Średni koszt wesela w Polsce sięga nawet ponad 100 tysięcy złotych. Takie obciążenie finansowe dla rodziców pary młodej to ogromny wydatek, z którym ciężko sobie poradzić. Tym bardziej, gdy całe koszty spadają na jedną ze stron. Przekonał się o tym pan Mieczysław, który wraz z żoną – sfinansował najważniejszą noc w życiu ich ukochanej córki. Nie obyło się jednak bez kredytu, chwilówek, zwątpienia i… płaczu.
- Paweł to bardzo dobry chłopak. Złego słowa na niego nie powiem. Przekorny los jednak sprawił, że 13 lat temu stracił rodziców w wypadku samochodowym. Przez kilka kolejnych lat wychowywał się u dziadków, a po ukończeniu 18 roku życia – usamodzielnił się i zamieszkał sam. Chłopak jest wziętym elektrykiem, jednak tradycja nakazuje, że za ślub powinni zapłacić rodzice. Długo myśleliśmy z Anetką (żona pana Mieczysława – przyp. redaktor), czy poradzimy sobie z tak dużym wyzwaniem finansowym. Nie mieliśmy jednak trochę wyjścia, choć od początku zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka. Ślub Ani miał być czymś wyjątkowym i w mojej głowie rodziła się tylko jedna myśl: nie mogę jej zawieść… - wspomina nasz rozmówca.
Gigantyczne koszty
Każdy, kto organizował wesele dla przynajmniej dwustu osób, z całą pewnością zdaje sobie sprawę, jak wielkie to są koszty. Pan Mieczysław z małżonką nigdy nie narzekali na brak pieniędzy, jednak zdecydowanie daleko im było do słowa „bogaci”. Mieli pewne oszczędności i żyli ze stałej pensji mężczyzny (z zawodu był kucharzem), jednak Ania i Paweł postanowili zaprosić ponad 250 osób. Po zliczeniu wszystkich możliwych wydatków – w arkuszu naszego rozmówcy ukazała się kwota… 143 tysiące 700 złotych.
- Od razu chciałbym podkreślić, że Ania i Paweł – nie raz, nie dwa – dopytywali się o koszty organizacji i że są gotowi pokryć nawet połowę kwoty. Wziąłem sobie jednak za punkt honoru, by oni mogli się cieszyć tym wyjątkowym czasem, a ja zajmę się resztą. Za każdym razem im odmawiałem, nawet w momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że brakuje ponad połowy kwoty. To wtedy po rozmowie z kolegą postanowiłem wziąć kredyt na 50 tysięcy złotych (więcej bym nie dostał), a następnie uzupełnić kwotę o kilka wizyt w chwilówkach. Byłem zdesperowany, ale też przekonany, że sobie poradzę z tym obciążeniem… Nie wiedziałem jednak, jak bezwzględne są to firmy, co odczułem na własnej skórze - podkreśla pan Mieczysław.
Chwilówki to szybkie, krótkoterminowe pożyczki pozabankowe, dostępne bez skomplikowanych formalności, co czyni je wygodnym rozwiązaniem dla osób potrzebujących nagłego wsparcia finansowego. Dzięki możliwości otrzymania pieniędzy praktycznie od ręki, często jeszcze tego samego dnia. Dla tysięcy Polaków stały się ostatnią deską ratunku w trudnych sytuacjach i... katalizatorem do pogłębienia swoich problemów, o czym przekonał się nasz rozmówca.
Telefon za telefonem…
- Na samym początku chciałbym wspomnieć, że wesele wyszło znakomicie. Zabawa trwała do białego rana, a w trakcie poprawin wielokrotnie usłyszałem, że to "najlepsza impreza na jakiej byliśmy". O zachwycie Ani i Pawła mógłbym wspominać godzinami, bo ich wdzięczność była niesamowita. Jest to o tyle ważne dla mnie, ponieważ dało mi to siłę w kolejnych miesiącach. Gdyby coś miało się nie udać, to nie wiem czy sobie bym poradził. No i oczywiście nie mogę zapominać o mojej małżonce, która nie tylko mnie wspierała, ale zatrudniła się jako kelnerka w restauracji, by choć trochę mi pomóc... - mówi pan Mieczysław.
Nasz rozmówca na własnej skórze zmierzył się z sytuacją, z którą mierzy się tysiące Polaków. Chwilówki to pożyczki na miesiąc, a gdy w jednym momencie bierze się ich sześć, to problem robi się naprawdę poważny...
- W pierwszym miesiącu udało mi się spłacić jedną, plus ratę za pożyczkę bankową. Więcej niestety nie miałem, a pożyczyć nie bardzo miałem od kogo. Tym bardziej od rodziny, bo jak to by wyglądało, gdybym po takim weselu... prosił ich o pieniądze. No i przede wszystkim mogłaby się dowiedzieć Ania, a tego za wszelką cenę nie chciałem... Uznaliśmy z Beatą (żona pana Mieczysława), że musimy zakasać rękawy i spróbujemy znaleźć dodatkowy dochód. Potrafiłem przez 7 dni w tygodniu pracować na kuchni po nawet kilkanaście godzin, jednak koszty wesela doszły ostatecznie niemal do dwustu tysięcy złotych.... - wspomina nasz rozmówca
i dodaje:
Na spłatę wszystkich chwilówek brakowało mi ponad dwudziestu tysięcy złotych, jednak nie kwota była najgorsza, a upływający czas... Już kilka dni po terminie rozpoczęły się pierwsze telefony, które z każdym kolejnym tygodniem się nasilały. Nie odbierałem, bo nie miałem pomysłu, co mogę im powiedzieć. Wierzyłem, że "jakoś to będzie" i ostatecznie uda się spłacić wszystko. Od niektórych z tym firm otrzymywałem nawet maile, że te firmy chcą się jakoś ze mną dogadać, ale ja nie miałem im nic do zaoferowania. Priorytetem był bank. Dziennie otrzymywałem koło dwudziestu telefonów, których nie odbierałem, co doprowadzało mnie do szaleństwa. A dodać tu trzeba również listy i maile z żądaniami zapłaty...
Sprzedaż auta
Pan Mieczysław dużo czytał o swoim problemie. Szybko zdał sobie sprawę, że najgorszym wyjściem dla niego będzie spłacanie tych pożyczek poprzez branie nowych zobowiązań. Po około czterech miesiącach wyniszczającej walki o powrót na właściwą kondycję finansową zdecydował się na ostateczny krok...
- Pomysł sprzedaży mojego Hyundaia rodził się w mojej głowie przez kilka tygodni, jednak ciężko mi było się tym zająć z braku czasu. Poza tym, auto było dla mnie niezbędne z racji mieszkania na wsi i pracy w mieście, dlatego długo myślałem nad tym krokiem. Wiedziałem, że mogę za niego dostać około 25 tysięcy złotych, ale miałem ogromny sentyment do tego pojazdu. Nie było jednak odwrotu... Przygotowaliśmy z żoną wspólną wersję, dlaczego pozbywamy się auta, a mi udało się pożyczyć na najbliższy miesiąc starego Fiata Uno od kolegi z pracy. Jak się okazało, to był strzał... no w taką "6", bo dzięki sprzedaży samochodu, udało mi się uregulować wszystkie zobowiązania w tych nieszczęsnych chwilówkach, natomiast Ania przekonała się w swoich podejrzeniach... - mówi pan Mieczysław.
Momentem kulminacyjnym miał być wieczór, gdy pożyczone auto nie zadziałało, a nasz rozmówca do domu wracał nocną porą przez kilka kilometrów pieszo. Na jego nieszczęście, o tej porze nie kursowały żadne busy, a on też nie chciał robić z tego problemu. Los chciał, że tego wieczora z niezapowiedzianą wizytą wpadła córka...
- Pamiętam tę noc doskonale. Gdy wróciłem do domu i zobaczyłem Anię... zacząłem udawać podpitego. Mówiłem, że wyszedłem po pracy na piwo z najlepszym kumplem. Nie wiedziałem jednak, że ten sam Marek, odwiedził nas kilka godzin temu, by podać list pozostawiony przez listonosza. Łzy ukochanej córki to nigdy nic dobrego, jednak chyba wszyscy mieliśmy dosyć już tej sytuacji. Ania nagle położyła głowę na moim ramieniu i łamiącym się głosem wymruknęła tylko: "Tato, już wystarczy. Ile wam brakuje?" - wspomina nasz rozmówca.
"Męska duma"
Pan Mieczysław miał jednak to szczęście, że największego problemu już się pozbył. Telefony z windykacji zniknęły, a on sam był już w stanie uporać się z resztą kredytu. Mężczyzna uznał jednak, że chce być szczery z ukochaną córką i wspomniał o problemach finansowych, z którymi się zmierzył. Ania doskonale wiedziała, że "uparty" ojciec nigdy nie przyjmie od niej żadnej gotówki, dlatego wraz ze swoim małżonkiem postanowiła zrobić mu niezwykłą niespodziankę...
- To była wyjątkowo ciepła niedziela. Zjedliśmy właśnie obiad, gdy córka poprosiła mnie bym podszedł do okna i spojrzał na podwórko. Zrobiłem to niechętnie, jak to ja, ale po chwili proszenia w końcu wstałem z kanapy. Co było dalej, to do dzisiaj ciężko mi przechodzi przez usta... Moim oczom ukazał się srebrny model najnowszej wersji Hyundaia Tucsona, o którym zawsze marzyłem. Miał na sobie kokardkę i wręcz błyszczał w swojej doskonałości... Przyznam się szczerze, że niewiele pamiętam z tego dnia, ale jedno zdanie Ani zapamiętam do końca życia: "Dobrzy ludzie zasługują na dobre rzeczy w życiu, a właśnie ty do nich należysz". Myślę, że każdy rodzic z dumą chciałby usłyszeć takie słowa od swojego potomstwa... - podsumował pan Mieczysław.
Foto: pixabay