15 sierpnia w Szczyrzycu w Uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej odbędzie się tradycyjny odpust. Warto przypomnieć, że czci się tu Maryję już od XII wieku, zanim jeszcze zaczęły chodzić piesze pielgrzymki na Jasną Górę. O cystersach, którzy opiekują się tym miejscem, życiu zakonnym i zbliżającym się odpuście rozmawiamy z proboszczem parafii p. w. NMP Wniebowziętej i św. Stanisława BM, ojcem Filipem Krzemieniem.
Szczyrzyc to miejsce wyjątkowe. Jest na mapie od blisko 800 lat i niemal od zawsze kojarzy się z cystersami. Jak trafił tu Ojciec, jakie było Ojca pierwsze spotkanie z tym miejscem?
- Pochodzę z Małopolski, ze wsi Łękawka pod Tarnowem. Dwie wsie dalej mieszkał mój kolega, który wcześniej wstąpił do opactwa w Mogile w Krakowie. Miałem z nim kontakt. Wzrastałem w okolicach Tuchowa, gdzie są redemptoryści, ale tak się jednak potem złożyło, że pociągnął mnie ten charyzmat, praca naturalna na roli, habit cysterski i piękne otoczenie Szczyrzyca - pagórki, Beskid Wyspowy. To wszystko wpłynęło na to, że właśnie wybrałem ten zakon i tę służbę Bogu.
To nie jest takie proste, wybrać sobie miejsce, gdzie spędzi się całe życie. Przecież cystersi pozostają w domu zakonnym do śmierci.
- Tak, ale nasz klasztor w Szczyrzycu ma klasztory zależne i choć mamy rzeczywiście stabilitas loci czyli regułę przebywania w jednym opactwie, mamy cztery filie, czyli klasztory zależne od opactwa i możemy tam również przebywać: w Gdańsku-Oliwie, Henrykowie, Jodłowniku i filię Willow Springs w USA, którą założył śp. o. opat Hubert Kostrzański (w stanie Illinois - przyp. red.). Tam gdzie ojciec opat wyśle, tam obejmujemy miejsce służby. To to nasz wybór - taka postawa człowieka, że mu po prostu przypadło do gustu takie życie. Człowiek się formuje, dopasowuje się, bo każdy na początku ma swoje oczekiwania i marzenia. Charyzmat zakonu nas samych kształtuje.
Cystersi kiedyś odgrywali bardzo ważną rolę w krzewieniu kultury, i kultury agrarnej i przynosili cywilizację zachodnią na polskie ziemie. Jak dzisiaj wygląda wasza misja w nieco zapomnianym miejscu, jakim jest Szczyrzyc?
- Akurat my w pewnym stopniu dalej realizujemy ten charyzmat. No może nie w stu procentach, bo teraz nikt nie tworzy skupisk ludności, ani nie reguluje rzek, jak było to dawniej u cystersów, ale dalej zajmujemy się pracą na roli. Mamy tu nawet swoje stajnie, mamy około dwustu krów rasy czerwonej, mamy lasy, pola, mamy swoje mniejsze gospodarstwo. Do tego stopnia jesteśmy samowystarczalni, myślę, że jakby przyszła jakaś bieda, to my sami byśmy się przez jakiś czas wyżywili. Mamy świnki, kury, kaczki, gęsi itd. i chleby pieczemy sami, i mamy produkty mleczne.
Może nie tak jak kiedyś, ale nasza kultura wpływa jakoś na lokalną społeczność. Może nie prowadzimy tak ścisłej obserwancji, jak trapiści, którzy odłączyli się od cystersów ponad sto lat temu, ale nam ten nasz charyzmat wystarcza. Współczesność, nowoczesność wpływa oczywiście na nasze życie, na relacje, ale jednak charyzmat cystersów jest dla mnie wyjątkowy i ta cała spuścizna zakonna. Cystersi istnieją 920 lat i są nazywani zakonem europejskim, bo byli w całej Europie.
Mimo, że żyjcie w XXI wieku, wasz czas, tak jak było od początku, jest podzielony pomiędzy pracę i modlitwę?
- Wstajemy o piątej, później 5.30 jest godzina czytań i jutrznia, o 6.30 mamy mszę świętą konwentualną – czyli są na niej wszyscy mnisi, potem mamy śniadanie i różne obowiązki, czy to w klasztorze, czy na polu, czy w gospodarstwie, a jak ktoś pracuje w parafii to na przykład w katechezie. Potem są modlitwy przedpołudniowe, południowe i popołudniowe. O godz. 18 nieszpory, a o godz. 20 kompleta. Cały plan dnia poprzeplatany jest modlitwą. Człowiek jest chwilę w pracy i już idzie do modlitwy. Chwalimy Boga - jak mówi Pismo Święte – siedem razy dziennie.
Jest ojciec w Szczyrzycu od roku i od roku też jest proboszczem. Przedtem uczył się w Gdańsku, i choć stał się zakonnikiem nie porzucił swoich pasji – piłki nożnej, motoru, chodzenia po górach. Można powiedzieć, że wykracza to poza schemat naszych wyobrażeń o mnichu.
- Gra w piłkę pomaga, przyciąga. Jak pracowałam na parafii to było łączące. Przeważnie miałem do czynienia z ludźmi młodymi – ze służbą liturgiczną, czy grupami młodzieżowymi. Jak ktoś nie chciał się spotykać, to sport był okazją, że wartości religijne można było przemycić. Piłka nożna towarzyszyła mi od dzieciństwa. Lubiłem to, grałem nawet w Unii Tarnów. A jeśli chodzi o chodzenie po górach – u nas, w rejonie małopolskim góry są na tyle blisko, że można było się wybrać. Nawet jak jestem za granicą lubię wyjść w góry. Byłem na przykład na Olimpie. Człowiek w górach ma poczucie wielkości Boga, widzi się świat ze szczytów, jest się bliżej nieba.
Czy ciągną do Szczyrzyca motocykliści, skoro ksiądz też jeździe na motorze?
- Motor to było moje dawne marzenie. Dopiero jak byłem starszy mogłem sobie ten motor kupić. To taka pasja z dawnych lat. Podobało mi się też, że coraz więcej kapłanów z diecezji gdańskiej i tarnowskiej ma motory. Jednak akurat ta pasja jest przeze mnie najmniej realizowana, bo jak się jest proboszczem, to się ma bardzo mało czasu. Cały czas się jest w parafii. Koledzy proponowali mi wspólne rajdy, nawet za granicę, na tydzień, czy dwa tygodnie. Czas wakacyjny w klasztorze jest ograniczony, ale oczywiście jest, ale na razie na dalszych rajdach nie byłem. Jeżdżę, ale skromnie i mało.
Sierpień w Szczyrzycu jest bardzo intensywny. To odpust, rocznica koronacji obrazu Matki Boskiej Szczyrzyckiej To pielgrzymki, które was nawiedzają i pielgrzymowanie na Jasną Górę. W tym roku będą u was gościć pielgrzymki ze Słowacji i Węgier. Czy tak jest co roku?
- Ci pielgrzymi zatrzymują się u nas tylko w drodze. Byli już u nas w lipcu Węgrzy, którzy szli do Łagiewnik. Będą Słowacy, którzy idą na Jasną Górę i będzie jeszcze młodzieżowa pielgrzymka z Węgier, która również zmierza do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach.
Przyciąga ich nasze miejsce. Gościmy ich, modlą się w naszym sanktuarium przy obrazie Matki Boskiej Szczyrzyckiej i idą dalej.
Ja też lubię wędrowanie i pielgrzymowanie – Ekstremalną Drogę Krzyżową, wiele lat chodzę też w Pielgrzymce Tarnowskiej. Jestem zwolennikiem pielgrzymowania. Staramy się więc przyjmować pielgrzymów z wielką serdecznością, bo wiem jaki to jest trud. To też radość, że podejmują to, że idą ofiarnie do Matki Bożej. Słowacy i Węgrzy są u nas co roku. Zawsze na nich się czeka, wita ich, gości.
Jak wygląda ojca udział w Pielgrzymce Tarnowskiej? Czy pełni tam jakąś funkcję?
- Zawsze chodziłem moją zaprzyjaźnioną grupa 24 z Tuchowem. To grupa licząca od 200 do 300 pielgrzymów. Najpierw jako kleryk, potem, gdy pracowałem w Gdańsku, to nawet z Gdańska udawało mi się zebrać młodzież i w kilka osób jechaliśmy do Tarnowa, i stamtąd szliśmy z naszym KSM-em do Częstochowy, i razem wracaliśmy.
Z jaką grupą pielgrzymują ojca parafianie?
- To grupa nr 15 z dekanatu Limanowa i Tymbark. To też spora grupa, w okolicach 300 osób. W tym roku planuję pójść nimi po raz pierwszy, ale jeszcze zobaczymy czy mi się uda znaleźć czas.
Pielgrzymów przyciąga też do Szczyrzyca wyjątkowy obraz Matki Bożej.
- Nasz Matka Boska Szczyrzycka znana jest raczej tylko regionalnie. Jednak nasze miejsce jest o tyle wyjątkowe, że od tylu lat Matka Boska się tu nami opiekuje. Dawniej przychodziły tu pielgrzymki piesze z regionu limanowskiego, ale teraz ich już nie ma. Ludzie wolą przyjechać samochodem, niż pielgrzymować 15 czy 20 kilometrów. Dawniej, pamiętam, wychodził jeszcze proboszcz przed kościół i witał tych pielgrzymów. Teraz takich pielgrzymujących grupek już nie ma.
Warto byłoby wrócić do tej tradycji?
- Tak, ale to zależy od ludzi, czy im się będzie chciało.
15 sierpnia świętujecie tradycyjny odpust w Szczyrzycu. Jak on wygląda?
- Zawsze zapraszamy gościa – albo opata z któregoś z naszych opactw w Polsce, albo biskupa. W ubiegłym roku był kardynał Stanisław Dziwisz, w tym roku będzie u nas biskup pomocniczy z Tarnowa, Leszek Leszkiewicz.
Odpust poprzedza triduum, w czasie którego głoszone są okolicznościowe kazania, msze święte, odprawiane są nieszpory maryjne, nabożeństwa na cmentarzu. Dzień odpustu poprzedza też wigilia – czuwanie w naszej świątyni.
Sama uroczystość odbywa się, jak tylko pozwalają warunki, na placu św. Stanisława obok kościoła, który może pomieścić sporo osób. Jest tam odprawiana msza polowa. Zawsze jest bardzo uroczysta, bo uczestniczą w niej ze sztandarami trzy jednostki straży pożarnej z naszej parafii. Muzycznie odpust uświetnia nasza duża i dobrze prowadzona przez pana organistę Stanisława Pigonia orkiestra parafialna. Są też tradycyjne feretrony. Większość parafian przybywa na nią w strojach regionalnych, szczyrzyckich, które są niezwykle kolorowe. Zjeżdżają się również nasi zakonnicy i księża z sąsiednich parafii i z naszych filii, czy innych opactw cysterskich. Są też zwykle władze samorządowe gminne i powiatowe.
Suma jest o godz. 11. Potem jest uroczysty obiad, na którym spotykają się kapłani z dekanatu i ojcowie. Po południu są jeszcze nieszpory i msza na zakończenie o godz. 19. Tak jest w każdą niedzielę, i tak będzie w Uroczystość Wniebowzięcia, bo cały nasz zakon jest poświęcony Maryi Wniebowziętej i większość naszych kościołów jest po wezwaniem Matki Bożej Wniebowziętej.
Dziękuję za rozmowę.
Marzena Giter, foto: Cystersi Szczyrzyc i Cystersi Oliwa