– Kilka razy zapaliła mi się czerwona lampka, a jednak dałem się oszukać – mówi 28-letni Paweł, który podzielił się z nami swoją historią. Młody człowiek skorzystał z oferty wspólnych przejazdów na stronie BlaBlaCar i choć czytał ostrzeżenia, udostępnił oszustom dane swojej karty i stracił pieniądze. Co ciekawe, bank, który natychmiast został ostrzeżony o kradzieży pieniędzy z konta, przelał pieniądze oszustom.
Wiele razy słyszymy i czytamy o osobach, które straciły pieniądze klikając w przesłane linki. Wydawać się może, że oszuści polują głównie na seniorów, od których wyłudzają pieniądze metodą "na policjanta", "na pracownika banku", czy "na wnuczka". Tymczasem ofiarami oszustów padają też osoby młode. Tak było z panem Pawłem, który, jak sam podkreśla, wiedział, że nie powinien klikać w przesłane linki, czy płacić za podróż inaczej, niż u kierowcy gotówką, a jednak dał się oszukać i stracił kilkadziesiąt euro, rezerwując wspólny przejazd przez platformę BlaBlaCar.
Od pewnego czasu popularna platforma do wspólnych przejazdów stała się miejscem działania oszustów. Już w marcu 2021 r. o oszustwach na BlaBlaCar ostrzegał CERT Polska – zespół powołany do reagowania na zdarzenia naruszające bezpieczeństwo w sieci Internet. "Korzystasz ze wspólnych przejazdów na BlaBlaCar? Uważaj! Nasz zespół zaobserwował nowy schemat oszustwa. Przestępcy zaczęli zamieszczać na portalu BlaBlaCar fałszywe ogłoszenia wspólnych przejazdów na popularnych trasach" – napisało CERT Polska na Facebooku. Jak wyjaśniono, "podróżni po zaakceptowaniu oferty otrzymują od fałszywego kierowcy wiadomość z propozycją opłaty przejazdu kartą płatniczą przez stronę internetową". "Pod podanym przez oszusta linkiem znajduje się fałszywa strona przypominająca prawdziwy portal BlaBlaCar. Strona w pierwszym kroku wymaga potwierdzenia przejazdu przez wpisanie danych osobowych, a w kolejnym podania danych karty płatniczej wraz z kodem CVV" – informował CERT alarmując, że podanie tych danych pozwoli przestępcom ukraść pieniądze. Warto dodać, że BlaBlaCar wyraźnie ostrzega na swojej stronie o grożących kierowcom czy pasażerom oszustwach, zwłaszcza przed klikaniem w przesyłane im linki. Mimo to ofiarą takiego oszustwa padł właśnie 28-letni pan Paweł.
– To było w październiku, gdy byłem na wyjeździe służbowym w Wiedniu. Wracałem już do Polski i chciałem odwiedzić rodzinę w Krakowie. Jechaliśmy jednak nie przez Kraków, ale przez Katowice. Szukałem więc gorączkowo przejazdu z tego miasta do Krakowa. Nie było to proste, bo musiałem znaleźć połączenie z punktu na trasie naszego autokaru, który jechał obwodnicą. Zacząłem szukać jakiegoś połączenia do Krakowa, ale o tej porze nie było żadnych autobusów, a być może ja nie mogłem znaleźć żadnych połączeń w Internecie. Stwierdziłem więc, że poszukam jakiejś oferty na BlaBlaCarze. Było kilka propozycji wspólnego przejazdu. W zasadzie najbardziej pasowała mi jedna – mówi nasz rozmówca. Ta oferta okazała się właśnie ofertą oszusta.
Oferta dużo tańsza niż inne
Jak wspomina, już wtedy coś go w tej ofercie zaniepokoiło, ale jednak nie posłuchał intuicji i zdecydował się skorzystać ze wspólnego przejazdu. – Znalazłem ofertę dużo tańszą niż inne. W sumie trochę mnie to zdziwiło, ale ponieważ mi pasowała, wstępnie ją zarezerwowałem – mówi mężczyzna.
Oferta pochodziła od kobiety, która przedstawiała się jako Alicja. – Wysłałem do niej zapytanie o przejazd. Potwierdziła, że ma wolne miejsce. Ucieszyłem się, bo miałem w końcu transport. To był dla mnie trudny dzień. Byłem zabiegany z powodu podróży i zmęczony, bo jak się okazało, musieliśmy się przesiąść do innego autobusu, jadącego przez Katowice do Warszawy. Gdy znalazłem ten przejazd byłem w końcu spokojny, że będę miał transport do Krakowa – wspomina pan Paweł. Już po zarezerwowaniu przejazdu kobieta wysłała do mężczyzny link do przelewu. On, choć wiedział, że BlaBaCar ostrzega przed takimi sytuacjami, dał się na to nabrać.
– Gdy już jechałem autobusem do Katowic, ta kobieta wysłała mi link z informacją, żebym dokonał wpłaty 5 zł, żeby potwierdzić rezerwację. Mnie to o tyle zadziwiło, że wszędzie na BlaBlaCar były informacje, żeby na to uważać. Ja napisałem jej, że są ostrzeżenia: "Nigdy nie klikaj w żadne linki, które ci ktoś wysyła do zapłaty. Zapłać bezpośrednio u kierowcy". Byłem na tyle przytomny, że wysłałam do niej pytanie, dlaczego mam to zrobić, skoro BlaBlaCar wyraźnie pisze, żeby nie płacić, a ona przesłała mi screeny z logiem BlaBlaCar, mówiące o takiej opłacie i odpisała, że to jest po to, żeby potwierdzić rezerwację. Coś mi tu nie grało i z tego powodu wziąłem inną kartę niż ta, której używam na co dzień, taką na której miałem tylko niewielką ilość pieniędzy. Link prowadził do bramki płatniczej. Tam musiałem podać numer karty i jeszcze coś. Odesłało mnie do jakiejś innej strony, więc się zdziwiłem i dość szybko uświadomiłem sobie, że pewnie padłem ofiarą oszustwa. Sprawdziłem swoje konto i rzeczywiście ściągnęło mi chyba koło 50 euro, czyli generalnie prawie wszystko, co miałem na tej karcie. Ta transakcja była legalna pod tym względem, że dostałem potwierdzenie SMS, że będzie transakcja z mojego banku. Nie wiedziałem jakiej wysokości jest ta transakcja, ale kliknąłem, że ją potwierdzam – mówi mężczyzna. Na szczęście stracił stosunkowo niewielką kwotę. Gdyby użył karty do konta głównego, mógłby stracić wszystkie pieniądze.
Te rzeczy powinny zaalarmować, że mamy doczynienia z oszustem
Młody człowiek, choć wiedział teoretycznie, jak działają oszuści i czytał ostrzeżenia na stronie BlaBlaCara, dał się złapać i stracił pieniądze. – Sam się dałem nabrać. Od początku czułem, że to jest jakaś podejrzana akcja. Takich rzeczy, na które powinienem zwrócić uwagę było kilka. Powinienem zauważyć, że coś się kroi, ale miałem taką zupełnie irracjonalną nadzieję, że tym razem wszystko będzie ok, bo gdy jesteś zmęczony, chciałbyś, żeby się udało załatwić przejazd. Było przecież dużo takich czerwonych flag, które powinienem potraktować jako ostrzeżenie. Kilka razy zapaliła mi się czerwona lampka, a ja głupi dałem się oszukać – podsumowuje.
Mężczyzna wymienia, na co powinien zwrócić uwagę, co powinno zaalarmować go, że zamawia transport u oszusta. – Po pierwsze oczywiście nie powinienem w nic klikać, kiedy wiedziałem, żeby tego nie robić. To było bardzo głupie. Druga rzecz to na przykład sam przejazd, bo ta kobieta zaoferowała przejazd przez całą Polskę. Ona jechała z Gdańska chyba do Rzeszowa. Teraz wiem, że ustawiając taką trasę z częstymi przystankami chciała po prostu zainteresować nią jak najwięcej osób. Do tego zaproponowała bardzo preferencyjną cenę. Pewnie wiedziała, że na tak niską cenę nabierze się wielu pasażerów. Ja za przejazd z Katowic do Krakowa miałem zapłacić tylko 20 zł – mówi pan Paweł.
Kolejna rzecz, która powinna zaniepokoić to forma samej konwersacji, z której można wywnioskować, że rozmowa jest tłumaczona przez translator. – Ona popełniała błędy gramatyczne i składniowe, więc powinienem się domyślić, że jest to tłumaczone przez translator. To też było podejrzane. Dodatkowo nie miała pełnych danych i chyba miała zagraniczny numer telefonu, ale tego nie jestem dziś pewny – mówi nasz rozmówca.
Dlaczego Paweł dał się oszukać? Dlaczego przegapił wszystkie sygnały, o których mówi się na nawet najbardziej podstawowym szkoleniu z zakresu bezpieczeństwa w sieci? – Kiedy jesteś zmęczony i wracasz i masz ochotę na transport do domu, to po prostu czasem takich rzeczy się nie wyłapuje. Dlatego też padłem ofiarą oszustów. Do dzisiaj jest mi bardzo głupio, że się dałem nabrać, bo czułem, że jest tu coś podejrzanego, wiedziałem ze strony BlaBlaCar, jak działają oszuści, a i tak dałem się nabrać – podsumowuje. Mężczyzna ostatecznie zadzwonił do rodziny w Krakowie i tak dotarł do stolicy Małopolski.
Sfałszowane grafiki i podejrzane linki
O komentarz do sytuacji poprosiliśmy też biuro prasowe BlaBaCara. "Jest nam bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Kwestie bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa są dla nas priorytetem i dokładamy wszelkich starań, aby przeciwdziałać zachowaniom niepożądanym wobec naszej społeczności oraz edukować ją – czytamy w przesłanej korespondencji. – Szczególnie uczulamy naszych użytkowników, aby nie klikali w żadne linki przesyłane od kierowców oraz, by dokonywali bezpiecznych opłat: gotówką w aucie za przejazd lub przelewali opłatę serwisową tylko poprzez nasz serwis podczas rezerwowania przejazdu. Dlatego w naszej aplikacji nie ma możliwości przesyłania linków. Gdy ktokolwiek próbuje przesyłać linki przez naszą platformę są one automatycznie usuwane przez systemy automatycznej moderacji. Dodatkowo publikujemy liczne komunikaty na ekranie potwierdzenia transakcji, wyskakujące pop-upy, by uczulić użytkowników, aby zachowali ostrożność. Wszystkie szczegółowe informacje na ten temat są dodatkowo umieszczone w centrum wsparcia pod linkiem – odpisała firma.
Zapytaliśmy też o podejrzane screeny, które "Alicja" przesłała naszemu rozmówcy. "Przesłane przez Panią zrzuty ekranu wysłane przez kierowcę pochodzą z innego źródła niż platforma BlaBlaCar. W każdej sprawie, która dotyczy potencjalnego oszustwa zachęcamy użytkowników do zgłaszania do naszego zespołu wsparcia użytkownika. Po rozpoznaniu sprawy i weryfikacji oszustwa konta osób, którym udowodniono oszustwo lub działanie niezgodne z regulaminem są usuwane bezterminowo. W przypadku zgłoszenia przez naszych użytkowników na policję lub do innych organów ścigania — współpracujemy z nimi, aby wesprzeć w rozwiązaniu sprawy – zapewnił BlaBlaCar Polska.
Biuro prasowe popularnej platformy do wspólnych przejazdów podkreśliło, że grafiki, które w konwersacji oszust przesłał panu Pawłowi pochodzą z innego źródła niż z BlaBla Car Polska "Nie są to grafiki, które widoczne są gdziekolwiek w serwisie BlaBlaCar, dlatego można założyć, że zostały spreparowane przez osoby trzecie" – napisało BlaBlaCar Polska.
Bank przelał pieniądze na konto oszusta
Sprawa mogła się skończyć jednak pomyślnie dla pana Pawła, gdyby nie regulamin Alior Banku, który nie uwzględnił reklamacji oszukanego klienta. Pan Paweł, gdy tylko zorientował się, że padł ofiarą oszusta zaalarmował o tym swój bank. – Jak tylko zorientowałem się, że tak się stało zadzwoniłem na infolinię Alior Banku. To było w piątek po południu. Transakcje nie zostały od razu zrealizowane. Pieniądze zabrane z mojego konta przez oszusta zostały po prostu zablokowane na moim koncie. Bardzo szybko, może w ciągu godziny (byłem w podróży i czekałem, aż będziemy mieli postój) zadzwoniłem na infolinię Aliora i poinformowałem co się stało i że pieniądze chcą pobrać oszuści. Pracownik infolinii, generalnie bardzo uczynny, zablokował moją kartę i przyjął zawiadomienie, że padłem ofiarą oszustwa. Poinformował jeszcze, abym złożył reklamację w Banku, ale zapewnił, że to będą tylko formalności i odzyskam pieniądze. W poniedziałek poszedłem do banku i złożyłem reklamację. Tam też dowiedziałem się, że wszystko zostało przyjęte i tak dalej, że mam spokojnie czekać na odpowiedź. Po pewnym czasie przyszła odpowiedź z banku, że nie uznają mojej reklamacji, bo ją autoryzowałem i że jeśli ktoś inny dokonał autoryzacji bez mojej zgody, to powinienem to zgłosić na Policję. A przecież nie autoryzowałem transakcji, o której myślałam, że autoryzuję, ale to, co spreparowali oszuści. Straciłem w sumie 50 euro. Nie chciało mi się jeszcze potem składać zażalenia w banku na rozpatrzenie mojej reklamacji – mówi pan Paweł.
Bank odpowiedział mu, że potwierdzając transakcję złamał regulamin usług bankowych i reklamacja nie została uwzględniona. – Najbardziej wkurza mnie to, że człowiek oszczędza na wszystkim, dosłownie od ust sobie odejmuje, tego nie kupi, tamtego nie kupi, a tu jakby te pieniądze wyrzucić na śmietnik i do tego jeszcze bank przelewa kasę oszustom, pomimo zgłoszenia przeze mnie całej sytuacji – mówi rozgoryczony.
Skontaktowaliśmy się z biurem prasowym Alior Banku prosząc o wyjaśnienie reakcji banku, po której można odnieść wrażenie, że stanął po stronie oszusta, kosztem klienta. Mógł zablokować transakcję, bo klient od razu poinformował o tym, że padł ofiarą oszustwa, a jednak tego nie zrobił i przesłał blisko 50 Euro na konto złodzieja. Najpierw zadzwoniła do nas przedstawicielka banku, informując, że bank nie może przekazać nam konkretnych informacji związanych z odpowiedzią na reklamację, ponieważ obowiązuje go tajemnica bankowa. Potem to samo Alior Bank odpisał nam mailem.
fot. Pixabay.com/ Głos24