Marcel Sabat – aktor, absolwent łódzkiej filmówki, odtwórca roli „Zośki” w ekranizacji „Kamieni na Szaniec”. Film odniósł spory sukces, ale młodemu, debiutującemu aktorowi nie „przewrócił w głowie”. Wręcz przeciwnie: nauczył go pokory i cierpliwości.
Czy według Ciebie role można podzielić na „łatwe” i „trudne”?
– Za każdym razem trudno, przy każdej roli. Nie ma „łatwiejszych”, czy „trudniejszych”. Jeśli aktor mówi, że rola jest trudna, to znaczy, że zadaje sobie jakieś pytania, wcielając się w rolę, próbuje odkryć coś nowego. A jeśli aktor twierdzi, że rola jest łatwa, to według mnie nie ma po co uprawiać tego zawodu. Uważam, że za każdym razem trzeba pokonywać trudności.
Zagrałeś Tadeusza Zawadzkiego („Zośkę”) w ekranizacji powieści Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na Szaniec”. Ciężko było przejść castingi?
– Łatwo nie było. Na przesłuchaniach było bardzo dużo ludzi. Trzeba było wycisnąć z siebie mnóstwo energii.
Na planie spotkałeś wtedy wielu sławnych i doświadczonych aktorów. Czego się od nich nauczyłeś?
– Przede wszystkim pokory do uprawianego zawodu, a także lekkiego pozytywnego dystansu – tego, że nie można zbytnio popadać w histerię. Czasem na planie zdarzają się różne wariacje, do których trzeba mieć po prostu dystans i skupić się na wykonywaniu zadania. Ta praca uczy też cierpliwości. Plan zdjęciowy to przede wszystkim czekanie na ujęcie – ważne jest, by czekając czasem nawet kilka godzin, nie utracić tej energii, która jest potrzebna do zagrania swojej kilkusekundowej sceny.
Jak się przygotowywałeś do roli „Zośki”?
– Mieliśmy parę miesięcy prób, były spotkania z reżyserem, z aktorami, z którymi grałem. Był też etap, można powiedzieć, „pracy domowej” - czytania książek, oglądania filmów wojennych. Przez miesiąc mieszkałem z Tomkiem Ziętkiem, który grał „Rudego”, i dużo rozmawialiśmy na temat naszych ról. Wymienialiśmy się informacjami, które udało nam się zdobyć, przemycić. Czasem mnie udało się dowiedzieć czegoś istotnego, czasem on zdobył jakąś ważną informację – dzieliliśmy się swoją wiedzą i spostrzeżeniami, bo dzięki temu mieliśmy pełniejszy obraz tamtych czasów.
Czy w czasie przygotowań do zagrania w „Kamieniach na Szaniec” mieliście też kontakty z osobami, które walczyły podczas II wojny światowej?
– Niestety, tych spotkań mieliśmy bardzo mało. Raz spotkaliśmy się z panem, który przeżył Powstanie Warszawskie, ale ponieważ był wtedy dzieckiem, zbyt wiele informacji nam nie udzielił.
Strasznie żałuję, że nie udało nam się spotkać z większą ilością osób, które pamiętają II wojnę światową i brały udział w walkach. Wydaje mi się, że byłoby to bardzo wartościowe i wniosłoby dużo więcej do naszej wiedzy o tamtych czasach. A tak sami, przy wsparciu reżysera i tego, co przeczytaliśmy, próbowaliśmy wyobrazić sobie życie w tamtych niezmiernie trudnych czasach.
// <![CDATA[ (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); // ]]>
Powiedz, czy nie masz wrażenia, że wiele osób kojarzy Cię tylko z rolą „Zośki”?
– Na razie nie. Zresztą, staram się wiele rzeczy robić w swoim życiu, nie tylko uzależnić się od aktorstwa. Poszerzam horyzonty i wiedzę, dlatego nie czuję, żebym był zaszufladkowany. Trochę już czasu minęło od premiery „Kamieni na Szaniec”, a ja staram się cały czas rozwijać. To jest dla mnie najważniejsze.
A kiedy właściwie zainteresowałeś się aktorstwem?
– To było w drugiej klasie liceum. Moja mama zaprowadziła mnie do teatru amatorskiego. Gdy miałem 16 lat, zainteresowałem się tą dziedziną sztuki i gdy tylko spróbowałem aktorstwa, już nie wyobrażałem sobie innej drogi w życiu. W teatrze amatorskim poznałem też kilku profesorów, którzy prowadzili warsztaty. To właśnie te warsztaty wpłynęły na to, że po maturze postanowiłem zdawać do szkoły aktorskiej.
Wiele osób jednocześnie składa dokumenty na różne kierunki - jeśli tu się nie powiedzie, to może tam... Ty też miałeś inne opcje, poza aktorstwem?
– Przyznam, że nie miałem innych opcji. To tak jak się stawia na wyścigach na jednego konia, tak ja postawiłem tylko na aktorstwo. Całą stawkę postawiłem na to. Chociaż za pierwszym razem nie udało mi się dostać do szkoły aktorskiej. Przez rok chodziłem do studium aktorskiego w Krakowie. W końcu po roku udało mi się dostać do Szkoły Filmowej w Łodzi.
Wspomniałeś, że nie chcesz uzależniać się od aktorstwa. Jakie zatem masz inne plany na przyszłość?
– Właśnie rozkręcam swoją markę związaną z ubraniami. Zależało mi, by te ubrania były sportowe, wygodne, a do tego eleganckie. Zachęcam do oglądania mojej strony internetowej www.marcelsabat.shoplo.com – tam można znaleźć wszystkie produkty.
I na koniec pytanie z „krakowskiego podwórka”. Zagrałeś niemieckiego żołnierza w krótkometrażowym filmie Mateusza Mirochy „Soldat”, który w czasie wakacji będzie miał premierę w kinie Mikro. Pierwszy raz wcieliłeś się w taką rolę?
– To moja pierwsza taka rola. Nie miałem jeszcze okazji grać niemieckich żołnierzy, ale zdarzyło mi się już występować w filmach wojennych. Niemniej zawsze to jakieś nowe przeżycie, nowe doświadczenie. Traktuję je jako naukę. Jestem aktorem, który niedawno skończył szkołę aktorską, więc cały czas staram się rozwijać. Wykonywanie tego zawodu ma przecież wtedy sens, gdy za każdym razem, grając coraz to nowe role, aktor odkrywa coś innego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek
fot. Facebook – Marcel Sabat