„Ja tylko chciałam, żeby lasy mogły się zestarzeć. Żeby drzewa nie kończyły życia na tartaku, ale same się przewracały, a potem dawały miejsce młodym” – mówi Anna Treit, architektka, która stała się ekspertką od ochrony przyrody w Małopolsce. Jej historia pokazuje, że nawet pojedynczy człowiek może zatrzymać wycinkę i zmienić krajobraz wokół siebie.
Od architektury do przyrody
Jeszcze kilka lat temu Anna Treit zajmowała się projektowaniem budynków w Krakowie. Wszystko zmieniło się… przez psa.
– „Znalazłam go w Beskidzie Wyspowym. Wyciągał mnie na spacery do lasu. Tam zobaczyłam, że moje ulubione miejsca znikają – drzewa były wycinane, inne oznaczone pomarańczowymi kreskami. Zrobiło mi się smutno i poczułam, że muszę działać” – wspomina.
Tak architektka zaczęła przemieniać się w jedną z najbardziej rozpoznawalnych aktywistek ekologicznych w Małopolsce. Dziś działa m.in. w Ogólnopolskim Towarzystwie Ochrony Ptaków, wcześniej w „Pracowni na rzecz Wszystkich Istot”. – „Moja praca to misja: stoję pomiędzy tymi, którzy chcą obcować z przyrodą, a delikatnymi ekosystemami, które same się nie obronią”.

Kleszczowskie Wąwozy – rezerwat, który wywalczyli mieszkańcy
Efektem jej kilkuletnich starań jest utworzenie nowego rezerwatu. 22 marca 2025 roku w gminie Zabierzów otwarto rezerwat przyrody „Kleszczowskie Wąwozy”. To 64 hektary lasów bukowych, malowniczych wąwozów i cennych gatunków mchów, porostów oraz ptaków.
– „Zaczęliśmy od małej inicjatywy: Ratujmy Kleszczowskie Wąwozy. Spotkania, petycje, setki pism, ale też wydarzenia, jak kolędowanie pod bukami. Śpiewaliśmy, żeby buki przetrwały. To zainteresowało nawet samych leśników” – opowiada Treit.
Droga była długa. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska długo twierdziła, że obszar „nie ma walorów”. Dopiero badania naukowców wykazały, jak wyjątkowe są te lasy.
– „Każdy przyrodnik, który tam przychodził, był zachwycony. A urzędnicy wciąż odpowiadali: nie ma wartości. Słyszałam nawet, że powołanie rezerwatu będzie deprecjonowało formę ochrony, jaką jest rezerwat. Absurd” – mówi Treit.
Ostatecznie, po latach starań, udało się. Otwarcie świętowano z udziałem naukowców, aktywistów, mieszkańców i lokalnych władz. – „To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu” – podsumowuje Treit.
- Zobacz też:

Dlaczego potrzebne są lasy społeczne?
Sukces Kleszczowskich Wąwozów pokazał, że determinacja mieszkańców ma sens. Ale to dopiero początek. Kolejnym wyzwaniem są lasy społeczne – idea ogłoszona przez Ministerstwo Klimatu. Ich celem było wyłączenie części lasów z gospodarki leśnej i ochrona przed wycinkami, zwłaszcza w pobliżu dużych miast.
– „To miały być lasy dla ludzi – bez huku pił i harwesterów, bez widoku stosów drewna. Lasy, które chronią wodę, klimat, dają nam oddech” – tłumaczy Treit.

Organizacje ekologiczne zaproponowały, by aż 70 procent terenów wokół Krakowa uznać za lasy społeczne. Lasy Państwowe chciały oddać jedynie 7 procent – głównie już istniejące rezerwaty i zaliczając do lasów społecznych nawet… boisko sportowe w Niepołomicach.
– „To wyglądało tak, jakby bali się oddać choćby skrawek. Ministerstwo miało dobre intencje, ale zabrakło odwagi i konkretnych narzędzi. Proces utknął” – ocenia Treit.
- Zobacz też:

Puszcza Dulowska – zielone serce zachodniej Małopolski
Jednym z miejsc, które powinno być lasem społecznym, jest Puszcza Dulowska – ponad 2600 hektarów lasów pomiędzy drogą krajową 79 Chrzanów - Krzeszowice, linią kolejową Trzebinia – Bolęcin a Wzgórzem Zamkowym w Rudnie. To część Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego — teren o ogromnym znaczeniu przyrodniczym i społecznym: siedlisko wilków, rysi, łosi i dziesiątek gatunków ptaków, a dla mieszkańców – codzienny teren spacerów, biegów i wycieczek rowerowych.
- Zobacz też:

– „Byłyśmy tam z Siostrami Rzeki. Szłyśmy mokradłami nad Chechłem, gdzie rośnie największa paproć Europy – długosz królewski. Ludzie spacerowali, biegali, jechali na rowerach. Każdy czuł, że to jest las społeczny, nawet jeśli urzędnicy tego nie uznali” – relacjonowała Treit.

Mimo apeli trzydziestu organizacji, puszcza nie znalazła się w programie. Tymczasem jej przyszłość zagrażają wycinki i planowana obwodnica Trzebini i Chrzanowa. – „Nie możemy się na to godzić. To naturalna bariera chroniąca mieszkańców przed spalinami autostrady. To serce, które bije dla wszystkich” – podkreśla aktywistka.
Każdy może być strażnikiem przyrody
Anna Treit powtarza, że w ochronę przyrody może zaangażować się każdy. – Nie trzeba być biologiem. Wystarczy pójść na spacer i patrzeć. Zauważyć, że coś jest wyjątkowe. Można używać aplikacji, zaprosić naukowców, napisać pismo albo dołączyć do akcji. Nawet wyrywanie inwazyjnego niecierpka drobnokwiatowego ma sens.
Dodaje: – Przyroda nie jest naszą własnością. Dostaliśmy ją od przodków i mamy obowiązek przekazać ją dalej – w dobrym stanie. To nie jest nakaz z góry, to wspólna odpowiedzialność.

Dlaczego to ważne właśnie teraz?
W ostatnich latach tempo wycinek w Polsce rosło, a spory o przyszłość lasów nasiliły się. Choć politycy obiecywali wyłączenie 20 procent lasów spod gospodarki leśnej, na razie obietnice te nie zostały spełnione. – Zawsze znajdzie się wymówka: wybory, brak czasu, brak ram prawnych. A przyroda nie poczeka. Jeśli teraz nie ochronimy starodrzewów, za kilkadziesiąt lat ich już nie będzie – ostrzega Treit.
Inspiracja z sąsiedztwa
Anna Treit pokazuje, że zwykła mieszkanka może zmienić bieg wydarzeń. Dzięki niej na mapie Małopolski pojawił się nowy rezerwat, a temat lasów społecznych zagościł w debacie publicznej.
– Ja tylko chciałam, żeby lasy mogły się zestarzeć. Żeby drzewa nie kończyły życia na tartaku, ale upadały same, a potem dawały miejsce młodym. Bo taki jest rytm natury. I my też powinniśmy mu zaufać – mówi.

Architektka, która stała się ekolożką, inspiruje. To dowód, że każdy z nas może być strażnikiem przyrody – we własnym sąsiedztwie. Bo walka o lasy to nie abstrakcyjne hasło, ale troska o miejsca, które znamy, w których oddychamy i które zostawimy po sobie kolejnym pokoleniom.
fot. Mateusz Łysik, Fb. Stop Wycince Puszczy Dulowskiej, Siostry Rzeki