czwartek, 25 stycznia 2024 13:44

Talent, którym można się zachwycić. "W pewnym sensie jestem artystą renesansowym" [WYWIAD]

Autor Norbert Kwiatkowski
Talent, którym można się zachwycić. "W pewnym sensie jestem artystą renesansowym" [WYWIAD]

Ryszard Paprocki, to postać - jak mało która - wpisująca się w powiedzenie "człowiek renesansu".  - Wszędzie, gdzie spojrzę widzę tworzywo i możliwość twórczej ingerencji. Wybór techniki jest sumie mało ważny. Istotne jest, aby tworzyć - zauważa artysta pochodzący z Krakowa. A reszta to już kunszt jego geniuszu, który nawet na fotografiach robi niesamowite wrażenie!

Rozmowa z takim twórcą mogłaby potrwać nawet dwa dni, a i tak cały temat szeroko pojętego artyzmu nie został wykorzystany, jednak my postanowiliśmy, choć delikatnie przedstawić "wielką artystyczną przygodę", Ryszarda Paprockiego. W tej rozmowie poznamy nie tylko wyjątkowe tajniki twórczości naszego bohatera, ale również zapoznamy się m.in. z jego opinią na temat współczesnych twórców oraz czego możemy mu życzyć w najbliższej przyszłości. Zapraszamy!

Mówi się, że artystą trzeba się urodzić. A jak było w Pana przypadku?
- W tym określeniu jest całkiem dużo prawdy. Każdy człowiek rodzi się z określonymi predyspozycjami. W moim wczesnym dzieciństwie dało się zauważyć nieprawdopodobny pociąg do rysowania, malowania i rzeźbienia. Musiałem zawsze mieć obok siebie kredki, ołówki, farbki. Na każdym moim zdjęciu z dzieciństwa widać, że mam przy sobie te wszystkie rzeczy. Pewnego razu byłem przeszczęśliwy, gdy zobaczyłem usypaną pryzmę drobnego piasku. Dopadałem do niej i od razu rzeźbiłem zamki, pałace, całe miasteczka, postacie, a nawet wczesne akty. Pamiętam ciekawe zdarzenia, które ułożyły się w pierwszą moją biznesową, artystyczną i na poły fałszerską opowieść. W wieku sześciu lat miałem w zestawie do rysowania tylko kilka kredek. Na pewno była czerwona, pewnie też szara i czarna. Co można było narysować tymi kolorami?  Dziś wiem, że wszystko, ale jako mały chłopiec wiedziałem, że zielonej trawy nie da się namalować czerwoną kredką.  Zobaczyłem na stole banknot stuzłotowy z Ludwikiem Waryńskim. Był w doskonałej dla tych kredek tonacji, więc nadawał się do szybkiego wykorzystania. Zrobiłem z sumienną perfekcją dwustronną kopię. Problem był ze znakiem wodnym, ale udało się jako tako dzięki kawałkowi masła. Wtedy zobaczył to ów falsyfikat mój ojciec chrzestny i zaproponował mi wymianę: weźmie ode mnie moje dzieło i da w zamian prawdziwy banknot stuzłotowy. Zapytałem go pośpiesznie, czy gdybym inne banknoty jeszcze narysował, to czy wymieni wszystkie według nominału. Zgodził się.

Miałem w tym momencie problem z kolorami, bo chciałem się przerzucić na większe, ba! - największe nominały, a tam trzeba było już mieć dużo kolorów. Wymusiłem od ciotki prezent i dostałem zestaw 24 kredek. Z dużymi nominałami nie było problemu, pożyczyłem od taty. No i poszła cała seria. Mój pokoik zamienił się w mennicę państwową. Ojciec chrzestny dotrzymał słowa. Widząc jednak moje tempo i rozmach produkcji powiedział, żebym już nie robił nic więcej, bo zbankrutuje.

Na czym polega malarstwo iluzjonistyczne, z którym jest Pan najczęściej utożsamiany?
- Malarstwo iluzjonistyczne nazywane z francuska trompe l’oeil, to taki sposób malowania, aby wywołać złudzenie, że ukazane na dwuwymiarowej powierzchni wyobrażenie jest trójwymiarowe. Jest to więc malarstwo dające iluzję rzeczywistości. Jest jednym z najważniejszych pojęć związanych z historią sztuki. Malarstwo realistyczne jest związane z naśladowaniem trójwymiarowej natury. W dawnych czasach miarą talentu i artyzmu malarza było jego dzieło iluzjonistyczne imitujące rzeczywistość. Nie każdy to potrafił.  Malarz starożytnej Grecji, niejaki Parrasjos – jak głosi legenda – namalował kotarę, którą oglądający chcieli odsuwać; a ptaki i muchy miały zlatywać się do iluzyjnie namalowanych, przez innego Greka, Zeuksisa z Heraklei  winogron. Villa dei Misteri w Pompejach to wybitne dzieło starożytne, które pokazuje kompleksowo piękne motywy iluzjonistyczne. Sztuka taka  wymagała od twórcy wybitnej znajomości zasad perspektywy oraz często żmudnych wyliczeń i analiz matematycznych. Tu dużo mógłbym opowiadać, ale nie mamy na tyle miejsca w wywiadzie. W dzisiejszych czasach mało jest artystów potrafiących tworzyć perfekcyjną iluzję. Dziś w sztuce jest lansowana nieudolność twórców. Wystarczy ich prymitywne dzieła odpowiednio wylansować, pokazać w dostojnym kontekście i już mogą uchodzić za wybitnych artystów-celebrytów.

Ryszard Paprocki

W jakich innych technikach tworzy Pan również swoje prace?
- Bardzo trudno byłoby mi wymienić wszystkie dziedziny plastyczne, które uprawiam. W pewnym sensie jestem artystą renesansowym. Wszędzie, gdzie spojrzę widzę tworzywo i możliwość twórczej ingerencji. Wybór techniki jest sumie mało ważny. Istotne jest, aby tworzyć. Oczywiście ten arsenał technik cały czas wzbogacam, cały czas się uczę. Nie boję się trudnych wyzwań. W ostatnich latach zetknąłem się z ogromnych rozmiarów blokiem marmuru karraryjskiego i wyrzeźbiłem z niego  śpiącego lwa. Było też dwa lata temu zapotrzebowanie na zaprojektowanie i wyrzeźbienie ornamentyki dużego dzwonu do Bazyliki Mariackiej w Krakowie, więc nauczyłem się tworzyć w spiżu ludwisarskim. Jedną z ciekawszych ostatnich technik  w jakiej tworzyłem była intarsja kamienna. Wykonałem całkiem duże kompozycje na posadzce jednego z pałaców. Zaprojektować taką intarsję, taką mega mozaikę było nie lada wyzwaniem, bo każdy z kilku tysięcy elementów kompozycji był innego kształtu i koloru. Dobór użyłowania i koloru brazylijskich kwarcytów, wycięcie kształtów w bardzo twardym kamieniu oraz połączenie tego wszystkiego w ogromną całość było nawet dla mnie nie lada wyzwaniem. Układałem te puzzle przez wiele tygodni . Aby opisać te wszystkie techniki, którymi się posługuję, także przygody, jakie z nimi mam  musielibyśmy zrobić dużo wykładów i poświęcić na to wiele godzin. Tu w tym wywiadzie nie sposób tego zaprezentować.

Od 2005 roku jest Pan członkiem - założycielem Stowarzyszenia Ogrody Sztuki w Krakowie. Czy możemy dowiedzieć się czegoś więcej o tym projekcie?
- Stowarzyszenie powstało wiele lat temu jako projekt  mający łączący różne dziedziny sztuki. Kwintesencją tego była pierwsza wystawa w 2005 roku wielkoformatowych, przestrzennych instalacji artystycznych w Ogrodzie Botanicznym UJ. Towarzyszyło temu wiele koncertów, wykładów itp. Generalnie można powiedzieć, że stowarzyszenie ma za cel pokazywanie tego, co może się zrodzić na pograniczu wielu dziedzin sztuki.

Ryszard Paprocki nie tylko maluje, ale również m.in. rzeźbi 

W przeszłości Pana prace gościły m.in. na lokalnym podwórku (choćby w zamku Piaskowa Skała), ale również na arenie międzynarodowej (tu można wymienić np. Festiwal Sztuki 3D w Dubaju). Rozumiem, że jest Pan otwarty na wszelkiego rodzaju propozycje, by móc pokazać swoją nietuzinkową twórczość?
- Organizowanie moich wystaw indywidualnych jest zawsze procesem bardzo trudnym, bo ja nie mam do pokazania tylko 20 czy 30 obrazów olejnych. Jak pokazać moje murale, rzeźby, instalacje, sgraffita...?  Powiem szczerze, że mało mam na to czasu. Wolę realizować konkretne dzieła niż montować kolejne wystawy. Staram się tego unikać. Ale czasem rzeczywiście warto się przyjrzeć propozycjom i nie odrzucać ich. W czasach covid'u brałem udział w transgranicznej wystawie, festiwalu we Frankfurcie/Słubicach. Do dyspozycji miałem całe wnętrze desakralizowanej katedry we Frankfurcie. I przygotowałem tam ciekawe dzieło. Była to iluzjonistyczna instalacja na 15 ogromnych rurach. Na każdej rurze był namalowany fragment obrazu w dużym zniekształceniu. W sumie były to cztery ogromne obrazy poświęcone Leonardowi da Vinci. Gdy obserwujący stał w odpowiednim punkcie  w katedrze mógł zobaczyć połączoną w jedną całość kompozycję. Potem zaprezentowałem to na zamku w Pieskowej Skale, ale nijak się nie mogłem zmieścić w sali wystawienniczej. Wiele osób to jednak zobaczyło i przemieszczało się między kolorowymi rurami pozując do zdjęć lub filmów. Jestem dumny, bo nigdy w świecie nie powstało tego typu duże dzieło iluzjonistyczne.

Autor: Ryszard Paprocki 

To pytanie z pewnością zaciekawi naszych czytelników. Czy istnieje szansa nabycia upatrzonego przez siebie dzieła Ryszarda Paprockiego?
- Ostatnimi czasy bardzo mało współpracuję z galeriami sztuki. W dzisiejszym świecie fiskalnym artysta został zdegradowany do jednoosobowej firmy. Podatki, VAT, zdrowotne itp. są tak ogromne, że doliczając jeszcze marżę i podatki galerii nie opłaca się sprzedawać obrazów. Tak więc w galeriach nie chcę wystawiać. Co można zatem zrobić? Ot - zlecić mi wykonanie obrazu, lub zobaczyć w mojej pracowni powstające cykle i wybrać konkretny obraz. Można też zamówić wielkoformatowy mural. W Krakowie jest wiele miejsc, gdzie można zobaczyć moje realizacje. Wnętrza Wierzynka mają dużo moich fresków.  Na Wydziale Matematyki i Informatyki UJ można zobaczyć ogromny, anamorficzny mural environment (na wszystkich okalających przestrzeń ścianach). To dzieło jest alegorią matematyki i informatyki. Te wszystkie prace powstawały i powstają na konkretne zlecenia, więc mamy odpowiedź: istnieje szansa na posiadanie mojego dzieła.

Praca artysty wymaga nie tylko talentu, ale również zaplanowania każdego kolejnego kroku 

Artyzm nie lubi próżni. Czego możemy Panu życzyć na najbliższą oraz te dalszą przyszłość?
- Abym mógł tworzyć sztukę muszę mieć czas! Czas jest rzeczą, której nie można kupić. Moja doba ma - podobnie jak wszystkich - tylko 24 godziny a ilość wyzwań jest tak ogromna, że nie jest łatwo zrealizować wszystkie marzenia twórcze. Proszę mi życzyć dużo czasu na twórczość! Drugą rzeczą, którą mi możecie życzyć to zdrowie. Aby móc realizować murale, aby ganiać po rusztowaniach trzeba mieć dobrą kondycję fizyczną i niezłe zdrowie. Więc życzcie mi zdrowia. O resztę zadbam sam.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka