środa, 23 marca 2022 17:25, aktualizacja 3 lata temu

"Jedna noc spędzona we Lwowie podczas alarmu zmienia postrzeganie o 180 stopni". Radny z Krakowa ma sto pomysłów jak pomagać Ukrainie

Autor Marzena Gitler
"Jedna noc spędzona we Lwowie podczas alarmu zmienia postrzeganie o 180 stopni". Radny z Krakowa ma sto pomysłów jak pomagać Ukrainie

Dla wielu Ukraińców przyjeżdżających do Polski olbrzymim problemem była niemożność wymiany przywiezionych ze sobą hrywien. Nie były tym zainteresowane kantory, a jeśli już, oferowano im bardzo niski kurs wymiany na złotówki. Z pomocą pośpieszył krakowski radny, Łukasz Wantuch, który zainicjował Obywatelski interwencyjny skup hrywien. Na ten cel zorganizował nawet zbiórkę, którą pomógł mu wypromować sam Łukasz Orbitowski. To nie wszystko. Jeździ do Lwowa, gości uchodźców w swoim domu i ma jeszcze mnóstwo pomysłów jak pomagać.

Z Łukaszem Wantuchem rozmawiamy o jego akcji skupu hrywien, wyjazdach do Lwowa, pomocy dla uchodźców w Krakowie i inicjatywie nazwania skweru przed konsulatem rosyjskim Skwerem Wolnej Ukrainy.

Narodowy Bank Polski poinformował, że ruszy w końcu wymiana hrywien w porozumieniu z Bankiem Narodowym Ukrainy, ale wcześniej to pan ruszył ze swoją akcją skupu hrywien. Skąd w ogóle ten pomysł?

Ten trochę nietypowy pomysł się narodził z tego, że bardzo dużo ludzi pytało mnie, co zrobić z hrywnami, które zostały przywiezione do Polski. Jeżeli ktoś miał euro albo dolary, to był jeszcze w miarę w komfortowej sytuacji i mógł wymienić je na złotówki. Najbiedniejsi mieli tylko hrywny. Kiedy zaczęła się wojna, ruszyli do bankomatów i wypłacili papierowe hrywny. Po przyjeździe do Polski okazało się, że są bezwartościowe, nikt nie chce ich kupować albo skupowane są w kwotach rzędu 1 zł za 100 hrywien. Wymyśliłem więc taką zrzutkę - akcję społeczną na tej zasadzie, że Polacy wpłacają pieniądze, a ja wymieniam to na hrywny po kursie 20 zł za 100 hrywien. Oczywiście, był limit wysokości 100 zł na osobę czyli 500S hrywien. Akcja cieszyła się bardzo dużą popularnością. Udało się pomóc wielu osobom, a te hrywny, które zostały przeze mnie zakupione, wróciły na Ukrainę. Na przykład kupiłem niedawno nowe książki dla dzieci we lwowskiej księgarni, które zostały przywiezione do Polski i zostały pozostawione w Bibliotece Wojewódzkiej. Za te hrywny kupowaliśmy też na przykład paliwo, przekazywaliśmy te pieniądze, więc wszystkie hrywny zostały na Ukrainie.

Z całego serca dziękujemy Panu Łukasz Wantuch za książki dla dzieci w języku ukraińskim, które nasza Biblioteka otrzymała w darze! 🤩 📖 Z pewnością kolorowe książeczki ucieszą niejedną dziecięcą buzię. 😊 ❤️

Opublikowany przez Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie Poniedziałek, 21 marca 2022

Bardzo się cieszę, że Narodowy Bank Polski teraz ogłosił skup, ale podejrzewam, że to będzie kurs w granicach 10 może 11 zł, więc nadal będę tę akcję kontynuował, w miarę, jak ludzie będą na nią wpłacali. Będziemy wymieniać hrywny po kursie 20 zł za 100 hrywien.

Na na zbiórce, którą pan założył, jest już 16 tys. choć planował pan zebrać tylko 10 tys. zł. Widać, że zainteresowanie jest olbrzymie. Komu pan pomógł? Jak to technicznie wyglądało?

Korzystałem z pomocy wolontariuszy i różnych hoteli. Głównie koncentrowaliśmy się na hotelach i noclegowniach, tam gdzie są najbiedniejsze osoby, ponieważ był limit 100 zł. Udało się pomóc całkiem sporej liczbie osób. Tutaj też bardzo dużą pomoc okazał pan Łukasz Orbitowski, który zamieścił post na ten temat i po tym zbiórka ruszyła z kopyta. Można powiedzieć, że co najmniej 1/3 tej zrzutki to jest jego zasługa, także chciałbym podziękować panu Łukaszowi i osobom, które się w to zaangażowały.

Sytuacja na krakowskim dworcu robi się dramatyczna i należy sądzić, że będzie jeszcze gorzej. Dochodzą do mnie...

Opublikowany przez Łukasza Orbitowskiego Środa, 9 marca 2022

Teraz wymyśliłem taką akcję, że skupuję papierowe hrywny. Za jedną hrywnę papierową płacę 10 zł i je potem laminuję i sprzedaję je Polakom jako formę pamiątki. Dzisiaj ruszam właśnie z taką akcją. Staram się pozyskiwać środki nie tylko ze zrzutki, ale również takich akcji. Niedługo też będzie sprzedawany kubek termiczny z napisem "Sława Ukrajini". Rosyjski okręcie wojenny idi na ch...". Taki kubek będzie sprzedawany po 50 zł, a pieniądze będą również przeznaczone na wymianę hrywien. Warto dodać, że to wspólna akcja.

To robię nie tylko ja, ale grupa wielu osób: Patryk Salamon, Witold Skrzypek czy Mateusz Spolitakiewicz i jeszcze wiele, bardzo wiele innych osób, które się angażują w tę akcję. Staramy się zrobić takie pospolite ruszenie i działać na tę naszą małą, lokalną skalę. Każdy z nas ma poczucie, że każdy ma jakieś zadanie do wykonania.

W jaki sposób można się włączyć w pana akcje, czy to wpłacając na zbiórkę, czy informując Ukraińców o możliwości wymiany hrywien po lepszym kursie?

Narzędziem są media społecznościowe, głównie Facebook. Tam zamieszczam najwięcej informacji na ten temat. Przykład z dzisiejszego dnia: jedna z osób jedzie na Ukrainę i chciała kupić 3000 hrywien. Namówiłem ją, żeby zamiast płacić 10 zł w kantorze, dała mi pieniądze i skupiłem dla niej hrywny po 15 zł. Niedawno wróciłem z noclegowni w Plazie (krakowska Galeria Plaza jest miejscem tymczasowego zakwaterowania dla uchodźców - przyp .red.). Rozmawiałem tam z paroma osobami, zainteresowanie przy takim kursie było potężne i też to jest jakiś sposób żeby pomagać - takie małe kroki.

Jeżeli ktoś chce się włączyć w naszą pomoc, zachęcam do czytania postów. Dzisiaj na przykład potrzebujemy wolontariuszy. Dostaliśmy potężny ładunek towarów: jedzenia i różnych rzeczy z Włoch z Wenecji. Trzeba to wszystko podzielić, posegregować. Można wpłacać pieniądze. Można pomagać pracą. Na przykład mój przyjaciel z czasów szkolnych Kazimierz Kwasek jedzie jutro do Zosina, do przejścia granicznego, z transportem 300 - 400 kg różnego jedzenia, które będzie rozdawane uchodźcom po przekroczeniu granicy. Rzuciłem post. Okazało się, że zgłosiła się jakaś osoba, która potrzebuje transportu do Zosina, pojedzie z nim, a w drodze powrotnej weźmie męża, który w tym momencie jest na przejściu granicznym. Staramy się działać wielokanałowo i każdą osobę, która chce pomóc, zachęcamy do współpracy.

Pana działalność nie ogranicza się tylko do skupu hrywien. Jeździł pan również do Lwowa. Takich wyjazdów było kilka. Również śledziłam je w mediach społecznościowych. Co pana tam najbardziej poruszyło?

Lwów jest miastem, które jest tak samo pełne osób jak Kraków. Są gigantyczne korki, o wiele większe niż w naszym mieście, bo przyjechało tam 200 - 300 tysięcy osób, żeby uciec przed wojną. Życie się toczy normalnie do momentu, kiedy zostanie ogłoszony alarm bombowy. Dla mnie szokiem było jak o 5 nad ranem obudził mnie alarm lotniczy. To jest to zdarzenie, które się pamięta do końca życia.

Jeździł pan tam z grupą osób, które pan wymienił, z darami, ale za to wracał tutaj z Ukraińcami.

Początkowo robiliśmy tak, że wracaliśmy z Ukraińcami, ale od pewnego czasu już tak nie robimy, dlatego, że, niestety, pojawili się szmalcownicy, czyli osoby, które przewożą za 1000 € od osoby. My oczywiście nie pobieramy żadnych opłat. Wszystko transportujemy gratis. Bardzo nas wspiera firma Strabag, która użyczyła dwóch busów i karty paliwowej. Bez współpracy z firmą Strabag nie mielibyśmy żadnych szans na realizowanie tych akcji. Zresztą, dzięki tej firmie mamy też magazyn (w Krakowie - przyp. red.), za który płacimy "kolosalną kwotę" - złotówkę miesięcznie plus VAT, więc bez Strabagu nie udałoby się nam nic zorganizować. Początkowo (z Ukrainy do Polski - przyp. red) braliśmy osoby. Wieźliśmy na przykład dwójkę noworodków, wcześniaków, ale od czasu, jak pojawili się niestety szmalcownicy, przestaliśmy brać ludzi, żeby nas z nimi nic nie wiązało. Teraz na przykład bierzemy książki, albo kogoś, jeżeli jest sytuacja taka,  jak z tymi dziećmi, albo na przykład jest jakaś osoba niewidoma.

W tę sobotę idziemy w bardzo długą drogę. Byłem we Lwowie 3 albo 4 razy w swoim życiu i dla mnie zawsze to była wycieczka. To piękne, wspaniałe miasto i tak podświadomie tutaj chciałem użyć tego słowa. Ale to nie są wycieczki. Ostatnio, jak koledzy wracali, był alarm i trzeba się było dosłownie zatrzymać samochód i chować się po rowach. To jest niewiarygodny szok. Takie piękne miasto do życia. które pozornie toczy się normalnie. Nagle zaczynają wyć syreny. Nagle otwiera się aplikacja Trwoga, którą miałem zainstalowaną. Ludzie już się trochę przyzwyczaili do tego, bo alarmy są czasami 5 razy dziennie, ale czasem są też takie alarmy najwyższego stopnia.

Byłem też z konwojem armii ukraińskiej w bazie wojskowej w Jaworowie (baza wojskowa w Jaworowie została 13 marca ostrzelana przez Rosjan - przyp. red.). Widziałem, jak wyglądała ta baza po uderzeniu. To dla mnie ogromny zaszczyt, że strona ukraińska na tyle mi zaufała. Jestem być może nawet jedynym Polakiem, który widział, jak teraz wygląda ta baza. To jest to niewiarygodne, kiedy się stoi przed budynkiem, widzi się lej po rakiecie i jej szczątki. Wchodzi się do tego budynku, gdzie zginęło 35 osób. To są rzeczy, po prostu nie do wyobrażenia w XXI wieku, że tuż, przy naszej granicy, takie rzeczy się dzieją, że człowiek idzie ulicą, tak jak dzisiaj piękny, słoneczny dzień, proszę jednak wyobrazić sobie, że nagle zaczynają wyć syreny przeciwlotnicze i trzeba biec do schronu. To są rzeczy, które zostają w pamięci, dlatego troszeczkę ograniczyłem te wyjazdy, ze względu na to, że to nie są wycieczki, to nie są wyjazdy rekreacyjne. Były też przypadki ostrzelania konwoju, więc każda osoba, która jedzie z nami wie, jakie jest ryzyko.

Oczywiście sytuacja tam jest o wiele lepsza niż na wschodzie Ukrainy. Ale alarmy lotnicze, głównie rakietowe, są po prostu przerażające. To jest coś, co człowiekowi wyrwanemu z takiego normalnego, bezpiecznego świata, zostaje w pamięci.

Wrócę jeszcze do tej tego pierwszego transportu, kiedy w pana samochodzie były przewożone maleńkie bliźnięta. Wiem, że dr Lidia Stopyra z krakowskiego szpitala Żeromskiego od razu ruszyła z ofertą pomocy, jak zobaczyła pana post. Jak ta historia się skończyła?

Okazało się, że udało się znaleźć szpital, chyba w Rzeszowie, z tego co pamiętam. Więc się rozdzieliliśmy. Patryk z Witkiem pojechali z dziećmi, a my pojechaliśmy do Krakowa, do magazynu, bo każdy zna swoje przydzielone funkcje. Pani doktor zgłosiła się, za co bardzo dziękuję.

Powiem szczerze bez dziesiątek, nawet setek osób nie byłoby tego wszystkiego, bo my jesteśmy wierzchołkiem góry lodowej. My jeździmy do Lwowa i wracamy, ale ten magazyn trzeba zapełnić. Na przykład w sobotę jedziemy do miejscowości Winograd. To już jest przy samej granicy z Rumunią. To będzie podróż dwudniowa, bo jest to za długa trasa, żeby zrobić to na raz. Jedziemy do takiej miejscowości, gdzie nie docierają konwoje humanitarne. Dostaliśmy apel i jedziemy tam z radnym Andrzejem Hawrankiem i Piotrkiem Majakiem, wiceprezesem mojej spółdzielni mieszkaniowej (Spółdzielni Mieszkaniowej "Centrum" w Krakowie - przyp. red.).

Na przykład dzisiaj napisała do mnie pani Joanna, że ma 180 nowych worków stomijnych dla osób, które miały operację i to pojedzie do Lwowa, do magazynu Polskiej Misji Medycznej, do Marcela Kwasniaka i oni to będą dystrybuować. To taki sprawdzony magazyn we Lwowie, gdzie wiemy, że wszystko jest w porządku. Jeżeli ktoś na przykład potrzebuje przewieźć paczkę, albo na przykład jakieś jedzenie, czy coś takiego, to staramy się pomóc. Nie pobieramy, że to za to żadnych opłat - zero, ale, jak wspomniałem, nie byłoby to możliwe bez Strabagu, który nam użył busy i te busy są strasznie przez nas eksploatowane, bo jak jedziemy, to pakujemy je pod sam sufit, a drogi na Ukrainie są koszmarne.

Staramy się też jeździć poza Lwów, żeby nie tylko tam trafiała pomoc. Jak byliśmy w jednej takiej miejscowości, to powiem szczerze, dosłownie się modliliśmy, żeby nam się nie urywało zawieszenie, gdzieś w środku lasu, w połowie drogi, a tam jest godzina policyjna... Zawsze jedziemy na dwa busy i po dwie osoby. Raz mieliśmy 24-godzinną jazdę: 36 godzin bez snu, 24 godziny w samochodzie.

Jest mnóstwo ludzi, którzy nam pomagają. Staramy się jeździć 2-3 razy w tygodniu. Być może od przyszłego tygodnia będziemy jeździć nawet codziennie, więc bez dziesiątek, setek osób, których tutaj nie mam czasu wymienić, bez tej ogromnej masy ludzi nie tylko z Polski, ale na przykład z Włoch, to by się nie udało. To na przykład Sofia z Włoch i jej przyjaciele z Irlandii. Bez tej ogromnej armii ludzi my nie moglibyśmy działać.

Starsi i młodsi na jednym zdjęciu po rozładowaniu i posortowaniu czterech busów z Włoch.

Opublikowany przez Łukasza Wantucha Wtorek, 22 marca 2022

Wiedziałam, że pan także przyjął uchodźców z Ukrainy w w swoim domu.

Miałem dwie rodziny. Dużo Ukraińców wyjeżdża dalej i akurat miałam dwie rodziny, które są już teraz bezpieczne w Hiszpanii. Przyznam się szczerze, że jeżeli nie ma bariery komunikacyjnej, czyli dana osoba zna polski czy angielski, to jest po prostu członek rodziny. Jak mówi po ukraińsku to też - tylko, trochę trudniej się porozumieć, jest bariera. Ale na szczęście jest Google Translate (Tłumacz Google - przyp. red.) i można się dogadać. Ten pobyt z Tatianą, z Luką, z Polą to było bardzo duże przeżycie. Podam przykład. Nigdy nie nosiłem nic na rękach, zegarek zakładam bardzo rzadko, ale tę bransoletkę dostałem od Luki, 12-letniego Ukraińca. Zrobił ją specjalnie dla mnie i teraz zawsze noszę ją przy sobie, na ręce, jako pamiątkę. Mam nadzieję, że ta wojna się skończy jak najszybciej. Oni są z Kijowa, więc powiedziałem im jak wylatywali, że następne nasze spotkanie już będzie wolnym i bezpiecznym Kijowie.

Jest pan też autorem ciekawego, chociaż kontrowersyjnego, pomysłu, żeby skwer przed rosyjskim konsulatem w Krakowie zaczął nosić nazwę, która zawsze będzie przypominała o tym konflikcie i o bohaterstwie ukraińskich żołnierzy.

Ten mój pomysł niestety, troszeczkę został źle przedstawiony przez media, bo część mediów przedstawiła, że chodzi o zmianę nazwy Placu Biskupiego. Absolutnie nie. Plac Biskupi zostanie tak jak jest. Chodzi o mały skwerek, ale przed konsulatem rosyjskim. Jest propozycja, żeby nazywał się Skwerem Wolnej Ukrainy. To jest pomysł, który został zaczerpnięty z innych miast. Jak popatrzymy na Albanię, na Tiranę, na Wilno, na Pragę, to bardzo dużo miast zmienia nazwy przy konsulatach lub ambasadach rosyjskich. Wiem, że Rosjanie są bardzo czuli na tym punkcie, a jak rozmawiam z Ukraińcami, dla nich to też jest bardzo ważne. Rosjanie to jest inna mentalność: Bizancjum, prestiż. Więc jeżeli przed ambasadą rosyjską nagle pojawia się Skwer Wolnej Ukrainy albo skwer prezydenta Ukrainy, albo skwer bohaterów Ukrainy, to dla nich jest okropna obraza. Dla nas to może się wydawać absurdalne i dziwne, ale dla nich, dla wielkiego mocarstwa, dla potęgi atomowej, to jest to bardzo obraźliwe. No i o to chodzi.

Kiedy zapadnie decyzja na ten temat?

Właśnie niestety do końca sam nie wiem, ponieważ z tego powodu, że to zostało źle odebrane, czy przekazane, są z tym problemy, więc trzeba to na razie wyprostować. Może nawet użyłem złego słowa, bo tu nie chodzi o obrażanie Rosjan. To jest bardziej takie nakłuwanie tego ich balonika mocarstwowości. Na wojnie walczą Rosjanie i to różni, ale to jest tak na dobrą sprawę wojna Putina. Gdyby nie ten człowiek, to nie zginęłoby ponad 100 dzieci na Ukrainie. Jest to jednak wojna prowadzona przez Federację Rosyjską, dlatego ja na przykład przestałem robić zakupy w Auchanie. To jest market najbliżej koło mnie. Zawsze tam robiłem zakupy, ale teraz moja noga nie postanie ani w Auchan, ani w Decathlonie ani w Leroy Merlin (firmy, które poinformowały, że nie wycofają się z Rosji - przyp. red.), dopóki te firmy wspierają Putina, dopóki handlują z Rosją. To co robią polscy aktywiści na granicy z Białorusią, którzy ją blokują, to jest wspaniała inicjatywa.

Każdy z nas ma jakieś zadanie do wykonania, nawet takie najprostsze: nie robimy zakupów w Auchanie, nie robimy zakupów w Decathlonie, nie robimy zakupów w Leroy Merlin, bo Ukraina nie walczy tylko o siebie. Ukraina walczy też o nas, bo jeżeli Ukraina upadnie, następne będą państwa bałtyckie, a my będziemy następni. Ktoś może powiedzieć: my jesteśmy w NATO i tak dalej. Skoro Rosja ma broń jądrową, proszę sobie wyobrazić, że Putin stawia ultimatum: jak zacznie się pomagać Polakom i interweniować NATO, to my zrównamy z ziemią rakietami jądrowymi Berlin, Paryż. Ktoś powie, że to jest niemożliwe, ale jakbym powiedział miesiąc temu, że będą walki o Kijów, to nikt by nie uwierzył.

Rozmawiałem z osobą, która uciekła z Kijowa. Tam parki zamieniły się w okopy i są w nich miny. Więc jak ktoś narzeka, że przyjechali Ukraińcy, mają tramwaje za darmo, albo mają pomoc, to ja proponuję, że mogą się zamienić. Ja mogę takie osoby zabrać do Lwowa, nie ma problemu. Jedna noc spędzona we Lwowie, podczas ogłoszenia alarmu lotniczego, zmienia postrzeganie o 180 stopni. Więc jeżeli ktoś narzeka, że dostają jedzenie, że mają te tramwaje, że mają możliwość darmowego parkowania, to mam taką propozycję, że bardzo chętnie taką osobę zabiorę do Lwowa. Niech spędzi jedną noc we Lwowie, niech się obudzi o 5 nad ranem przy tym wielkim wyciu i wtedy pogadamy.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka