sobota, 5 lutego 2022 06:01

Bracia Goczałowie o Dakarze: Do tego rajdu trzeba podejść z ogromną pokorą

Autor Marzena Gitler
Bracia Goczałowie o Dakarze: Do tego rajdu trzeba podejść z ogromną pokorą

- Łzy leciały mi na pierwszym odcinku, jak urwałem koło, bo mówię: nie, no już cały rajd mamy z głowy. Potem wygranie tych odcinków: mega radość, potem znowu jakieś przygody. A to, co zrobili nasi przyjaciele, znajomi i rodzina - jak to zobaczyłem, to od razu mi się łezka w oku zakręciła - mówi Marek Goczał, który wraz z bratem Michałem Goczałem opowiadają o tegorocznym Dakarze i powitaniu po rajdzie w Enargylandii. Jak oceniają swój start? Jakie cel stawia sobie Energylandia Rally Team i jaką niespodziankę przygotowuje na kolejny Dakar?

Michał i Marek Goczałowie, zawodnicy Cobant Energylandia Rally Team, drugi raz wzięli udział Rajdzie Dakar 2022. W styczniowych zmaganiach na Półwyspie Arabskim załoga Marek Goczał i Łukasz Łaskawiec uplasowała się na IV miejscu w klasie SSV, a na trasie dostarczyła nam wielu emocji i wygrała pięć odcinków specjalnych. Trzecie miejsce straciła dopiero na ostatniej prostej. Druga ekipa - Cobant Energylandia Rally Team: Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk zakończyła zmagania na piątym miejscu. O wrażeniach z niebezpiecznej trasy i planach na kolejny Dakar opowiadają w studiu Głos24.

Po raz kolejny reprezentowaliście Małopolskę w tym prestiżowym rajdzie i to z niemałym sukcesem, bo choć nie na podium, to były odcinki, na których zdobywaliście medale i to obydwie załogi. Czym ten rajd różnił się od poprzedniego?

Michał Goczał: Podczas pierwszego startu nie mieliśmy takiego doświadczenia. Nie wiedzieliśmy „z czym to się je” i tak naprawdę nasze przygotowanie były takie „na czuja”. Natomiast na drugą edycję byliśmy zupełnie inaczej przygotowani. Zrobiliśmy szereg różnych zadań, które przez cały rok „odrabialiśmy” i to nam szło dobrze. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Przejechaliśmy też przed tym jednym najważniejszym sporo innych rajdów. Doświadczenie było dużo większe, no natomiast jeszcze chyba troszkę zabrakło. Znowu mamy kolejną listę po tym Dakarze na kolejny start. Także w tym roku znowu będziemy ulepszać i mam nadzieję, że w końcu znajdziemy się na podium.

Panie Marku, skąd energia, skąd siły, żeby brać  po raz kolejny udział w tak ryzykownym jednak rajdzie, bo jest to rajd, w którym zdarzają się nawet wypadki śmiertelne. W tym roku też zginął 22-letni mechanik z Francji. Państwo też musicie się mierzyć z tym ryzykiem. Na na trasie był kurz, były rzeczy, który się nie spodziewaliście, musieliście też patrzeć na inne załogi, które wypadały z trasy. Jak sobie z tym radzicie?

Marek Goczał: Jeżeli chodzi o tę edycję Dakaru to była troszeczkę, powiedzmy niebezpieczna, bo faktycznie zginął jeden z członków zespołu. Dwudziestoletnia osoba. Mieliśmy też zagrożenie terrorystyczne.

Rajd zaczął się od wybuchu i istniało ryzyko, że rajd w ogóle się nie odbędzie.

Marek Goczał: Był jeden wybuch, potem spłonęła jedna ciężarówka. Nie wyjaśniono do końca przyczyny, czy to był zamach czy po prostu coś było nie tak z tą ciężarówką. Jeżeli chodzi o organizatorów, to stanęli na najwyższym podium. Był to chyba rekordowy Dakar, jeżeli chodzi o ilość uczestników w ogóle. Uczestników i osób towarzyszących było na obozie chyba około 5 tysięcy. To naprawdę ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Jak poszliśmy z synem oglądnąć obóz, to nie zdążyliśmy go nawet przejść w jedną i w drugą stronę. To po prostu były kilometry tego obozu ciężarówek, zespołów - było tego wszystkiego naprawdę było dużo. A codziennie trzeba było wszystko wpuścić na obóz. Naprawdę organizator był przygotowany. Policja wszystko sprawdzała. Śmiałem się, bo stało tam chyba co 50 metrów radiowóz.

Francuzi bardzo mocno cisnęli żeby odwołać w ogóle rajd Dakar także w połowie rajdu nie wiedzieliśmy, czy ten rajd dobiegnie do końca, ale później się uspokoiło. Organizatorzy i Arabia Saudyjska podjęli jednak wzmożone działania.

Ja się dziwię w ogóle, że coś takiego przydarzyło na Dakarze, bo przecież tam ludzie po prostu kochają Dakar. My jesteśmy tak miło witani. Wszyscy machają, trąbią Jak się gdziekolwiek zatrzymaliśmy się na chwilę, to po prostu było tyle ludzi, że się śmiałem i wysłałem nawet zdjęcie do żony, że chyba musimy szybko stąd jechać, bo nas zadepczą. Każdy chciał sobie zrobić zdjęcie. Każdy chciał coś tam zagadać. Kraj mega przychylny rajdowi Dakar.

Niebezpieczeństwo jest zawsze. Ja to już powtarzałem i nawet zgłaszaliśmy to do organizatora, że niebezpieczne jest mieszanie na odcinku ciężarówek i pojazdów z naszej kategorii i prosiliśmy organizatora o rozdzielenie.

Francuzi też zgłaszali ten problem, że te małe pojazdy jadą w koleinach, za dużymi, gdzie trasa już jest zupełnie zmieniona, zniszczona.

Marek Goczał: Tak i mieszanie tych małych pojazdów z ciężarówkami jest mega niebezpieczne, tak samo jak mieszanie pojazdów, motorów i quadów, które czasami się pojawiają w naszej klasie, bo wystartują wcześnie rano, ale coś im nie wydało, coś się zepsuło. My naprawdę musimy uważać na te motory i quady. Czasami się zdarza że jadą grupkami i robią chmurę kurzu. Oni mają bardzo małe światełka z tyłu i naprawdę ciężko jest ich zauważyć. Na przykład w zeszłym roku, gdy zginął motocyklista, była taka sytuacja, że z jednej strony go wyprzedzał jeden samochód, nie posłał Sentinela (Sentinel to system bezpieczeństwa na Rajdzie Dakar. Ostrzega kierowcę, gdy znajduje się w odległości 200 m od innego pojazdu, a tym samym pomaga w wykonaniu bezpiecznych manewrów wyprzedzania. Jest to szczególnie przydatne w warunkach słabej widoczności, takich jak gęsty pył doświadczany podczas wielu odcinków Dakaru – przyp. red.), z drugiej strony wyprzedzał go drugi samochód, który podobno posłał Sentinel. On się wystraszył tego samochodu, uciekł w jedną stronę i po prostu ten drugi samochód w tym kurzu go nie zauważył.

My mieliśmy kilka takich mega niebezpiecznych sytuacji. Jedną mieliśmy taką, że samochód centralnie w nas uderzył. To było niebezpieczne. W pewnym momencie też była taka sytuacja, że startowaliśmy za ciężarówkami i ciężarówki się pogubiły. Nie mogły znaleźć Waypointa (Waypoints to punkty, które oprócz punktów kontrolnych muszą przejść zawodnicy. Są one częścią zestawu kontroli ustanowionych przez organizatorów przede wszystkim w celu utrzymania zawodników z dala od zagrożeń. Zawodnicy muszą przejść przez wszystkie punkty, których jest zwykle od 40 do 50 dziennie – przyp. red.) i myśmy na to wszystko najechali. Oni zaczęli jeździć w kółko, szukając tego Waypointa, do tego dojechały inne ciężarówki, które gdzieś za nami wystartowały. W pewnym momencie zrobiła się taka chmura kurzu, że zatrzymaliśmy się. Mówię: bo nas rozjadą. I jeszcze mimo to, żeśmy się zatrzymali, baliśmy się, żeby nas gdzieś jakaś ciężarówka nie rozjechała, bo po prostu ten kurz na Dakarze jest jednym z elementów, który jest nierozłączny z Dakarem. To nie jest taki kurz, jak u nas, że gdzieś tam troszkę się zakurzy, tylko tam jest tak że, przez 30 sekund jak jedzie ciężarówka to naprawdę nic nie widać.

Jednak jest coś co was tam ciągnie. Panie Michale, jak państwo sobie radzili na przykład z wydmami?

Michał Goczał: W tym roku już zdecydowanie lepiej niż w zeszłym. W zeszłym roku przypominam sobie, jak zaczynaliśmy na wydmach to generalnie jak wjeżdżałem w strefę z małymi wydmami, to cały czas był strach, wysokie, ciśnienie i towarzyszące temu emocje, ale w tym roku to tak naprawdę może ze 3-4 razy miałem wyższe ciśnienie na wydmach. Jak już podjeżdżamy, mówię: Mavericzku dwaj, dawaj, dawaj, bo jak za chwilę nie starczy mocy, no to lecimy w drugą stronę, ale na szczęście zawsze wystarczało (Energylandia Rally Team startował na pojazdach Can-Amy Mavericki X3. To pojazdy UTV (Utility Terrain Vehicle) - terenowe pojazdy wyposażone w kabinę, coś pomiędzy quadem, a autem – przyp. red.). Miałem nawet takie wrażenie, że w zeszłym roku faktycznie gorzej nam szło, ale w tym roku przejechaliśmy dużo rajdów, gdzie były wydmy i uważałem nawet w pewnym momencie, że to raczej nasza mocna strona aniżeli słaba. Dobrze się na nich odnajdywaliśmy. Szybko się nauczyliśmy jeździć i tak naprawdę to chyba chciałbym, żeby cały rajd był po wydmach.

Michał Goczał / Fot: Materiały prasowe

Pewnie dlatego też tak was ciągnie na kolejny rajd?

Marek Goczał: Właśnie teraz z bratem siedzieliśmy, wybieraliśmy sobie właśnie jeszcze jakąś małą korektę na ten rok w kalendarzu. Wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że wybierzemy się na rajd w Dubaju, który w stu procentach jest po wydmach. Jest też zaliczany do Mistrzostw Świata. To jest najfajniejszy rajd, na który najbardziej chcemy pojechać.

Pojazdy, którymi jeździcie chyba są właśnie szczególnie dobre na wydmy.

Michał Goczał:  Są dobre! Tak naprawdę samochody z czołówki są szybsze od nas i najlepsze ciężarówki. Mówimy tu na przykład o Kamazach. Oni dużo więcej widzą, mają dużo większą moc ale nasze pojazdy są idealnie przygotowane pod tego typu teren, także ja już tak naprawdę nie mogę się doczekać jazdy po tych samych wydmach. Ja zawsze uważałem, że naszą  mocną stroną jest jazda po kamieniach. Na przykład mieliśmy dobrze objeżdżone Maroko, gdzie większość trasy jest po w kamieniach i gdzieś tam upatrywałem naszego sukcesu, ale teraz będę raczej szukał czasu na wydmach, bo tam się dobrze odnajdujemy i zrobiliśmy mega progres, jeśli chodzi o tę sferę.

To jest wasz kolejny start. Jak pan go ocenia, panie Marku jeśli chodzi o pana aspiracje sportowe? Czy zostało spełnione to minimum, które pan sobie założył, czy jednak jest pan trochę rozczarowany?

Marek Goczał: Nie chcieliśmy mówić tego oficjalnie przed występem na Dakarze, bo nie chcieliśmy zapeszać. Po zeszłorocznym rajdzie zrobiliśmy sobie taką checklistę tak, jak mówi brat, nasze słabe i mocne strony. Właśnie wydmy były na liście jako słabe strony. Zrobiliśmy sobie checklistę wymiany każdej części w samochodzie. Odrobiliśmy naprawdę kawał zadania domowego. Generalnie wszystko to, co żeśmy w zeszłym roku założyli, co musimy zrobić, żeby się przygotować do Dakaru - wszystko zrobiliśmy. Okazało się zresztą już na samym prologu, że tempo mamy rewelacyjne, bo jednak tych kilometrów żeśmy naprawdę narobili. Zrobiliśmy chyba w sumie we trzech z Erykiem 30 tysięcy kilometrów. Nie ukrywam - mega dużo czasu poświęciliśmy na przygotowania. I z bratem mieliśmy jedno proste założenie: wygrać i przywieź Beduina. Nie bardzo nas interesowało jakieś 2-3 miejsce. Jechaliśmy po prostu po to żeby wygrać.

Po tym Dakarze mogę powiedzieć, że tak naprawdę zabrakło troszeczkę szczęścia albo takiej wisienki na torcie. Bo technicznie byliśmy przygotowani, nie mieliśmy żadnych problemów technicznych, nie mieliśmy żadnego problemu, jeżeli chodzi o utrzymanie tempa. Można powiedzieć, że etapy też kończyły się sukcesami. Konkurencja mogła tylko liczyć, ewentualnie na jakiś nasz drobny błąd typu, że gdzieś żeśmy się zgubili, czy przebiliśmy koło, to wtedy byli w stanie z nami wygrać.

Takim kluczem decydującym był przedostatni dzień. Byliśmy na 3 miejscu, ale my w ogóle trzeciego  miejsca nie braliśmy pod uwagę. Nas interesowało tylko pierwsze miejsce i my w ostatni dzień dalej atakowaliśmy o to pierwsze miejsce. Mimo tego, że praktycznie cały rajd żeśmy atakowali, odrabiali, bo w pierwszy dzień straciliśmy godzinę 10 minut. Udało się nam skończyć bodajże na 15 minut straty do pierwszego miejsca, ale chcieliśmy za wszelką cenę wygrać.

Marek Goczał na Rajdzie Dakar / Fot: Materiały prasowe

Po tym Dakarze mogę powiedzieć, że Dakar jest tak długim rajdem, że nie wystarczy być dobrze przygotowanym fizycznie, technicznie, mentalnie, prędkościowo. Do tego rajdu trzeba podejść naprawdę z ogromną pokorą, bo wszystko się może wydarzyć. To jest ułamek sekundy i rajd się wywraca do góry nogami. Na pewno brakło nam troszeczkę szczęścia. Brat mówi na mecie: kurde, dlaczego? Ja mówię do brata: może ktoś bardziej potrzebował tej wygranej, tego Dakaru, niż my? Może za rok my będziemy bardziej potrzebować tej wygranej. I mówię do niego jeszcze taką jedną rzecz, którą Kamil Wiśniewski (quadowiec, zdobył 5. miejsce w klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar 2020, a w tym roku ukończył Dakar na trzecim miejscu w rywalizacji quadów– przyp. red.) mi powiedział: Marek, chociaż nie wiem jak byś się przygotował, chociaż nie wiem co byś zrobił, to Dakar ci powie, czy możesz go wygrać, czy go możesz nie wygrać. Dakar jest jak zaraza. Jak się raz zacznie, to już nie da się przestać. U nas wszyscy opowiadają, że po Dakarze albo się go kocha, albo się go nienawidzi. Ja miałem taki moment na Dakarze, że go kochałem i nienawidziłem jednocześnie. Nienawidziłem za to, że nie mogliśmy sobie nic zarzucić. Czasem ważny jest ułamek sekundy, jedna decyzja (a tych decyzji naprawdę trzeba podjąć tysiąc), która może zaważyć na całym rajdzie. Trzeba mieć jednak chyba troszeczkę więcej szczęścia, niż mieliśmy na tym Dakarze. Ale z Michałem siedliśmy. Już mamy odrobione zadanie domowe: co zrobić, co możemy poprawić, gdzie mamy słabe strony, gdzie mamy mocne strony, jak się przygotować do kolejnej edycji. I doszliśmy już do czegoś takiego, że ja się śmiałem, bo wsiadłem na testach przed Dakarem do Mavericka, przejechałem, wracam od razu na serwis i mówię do mechanika: ty podniosłeś mi auto do góry? On mówi: Marek, ja podniosłem ci o 3 milimetry auto. Wiesz – mówię - ja już czuję te trzy milimetry! Po prostu doszliśmy już do takiej granicy, że my już nie walczymy, nie szukamy sekund, my już tak naprawdę zaczynamy pisać pracę doktorską i szukamy jakichś dziesiątek ułamków po przecinku. Wszyscy startujemy tymi samymi samochodami, praktycznie wszyscy mają auta z tej samej wypożyczalni. Tam się nie da wiele poprawić. Tam tylko i wyłącznie można swoją osobą nadgonić ten czas, gdzieś go poprawić, także walczymy o ułamki sekund.

Obserwowaliśmy tę walkę wraz z naszymi czytelnikami i widzami. Z pasją śledziliśmy relację z każdego odcinka. Trzeba przyznać, że naprawdę możemy być dumni z takich reprezentantów Małopolski. Na pewno też są dumni wasi najbliżsi. Panie Michale jak was powitała Energylandia?

Michał Goczał:  To było fantastyczne wydarzenie, którego nikt się do końca nie spodziewał. Zaczęło się od tego, że przywitali nas chlebem i solą, tak po polsku. Do tego kapela góralska grała także było świetnie. Nie przeżyliśmy sylwestra w Arabii, bo tam generalnie nie ma sylwestra. Od razu na sam początek był pokaz sztucznych ogni, tak, że śmialiśmy się, że w Zatorze to od razu wszyscy wiedzieli, że już wróciliśmy. Nasi współpracownicy, przyjaciele, rodzina to zaaranżowali i było to super miłe.

Brat po Dakarze chyba nie umiał się odnaleźć. Widziałem po nim, że tak nie do końca dobrze się czuje, ale po tym przywitaniu stwierdził, że „kurde, no trzeba to dalej robić!”.

Nie będę pytać o to, czy będziecie startować, bo rozumiem, że to już jest zaplanowane, jest checklista rzeczy do zrealizowania. Ale macie  też dla nas niespodziankę, bo wasza drużyna będzie jeszcze bogatsza. Goczałów będzie jeszcze więcej na Dakarze.

Marek Goczał: Jeszcze powrócę do tego powitania. Chciałbym podkreślić, że mamy bardzo duże grono przyjaciół, którzy są „zajawieni” maverickami, quadami. Nazywamy ją Bomba-skład. Nas tam jest ze 150 osób, często wyjeżdżamy i właśnie w ogóle z tych wypraw się zaczęło w ogóle to rajdowanie. Byli też oczywiście nasi sponsorzy.

Zawsze powtarzam, że Dakar jest taką pigułką wybuchu wszystkich emocji. Łzy leciały mi na pierwszym odcinku, jak urwałem koło, bo mówię: nie, no już cały rajd znów mamy z głowy. Potem wygranie tych odcinków: mega radość, potem znowu jakieś przygody. A to, co zrobili nasi przyjaciele, znajomi i nasze rodziny – jak to zobaczyłem, to od razu mi się łezka w oku zakręciła.

A jaką niespodziankę mamy? To jest najciekawsze, że na tym Dakarze też właśnie a propos emocji była taka sytuacja, że udało się nam we trzech zająć polskie podium, bo był Michał, byłem ja i był jeszcze Aron Dmżała. Uważam, że nie było piękniejszego dnia na tym Dakarze, jak trzy polskie flagi były na odcinku. Nie ukrywam, że robimy wszystko, żeby Eryka przygotować, bo on we wszystkim uczestniczy dogłębnie

Wychowujecie świetnego zawodnika. Eryk to pana syn.

Marek Goczał: Ja się śmieję, że zamiast krwi to mu chyba benzyna płynie, bo w drifcie zajął teraz 3 miejsce w Mistrzostwach Polski, tak że naprawdę jest dobrym kierowcą. Śmiałem się nawet dzisiaj, jak wychodziłem z domu, bo ktoś tam mnie zaczepił i pytają o Eryka. Eryk wygra ten Dakar jak tylko dojedzie, bo on po prostu kocha tę jazdę, on po prostu lata tym Maverickiem. Troszeczkę ma problem z tym że mu paliwa zawsze brakuje - to jest standard u niego. Nie raz jak byliśmy na wyprawie, to mieliśmy jeszcze po 1/4 zbiornika paliwa, a Eryk już stał - brakowało paliwa. Także nogę ma ciężką.

Moim marzeniem jest to żebyśmy we trzech stanęli na podium i to w jednym wydaniu, także na pewno na przyszły rok my z Michałem na pewno będziemy cisnąć. Dla Eryka zadanie to będzie ukończenie Dakaru, chociaż myślę, że pojedzie swoim tempem, a jego tempo jest naprawdę wysokie. Myślę, że się doczekamy się tych trzech miejsc na kolejnym Dakarze. Powiedziałem, że ja pójdę na emeryturę dopiero tylko i wyłącznie wtedy, jak zajmiemy we trzech podium. Także to może jeszcze chwilę potrwać.

Dakar polega na tym, że jest walka z samym sobą. Zawsze powtarzam, że każdy z nas ma swój Dakar. Nasza manager, która jest organizatorem i dba o całą otoczkę, ona ma swój Dakar: wjeżdża czasami przed nami, a później niż my wraca. Mechanicy mają swój Dakar i kampery mają swój Dakar, tam nikt nie ma lekko. Tam naprawdę każdy musi dużo serca w to wsadzić, żeby to wytrzymać, bo jednak ta ilość dni jest taka znacząca, że ja się śmieję, że tydzień to na najmniej organizm powinien się regenerować po takim Dakarze, bo jest tak wysuszony, wymęczony, żeby to odespać, żeby organizm wrócił na swoje tory. Ja do żony mówię w sobotę wieczór: chyba już wracam do żywych - a to już jest tydzień po Dakarze. Chyba tempo pracy zaczęło mi już wzrastać, bo do tej pory to tak codziennie ktoś przychodził pogadać o Dakarze i trzeba było powiedzieć, nie było takiej chęci do pracy, ale teraz już jest power, już jest dobrze.

Cieszę się, że znaleźliście czas, żeby dzisiaj się je znamy się spotkać. No i gratuluję wam sukcesu. Życzę spełnienia marzeń. Mam nadzieję, że będziemy dalej mogli śledzić  wasze sukcesy sportowe.

Marek Goczał: Mamy jeszcze taki cichy plan, nie wiem czy się nam uda, bo też próbujemy pozyskać jakiś sponsorów. Ja obecnie, po Dakarze, zajmuję 2 miejsce w Mistrzostwach Świata, bo Dakar był jakby podwójną eliminacją mistrzostw świata. Michał - ty zajmujesz 4. miejsce. Nie ukrywam, że chcielibyśmy przywieźć tego Mistrza Świata, bo dopiero to jest pierwsza edycja mistrzostw świata w tym roku. Także będziemy walczyć. Tanio skóry nie sprzedamy na pewno.


Rajd Dakar (dawniej Rajd Paryż–Dakar) – to organizowany od 1979 roku rajd terenowy po bezdrożach najpierw Afryki, potem innych kontynentów. Dostępny jest również dla amatorów, którzy stanowią około 80 proc. wszystkich uczestników. Rajd przyciąga przede wszystkim ze względu na swój ekstremalny charakter. Zawodnicy podróżują po pustynnych terenach, a długość odcinków specjalnych sięga kilkuset kilometrów dziennie. Ostatnie dwie edycje odbyły się w Arabii Saudyjskiej.

Od początku rajdu zawodnicy ścigają się w dwóch klasach – samochody i motocykle, natomiast w klasie ciężarówki od 1980 r. (bez roku 1989). W 2009 r. zadebiutowała nowa klasa – quady.

Na rajdzie zdarzają się wypadki śmiertelne. Od pierwszej edycji na trasie zginęło 61 osób, w tym 23 uczestników. Ostatnią jest Quentin Lavallee, 20-letni francuski mechanik, który zginął w tragicznym wypadku drogowym 14 stycznia br. - ostatniego dnia rywalizacji.

Polacy startują w rajdzie od 1987 roku. Najbardziej znane nazwiska to Rafał Sonik czy Andrzej Małysz - obaj z Małopolski, oraz oczywiście Krzysztof Hołowczyc, Jacek Czachor czy Jakub Przegoński. Ale lista jest długa.

W 2020 roku zadebiutowała na rajdzie Energylandia Rally Team, który nie tylko dotarł do mety Rajdu Dakar 2021, w saudyjskiej Dżuddzie, ale uplasował się w pierwszej dziesiątce oraz zajął I i II miejsce w klasyfikacji debiutantów. O tym, skąd pomysł, żeby wystartować rozmawialiśmy w studiu Głos24 po ich powrocie z debiutanckiego startu.

Ekipa z Małopolski po rajdzie Dakar: “Jak się człowiek raz tym zarazi to nie ma na to lekarstwa”
Energylandia Rally Team wprost z Arabii Saudyjskiej odwiedził nasze studio i podzielił się wrażeniami z debiutanckiego startu w tegorocznym Dakarze.

fot. Marek Goczał i Łukasz Łaskawiec na Rajdzie Dakar / Materiały prasowe

Sport

Sport - najnowsze informacje

Rozrywka