Kampania o „epidemii kolesiostwa”, zarzuty o łamanie prawa, na które Aleksander Miszalski odpowiedział zapowiedzią procesu sądowego, konferencje prasowe i zwołanie nadzwyczajnej sesji poświęconej problemom finansowym miasta – w Krakowie ewidentnie trwa skoordynowany atak na prezydenta. Kto chce referendum i czy do niego dojdzie? Jak broni się miasto i prezydent, który pełni swoją funkcję od 1,5 roku?
18 miesięcy – to mało i dużo, aby przekonać do siebie lub zniechęcić wyborców. Miasto chwali się kolejnymi punktami z programu wyborczego prezydenta. To zapowiedź i pierwsza koncepcja budowy dwóch linii metra, „ławeczki dialogu”, czyli bezpośrednie spotkania prezydenta z mieszkańcami kolejnych dzielnic, którzy mogą przekazać mu swoje pomysły na miasto i swoje żale, liczne konsultacje (choć ich podsumowania już budzą obawy i kontrowersje)... W ratuszu, prócz Miszalskiego, ważną rolę odgrywa Stanisław Mazur, który wziął na siebie tworzenie masterplanów, czyli ogólnych założeń rozwoju poszczególnych części miasta – wizjonerskich, ale też budzących obawy, a nawet protesty. Co tak naprawdę dziej się wokół prezydenta, finansów miasta i realizacji programu i dlaczego po mieście jeżdżą samochody z banerami, informującymi o rosnącym zadłużeniu Krakowa? Spróbujemy wyjaśnić to krok po kroku.
Białe kombinezony pod magistratem
Mieszkańcy Krakowa mogli ostatnio zobaczyć pod magistratem sceny jak z filmu: ludzie w białych kombinezonach, maseczkach i rękawicach pojawili się, by – jak mówią – badać „ogniska kolesiostwa”. Happening miał miejsce pod urzędem, a jego uczestnicy nagrywali relacje do sieci. W tym samym czasie na tablicach z nazwą miasta przy wjazdach do Krakowa zawisły satyryczne ostrzeżenia o rzekomej „epidemii kolesiostwa”, stylizowane na znaki drogowe. To właśnie od tych mocnych, wizualnych gestów zaczęto mówić o „epidemii kolesiostwa”.

Twarzami projektu są dziennikarze i autorzy związani z Krowoderska.pl/Rynkiem Krowoderskim, którzy publikują krótkie filmy, grafiki i wpisy w mediach społecznościowych oraz na YouTube. Niektóre materiały mają formę „reportaży interwencyjnych”, inne – jawnej satyry. Wszystko spięte jest wspólną tezą: w Krakowie – ich zdaniem – szerzy się zjawisko obsadzania stanowisk „po znajomości”. Drogą, aby zdobyć stanowisko w miejskich spółkach lub instytucjach ma być „zdjęcie z Aleksandrem Miszalskim” wykonane w czasie jego kampanii na prezydenta Krakowa, czyli po prostu wspieranie do w drodze po władzę.
Format akcji jest hybrydowy: happeningi (np. „patrol” w strojach sanitarnych) przeplatają się z seriami krótkich wideo o „ogniskach epidemii”. W nagraniach autorzy zestawiają zdjęcia urzędników i polityków, wycinki z BIP, fragmenty uchwał lub komunikatów spółek z własnym komentarzem. Po każdym „odcinku” w sieci pojawiają się kolejne wpisy i riposty – zarówno krytyków akcji, jak i jej zwolenników. Innym elementem była próba zgłoszenia do krakowskiego Budżetu Obywatelskiego satyrycznego projektu „Zdjęcie z Prezydentem szansą na lepszą pracę” – wniosek odrzucono na etapie weryfikacji.

Osoby, które — według autorów akcji — miały zostać „zainfekowane epidemią kolesiostwa”, czyli dostać intratne stanowiska to m.in.: Szczęsny Filipiak – doradca prezesa Krakowskiego Holdingu Komunalnego (KHK), Justyna Golba-Jaśkowiec – wicedyrektorka w Zarządzie Infrastruktury Wodnej, Jakub Kosek – któremu zarzuca się łączenie publicznych funkcji i angaży, Grzegorz Lipiec – stanowisko w MPK, Maciej Kalemba– prezes TBS „Krak-System”. Wszyscy związani są z Platformą Obywatelską.
- Zobacz też:

Magistrat i prezydent Aleksander Miszalski konsekwentnie odpierają tezy o „kolesiostwie”. W wywiadach i wpisach w social mediach prezydent podkreśla, że nabory w jednostkach są jawne, a decyzje kadrowe podlegają prawu i korporacyjnym procedurom spółek. „Nie wystarczy mieć ze mną zdjęcie, aby otrzymać pracę” – mówił w rozmowie z lokalnym portalem. Po incydencie w gmachu magistratu na dzienniku podawczym, gdzie autorzy happenigu dokonywali „odkarzania” urząd nazwał sprawę „skandaliczną” i złożył zawiadomienie do służb. To stanowisko, łącznie z informacjami o poszkodowanych urzędniczkach, publikowały redakcje ogólnopolskie i regionalne.
Wszystkie zarzuty to oceny i narracja autorów akcji. Na dziś nie zostały one potwierdzone rozstrzygnięciami organów kontrolnych czy orzeczeniami sądów. Władze miasta wskazują na formalne procedury konkursowe, publikowane wyniki naborów, obowiązujące przepisy i nadzór właścicielski nad spółkami. Część przykładów dotyczy przy tym instytucji, które nie podlegają bezpośrednio prezydentowi miasta, co – jak podkreśla ratusz – utrudnia prostą odpowiedzialność „jeden do jednego”. Jednocześnie sama kampania nadal trwa: kolejne posty i krótkie wideo pojawiają się w mediach społecznościowych Krowoderska.pl/Rynku Krowoderskiego (Facebook, X, YouTube), a temat żyje w lokalnej debacie publicznej.
Akcja krowoderskiej.pl to nie wszystko. W ostatnim czasie na ulicach Krakowa pojawiły się banery ciągnięte za samochodami, informujące o zadłużeniu miasta. Zaangażował się w niąportal Puls Krakowa, który już w lipcu ostrzegał przed rosnącym zadłużeniem miasta. O co w tym wszystkim chodzi? Kto stoi za tymi akcjami, które prowadzone są, mimo że nie ma kampanii wyborczej?
Pomysł na referendum. PiS i Konfederacja: poprzemy ideę
Jak się okazuje w kuluarach krakowskiej polityki trwa dyskusja o możliwym referendum, w celu odwołania Aleksandra Miszalskiego ze stanowiska prezydenta. Kto jest jego „wrogiem publicznym numer jeden” jest jasne – w II turze wyborów konkurował z Łukaszem Gibałą. O zwycięstwie Miszalskiego zadecydowało zaledwie 5434 głosów. Na dokładkę Gibała zarzuca ówczesnemu posłowi PO nieuczciwą rywalizację. Rzekome afery w krakowskiej polityce (zaczynając od prezydenta Jacka Majchrowskiego) opisali Andrzej Gajcy i Wojciech Mucha w swojej książce „Kampania. Jak wygrać wybory? I nie dać się złapać”.
Rozmowy o referendum – na razie nieformalne – trwają, a dwie formacje opozycyjne wobec magistratu już ustawiają się do startu. Zarówno krakowska Konfederacja, jak i PiS, deklarują gotowość do wsparcia zbiórki podpisów, jeśli inicjatywa wyjdzie od mieszkańców. W tym samym czasie Konfederacja traktuje proces cywilny Miszalskiego z posłemKonradem Berkowiczem, jako wygodny moment, by „dokopać” politycznemu rywalowi – w ich narracji to szansa na wyciągnięcie kolejnych wątków i podgrzanie emocji wokół prezydenta.
„Odwołać prezydenta jest bardzo trudno. To musi być oddolny ruch. My nie chcemy tego inicjować, (…) ale jeśli mieszkańcy uznają, że mają dość – nie uchylimy się od poparcia takiej inicjatywy.” – mówił w podcaście „Ósma za siedem” Wiceprzewodniczący Rady Miasta Michał Drewnicki (PiS). Podkreślił, że nie jest to łatwe. „Tutaj trzeba by było zebrać dokładnie 60 tysięcy poprawnie złożonych podpisów.” Drewnicki nie kryje, że dla PiS warunkiem przeprowadzenie referendum jest szerokie, ponadpartyjne poparcie, ale uważa, że jeśli już dojdzie do głosowania, jest szansa na zwycięstwo. „Prezydent Miszalski zawiódł swoich wyborców, wyborców Platformy Obywatelskiej. I w tym upatrujemy szansę, że to referendum odwoławcze (…) mogłoby być skuteczne.”
Po stronie Konfederacji słychać, że zapowiedziany przez Miszalskiego spór sądowy może stać się katalizatorem nacisku na ratusz. Konrad Krajewski (Nowa Nadzieja) w podcaście „Ósma za siedem” mówi wprost: „Sprawa jest otwarta i myślę, że duże szanse są po naszej stronie. Bo ewidentnie prezydent Miszalski zdał udziały, alenie jest wykluczone, że on dalej bierze udział w zarządzaniu.” Dodaje też: „Uważam, że jeszcze wiele rzeczy związane ze spółkami, w których działają państwo Miszalscy możemy usłyszeć.”
PiS, wykorzystując prace nad budżetem i potrzebę emisji kolejnych obligacji, uderza mocno w prezydenta. Odbyły się już dwie poświęcone temu konferencje prasowe i złożono wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji.
Radni PiS mówią, że finanse Krakowa „są gorsze, niż sądzono”. Wytykają nową emisję miejskich obligacji i przesuwanie spłat starych długów na kolejne lata. Padają ostre słowa: „igrzyska polityczne zamiast naprawy finansów” i „miasto bierze „chwilówki”, bo brakuje na pensje nauczycieli i kierowców”. Opozycja straszy brakami rzędu ok. 180 mln złna transport i 170 mln zł na edukację. Według PiS dług może sięgnąć nawet 8 mld zł, a same odsetki to ok. 400 mln zł rocznie. PiS zapowiada też nadzwyczajną sesję, na której chce pełnej informacji o stanie budżetu.
- Zobacz też:

Co realnie dzieje się w Krakowie za kadencji Aleksandra Miszalskiego?
Choć opozycja atakuje, miasto „robi swoje” i ma się czym pochwalić i tłumaczy, skąd się wzięła potrzeba emisji obligacji. Urząd podkreśla, że obligacje (papiery wartościowe, czyli pożyczka od inwestorów) to w samorządach standard i często tańsza opcja niż kredyt. Kraków wypuści w 2025 r. 305 mln złobligacji, by pokryć część deficytu i utrzymać usługi: komunikację, edukację, pomoc społeczną. Atutem obligacji jest elastyczny harmonogram spłat i możliwość zmieszczenia się w ustawowym limicie zadłużenia (art. 243).
Magistrat pokazuje też diagnozę z audytów: w latach 2021–2023 wydatki miasta urosły o ok. 20,5 proc., dochody tylko o 1,9 proc., dług o ok. 44,7 proc. (z 4,18 mlddo 6,05 mld zł). Sam transport publicznyw 2023 r. kosztował ponad 1 mld zł, a wydatki na oświatę wzrosły z ok. 550 mln do ok. 700 mln zł. Urząd wskazuje na skutki zmian podatkowych z poprzednich lat oraz zapowiada plan naprawczy.
Mimo problemów finansowych, realizowane są kolejne punkty zapowiedzianych działań. Miasto zamknęło „Studium kierunków rozwoju metra” i zaczęło branżowe konsultacje. W oficjalnych materiałach ZIM pada szacunek przepustowości blisko 300 tys. pasażerów dziennie, a projekt został wskazany w projekcie „Strategii Rozwoju Polski do 2035 r.” jako inwestycja o znaczeniu krajowym. To ważny krok od hasła do czytelnej mapy korytarzy i kolejnych decyzji techniczno-finansowych.
Kolejna spełniona obietnica to „Pakt dla krakowskich osiedli” i 500 mln zł na codzienne sprawy. 13 października prezydent ogłosił pakiet robót osiedlowych na cztery lata: dodatkowe 52 km remontów i 15 km nowych chodników (w sumie 132 km wyremontowanych i 27 km nowych), 87 km nakładek na drogach (w sumie ok. 250 km do końca kadencji), 500+doświetlonych przejść, 12 tys. nowych opraw LED, 400 ławek i 100 wiat. To zwrot do „małych, ale widocznych” inwestycji poprawiających codzienność poza ścisłym centrum.
Z kolei zastępca prezydenta Stanisław Mazur pilotuje masterplany – najpierw „porządek i reguły gry”, potem plan miejscowy. W 2025 r. miasto ogłosiło prace nad dokumentami dla Płaszowa i Rybitw, a także kontynuowało przygotowanie masterplanu Wesołej. Celem jest jasne wskazanie: gdzie zieleń, gdzie zabudowa, jak prowadzić ulice i usługi. Zapowiedziano też opracowanie kolejnego masterplanu – dla Klinów.
Kraków będzie też bardziej zielony. 20 września otwarto Park Kolejowy pod estakadami między ul. Kopernika i Grzegórzecką – nową, wyjątkową przestrzeń w śródmieściu (alejki, place zabaw, strefy rekreacji, nowe nasadzenia). To przykład odzyskiwania „trudnych” miejsc dla ludzi. Równolegle miasto konsultuje i dopracowuje koncepcję przyszłego parku „Białe Morza”. Stawia w nim na ochronę przyrody, rekreację jedynie jako dodatek oraz uporządkowanie terenów po dawnych zakładach sodowych. To krok do powstania kolejnego dużego, oczekiwanego terenu zieleni.
- Zobacz też;

11 października dla mieszkańców otwarto nową siedzibę Ośrodka Ruczaj (funkcjonującego w ramach Centrum Kultury Podgórza) – z zajęciami, salami i infrastrukturą na miarę dynamicznie rosnących Dębnik. Zainteresowanie otwarciem pokazuje, jak bardzo jest to wyczekiwana inwestycja.
Obok głośnych sporów politycznych w 2025 r. widać namacalne ruchy „na plus”: dokument dla metra i start konsultacji, pół miliarda złotych na osiedlowe standardy, porządkowanie wielkich obszarów przez masterplany, nowy park w centrum i prace nad kolejnymi terenami zieleni, a także otwarty ośrodek kultury. To nie zamyka listy wyzwań finansowych, ale pokazuje, że część obietnic przechodzi w fazy projektowania i otwarcia.
Walka polityczna w Krakowie trwa, mimo że do wyborów jeszcze dwa i pół roku. Warto śledzić, co faktycznie dzieje się w mieście. Czy jest więcej plusów czy wpadek nowego prezydenta. Póki co - do referendum jeszcze długa droga.
fot. Mateusz Łysik / Głos24