- Przez prawie godzinę modliliśmy się śpiewami, był też różaniec, a potem odbyła się Pasterka w Grocie. To było cudowne doświadczenie modlić się właśnie tam, z lokalnymi chrześcijanami. Mieć poczucie, że właśnie jesteśmy w miejscu, w którym narodził się Chrystus i w którym do dziś są chrześcijanie, przez cały czas – wspomina Sylwia Hazboun, która najważniejsze święta Bożego Narodzenia w swoim życiu spędziła w Betlejem. Tam poznała swojego przyszłego męża Yousefa. Wraz z mężem prowadzą bloga, na którym opowiadają o historii i współczesności Ziemi Świętej. Jak wygląda Wigilia w Betlejem? Czy różnią się od naszej Wigilii?
Kto nigdy nie był w Ziemi Świętej powinien choć raz tam pojechać. Ja byłam kilka razy i właśnie dlatego zwróciłam uwagę na Sylwię Hazboun i prowadzony przez nią fanpejdż "Dzisiaj w Betlejem". Sylwia pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego, z katolicko-protestanckiej rodziny mieszanej. Arabistykę studiowała w Krakowie. W jej życiu ważną role odegrało właśnie Betlejem, gdzie w Wigilię 2015 roku poznała swojego przyszłego męża, Yousefa. W lipcu 2017 r. wzięli ślub cywilny, a w lutym 2018 r. – kościelny w betlejemskiej bazylice Narodzenia Pańskiego, która jest jednocześnie parafialnym kościołem Yousefa. Teraz mieszkają w Polsce. Prowadzą wspólnie bloga dzisiajwbetlejem.pl. Sylwia odkryła też swój talent muzyczny i nagrała już pierwszą płytę „Ojcze nasz”, na której m.in. jest ta modlitwa zaśpiewana w języku Jezusa, czyli po aramejsku. Śpiewa utwory bliskowschodnie.
Sylwio, jak zaczęła się twoja fascynacja Ziemią Świętą? Jak w ogóle tam trafiłaś?
– Ziemia Święta nie była moim marzeniem od lat dziecięcych, wręcz przeciwnie, myślałam, że tam nie pojadę, po to, żeby obrazy znane z Biblii zostały tylko w mojej wyobraźni. Później jednak poszłam na arabistykę i poznałam język arabski. Marzyłam wtedy, żeby zacząć pracę w pomocy humanitarnej. Palestyna arabskojęzyczna jest częścią świata arabskiego i finalnie drogi zaprowadziły mnie właśnie tam. Pojechałam tam na wolontariat. Zależało mi bardzo, żeby nauczyć się miejscowego dialektu, bo w języku arabskim jest to kluczowe, żeby się w ogóle porozumieć z Arabami w życiu codziennym. Oni w ogóle nie mówią językiem oficjalnym, książkowym, a na ulicach słychać zawsze dialekt.
- Zobacz też:
Wszystko zaczęło ewoluować z czasem. Odkryłam też w międzyczasie głębię wczesnego chrześcijaństwa, jak ono jest powiązane z kulturą Bliskiego Wschodu. Później też, gdy poznałam mojego przyszłego męża on również pomógł mi odkryć choćby na przykład moją drogę muzyczną. Jesteśmy już kilka lat po ślubie i razem tworzymy naszego bloga „Dzisiaj w Betlejem”
Stąd się wzięło twoje zainteresowanie arabistyką?
– Marzyłam, aby pracować w pomocy humanitarnej. To był główny powód. I to udało mi się zrealizować, bo obecnie w pracy na etacie koordynuję projekty pomocowe, między innymi też w Palestynie, ale również w Syrii, w Libanie, Jordanii, Egipcie, a po godzinach zajmuje się muzyką i tworzeniem bloga. Jest to wiec działalność dwutorowa. Ona też odpowiada na to, dzieje się na Bliskim Wschodzie. Z jednej strony właśnie potrzebna jest tam ogromna pomoc, między innymi w Palestynie, ale też w szeregu innych krajów na Bliskim Wschodzi. Z drugiej strony jest to region, z którego my możemy czerpać, a jeśli jesteśmy chrześcijanami, wręcz powinniśmy, bo tam są korzenie naszej wiary i tam się wszystko zaczęło.
Niezwykle ciekawa jest historia związana z tym, jak poznałaś swojego męża. Było to w Betlejem i właśnie w Wigilię.
– To było faktycznie dokładnie w Wigilię w 2015 roku i było bardzo niespodziewane. Oczywiście wizyta w Betlejem była zaplanowana. Pojechałyśmy tam z koleżanką, z którą byłyśmy wówczas w Jordanii w ramach wolontariatu. Chciałyśmy mieć też kontakt z żywym językiem. Ponieważ Palestyna była blisko postanowiłyśmy tam pojechać na święta. Nie spodziewałam się, że moje życie odwróci do góry nogami i poznam tam swojego obecnego męża. Myślę, że niejedna osoba ma podobną historię, zauważa, że coś dzieje się przypadkiem, i że budząc się rano, nie sądziła, że to będzie właśnie ten dzień. W naszym wypadku to była właśnie Wigilia i właśnie w Betlejem. Pamiętam, jak dziś ten moment, kiedy przyjechałyśmy z koleżanką do Betlejem. Poznałam swojego męża w kawiarni, w której wówczas pracował. Wtedy po ulicach chodziły tabuny harcerzy, dlatego, że tam Wigilię właśnie przyjeżdżają grupy harcerzy z całej Palestyny i idą w pochodzie, na końcu którego idzie Patriarcha Jerozolimy. Był wielki gwar na ulicach. Dużo muzyki, dużo ludzi i to już było dla mnie dużym szokiem, bo dla nas Wigilia kojarzy się ze śniegiem, nostalgią. Szybko się robi ciemno, czekamy na pierwszą Gwiazdkę, ubieramy choinkę. W Betlejem była jedna wielka radość na ulicach, więc było to dla mnie całkowitym zaskoczeniem. A do tego jeszcze poznałam Yousefa, z którym potem wzięliśmy ślub. Można powiedzieć, ze była to prawie miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zastanawialiśmy się nad długimi miesiącami. Od początku czuliśmy, że coś jest na rzeczy. Na samym początku najtrudniejsza była odległość, bo ja byłam jeszcze w Jordanii i sam przyjazd do Polski też nie jest taki prosty dla Palestyńczyków, bo potrzebują wiz. Największą przeszkoda była dla nas więc odległość, ale finalnie udało nam się to wszystko tak poukładać, że nie musimy żyć na odległość. Postanowiliśmy, że pierwsze kilka lat małżeństwa będziemy mieszkać w Polsce i tu teraz jesteśmy, ale oczywiście często jeździmy do Betlejem. Staramy się jak najczęściej, chociaż w pandemii było to utrudnione, ale teraz już można powiedzieć, że wróciło do normy.
W domu rozmawiacie po arabsku czy po angielsku?
– Na początku to był przede wszystkim arabski, ale teraz już to jest taki „nasz” język. Właśnie czasem się zastanawiam, kto by to zrozumiał, jakby nas słyszał. Musiałby znać właśnie wszystkie trzy języki – polski, angielski i arabski, żeby nas zrozumieć.
Jak udało się wam pogodzić w waszym rodzinnym domu różne zwyczaje i tradycje?
– Oboje jesteśmy chrześcijanami, więc jest to o wiele łatwiejsze. Dla mnie są dwa poziomy różnic kulturowych. Są właśnie różnice, które są lekkie, czyli na przykład o Wigilia, która w Polsce sprowadza się do uroczystej wieczerzy, a stół musi się uginać od dań. W Betlejem spędza się ją zupełnie inaczej. To jest dla mnie jednak taką ciekawostką bardziej niż przeszkodą, aby razem zbudować rodzinę. Inne różnice kulturowe z racji, że wyznajemy tą samą religię, praktycznie nie istnieją, bo wiara jednak rozwiązuje takie najbardziej ważne elementy w życiu człowieka. Wszystko inne to tylko dodatki, choć dla niektórych to może być szokujące dla Polaków, że na przykład chrześcijanie w Betlejem nie mają wieczerzy wigilijnej, ale to jest inna tradycja i dla nas w rodzinie nie jest to żadną przeszkodą. Po prostu kiedy jesteśmy w Polsce, to świętujemy po polsku, kiedy jesteśmy w Betlejem, to świętujemy tak, jak tam się świętuje, więc tutaj nie ma żadnego problemu.
Jak twój mąż odnajduje się Polsce? Czy podoba mu się nasz kraj? Czy bardzo tęskni za swoją ojczyzną?
– Na pewno. Tak jest zawsze, jeżeli się gdzieś mieszka na dłużej. To jest niezaprzeczalne. Jedyny minus, o którym mówi mój mąż jest taki, że mamy bardzo trudny język, natomiast wszystko inne to są kwestie które można jakoś przepracować. Staramy się nie skupiać na tym co jest negatywne w danym miejscu, bo i tu w Palestynie są jakieś elementy życia codziennego, które na które moglibyśmy narzekać, że coś się nam nie podoba, coś jest nie tak. Na przykład w Polsce jest o wiele spokojniej niż w Ziemi Świętej, jeżeli chodzi sprawy związane z polityką. Czujemy taką stabilność. Jedynie w ostatnim roku problemem jest inflacja. Tam życie wiąże się z wieloma problemami społecznymi, wynikającymi z obecnej polityki, która tam się toczy.
Spędzacie duże czasu w Palestynie, w Betlejem. Jak tam żyją chrześcijanie i jak świętują Boże Narodzenie w mieście, w którym narodził się Chrystus?
– Świętowanie zaczyna się tego samego dnia, co u nas czyli w Wigilię. Natomiast jak już wspomniałam, ona ma zupełnie inną atmosferę i zupełnie inny przebieg. Jest przede wszystkim radość a nie jak u nas – nostalgia. Wigilia w Betlejem to dzień, kiedy przyjeżdżają harcerze, kiedy przyjeżdża Patriarcha Jerozolimy. On idzie w pochodzie razem z harcerzami, na samym końcu. Wita się z ludźmi (akurat obecny Patriarcha jest bardzo bliski ludziom), często z nimi rozmawia. Trwa to bardzo długo, bo wielu ludzi musi pozdrowić i zostaje już potem w Betlejem do wieczora, żeby tu sprawować Pasterkę.
Pasterkę odprawia się w dwóch miejscach jednocześnie. Jedna odprawiana jest w Grocie Narodzenia, ale ponieważ tam nie zmieściliby się wszyscy chętni, dlatego odprawiana jest też w kościele świętej Katarzyny, który jest wyżej (nad grotą). Jest on w kompleksie bazyliki Narodzenia Pańskiego, która jest podzielona na tą część prawosławną, katolicką i właśnie grotę. Pasterka odbywa się części katolickiej – w kościele świętej Katarzyny w języku włoskim, a w Grocie Narodzenia w języku arabskim. Większość osób w Grocie to lokalni chrześcijanie. Żeby się tam dostać trzeba mieć specjalną wejściówkę. Ona jest bezpłatna, ale chodzi o to, żeby jakoś zapanować nad ilością osób, które znajdą się w kościele. Żeby ją otrzymać trzeba po prostu wcześniej przyjść na parafię i sobie pobrać taki bilet. Ja miałam okazję też być właśnie w Grocie na Pasterce. To był 2019 rok - ostatni rok przed pandemią. Przez prawie godzinę modliliśmy się śpiewami, był też różaniec, a potem odbyła się Pasterka. To było cudowne doświadczenie modlić się właśnie tam, z lokalnymi chrześcijanami. Mieć poczucie, że właśnie jesteśmy w miejscu, w którym narodził się Chrystus i w którym do dziś są chrześcijanie, przez cały czas. To był moment refleksji i zatrzymania się, który wypełnił mi tęsknotę za samą wieczerzą wigilijną.
Z kolei 25 grudnia jest to dzień, kiedy wszystkie rodziny, które nie były na pasterce, bo wiadomo nie wszyscy też się zmieszczą nawet do tego kościoła na górze, przychodzą na mszę świętą rano, a później, mniej więcej od południa już do późnego wieczora, krewni odwiedzaj się nawzajem. Wszyscy wszystkich muszą odwiedzić. Nie jedzą jednak tak jak u nas świątecznego obiadu, ale coś lekkiego.
Świętowanie Bożego Narodzenia w Betlejem powtarza się również w styczniu, kiedy obchodzą je kościoły prawosławne. To święto ma też wymiar ekumeniczny, bo jest dużo rodzin mieszanych, więc bardzo często jest tak, że prawosławna część rodziny odwiedza katolików w grudniu, a 7 stycznia katolicy odwiedzają część prawosławną. Często się tak dzieje w obrębie tej samej rodziny.
Piszesz na swoim blogu, że nie ma tam opłatka, ale czy są życzenia?
– Faktycznie, nie ma tam łamania się opłatkiem, a życzenia też wyglądają inaczej niż u nas, bo my mamy taki zwyczaj (zresztą nie tylko na Boże Narodzenie, ale nawet na urodziny czy ślub czy jakieś inne okazje) składać spersonalizowane życzenia, natomiast tam mówi się takie gotowe formułki zarówno na Boże Narodzenie, jak i na Wielkanoc czy właśnie na ślub. Ludzie nie składają sobie życzeń na przykład zdania matury, ale pozdrawiają się właśnie poprzez te krótkie zwroty, które funkcjonują w języku arabskim.
Skąd wziął się pomysł, żeby prowadzić bloga poświęconego właśnie Ziemi Świętej i Betlejem?
– Gdy zaczynaliśmy prowadzić bloga „Dzisiaj w Betlejem” pomysł był jeszcze bardzo mglisty. W ogóle nie wiedziałam jeszcze, co z tego wyjdzie. Wszystko się klaruje z czasem. W tej chwili jesteśmy na takim etapie, na którym przede wszystkim chcemy tworzyć i pokazywać Polakom głębię Ziemi Świętej. To może być takim uzupełnieniem pielgrzymki. Robimy to zarówno poprzez migawki z życia w Ziemi Świętej, przy czym w social mediach one są dość powierzchowne: zdjęcie, krótki opis, krótki filmik. Jednak moim zdaniem Ziemia Święta zasługuje na o wiele więcej, dlatego, że są tam treści, do których można się, że tak powiem dokopać. Dlatego założyliśmy poza naszym blogiem listę mailingową, na którą zapraszamy wszystkich odbiorców po to, żeby otrzymywać treści w sposób bardziej poukładany i pozwalający wejść w rzeczywistość Ziemi Świętej.
Oczywiście w tym, co tworzymy bardzo ważna jest również muzyka. Ma na celu pokazanie tego smaku Bliskiego Wschodu i klimatu całej historii zbawienia, która się tam wydarzyła. Muzyka też to podkreśla. Staram się wyszukiwać motywy, które są na przykład związane z historią wczesnego chrześcijaństwa. Choćby na przykład wydana ostatnia moja pieśni „Cisza eremity”, która została nagrana na Pustyni Judzkiej, gdzie mieszkali pustelnicy, to pieśń właśnie opowiadająca o pustelniku. Mamy nadzieję, że nasza działalność przybliża odbiorcom Ziemię Świętą zarówno podczas Bożego Narodzenia ale także w pozostałe miesiące roku.
fot. arch. Sylwia Hazboun