środa, 6 stycznia 2016 22:47, aktualizacja 9 lat temu

Krzysztof Zajas: "Do ostatniej strony nie wiem, jak to się właściwie skończy"

Autor Anna Piątkowska-Borek
Krzysztof Zajas: "Do ostatniej strony nie wiem, jak to się właściwie skończy"

Czyta, bada, a teraz również sam tworzy literaturę. Krzysztof Zajas, autor „Trylogii grobiańskiej” wyjaśnia, skąd czerpał pomysły i jak ewoluowały one podczas pisania. Zapowiada też powrót komisarza Andrzeja Krzyckiego.

Od lat zawodowo zajmuje się Pan badaniem literatury. Teraz sam zaczął ją Pan tworzyć. Jak czuje się Pan w nowej roli?

– Dziwnie, różnorako. Najpierw okropnie się wstydziłem, później zrobiło się sympatycznie, gdy znajomi i czytelnicy komplementowali moje pisanie, a zaraz potem przyszedł lęk, co będzie dalej. Sądziłem, że lata zajmowania się literaturą dają pewne oswojenie z sytuacją pisarza, ale jednak nie. Być autorem powieści sensacyjnych to całkiem inna para kaloszy, niż być badaczem literatury. Stoisz po drugiej stronie lustra, piszesz i zarazem patrzysz na siebie piszącego. Dziwne. Ale i intrygujące.

Czy praca naukowa i doświadczenie znawcy literatury pomagają czy przeszkadzają w pisaniu powieści?

– Myślałem, że będą pomagać, ale raczej przeszkadzają. Z kilku powodów. Po pierwsze, masz świadomość formy, stylu, języka. Zaczynasz pisać i od razu myślisz: aha, to jest tak jak u tego czy tamtego, i od razu niepokój, że jesteś wtórny, popełniasz plagiat. Po drugie, cierpisz, że uprawiasz literaturę popularną, czyli niską, a twoimi mistrzami byli Miłosz, Herbert, Iwaszkiewicz… Dlatego za patrona obrałem sobie Stephena Kinga, który w jakimś sensie łączy niskie z wysokim, to znaczy potrafi w horror wpisać autotematyzm, świetne wątki obyczajowe, psychologiczne itd. A zatem po trzecie – znasz wysokość poprzeczki i ciągle wydaje ci się, że jesteś słaby.

Powieści o przygodach komisarza Andrzeja Krzyckiego zaplanował Pan jako trylogię. Czy od razu miał Pan obraz całości? Wiedział, co będzie tematem przewodnim poszczególnych części i jakimi elementami będą się łączyć?

– Tak, pomysł na trylogię pojawił się od razu na początku. Miałem trójkę bohaterów, potencjalnych sprawców, których łączy jakaś – mniej lub bardziej uzasadniona – odraza do świata, i każdemu z nich postanowiłem poświęcić jeden tom. Oczywiście, początkowe pomysły uległy wielokrotnym modyfikacjom, ale od razu wiedziałem, że to będzie trylogia. „Trylogia grobiańska”, bo kręcąca się wokół miejsca zwanego Grobiany.

Zatem zdarzało się tak, że miał Pan z góry nakreślony plan intrygi, a jednak w miarę pisania i rozwoju akcji wprowadzał Pan dość istotne dla fabuły zmiany?

– Oczywiście, zdarzało się często. Na początku sporządzałem sobie jakiś zarys akcji, wymyślałem postacie i relacje między nimi, a później w trakcie pisania dopisywałem do nich coraz to nowe konteksty, zdarzenia, miejsca… Na tym zresztą polega dla mnie frajda z pisania – do ostatniej strony nie wiem, jak to się właściwie skończy. Układanie tych historii odbywa się w trakcie, pierwotny plan bardzo pomaga rozwijać fabułę, ale potem się sypie i wychodzi coś innego, niż miało być. Suspens kończący drugi tom wymyśliłem właściwie w ostatniej chwili. Mnie samego trochę zaskoczył.

Bardzo szczegółowo opisał Pan pracę śledczych, całą procedurę zbierania dowodów i rozplątywania powikłanych kryminalnych zagadek. Jak zbierał Pan te informacje? Miał Pan swoich policyjnych konsultantów?

– Nie. Swoją wiedzę na temat pracy policyjnej czerpałem wyłącznie z literatury, trochę z internetu. Dlatego przypuszczam, że jeśli moje książki czytają policjanci, to mają z tym niezły ubaw, taki mniej więcej, jak znawcy koni z oglądania „Mustanga z Dzikiej Doliny”. Co scena, to fachowy błąd. Pocieszam się tym, że jest to jednak fikcja literacka, do czytania rozrywkowego, a nie raport z policyjnych interwencji, który ma się dokładnie zgadzać z procedurami, co bywa nudne. Zresztą, cała produkcja sensacyjna żeruje na tym, że nikt się nie martwi o zgodność z realiami. Bo literatura to coś więcej niż rzeczywistość. Albo mniej, jak kto woli.

Skąd Pańska fascynacja mrocznymi pogańskimi obrzędami, z którymi główny bohater ma do czynienia w drugiej części trylogii („Mroczny krąg”)?

– A, to z Mickiewicza! Nasz wieszcz wykładał w College de France, że prawdziwa dusza słowiańska stanowi stop pierwiastka chrześcijańskiego i pogańskiego. Tam kult cierpienia i tęsknota za zbawieniem duszy, a tu ciemny obrzęd na polanie, pod świętym drzewem, w otoczeniu mar przodków. Dlatego święto Dziadów, dzieje się w kaplicy greckokatolickiego cmentarza, ale prowadzi je Guślarz, czyli pogański szaman. Jedno dalekie i uniwersalne, drugie bliskie i swojskie, tutejsze. Przegięcie w jedną stronę każe postawić pytanie o stronę drugą, zepchniętą w niebyt. Co ona wtedy z nami robi? Jak to stłumienie może dojść do głosu? Taki mniej więcej był punkt wyjścia.

Świniarnia w Grobianach to najmroczniejsze miejsce w trylogii. Co zadecydowało o tym, że tam właśnie rozgrywają się budzące grozę sceny?

– Tak zwane doświadczenie. Przeprowadziliśmy się z żoną i dziećmi do wymarzonego domu pod Krakowem i w nieodległym sąsiedztwie mieliśmy taką świniarnię, która okropnie wszystkim zatruwała życie. Dosłownie, to znaczy smród, brud, koszmarna plaga much. Wyobrażałem sobie to miejsce jako takie nasze małe „jądro ciemności”. Dlatego pierwszą ofiarą w trylogii jest właściciel świniarni, czyli sam autor dokonał mordu symbolicznego. Nawiasem mówiąc, zadziałało, to znaczy niedługo po ukazaniu się „Ludzi w nienawiści” chlewnia została zamknięta. Drżyjcie, wrogowie, przed „zemstą ręki śmiertelnej” pisarza!

Wiem, dlaczego czytelnicy polubili komisarza Andrzeja Krzyckiego. A za co Pan lubi swojego głównego bohatera?

– Za to, że jest trochę mną. Tym mną, którym jakoś tam chciałbym być, gdybym nie był tym, kim jestem. Wiem, brzmi mętnie. Krzycki nie jest w gruncie rzeczy człowiekiem szczęśliwym, ciągle coś go niepokoi, chce czegoś więcej niż ma. Jest w tym nieco podobny do swoich przeciwników, tych zbrodniarzy, których musi ścigać, choć właściwie mógłby im podać rękę. Nie wiem, czy lubię go bezwarunkowo, czasem mnie irytuje. W wielu sytuacjach bardziej lubię Lucka Bałysia. Też jest trochę mną, tylko jeszcze innym.

Kiedy ukaże się trzecia część „Trylogii grobiańskiej” i co tym razem będzie głównym tematem powieści?

– Tom „Z otchłani”, który ukaże się w kwietniu, był najtrudniejszy zarówno dla Andrzeja Krzyckiego, jak i dla mnie. Ofiarami psychopatycznego mordercy są księża z małych beskidzkich parafii, a charakter zbrodni wskazuje na ewidentnie patologiczne tło. Sprawa zahacza o problem pedofilii w Kościele, ukryte mechanizmy władzy i kontroli, a komisarz Krzycki – zdeklarowany ateista i antyklerykał – dostaje na partnera księdza Adama z krakowskiej kurii. Przemiana w ich wzajemnych relacjach, od niechęci do prawdziwej, ludzkiej bliskości, stanowi jedną z osi powieści. Są też inne, na przykład pierwsze próby śledczej samodzielności aspiranta Bałysia, ale nie będę spoilerował. Dla uspokojenia zdradzę tylko, że po wielu perypetiach i odmianach losu wszystko się dobrze kończy. Jak u Szekspira, że tak skromnie dodam.

Jakie inne powieści ma Pan w najbliższych planach?

– Teraz piszę horror, taki poważny, z mocnym zakorzenieniem w realiach, ponieważ dostrzegam jego brak we współczesnej produkcji polskiej. Wszyscy piszą kryminały, a horroru nie ma. A przecież mamy własne wspaniałe strachy i przerażenia! Boimy się tego, co się wokół nas czai wcale nie gorzej, niż na przykład Amerykanie. W naszej polskiej ziemi jest tyle horroru, że nic tylko pisać. Potem dla odpoczynku będzie romans sensacyjny, też z ciemnymi obrzędami w tle.

Czy postać komisarza Krzyckiego pojawi się jeszcze w innych powieściach, poza „Trylogią grobiańską”?

– Zakładałem, że nie, ale drodzy mi czytelnicy alarmują, żebym się nawet nie wygłupiał. Pokochali moich bohaterów i domagają się dalszych ciągów, więc chyba ulegnę. Mam już jakieś pomysły w szufladzie, niech poleżą i dojrzeją. Wie pani, kiedy w trzecim tomie napisałem słowo KONIEC, zrobiło mi się żal całego tego wykreowanego świata, tych postaci, które zaczęły żyć w mojej głowie jak prawdziwi ludzie, tych miejsc, w których, myślałem sobie, przecież dalej się coś dzieje. Coś niesamowitego, bo przecież taka jest natura tamtej, fikcjonalnej rzeczywistości. A poza tym – jeszcze nie załatwiłem wszystkich swoich rachunków z Grobianami.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek

Cała prawda o... - najnowsze informacje

Rozrywka