sobota, 23 kwietnia 2022 21:28

Kraków - Brzesko: "Szukała chętnych do uszycia kamizelek dla ukraińskich żołnierzy". Ruszyła lawina dobra

Autor Joanna Jamróz-Haładyj
Kraków - Brzesko: "Szukała chętnych do uszycia kamizelek dla ukraińskich żołnierzy". Ruszyła lawina dobra

Kiedy jedna z użytkowniczek Facebooka poprosiła o pomoc w szyciu kamizelek dla ukraińskich żołnierzy, ruszyła prawdziwa lawina dobra. Wolontariusze z Krakowa wsparcie znaleźli w Brzesku. To tam powstało 10 kamizelek, które wyruszyły na front. O pracy na rzecz Ukrainy i o tym, jak międzynarodowy zespół stał się jedną, wielką rodziną, opowiada nam pani Adrianna Mickiewicz.

Członkowie grupy “Kraków dla Ukrainy - pomoc na miejscu w Krakowie” wspierają Ukraińców od początku wojny. Kiedy jedna z użytkowniczek Facebooka napisała post z prośbą o pomoc w szyciu kamizelek, które miały trafić na front, Adrianna Mickiewicz postanowiła działać od razu. Skontaktowała się z mieszkającym w Brzesku Marcelem Kociołkiem, właścicielem Szwalni Marcel, który natychmiast zdecydował włączyć się w pomoc dla żołnierzy.

O pracy na rzecz Ukrainy i o tym, jak międzynarodowy zespół stał się jedną, wielką rodziną opowiada nam pani Adrianna Mickiewicz.

Adrianna Mickiewicz / Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz
Adrianna Mickiewicz / Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz

Jak to się stało, że zaczęliście państwo szyć kamizelki dla Ukrainy?

– 26 lutego założyłam na Facebooku grupę “Kraków dla Ukrainy - pomoc na miejscu w Krakowie” i wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło. Ludzie chcieli pomagać w każdy możliwy sposób, telefon się urywał. W ciągu najbliższych kilku dni dołączyła do mnie reszta administracji: Basia Marchewka, Piotr Naglicki oraz Jarek Kuźniar. Na bieżąco staramy się śledzić posty na grupie, tak abyśmy mogli reagować bezpośrednio tam, gdzie pomoc jest potrzebna. W taki sposób trafiłam na post Saszy, czyli Aleksandry Kusik, która szukała krawcowej, która pomogłaby w domu uszyć kilka kamizelek dla jej bliskich. Pomyślałam, że mam znajomego, który ma swoją szwalnię i że może udałoby się zorganizować to na większą skalę. Tym znajomym był Marcel Kociołek, właściciel szwalni Marsell. Skontaktowałam się z Marcelem oraz Aleksandrą, w ciągu 30 minut podjęliśmy decyzję, że ruszamy z szyciem. To był poniedziałek wieczorem. We wtorek (05 kwietnia), czyli dzień później opublikowałam wydarzenie na Facebooku i zaczęłyśmy poszukiwanie wolonatriuszek.

W akcję zaangażował się międzynarodowy zespół.

– Już we wtorek zaczęły się z nami kontaktować dziesiątki kobiet, Polki i Ukrainki. Szybko nastąpił podział obowiązków, Sasza rozmawiała ze swoimi rodaczkami, a ja ze swoimi. Próbowałyśmy ocenić poziom ich umiejętności i wytłumaczyć, na czym będzie polegało to, co planujemy uszyć. Chętnych było więcej niż maszyn. Udało nam się zbudować niesamowity zespół. Nie wiem, czy nazwałabym go międzynarodowym. W obliczu tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, staliśmy się jak jedna, wielka rodzina. Tam nie było barier językowych. Dziewczyny później śmiały się, że nauczą mnie ukraińskiego. Jarek mówi po rosyjsku, więc on trochę tłumaczył, Sasza posługiwała się ukraińskim, ja mówiłam po polsku, częściowo rozmawialiśmy ze sobą też po angielsku. Wnioskiem, który ja wynoszę, jest fakt, że chęć pomocy jest uniwersalnym językiem, który nie ma żadnej narodowości.

Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz
Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz

Napisała pani, że kobiety, które szyją kamizelki, są niesamowite: zmotywowane do pracy i uśmiechnięte.

– Każda z osób, którą miałam okazję poznać przy organizacji tego wydarzenia, cieszyła się że może pomóc. Dziewczyny, które przyjechały do Polski z Ukrainy, dziękowały za możliwość pomocy swoim rodakom, przytulały nas. Z drugiej strony Polki, które, nie mogąc patrzeć na cierpienie drugiego człowieka, postanowiły coś zrobić, poświęcić swój prywatny czas od rana do późnego wieczora. Nikt nie mówił o zmęczeniu, o wczesnej pobudce, tylko o tym, żeby zrobić jak najwięcej. Uwierzy Pani, że to myśmy musiały dziewczyny przekonywać do powrotu do Krakowa?

Czym dla pań z Ukrainy jest ta praca.

– Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, bo dla każdego z nas takie wydarzenia są czymś innym, ale wydaje mi się że ta praca daje poczucie że nie jesteśmy bezsilni, że nawet bez pieniędzy, ale oferując swój czas i chęci, można coś zrobić. Daje możliwość dołożenia swojej cegiełki i oderwania się na chwilę od tej przytłaczającej rzeczywistości. Z mojej obserwacji wynika, że czasami, nawet jeśli ktoś już jest bezpieczny, to bezczynność może być bardzo trudna. Tutaj udało się stworzyć miejsce, w którym można było skupić się na pracy w sposób, jaki jest niesamowicie potrzebny.

Kamizelki powstawały nawet w niedzielę. Jak wygląda proces ich powstawania kamizelek?

– Wszelkie materiały (nici oraz wszystko, co niezbędne do rozpoczęcia szycia) dostałyśmy od Marcela Kociołka. Szwalnia Marsell udostępniła nam wszystko. To było coś niesamowitego, wystarczył jeden telefon, a Marcel zapytał: “Dobra, to kiedy będzie? Co jest potrzebne?”. Myśmy miały tylko jedną kamizelkę na wzór. Przyjechał też do nas pracownik Marcela - człowiek, który uciekł z Ukrainy na początku wojny. To on pomógł nam z obsługą sprzętu. Wraz z nim dziewczyny przygotowały wykroje oraz powycinały poszczególne elementy kamizelek. Praca została podzielona per stanowisko. Na każdą maszynę przypadał inny element, który dziewczyny przygotowywały. Na końcowym etapie tego procesu wszystkie elementy były zszywane razem w gotową kamizelkę.

Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz
Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz

Akcja „Szyjemy dla wojska” została perfekcyjnie zorganizowana. Zapewniliście państwo szyjącym nie tylko wyżywienie, ale i transport. Kto podjął się organizacji tego przedsięwzięcia?

– Organizacją tego wydarzenia zajmowaliśmy się ja i Jarek Kuźniar (z ramienia “Krakow dla Ukrainy”) oraz Sasza, czyli Aleksandra Kusik. Spędziłyśmy godziny na telefonie, ustalając wszystkie szczegóły. Od wtorku do soboty udało nam się zorganizować wszystko. Jarek po nocy odebrał maszyny do szycia pożyczone od grupowiczek. Ja rozmawiałam z Marcelem odnośnie materiałów, ilości maszyn i szukałam wolontariuszek mówiących po polsku, a Sasza rozmawiała z wolontariuszkami komunikującymi się po ukraińsku oraz organizowała wyżywienie. Dokładną godzinę wyjazdu i podział na grupy w kwestii transportu skończyliśmy ustalać w piątek wieczorem, a już o 8:00 rano w sobotę wyruszyliśmy z Krakowa do Brzeska. Jedna grupa z Bonarki pod “dowództwem” Saszy, a druga pod opieka Jarka z Galerii Krakowskiej. Ja byłam w grupie Jarka, gdzie jego znajomość języka rosyjskiego okazała się bezcenna. Myślę, że organizacja całego tego wydarzenia wyszła dość naturalnie, dlatego że wszyscy chcemy pomagać i to jest najważniejsze. Od siebie mogę powiedzieć, że niesamowicie się cieszę, że mam okazję współpracować z tak mądrymi i dobrymi ludźmi. Traktuję to jako swojego rodzaju zaszczyt, że obdarzyli mnie zaufaniem i możemy razem działać. Jestem z nich niesamowicie dumna.

Ile (mniej więcej) trwa powstawanie jednej kamizelki?

– W ciągu pierwszego weekendu udało się nam uszyć 10 kamizelek. Ciężko wyliczyć, ile zajmuje uszycie jednej, ponieważ praca jest podzielona na stanowiska. Każde z nich odpowiadało za inny element i najpierw powstawały elementy, a później były one łączone w całość. I tak to trwa. Na początku też trzeba było nauczyć się obsługi technicznej maszyn, bo każdy sprzęt jest inny, ale dziewczyny poradziły sobie świetnie. Same się zorganizowały, jak tą pracę podzielić, która za co będzie odpowiedzialna. Nigdy nie widziałam jeszcze tak zgranej ekipy, a trzeba zaznaczyć, że dziewczyny poznały się na miejscu.

Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz
Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz

Komu zostały przekazane kamizelki?

– Na ten moment 10 kamizelek zostało przekazanych do oddziału stacjonującego w miejscowości Avdiivka (w obwodzie donieckim). Nie zamierzamy na tym poprzestać. Planujemy niedługo wysłać kolejny transport.

Na froncie znajduje się brat jednej z grupowiczek. Macie więc państwo informacje z pierwszej ręki. Czego najbardziej potrzeba żołnierzom?

– Sasza, wraz z którą organizujemy tę akcję, również ma na froncie bliskich, z którymi jest w stałym kontakcie. Potrzeby są ogromne. Na froncie najważniejszy jest sprzęt wojskowy. Wciąż szukamy kogoś, kto mógłby nas wesprzeć i kupić kamery termowizyjne oraz lornetki noktowizyjne. Nie wspomnę już o butach taktycznych czy rękawiczkach, a nawet o apteczkach. Jako “Kraków dla Ukrainy” odpowiedzieliśmy z Jarkiem Kuźniarem na post Saszy, ale wraz z resztą administracji, czyli jeszcze z Basią i Peterem, dostarczyliśmy dla nich także żywność w puszkach (bo taka najlepiej sprawdza się na froncie), latarki czołowe, śpiwory, krótkofalówkę, środki higieniczne oraz wiele innych. Te produkty zbieramy cały czas. Niedługo rusza też nasza zbiórka żywności, która będzie przeprowadzona w krakowskich hotelach. Więcej na temat tej zbiorki można znaleźć na naszym Facebooku. Będzie to prawdopodobnie największa zbiórka na terenie Krakowa, a zbierać będziemy właśnie żywność długoterminową w nietłukących się opakowaniach. Całość zebranych darów przekażemy do osób potrzebujących w Ukrainie oraz do ośrodków na terenie Krakowa, gdzie uchodźcy mogą znaleźć schronienie. Jesteśmy w kontakcie z takimi miejscami i staramy się reagować na wszystkie potrzeby przez nie zgłaszane.

Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz
Wolontariuszki z Krakowa podczas szycia kamizelek w Brzesku /Fot. archiwum prywatne Adrianny Mickiewicz

Czy zamierzacie państwo powtórzyć akcję szycia kamizelek?

– Moim marzeniem jest, żeby takie wydarzenia mogły odbywać się cały czas, cyklicznie. Na pewno planujemy je organizować przez następne weekendy. Doświadczamy tak niewyobrażalnie dużej chęci pomocy ze strony wolontariuszek i wszystkich osób, z którymi współdziałamy, że nie możemy się wycofać. Planujemy również niedługo zorganizować kolejne wydarzenie, podczas którego będziemy wyplatać siatki maskujące, tak aby wykorzystać cały materiał w stu procentach i nie zostawić żadnego odpadu, ponieważ można go wykorzystać właśnie w ten sposób.





Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka