poniedziałek, 23 grudnia 2024 15:02, aktualizacja 4 godziny temu

"Od tej pory święta już mnie nie przerażają!" Karolina z mężem postawili na "wersję uproszczoną"

Autor Mirosław Haładyj
"Od tej pory święta już mnie nie przerażają!" Karolina z mężem postawili na "wersję uproszczoną"

Pretensje, uszczypliwości, gonitwa, trzy wigilie w Wigilie i wieczny stres. To wszystko odmienił... sernik. – Święta już mnie nie przerażają – mówi w rozmowie z portalem Głos24 pani Karolina.

Pani Karolina przyjechała do Krakowa na studia. – Jestem spod Tarnowa, ale w Krakowie mieszkam już 15 lat. Razem z mężem i dwoma kotami wynajmujemy mieszkanie w centrum miasta – wyjaśnia w rozmowie z Głosem24 pani Karolina.

Nasza czytelniczka jeszcze do niedawna każde Boże Narodzenie spędzała w domu rodzinnym – swoim lub jej męża Kacpra. – Nie przeszłoby mi przez myśl, że można jakoś inaczej – wyjaśnia nasza czytelniczka.

3 wigilie w Wigilie

Kiedyś każde święta oznaczały dla pani Karoliny gonitwę. – Najpierw wigilia u mojej rodziny – opłatek, barszcz, pierogi, prezenty. Spotkania z ciociami i wieczne zerkanie na zegarek, bo kilkadziesiąt kilometrów dalej czekała rodzina męża. Po krótkich rozmowach szybko zbieraliśmy się do teścia – wspomina pani Karolina.

Rodzice męża pani Karoliny nie mieszkają razem. Kilka lat temu wzięli rozwód i każde rozpoczęło nowe życie. – Teść znalazł partnerkę bardzo szybko. Teściowa twierdzi, że musiał ją zdradzać w czasie trwania małżeństwa, ale to po prostu dobry i miły mężczyzna – taki, który kobiety przyciąga jak magnes.

Po spotkaniu u teścia jechali do teściowej. – Mama mieszka ze swoją mamą, która cierpi na demencję, więc bywa różnie. Mąż ma brata i siostrę, do tego dochodzą ich dzieciaki – dom pełen ludzi. O każdym trzeba pamiętać, z każdym zamienić słowo. Zawsze wpadaliśmy spóźnieni i zestresowani tym, czy kogoś nie obudzimy. Czuliśmy, że nie spełniamy oczekiwań, ale nie byliśmy w stanie niczego przyspieszyć. Rodzeństwo męża nie rozmawia z ojcem, więc przyjeżdżało do mamy wcześniej. My mieliśmy jeszcze dwie rodziny, zanim pojawiliśmy się u mamy Kacpra.

Na pytanie, dlaczego nie zdecydowali się na rozłożenie odwiedzin na kilka świątecznych dni, odpowiada: – Zbyt duże pretensje, ale też ogromna chęć zadowolenia wszystkich. Oczywiście kosztem siebie.

Wszystko przez sernik

Pani Karolina przyznaje, że obowiązkowym ciastem od zawsze był w ich domu sernik. I już na zawsze będzie, bo to dzięki niemu wszystko się zmieniło.

– Dwa lata temu przypaliłam sernik. Co ja mówię? Spaliłam. Był nie do odratowania. Kacper miał pakować prezenty, ja zmarnowałam składniki. Oczywiście się pokłóciliśmy (chyba trzeci raz tego dnia "braliśmy rozwód"). Nie było szans na wizytę w sklepie, pieczenie i dotarcie do moich rodziców na czas. Żeby nie jechać z pustymi rękami, postanowiliśmy pojechać do cukierni. Oczywiście była zamknięta, więc weszliśmy do pobliskiej kawiarni. Sernik był, ale taki zdobiony kwiatami, na szczęście niepokrojony. Wyjaśniłam, jaki mam problem, upewniłam się, czy nie jest z orzechami, bo dwoje dzieci ma na nie silną alergię, i poprosiłam o polanie go czekoladą.

W oczekiwaniu na ciasto jej uwagę przykuły dwa stoliki. – Przy jednym siedziało starsze małżeństwo. Trzymali się za ręce i o czym rozmawiali. Byli szczęśliwi i tacy… spokojni. Przy drugim dwie kobiety z dzieckiem. Zaczęłam płakać. Kacper poprosił o kawę i usiedliśmy w kącie sali.

Pani Karolina wspomina, że doszło między nimi do bardzo ważnej rozmowy. – Każdego roku święta przynosiły nowe kłótnie i przypominały o starych problemach. Niby wiedzieliśmy, że zbliża się intensywny dla nas okres, ale tego było po prostu za dużo. Oboje stwierdziliśmy, że czas świątecznej gonitwy za bardzo nas wyczerpuje. Że tym, czego chcemy, jest tak naprawdę święty spokój.

Podczas wigilijnej rozmowy w jednej z kawiarni w centrum Krakowa podjęli decyzję, że ostatni raz w ten sposób spędzają święta. Na pytanie, czy w kolejnym roku nie kusiło ich, by jednak złamać umowę, odpowiada: – Nie. Kochamy naszą rodzinę, ale widzimy się ze wszystkimi naprawdę często. Boże Narodzenie jest czasem tylko dla nas – dla naszych organizmów, dla naszej psychiki i dla naszego małżeństwa. Prezenty dla bliskich wysyłamy pocztą, a do rodziców i rodzeństwa dzwonimy dzień przed Wigilią.

Nowa tradycja i świąteczne piżamy

Jak mówi pani Karolina, ona i jej mąż stworzyli nową, własną tradycję. – 24 grudnia po pracy idziemy na spacer. Nie siedzimy w kuchni, nie biegamy po sklepach, nie ścieramy kurzu. Potem wracamy do domu, przebieramy się w świąteczne piżamy i wyciągamy z lodówki sushi. Oglądamy jeden lub dwa z wcześniej wybranych świątecznych filmów.

Jak wyjaśnia pani Karolina, niespożywanie mięsa nie ma nic wspólnego z tradycją. – Jesteśmy vege. Cała nasza czwórka – śmieje się, głaszcząc kota.

Jedną z rzeczy, która w każde święta stresowała młode małżeństwo, było przygotowywanie potraw. – Nie jestem Master Chefem. Potrafię zrobić kanapkę i ugotować rosół, ale bawienie się w karpie po żydowsku czy kutię to nie moja bajka. Pamiętam, jak pewnego razu mieliśmy ugotować bigos staropolski. Nie chcieliśmy go próbować ze względu na to, że, jak wspomniałam, nie jemy mięsa. Skończyło się na tym, że nie tylko my nie chcieliśmy go jeść… Przykre. Posypały się też niewybredne żarty.

Teraz pani Karolina i pan Kacper przygotowują to, na co mają ochotę. – Święta we dwoje mają jeszcze ten plus, że nikt nie zachęca do spróbowania pasztetu czy szyneczki z dzika. W pierwszy dzień świąt na śniadanie jemy sernik, a na obiad domową pizzę (co u nas naprawdę jest świętem, bo ograniczamy takie przysmaki). Z kolei w drugi dzień wychodzimy na obiad we dwoje. Podjęliśmy decyzję, by co roku próbować dań w innej restauracji. Tyle przed nami do odkrycia!

„Ja w twoim wieku…”

Pani Karolina przyznaje, że obecny układ jest dobry również dla ich zdrowia psychicznego. – Na wsparcie rodziców zawsze mogę liczyć, ale podczas świąt odwiedzają ich ciotki, znajome – taka przyszywana rodzina. I zawsze, ale to zawsze ma miejsce badanie moich kształtów pod kątem ewentualnego bycia w ciąży. Zdecydowaliśmy z mężem, że na dziecko jeszcze za wcześnie. Ale są tacy, którzy notorycznie nas do tego zachęcają. Każdy wie, czego chce i na co może sobie pozwolić. Dlaczego inni chcą za nas decydować? „Zegar tyka. Już nie jesteś taka młoda. Znajdzie chętną. Jesteś leniwa. Wygodna egoistka z Ciebie. Ja w twoim wieku byłam bardziej zaradna. Co, nie możesz?” – to tylko niektóre teksty padające przy wigilijnym stole – wylicza nasza czytelniczka.

Zapytana o to, czy uważa, że każdy powinien świętować u siebie odpowiada: – Broń Boże. Jednemu będzie do szczęścia brakować pokoju pełnego ludzi, drugiemu świętego spokoju. Niech każdy robi tak, żeby być szczęśliwym.

Pani Karolina podkreśla, że brak odwiedzin u bliskich nie oznacza braku świętowania.

– O północy idziemy na pasterkę, ale pierwszego dnia świąt już nie bierzemy udziału we mszy, na co teściowa nigdy się nie godziła, gdy nocowaliśmy u niej. Mamy choinkę, choć wiadomo, jak jest z kotami. Postawiliśmy na wersję uproszczoną. Pod choinką oczywiście pojawiają się prezenty od Aniołka. Mam nadzieję, bo byliśmy grzeczni i wierni naszym ustaleniom – dodaje z uśmiechem pani Karolina.

Fot.: poglądowe, unsplash

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka