— Na swojej drodze muzycznej parę razy słyszałam, że robienie własnej muzyki, jeszcze R'n'B, będzie trudne. W ogóle nie jest to motywujące. Zadawałam sobie pytanie, czy ludzie będą słuchać mojej piosenki, ale tak naprawdę nigdy nie wiesz. Ale czy mi się to podoba? Tak, ja jestem ze swoim "Planem A" to jest mój plan. - przyznaje w rozmowie z Głos24 Iga Kozacka, półfinalistka "The Voice of Poland".
Festiwal Songbirds to cykl koncertów organizowany przez Dominika Plebanka i Karola Ochodka, który stawia przede wszystkim na obcowanie z muzyką i bliskie spotkanie z artystą. Piosenkarze i piosenkarki prezentują swoje muzyczne historie, dodając garść osobistej narracji. Wszystko w pięknej oprawie krakowskiego Kazimierza, w kawiarni 2 Okna Cafe. W ostatnią niedzielę na scenie Festiwalu pojawiła się Iga Kozacka. Wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka, która może pochwalić się między innymi udziałem w półfinale piątej edycji "The Voice of Poland", w "Bitwie na Głosy", czy w finale "Szansy na Sukces". Artystka współpracująca z wieloma artystami, aktualnie rozwijająca się w autorskich utworach z pogranicza R'n'B, soulu i funku.
Masz sporo różnych wydarzeń muzycznych na koncie. Opole, półfinał "The Voice..." A co sprawiło, że tak przełamałaś się do pisania własnych tekstów?
— Myślę, że "The Voice of Poland", poniekąd wymusił napisanie czegoś, co byłoby finałowym demo. Do jego pokazania nie doszło, drogą eliminacji uczestników, ale piosenka została na długo w szufladzie. Takim punktem, w którym w ogóle odważyłam się śpiewać swoje rzeczy, były studia w Katowicach. Tam przygotowywała mnie wokalnie Marta Florek, która zachęcała mnie do tego, żeby napisać swoje numery, poćwiczyć z muzykami własny materiał. Nieśmiało pokazałam jej pierwszy numer, a potem jakoś tam dalej poszło, to mnie zachęciło. Zaśpiewałam na egzaminie swój numer, z całym bandem. Pisałam dalej, potem były live sesje; jedna, potem druga z następnymi utworami.
Każdy daje nowego powera!
— Tak, dokładnie i taką motywację do tego. Na pewno też Songwriting Camp ZAiKS był dla mnie w pisaniu czymś nowym i przygodą, w której współpracuję i piszę z różnymi ludźmi. Na tamtych sesjach powstał między innymi mój singiel “Fala”. Stwierdziłam więc, że to będzie to, pierwsza piosenka, którą wydam. Tak się zaczęło, potem był “Plan A” i “Trzymaj za rękę”.

Dlaczego właśnie Festiwal Songbirds? Czy to przez sentyment do Krakowa?
— Obserwowałam Songbirds na portalach społecznościowych. Odezwali się do mnie, ale też jakoś chyba musiałam przyciągnąć myślami, bo bardzo mi się spodobała ta formuła takiego akustycznego grania, prezentowania siebie i swoich autorskich materiałów. Sama chciałam się też otworzyć to do śpiewania takiego w stu procentach autorskiego. Chociaż nie mam jeszcze takich zasięgów, ale to bardzo fajna inicjatywa, żeby po prostu pokazać siebie, swoje piosenki. Przy tym Kraków jest takim miłym, artystycznym miastem. Mam kilku znajomych i zawsze fajne jest odwiedzać Kraków. Szczególnie Kazimierz jest bardzo klimatyczny, całe to otoczenie, jak i kawiarnia 2 okna. Stwierdziłam, że to super miejsce, żeby tak pokazać swoją muzę, więc jak tylko dostałam to zapytanie to od razu odpisałam, że tak, że bardzo chętnie wystąpię.
Którą z ze swoich piosenek lubisz najbardziej? Którą tworzyło się najprzyjemniej, a która jest najbliższa twojemu sercu?
— Każda jest inna, to z pewnością. Każda ma troszeczkę inny charakter, tutaj trochę ballady, trochę funkowego grania, R'n'B, wyczuwa się inspirację Sistars, Alicią Keys, Stevie Wonderem, właściwie nie wiem, którą mogłabym postawić na pierwszym miejscu. Najdłużej powstawała “Trzymaj mnie za rękę”, czyli ostatni wydany singiel. Powstawał etapami, najpierw poprosiłam kogoś o realizację partii bębnów, basu, dalej nagrałam wokale, smyczki. Chyba przez długość tego procesu tak zżyłam się z tą piosenką. Dlatego bałam się opinii na jej temat. To było bardzo przyjemne, bo pomimo długiego procesu na końcu odczuwam satysfakcję. Jak już usłyszałam całość produkcji, byłam zachwycona brzmieniem. Pomyślałam sobie - wow, to było takie zaskakujące, a wręcz przewyższało jakieś moje oczekiwania.
Co uważasz za najcięższe w tworzeniu takiej muzyki?
— Myślę, że walka z samą sobą, czy to będzie dostatecznie dobre, czy ludzie będą tego słuchać, bo sam proces taki jak siadam przy pianinie i gram i sobie wymyślam to jest moje flow. Często zaczynam od melodii, zarysu refrenu, dopiero potem piszę słowa. Ale w całym takim procesie to jest najprzyjemniejsze, bo to jest zabawa, muzykowanie. Potem jak zaczynasz się zastanawiać, dobra to co teraz? Trzeba napisać do tej i tej osoby czy może pomóc w realizacji. Dlatego potem to trwa. Wydaje mi się, że takie uzewnętrznienie się światu jest chyba takie najtrudniejsze.

Czym dla ciebie jest “Plan A”? A skoro mówimy o planie A, to czy jest jakiś plan B?
— “Plan A” dla mnie jest takim manifestem tego, że stawiam na swoim. W piosence jest “chcę być twoim planem A” tutaj w odniesieniu do świata zewnętrznego, ale także w swoim chcę być traktowanym na serio, być w swoim życiu na tym pierwszym miejscu. Ważne jest zapytać samego siebie, czego ja chcę. Na swojej drodze muzycznej parę razy słyszałam, że robienie własnej muzyki, jeszcze R'n'B, będzie trudne. W ogóle nie jest to motywujące. Zadawałam sobie pytanie, czy ludzie będą słuchać mojej piosenki, ale tak naprawdę nigdy nie wiesz. Dalej, ale czy mi się podoba? Tak, ja jestem ze swoim planem A to jest mój plan. Zaplanowałam sobie, że będę to robić. A planem B myślę, że jest po prostu to co dalej. Następne piosenki, następne dłubanie w swoim materiale, szukanie ludzi, którym też podoba się to, co robię, i co czuję.
Twoja muzyka jest bardzo ciepła, podnosząca na duchu. Czy jesteś też taką pozytywną osobą w życiu prywatnym?
— Piosenki są na pewno energetyczne, podnoszące na duchu. Jest tak, ponieważ ja mam potrzebę, żeby samą siebie podnosić czasami na duchu. Nie zawsze jest kolorowo. Te piosenki pisze także trochę dla siebie. Myślę, że jest na tyle smutnych rzeczy, zdarzeń, że nie ma sensu tego rozprzestrzeniać. Rozprzestrzeniajmy to, co pozytywne. Ludzie przychodzą na koncert, żeby się trochę oderwać od codzienności, która może przytłaczać. Ja też wiem, jak to jest. Fajnie żeby muzyka miała takie właśnie przysłanie.
Śpiewałaś dzisiaj “You better be there for me”. Czy masz osoby, które są z tobą, wspierają cię i “Trzymają za rękę”?
— Na pewno są osoby, które pomagają trzymając za rękę, które są ze mną. Mam sentyment do tej piosenki, bo była ona jedną z tych pierwszych, z którymi rosłam i odważyłam się. Choć przyznam, że to nie ja pisałam tekst, to głęboko mnie porusza. Czasami tak jest, mimo że ktoś jest daleko, czujesz jego obecność. Wiesz, że masz przyjaciół, może nie w tym samym miejscu, ale oni są. Zawsze gdzieś tam w tobie kibicują, możesz do nich zadzwonić i otrzymać wsparcie. Wydaje mi się bardzo ważne, żeby mieć takie osoby. Ja wolę iść na jakość, nie na ilość. Dobrze jest mieć po prostu kilka zaufanych osób, relacji głębokich, bardziej niż takich powierzchownych.

Czy jest takie miejsce, które cię inspiruje, właśnie taką “Latarnia”?
— Tak. Moje ulubione miejsce do tworzenia jest przy pianinie. W twórczości Alicii Keys, zawsze mi bardzo imponowało to, jak ona sobie grała i śpiewała. Kiedy już odkryłam tą muzykę, która jest taka emocjonalna, zaczęłam się też interesować, jak ona powstawała. To jest ten moment, kiedy jestem przy swoim pianinie, które dawno temu dostałam, przy którym uczyłam się grać. Teraz okazuje się, że właśnie to granie bardzo pomaga mi w pisaniu piosenek. To wybrałabym więc na moje ulubione miejsce. Ja i moje przedwojenne jeszcze pianino, które rodzice kupili, kiedy miałam 5 lat. Zawsze tam odnajduję spokój i przestaje tak dużo myśleć. Sam proces właśnie grania uspokaja, wycisza trochę, możesz zatracić się w tym momencie tu i teraz. Spotykam się z samą sobą, to też jest bardzo ważne.
Dzisiejszy koncert był kameralny. Czy wolisz właśnie takie, czy większe wydarzenia?
— Dzisiaj akurat było tak właśnie w duecie, ale też wspieraliśmy się loopami, ponieważ czasami tym piosenkom potrzeba więcej. Potrzeba tej perkusji, basu. Czy nawet jakichś chórków. To też jest bardzo fajne, no ale nie zawsze tak można. Marzy mi się natomiast, żeby był taki pełny żywy skład. Żeby była energia między osobami w zespole, bo to jest właśnie takie fajne. Nawet jeśli jest trio, wtedy czuję takie większe wsparcie muzyczne, że wszyscy gramy razem i dzieje się żywa muzyka. Chociaż dzisiejsze granie naprawdę było bardzo, bardzo sympatyczne i bardzo mi się miło śpiewało. Trudno więc powiedzieć, co bym stawiała wyżej. Ale na pewno marzy mi się mieć taki swój skład.
Pracowałaś z wieloma osobistościami muzycznymi. Kogo najcieplej wspominasz?
— Każdy ma swój charakter, ale wydaje mi się, że najlepiej wspominam koncert z Adamem Sztabą. Realizowaliśmy koncert "Polski Top Wszechczasów" w Harmonii Szczecińskiej, gdzie każdy z wokalistów śpiewał 2 polskie hity. Myślę, że to też bardzo dodało mi skrzydeł. W ogóle granie w takim ogromnym składzie symfonicznym, ale też profesjonalizm Adama Sztaby w ogóle. To jest po prostu patrzenie na niego jako człowieka orkiestrę. Taki pełen profesjonalizm i energia, która od niego płynęła, a jednocześnie wielki szacunek, bardzo pozytywna atmosfera, którą się czuje.
Czy masz wymarzonego artystę, z którym chciałabyś zaśpiewać?
— Chciałabym na przykład zaśpiewać z Kubą Badachem, z Mrozem też, bo tak myślę, że lubi podobny styl. Niestety, ale Stevie Wonder już nie koncertuje. Największym marzeniem, byłoby zagrać i zaśpiewać na 2 fortepiany z Alicią Keys. Gdybym mogła sobie puścić wodzę fantazji, chciałabym kiedyś też zagrać w legendarnym studiu Abbey Roads, to są już takie fantazje i marzenia, ale kto wie?

Czy chciałabyś podzielić się najbliższymi planami? Może planujesz wrócić do Krakowa?
— Planuję wrócić do Krakowa jak najbardziej, jeżeli tylko będzie szansa. Mam dużo piosenek, które na razie będę wydawać jako single. Potem będę chciała to spiąć w troszeczkę większy materiał, ale nie mam konkretnych dat. Jestem artystką niezależną. Nikt nie stoi nade mną i nie muszę tych singli wydawać co miesiąc, chociaż może powinnam. Chciałabym bardzo uskutecznić producenckie współprace. Jestem trochę tajemnicza, ale wolę nie zapeszać. Trzeba się cieszyć z muzy, z samego procesu, więc niech to wszystko sobie płynie.
Fot.: KSAF/Maria Panicz