice mają pasieki od ponad 30 lat. Po małym incydencie z dzieciństwa, kiedy pszczoły mnie pożądliły, przez długi czas myślałam, że nie będę miała z nimi nic wspólnego. Moja przygoda zaczęła się od rójki, którą złapałam wspólnie z tatą, a tato przygotował mi więcej odkładów i tak zaczęłam przygodę na własnej pasiece. Na kursie zrozumiałam, że pszczoły można głaskać i od tego momentu patrzę na nie z innego punktu widzenia. Moim marzeniem stało się je poznać. Chciałam być pomiędzy tą granicą, między pszczołą, a człowiekiem. I tak poświęciłam się temu.

Od siedmiu lat prowadzę już własną pasiekę i poświęciłam na poznawanie ich świata tysiące godzin jeżdżąc, gdzie tylko mogę dowiedzieć się wartościowych informacji. Szukam takich perełek, głębi w tym. Chcę wiedzieć o nich więcej niż piszą na Wikipedii czy w poradnikach. To, jak się zbiera nektar, czy jak ustawić ul, jest dosyć proste, jak ma się odpowiednią wiedzę i tereny. Życie pszczół i współpraca pomiędzy nimi, a człowiekiem wydawała mi się od początku najbardziej ciekawa. Uważam, że na przestrzeni lat bardzo je poznałam, ale pszczoły są tak wyjątkowe i nieprzewidywalne, że poświęcę na nie kolejne 30 lat i wciąż będzie przede mną wiele do odkrycia. One ciągle zaskakują i są przed człowiekiem. Człowiek często, poznając drugą osobę, chce pokazać się z jak najlepszej strony, aby być lubianym. Z pszczołami jest inaczej. One pokazują nam zaledwie urywek swojego świata, który jest pełen tajemnic. Może nam się wydawać, że wiemy już o nich wszystko, a przychodzi nowy sezon i okazuje się, że wszystko się zmienia.

Pszczelarstwo zyskuje w ostatnich latach na popularności. Czy każdy może zostać pszczelarzem?

– Każdy może zostać pszczelarzem, ale uważam, że nie każdy powinien. Faktycznie jest teraz moda na pszczoły. Często można usłyszeć takie hasła, że musimy ratować pszczoły: „zostawmy pszczoły”, „przywróćmy je do naturalnego środowiska”, „pozostawmy je wolne”. W momencie, gdy człowiek tak bardzo zaingerował w „genetykę” środowiska naturalnego, nie da się zostawić pszczół samych sobie.

Rozsądek mówi, że musimy zobaczyć, czy np. pszczoły mają co jeść. To, że ktoś czasem ma całe pola rzepaku, nie wystarczy. Przecież my samym chlebem też nie żyjemy. Fakt, przetrwamy, ale co to za życie? W przypadku pszczół jest to samo. Jeżeli mamy pszczoły nastawione na np. rzepak, a potem już nic, to skazujemy je wyłącznie na wegetację.

Biorąc pszczoły do domu, musimy zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na nas ciąży. To, że dajemy wolność naszym owadom może sprawić, że równocześnie skazujemy na śmierć pszczoły z innej pasieki. Jeżeli my im nie damy jeść, to one będą głodne i umrą, co będzie oczywiście naszą winą. Mimo to, zanim do tego dojdzie, mogą roznieść choroby do innych pasiek, więc będziemy odpowiedzialni również za śmierć innych pasiek.

Nie jesteśmy, jako pszczelarze, w stanie zatrzymać tej plagi. Plagi ludzi, którzy myślą, że można zostawić owada samego sobie. Biorąc jakiekolwiek zwierzę do domu, spoczywa na nas odpowiedzialność. Pszczoła nie różni się niczym od psa, czy kota w tej kwestii. Musimy dać im jeść, sprawdzić, czy nie są chore i czy są przygotowane na zimę. Pszczoły oczywiście przetrwały lata bez człowieka, ale to my zachwialiśmy tę równowagę w przyrodzie w taki sposób, że one nie są w stanie poradzić sobie same przy tak dużym zapszczeleniu terenu. Oczywiście zdarzają się pojedyncze roje, które żyją po parę lat samemu, ale to są wyjątki. Obecnie nie można zostawiać pszczół samych sobie, a niestety wielu początkujących pszczelarzy tak robi. Jest to niebezpieczne i de facto skazuje się tak owady na śmierć. Dlatego sądzę, że nie każdy powinien mieć pszczoły, choć oczywiście każdy może.

Jak wygląda taki przeciętny dzień w życiu pszczelarza?

– Cóż, na początku zaczynamy jak wszyscy – od kawy. Potem szybka analiza tego, co trzeba zrobić na pasiece. To jest cały proces intensywnego myślenia nad tym, czy w każdym ulu jest wszystko w porządku, czy pszczołom nic nie brakuje, ile jest zamówień. Tak naprawdę cały czas się chodzi i sprawdza, jak wygląda sytuacja. Nie raz się zdarzało, że przyjeżdżali do mnie znajomi i po trzech godzinach jechali, ponieważ ja ciągle siedziałam na pasiece. Teraz już wiedzą, że jak jest sezon to mnie nie ma w domu. Chce podkreślić, że nie jestem zawodowcem, a hobbystą. Zdarzają się takie lata, że trzeba iść do pracy i dołożyć do pszczelarstwa z własnej kieszeni. Tak jest właśnie obecnie w Małopolsce, gdzie jest bardzo ciężki sezon. Wiadomo, trochę miodu jest, ale to jest tyle, co na paliwo starczy.

Pszczelarze alarmują, że obecny sezon jest wręcz tragiczny. Straty mają być ogromne. Czym jest to spowodowane i jak wygląda pani sytuacja?

– W tym roku w Małopolsce zawiniła pogoda. Przymrozki, burze, grad -  tak było cały czas. Nie było nektarowania. To, co miały pszczoły - to zjadły. Trzeba pamiętać, że jedna rodzina pszczół tylko dla siebie potrzebuje około 100 kg miodu rocznie. W takich warunkach, to moja odpowiedzialność, aby kupić im cukier i ciasto, aby mogły przeżyć. Pszczoły potrzebują ogromu dla siebie, my zbieramy tylko nadwyżkę. Jeżeli nie ma nadwyżki, to zabierając miód odbieramy go im. Nigdy nie spisuję sezonu na starty, tylko zdobywam nowe doświadczenie. W porównaniu z poprzednim rokiem jesteśmy w dół 70 proc. ale zyskaliśmy nowe doświadczenia, które pozwolą nam radzić sobie z niejednym jeszcze przed nami kiepskim sezonem. Stawiając przede wszystkim dobro pszczół na pierwszym miejscu

Czy w takim razie będąc pszczelarzem w Małopolsce da się utrzymać polegając jedynie na pszczołach?

– Myślę, że jest to trudne, ale możliwe, choć trzeba wziąć pod uwagę wielkość pasieki. Poprzedni rok był świetny dla pszczelarzy. Jeżeli ktoś nie miał chorych pszczół i wszystko mu się udawało to naprawdę zarobił. Mogę śmiało powiedzieć, że poprzedni sezon zarobił pszczelarzom na straty w obecnym. Ciężko jest powiedzieć, czy jest się z tego utrzymać, patrząc na to, że każdy sezon jest inny. Dla przykładu: ja w obecnym sezonie tylko do zimowli potrzebuje dla swoich pszczół około 750 kg cukru. Od razu zdementuję funkcjonujący w przestrzeni medialnej mit: cukier nie służy do fałszowania miodu. Używamy go po to, aby dać pszczołom jeść, aby one przetrwały. To są ogromne pieniądze. W tym sezonie to, co wzięłam pszczołom, zarobiło na paliwo, ale resztę muszę pokryć z własnej kieszeni, co przy obecnych cenach jest trudne. Jeżeli komuś zostały pieniądze z zeszłego roku, to jest szansa, że się to wyrówna, ale to nie są olbrzymie kwoty.

Na koniec, miód, miodowi nie równy. Jakie różnice widzi pani pomiędzy takim z pasieki, a hipermarktu?

– Ja nigdy nie kupowałam miodu w markecie. Nawet, jak nie miałam swojego, to odkupywałam od kogoś. Nie jest realne, aby wyprodukować słoik miodu za 15 złotych. Jak są produkowane takie miody? Nie mam pojęcia. Na pewno nie mają tyle pyłków w sobie, nie mają tych zdrowotnych cząstek, jakie posiadają nasze miody. Nigdy w życiu nie widziałam naturalnego miodu wielokwiatowego, który jest płynny przez cały rok. Zazwyczaj taki miód z pasieki krystalizuje się w przeciągu kilku miesięcy. Jak w grudniu widzę piękny miód wiosenny, to wiem, że nie jest to realne. Inna sprawa to pochodzenie tych miodów. Marketowe często są z zagranicy, gdzie dozwolone jest stosowanie antybiotyków. U nas w Polsce jest to zabronione, dlatego ten miód jest zdrowszy i bardziej naturalny. Nie mnie oceniać, ile jest miodu w miodzie, ale ja, jako pszczelarz, który zna wielu zawodowych pszczelarzy, mogę śmiało powiedzieć, że nikt z nas nie kupiłby miodu z marketu.

fot. Pasieka "Uśmiechnij się" - Facebook

Wieliczka - najnowsze informacje

Rozrywka