niedziela, 29 stycznia 2023 09:40

Tarnów: "Jesteśmy na tyle zdeterminowane, że odejdziemy wszystkie, w liczbie 140"

Autor Mirosław Haładyj
Tarnów: "Jesteśmy na tyle zdeterminowane, że odejdziemy wszystkie, w liczbie 140"

– Jesteśmy na tyle zdeterminowane, że odejdziemy wszystkie, w liczbie 140. Miałyśmy zebranie z wszystkimi członkami i nastroje są takie, że pielęgniarki nie chcą przyjąć warunków dyrekcji i będą walczyć do ostatnich sił  – mówi Teresa Kwiek ze związku zawodowego pielęgniarek i położnych w szpitalu św. Łukasza w Tarnowie i dodaje: – A jeżeli trzeba będzie odejść, to odejdą, bo mają już dość takiego traktowania.

Sytuacja 140 pielęgniarek i położnych w szpitalu św. Łukasza w Tarnowie staje się coraz bardziej patowa. Konflikt między pracownicami a dyrekcją narasta od lipca zeszłego roku, a jego podłożem są pieniądze (dokładniej wynagrodzenia), które władze placówki chcą zredukować. – Od 1 lipca ubiegłego roku dyrekcja stwierdziła, że nie będzie uznawała kwalifikacji pielęgniarek posiadających tytuł magistra i specjalizację. Przed wejściem w życie nowelizacji ustawy o płacach minimalnych dla personelu medycznego, do czerwca ubiegłego roku, nie było to problemem – pani dyrektor uznawała zawodowe tytuły i wypłacano pensje zgodnie z deklaracjami złożonymi do Narodowego Funduszu Zdrowia – tłumaczy Teresa Kwiek szefowa Związku Pielęgniarek i Położnych szpitala imienia św. Łukasza w Tarnowie. – Niestety, od ubiegłego roku pielęgniarki, które mają tytuł magistra pielęgniarstwa i specjalizację nie otrzymały należnych pieniędzy (według ustawy powinny być one w wysokości drugiego współczynnika tj. 1,29). Również od tego czasu pani dyrektor nie uznała kompetencji pracownic, które w tym okresie (od lipca 2021, do teraz – dop. red.) podniosły swoje kwalifikacje i nie podwyższyła im pensji – dodaje.

Redukcja wynagrodzeń jest pochodną nieuznawania kwalifikacji pielęgniarek, a to z kolei wiąże się z likwidacją stanowiska wraz ze stanowiskami starszego asystenta pielęgniarstwa lub położnictwa. – Niestety, w sierpniu otrzymałyśmy aneksy do umów, które degradowały osoby ze stanowiska starszego asystenta pielęgniarstwa lub położnictwa do starszej pielęgniarki. To wiązało się z mocną obniżką pensji – wyjaśnia Kwiek. – Po negocjacjach w listopadzie pani dyrektor przekazała nam propozycję. Polegała ona na tym, że w świetle ustawy pielęgniarki miałyby być rozliczane według dwóch najniższych współczynników, z tym, że pracownice z tytułem magistra i specjalizacją otrzymałyby o 450 zł więcej od tych z najniższym progiem pensji zasadniczej. Przyznam, że jako związki przymierzałyśmy się do przyjęcia tej propozycji, ale musiałby się tam znaleźć zapis, że te osoby, które do tej pory miały uznane swoje kwalifikacje i były tak wykazywane w Narodowym Funduszu Zdrowia, zachowują swój status, a także, aby każda pielęgniarka, która nie akceptuje przedstawionej kwoty zawartej w porozumieniu, mogła na drodze sądowej domagać się wypłaty wynagrodzeń. Chodziło nam o to, żeby nie zamykać prawnie drogi do podwyżki płacy, którą zapewniła ustawa – tłumaczy nasza rozmówczyni i dodaje: – Niestety, pani dyrektor odrzuciła taką możliwość. W przesłanym piśmie poinformowała nas, że wycofuje tę propozycję i niestety w nowym roku, 10 stycznia, otrzymałyśmy, jako związki zawodowe, zawiadomienie o tym, że pani dyrektor zamierza wprowadzić wypowiedzenia zmieniające w trybie ustawy o zwolnieniach. Ma to dotyczyć tylko personelu pielęgniarskiego – to 140 osób: 138 pielęgniarek i dwie położne. Przyczyną wprowadzenia wspomnianych wypowiedzeń jest likwidacja stanowiska starszy asystent pielęgniarstwa i starszy asystent położnictwa.

Bubel prawny i "oszczędzanie" na pracownikach

Zdaniem Kwiek, winna całej sytuacji jest wadliwa ustawa, która umożliwia kierownikowi placówki dysponowanie pieniędzmi, jakie szpital otrzymuje na podstawie kontraktu z NFZ-tem. Jak przekonuje szefowa Związku Pielęgniarek i Położnych, brak zapisu konkretnych kwot z przeznaczeniem na wynagrodzenie sprawia, że można "oszczędzać" na pracownikach: – Można powiedzieć, że wszystko rozpoczęło się od ustawy o minimalnym wynagrodzeniu pielęgniarek i położnych. To bubel prawny, dzięki któremu dyrektor ma narzędzia do tego, żeby nie uznawać kwalifikacji pielęgniarkom i wypłacić im jak najmniej. Zyskuje na tym pieniądze, które może przeznaczyć na inne cele – mówi Kwiek. – Ta ustawa spowodowała powrót do praktyk, które już kiedyś, dawno temu, stosowano w kwestii finansowania szpitali. Wówczas było to samo – szpital dostawał pulę pieniędzy i nią zarządzał.  I teraz, od lipca zeszłego roku nastąpił powrót do tego sposobu rozliczania. Szpital dostaje pulę pieniędzy i dyrektor tam, gdzie potrzebuje, przesuwa środki. I jeżeli może „pozyskać” dodatkowe fundusze, obcinając pensję, nikt mu tego nie zabroni. Tak „oszczędza” się na pracownikach – dodaje.

Nasza rozmówczyni nie ukrywa swojego rozczarowania zaistniałym stanem rzeczy: – W całej tej sytuacji najbardziej przykre jest to, że dopóki pieniądze szły imiennie na danego pracownika, nie było problemu z wypłacaniem wynagrodzeń. A gdy od lipca zmieniło się źródło finansowania i wszystkie pieniądze znalazły się w jednej puli kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia (gdzie nie jest wyróżniona konkretna kwota przeznaczona na pensje), to wydaje się, że dyrekcja stwierdziła, że można zaoszczędzić na pracownikach, którzy mają najwyższe kwalifikacje.

Szefowa szpitalnego Związku Pielęgniarek i Położnych, mówiąc o sytuacji w tarnowskiej placówce, przyznaje, że brak porozumienia nie wpłynie na postulaty protestujących. – Od 2020 roku byliśmy w sporze zbiorowym, a od zeszłego roku prowadzimy ciągłe rozmowy i negocjacje z panią dyrektor w sprawie uznawania wszystkich kwalifikacji. Walczymy, żeby wynagrodzenia pielęgniarek nie odbiegały od siebie tak bardzo. Walczymy, żeby na bieżąco, jeżeli pielęgniarka podniesie swoje kwalifikacje, były one automatycznie uznawane, a co za tym idzie, przyznawane jej większe pieniądze. Walczymy też o to, żeby starszym pielęgniarkom, które są w grupie najniższego współczynnika, a które pracują 30-35 lat w zawodzie, zostały przyznane wyższe pensje zasadnicze niż personelowi, który dopiero wchodzi w zawód – mówi.

Ogromna strata. Dla pacjenta największa

Kwiek zapytana o konsekwencje grupowych zwolnień protestującego personelu jest pewna, że w przypadku tak drastycznego rozwiązania szpital straci, ale najbardziej poszkodowani będą pacjenci. – Nie mam wątpliwości, że odpływ najbardziej wykształconego personelu pielęgniarskiego będzie dla szpitala ogromna stratą, bo, niestety, jest bardzo mało prawdopodobnym, aby pielęgniarki zgodziły się na proponowane im warunki pracy, ale szpital straci nie tylko 140 bardzo doświadczonych pracowników, a po prostu 140 osób, które czuwają przy łóżkach pacjentów, co dla tych ostatnich stworzy zagrożenie, że zostaną bez opieki. Jesteśmy także przekonane, że młode pielęgniarki, które dopiero co zdobywają kwalifikacje, również odejdą, gdy zobaczą, że nie ma szans na wzrost wynagrodzeń wraz ze wzrostem kwalifikacji – tłumaczy.

Dla szefowej szpitalnych struktur związkowych jasnym jest, że palcówka nie tylko nie będzie mogła szybko znaleźć odpowiedniej liczby pracowników. Jej zdaniem wprowadzany przez dyrekcję model postępowania odbije się na renomie szpitala i będzie rzutował na jego przyszłość, jako miejsca rozpoczęcia kariery przez osoby szukające pracy w zawodzie. – Jeżeli zabraknie obsługi 140 pielęgniarek, to przede wszystkim zagrożeni będą pacjenci. To oczywiście nie stanie się z dnia na dzień, w jednym momencie, bo wypowiedzenia będą trwały od lutego do kwietnia, ale i tak w tym okresie nie będzie możliwości ich zastąpienia. Jeżeli, dajmy na to, w jednym miesiącu odejdzie 50 pielęgniarek, następnym kolejne 60 czy 70... Więc skąd wziąć zastępstwo, skoro i bez zwolnień ciężko jest z nowymi pracownicami? – pyta retorycznie. – Pomijając aspekt znalezienia zastępstwa, polityka, którą chce się wprowadzić w szpitalu, jest krótkowzroczna. Załóżmy, że kilka młodych pielęgniarek po skończeniu szkoły chętnie przyjdzie do pracy w szpitalu wojewódzkim. Na początek dostaną najniższe przysługujące im wynagrodzenie. Z czasem podszkolą się, zdobędą kwalifikacje, a potem, nie łudźmy się, pójdą do takiego szpitala, który uznaje te kwalifikacje i za nie nagradza, a nie karze. Albo po prostu od razu zaczną pracę tam, gdzie zakład stawia na wykształcenie, żeby nie musiały się stresować i bulwersować, że mimo realizowania obowiązku dokształcania się i podnoszenia kwalifikacji nie są za to nagradzane – tłumaczy, puentując: – W Tuchowie respektuje się kwalifikacje, w Dębicy respektuje się kwalifikacje, podobnie w lokalnych przychodniach i ośrodkach… Tylko w naszym największym w regionie szpitalu kwalifikacji nie chce się uznawać, ale chętnie chciano by, żeby pracownicy je posiadali, bo są one potrzebne do uzyskiwania certyfikatu akredytacji oraz ISO, a także okresowo do wyższych wypłat z NFZ.

Zapytana o sytuację z wakatami w szpitalu pod kątem zatrudnienia na stanowisku pielęgniarek Kwiek zwróciła uwagę na braki w obsadzie stanowisk, które w przypadku grupowych zwolnień jeszcze się powiększą. – Pogłębi się brak personelu w sytuacji, w której jest jego deficyt, bo aktualnie utrzymują się minimalne normy zatrudnienia. Pielęgniarek jest coraz mniej. Po prostu nie ma zastępowalności w zawodzie. Obecnie luki uzupełnia się nadgodzinami i rotacją, to znaczy, gdy na jednym oddziale nie ma dużo pacjentów, to pielęgniarki przenosi się na inny oddział, tam, gdzie aktualnie jest ich więcej – wyjaśnia i dodaje: – Ale ogólnie rąk do pracy jest coraz mniej, bo dochodzi do sytuacji, że na oddziale, gdzie jest 30 pacjentów leżących (w tym pacjenci pod respiratorem) są tylko dwie pielęgniarki. Niestety społeczeństwo coraz bardziej się starzeje, więc problem będzie narastał.

"To jest po prostu przykre"

Zapytana o aktualny stan negocjacji szefowa szpitalnego Związku Pielęgniarek i Położnych nie ukrywała, że sytuacja wcale nie dąży do pomyślnego rozwiązania. – Na środowym spotkaniu (25 stycznia – dop. red.) pani dyrektor przedstawiła nam procedury wynikające z ustawy o zwolnieniach grupowych oraz regulamin ich dotyczący. Porozumienie, w którym chcieliśmy, żeby były zawarte trochę lepsze warunki dla osób, które nie przyjmą wypowiedzeń, niestety nie zostało zaakceptowane. Czekamy do poniedziałku, bo w piątek (27 stycznia – dop. red.) jeszcze raz złożyłyśmy pismo z postulatami, które już przedstawiałyśmy ustnie dyrekcji. Są to te same postulaty, które cały czas wystawiamy do dyrekcji, więc nie za bardzo wiemy, co miałoby to zmienić – relacjonowała Kwiek. – Na środowym spotkaniu nie było żadnej propozycji od pani dyrektor, tylko przedstawienie porozumienia przygotowującego do likwidacji stanowiska starszego asystenta i dalszych kroków w myśl ustawy o zwolnieniach grupowych – podkreśla.

Zapytana o potencjalny rozwój wypadków, Kwiek zapowiada, że pielęgniarki i położne z tarnowskiego szpitala nie zgodzą się na obniżkę pensji i degradację ze stanowiska. – Jesteśmy na tyle zdeterminowane, że odejdziemy wszystkie, w liczbie 140. Miałyśmy zebranie z wszystkimi członkami i nastroje są takie, że pielęgniarki nie chcą przyjąć warunków dyrekcji i będą walczyć do ostatnich sił. A jeżeli trzeba będzie odejść, to odejdą, bo mają już dość takiego traktowania. Żeby za zdobyte kwalifikacje, które były uznawane przez 5 lat, nagle były karane. A mówimy o personelu z dużym, kilkudziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym. Niektóre z nas pracują od początku istnienia szpitala – mówi i dodaje: – To jest po prostu przykre, że takim osobom odbiera się nagle, po tylu latach pracy stanowisko, tylko po to, żeby nie wypłacać pieniędzy zgodnie z ustawą.

O ustosunkowanie się do sprawy poprosiliśmy rzecznika szpitala. Niestety nie przesłał on stanowiska placówki.

Fot.: Szpital Wojewódzki im. Św. Łukasza Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Tarnowie

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka