Postacie o niezwykłych biografiach, ograniczona paleta barw i charakterystyczne dla artysty powidoki - Bartłomiej Bart Dyrcz - artysta z Tokarni, namalował cykl obrazów poświęcony wydarzeniom i postaciom lokalnym zatytułowany Dekalog. Znaki historii. W piątek w Jordanowie odbędzie się wernisaż jego wystawy.
Dekalog często inspiruje artystów. Najbardziej chyba znanym w Polsce jest cykl filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Tym razem z tematem zmierzył się Bartłomiej Bart Dyrcz z Tokarni. Jego Dekalog to 10 obrazów na płótnie, które składają się na opowieść o postaciach i wydarzeniach z przeszłości regionu. Artysta moralne przesłanie zilustrował przywołaniem mniej lub bardziej znanych postaci z lokalnej historii. To misjonarz pallotyn, ks. Franciszek Kania, franciszkanin bł. o. Brunon Zembol z Łętowni, który zginął w Dachau. Mieszkańcy Tokarni rozpoznają twarz ks. prałata Jana Macha, swojego wieloletniego proboszcza i mecenasa sztuki. Na obrazach są profesorowie, ofiary zbrodni katyńskiej, matka, ratująca Żydów z narażeniem życia swojej rodziny i żołnierze wyklęci.
Cykl będzie można zobaczyć od piątku w Galerii pod Basztą w Jordanowie. Wernisaż zaplanowano na godz. 17, 21 kwietnia. O wystawie Dekalog. Znaki historii rozmawiamy z autorem prac.
Panie Bartłomieju, mi Dekalog kojarzy się przede wszystkim z cyklem filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Co pana zainspirowało do podążenia jego śladem?
– Faktycznie, Kieślowski wywarł wielki wpływ na to, z czym kojarzy się Dekalog. Ja też jestem w kręgu jego wpływów. Czwartek 14 marca 1996 roku to był dzień, który szczególnie zapamiętałem. Byłem wtedy jeszcze w liceum. Tego dnia czuło się zapach wiosny i w drodze ze stancji do szkoły postanowiliśmy z kolegą Bartoszem zamiast na lekcje, pójść na łono natury. W sklepie kupiliśmy prowiant na wyprawę i gazetę. Na okładce było zdjęcie Krzysztofa Kieślowskiego i informacja o jego śmierci. W lesie przy ognisku otwarłem gazetę i przeczytałem z zapartym tchem artykuł o Kieślowskim. To był czas, kiedy bardzo fascynowałem się kinem. Rok wcześniej telewizja transmitowała 100 filmów na 100-lecie kina. Poznałem wtedy klasykę filmu, m.in. Dekalog, cykl dziesięciu telewizyjnych filmów psychologicznych z 1988 roku w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego, który zapadł mi głęboko w serce. Zafascynował mnie przede wszystkim sposób opowiadania i rodzaj kreacji rzeczywistości, co do dziś mnie inspiruje. Dekalog, który wykuwało się kiedyś na pamięć na lekcjach religii, trzeba było teraz samemu skonfrontować z własnym życiem. Moja wystawa powstała bardzo naturalnie. Wypływa z moich zainteresowań literacko-historycznych. Wiele z przedstawionych wydarzeń i postaci opisywałem w swoich publikacjach, a szczególnie w ostatniej – „Dziejopis. Kliszczacki trójkąt”. Są mi szczególnie bliskie, ponieważ to moje korzenie, zakotwiczone w terenie, na którym od setek lat mieszka moja rodzina. Nad każdą z tych historii starałem się pokornie pochylić, obrazy więc są wynikiem długotrwałych badań, a projekty powstawały w fazie olśnienia, rodziły się niespodziewanie. Obrazy te są symbolicznie dopasowane do przykazań Dekalogu, to nie są jednoznaczne wskazania, mają bardziej inspirować i służyć do odkrywania na nowo treści zawartych w Dekalogu.
Jak długo pracował pan nad cyklem?
– Pierwszy obraz tego cyklu powstał w październiku 2021 roku. Zatytułowałem go Aresztowanie Katarzyny Filipek luty 1944. Miałem wtedy kumulację kilkuletniego zbierania materiałów o wdowie, która zginęła za pomaganie rodzinie żydowskiej podczas niemieckiej okupacji, osierocając siedmioro dzieci. Od czasu do czasu brałem udział w Aukcjach Młodej Sztuki i postanowiłem posłać ten obraz, żeby zobaczyć jak rynek zareaguje na taką lokalną tematykę i czy w ogóle się przyjmie. Obraz został sprzedany podczas aukcji w Desa Unicum w Warszawie w styczniu 2022 roku. Ten obraz uruchomił we mnie pomysł na następny, związany z lokalnymi postaciami i wydarzeniami, które badałem pisząc swoje książki. Powstawał Echo Kacper Proszek fałszerz pieczątek. Efekt bardzo mnie zadowolił. Zauważyłem, że jest dla mnie coraz bardziej ważne takie przełożenie postaci i jej losów na formę obrazu. Stwierdziłem, że pozostawię ten obraz i nie oddam go na aukcję. Zacząłem pracować nad następnym - Katyń pamięci kpt. Mieczysława Targowskiego, ziemianina, którego losy długo badałem. Kolejne obrazy powstawały w 2022, w roku ekspansji Rosji na Ukrainę. Relacje z frontu ukraińskiego przypominały sytuacje, w jakich znaleźli się Polacy, podczas II wojny światowej. Ostatni obraz poświęcony pacyfikacji Zawadki powstał w lutym tego roku. Obrazy malowałem powoli w mojej pracowni, która jest dla mnie jak schron, miejsce, gdzie można usłyszeć swój wewnętrzny głos.
Czym różni się ten cykl od pana wcześniejszych prac?
– Ostatnie obrazy i wystawy, które zrealizowałem to były cykle obrazów Przebłyski, Geometria światła, Częstotliwość, Energie i Fale. Już same tytuły sugerują kolor, energię i wibracje. Obrazy te opierałem na geometrii i obserwacji powidoków świetlnych. W obrazach z cyklu Dekalog wykorzystałem rodzaj powidoku - plam, abstrakcyjnych kształtów, ale łączących się ze sobą i tworzących realny wizerunek postaci czy miejsc. Ograniczyłem paletę tylko do trzech barw – biel, czerń i szarość. Ta synteza pozwoliła mi się skupić na istocie postaci i wydarzeń. Wizerunki oparłem o archiwalne fotografie, jednak każdy obraz zbudowany jest z pojedynczych plam i ograniczonych barw. Są przez to proste w swojej wymowie.
Na wystawie zobaczymy 10 całkiem nowych prac. Na obrazach są osoby i symbole związane z Polską. Czy to pana osobisty dekalog? Wzory do naśladowania?
– 10 obrazów składa się na opowieść o postaciach i wydarzeniach z przeszłości regionu, w którym mieszkam, ale prezentują uniwersalne dla Polski bolesne tematy - II wojna światowa, Katyń, Holokaust. Wystawa to również opowieść o rodzimym pejzażu i ludowości, a w końcu o poszukiwaniu nowoczesnego wyrazu artystycznego z nadal obecnymi symbolami i alegoriami. Namalowane postacie są dla mnie bardzo bliskie, np. ks. Jan Mach – jestem autorem jego biografii pt. Urywki życia. X. Jan Mach architekt duszy, historyk i etnograf, był moim katechetą, człowiekiem przedwojennego pokolenia, który zaszczepił we mnie miłość do historii, kultury i muzealnictwa. Postacie, których osobiście nie poznałem, takie jak ks. dr Antoni Gagatnicki, którego biografię i rękopisy opracowałem w książce Zapomniane rękopisy, czy kpt. Mieczysław Targowski, ziemianin, to życiorysy zamknięte, a ciągle czuję, że dzięki nim poznaję historię i jej głębiny, czuję ich mentalny wpływ na moje życie i to, kim jestem. „Żeby zobaczyć kim jesteś, musisz wiedzieć kim byłeś” mawiał ks. Mach. To byli bardzo wyjątkowi ludzie, pracowici, oddani Bogu i sprawom ojczyzny, na pewno moglibyśmy się wiele od nich nauczyć.
Jak będzie wyglądał wernisaż?
– Wernisaż planujemy bardzo prosto i klasycznie. Na otwarciu wystawy na pianinie zagra moja córka Alicja, utwory Walc 2 Szostakowicza, Wiosenny Walc i Polonez Opus Posth B.B1 No. 11 G-mol Chopina. To powinno wprowadzić dobry klimat. O kilka zdań poprosiłem ks. dr Sławomira Filipka, który napisał słowo wstępne do katalogu wystawy. Tematyka moich prac jest mu bardzo bliska, jest wnukiem Katarzyny Filipek, której poświęciłem pierwszy obraz. Wystawie towarzyszyć będzie katalog dokumentujący ten cykl.
Czy planuje pan pokazać prace w innych miastach Polski, a może też za granicą?
– Pierwsza wystawa w Jordanowie wypłynęła bardzo spontanicznie. Podczas premiery mojej książki w CKiBM wspomniałem dyrektorowi Janowi Hanusiakowi, że pracuję nad cyklem obrazów o tematyce historycznej. Zaproponował, że jak będę gotowy to chętnie pokażę obrazy u siebie w Galerii pod Basztą. To ciekawe miejsce w podziemiach byłego sądu w Jordanowie. Dyrektor Hanusiak własnoręcznie odkuwał tam stare tynki i odsłonił piękną starą cegłę. Nadało to wnętrzom wyjątkowy klimat i mnie osobiście ten cykl dobrze się tam wpasowuje. Zaprezentowany zostanie w jednej z ceglanych nisz, do których wejście prowadzi przez półokrągłe sklepienie. Metalowe ramy i surowość obrazów dobrze prezentują się na tle ceglanego muru. Kolejna prezentacja zaplanowana jest na wrzesień w Muzeum Niepodległości w Myślenicach. Są też w planach dalsze propozycje. To dla mnie otwarta sprawa i zdaję się na los. Ważne, że cykl jest skończony i można go zaprezentować jako całość. Jestem ciekawy odbioru i rezonansu tej wystawy. Serdecznie zapraszam.
***
Bartłomiej Dyrcz
Urodzony w 1977 roku w Zakopanem. Pisarz, malarz, scenograf. Ukończył studia w Instytucie Sztuki na wydziale Pedagogiczno-Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w latach 1997-2002. Dyplom w pracowni grafiki artystycznej u prof. Eugeniusza Delekty. Ukończył studium Akademii Filmowej w Krakowie. W 2003 roku debiutował tekstami o filmie na łamach „Antologii młodej krytyki filmowej” wydanej przez Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Dwukrotne wyróżnienie w konkursie pisarskim o nagrodę im. Krzysztofa Mętraka. Finalista konkursu Trzy Korony Małopolska Nagroda Filmowa 2015 za scenariusz filmu dokumentalnego napisanego z Janem Polewką „Objętość Duszy” o krakowskim architekcie i konstruktorze Lesławie Kostce. Od 2017 roku dyrektor Kliszczackiego Centrum Kultury.
Autor publikacji historycznych, za które został odznaczony Medalem Pro Patria: „Zapomniane Rękopisy”, „Urywki życia. X. Jan Mach architekt duszy”, „Strażnik czasu. Józef Wrona fotograf”, „Pamiętamy” i „Pamiętamy II”,. Rrealizował autorskie scenografie do filmów fabularnych: „Gówno pod teatrem”, „Deus ex Machina”, „Heniek”. Pracował przy produkcji filmów fabularnych i serialach tv m. in. „Janosik. Prawdziwa historia”, „Wszystkie kobiety Mateusza”, „Ratownicy”, „Wiadomości z drugiej ręki”, „Katastrofy górnicze”. Pracował przy produkcji sztuk teatralnych dla dzieci i dorosłych m. in. „Przemiany”, „Skąpiec”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Towarzystwo Pana Brzechwy”. Realizował scenografię do widowisk plenerowych „Wielka Parada Smoków”, „Festiwal Materia Prima”. Organizuje wydarzenia: Odkryj Beskid Wyspowy, Festiwal Rytmy i Smaki, Memoriał Sportowy im. T. Zdunia, Święto Plonów, Tour de Tokarnia, Rajd Śladami AK w Masywie Kotonia.
- Zobacz też: De Press śpiewa o reparacjach. "Usłyszeć swój tekst głosem legendarnego Andrzeja Dziubka, to było coś"
fot. Teresa Mizera-Dyrcz