Ma zaledwie dwadzieścia lat, był uczestnikiem światowych festiwali folklorystycznych, prowadzi, a także organizuje projekty kulturalne dla młodzieży. Jak sam mówi, pasję do folkloru oraz muzyki wyniósł z domu. Kim jest Maciej Wilczyński i jak doszło do tego, że nastolatek z Krakowa zaczął jeździć po świecie, aby promować Polskę?
Maciej Wilczyński to dwudziestolatek pochodzący ze stolicy Małopolski. Studiuje na Akademii Muzycznej imienia Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie. Brał też udział w wielu festiwalach folklorystycznych, które odbywają się za granicą. Aby promować polski folklor, zaczął prowadzić wykłady i szkolenia, które cieszą się ogromną popularnością. Jak jednak to wszystko udało się zrealizować w takim wieku? O tym rozmawiamy z autorem tego sukcesu.
W twoim życiu są dwie główne pasje, muzyka klasyczna i folklor ludowy. Dwa zjawiska różne, jednak uzupełniające się wzajemnie. Skąd zrodziło się u ciebie zamiłowanie do nich? Wyniosłeś je z domu, czy to własne odkrycie?
– Jeśli chodzi o muzykę klasyczną, to w rodzinie nie było wielkich tradycji muzycznych, ale od urodzenia będąc w domu, słyszałem muzykę klasyczną. Mama zna podstawy gry na fortepianie. Jedna z moich sióstr miała też krótką przygodę właśnie z fortepianem. Trzeba być jednak świadomym, że dziecko w wieku 8/9 lat, rzadko kiedy, ma naturalny zapał do ćwiczenia na instrumencie. Nie wygląda to tak, że wraca ono do domu i pierwsze co, to mówi "mamo, to ja idę grać na fortepianie".
Moja historia z muzyką zaczyna się dosyć typowo. Po prostu w domu stało pianino. Jako sześciolatek odbywałem przy nim pierwsze, szumnie nazwane próby, wydobycia dźwięku. Mimo to nie poddawałem się i coraz więcej czasu spędzałem, próbując grać. Z reguły to rodzice namawiają swoje dzieci, aby poszły do szkoły muzycznej, ale to ja postawiłem mamę przed faktem dokonanym. Po prostu przyszedłem i powiedziałem, że idę do szkoły muzycznej i koniec.
I jaka była reakcja rodziców? Od razu się zgodzili, czy mieli inne plany dla ciebie?
– Nie mieli wyjścia. To nie było pytanie a stwierdzenie. Przyszedłem i powiedziałem, że tam idę. Wybór padł na Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną I stopnia im. Ignacego Jana Paderewskiego w Krakowie. Tak jak wcześniej wspominałem, dzieci na początku nie mają parcia na ćwiczenie, stąd nieoceniony wkład mojej mamy. To ona dołożyła wielu starań, abym ćwiczył i rozwijał się. Nie zawsze szło tak, jak byśmy chcieli, ale ostatecznie skończyłem szkołę w klasie fortepianu, a następnie zacząłem uczęszczać do Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Krakowie. Zmieniłem tylko instrument z fortepianu na organy.
Twoja historia pokazuje, że sam dojrzałeś do tego, aby kształcić się w kierunku muzycznym. Czy to oznacza, że muzykiem może zostać każdy, jeżeli tego chce, czy trzeba mieć odpowiednie predyspozycje?
– Oczywiście można mieć wpływ, aby kształcić się w tym kierunku. Dla mnie to była jednak własna potrzeba i własna chęć kształcenia muzycznego.
Muzyka klasyczna to nie jedyne twoje zainteresowanie. Drugim obszarem twoich jest lokalny folklor. Czy tutaj też postawiłeś rodzinę przed faktem dokonanym, czy może inaczej wyglądało to w tym przypadku?
– Tutaj mamy zupełnie inną historię. Tym razem to rodzina postawiła mnie przed faktem dokonanym. Od wielu pokoleń członkowie mojej rodziny występowali w Zespole Pieśni i Tańca "Krakowiacy". Tańczyła tam moja mama, cioci, a także moja siostra, ale historia sięga jeszcze dalej.
Podczas jednego ze spotkań rodzinnych, babcia pokazała mi stare zdjęcia z lat 50. Już na nich widać moich przodków w tym zespole.
Czasami w naszej rodzinie pada takie stwierdzenie "Kiedy się rodzisz, to oprócz książeczki zdrowia, dostajesz również adres zespołu”. Ja podtrzymuję tę tradycję rodzinną. Jako młodszy brat mojej siostry przychodziłem często na próby. Można powiedzieć, że się tam wychowałem.
Od 4 lat jestem oficjalnie w Zespole Pieśni i Tańca “Krakowiacy”. Zaczęło to się bardzo niespodziewanie. Od wielu lat, mój zespół organizuje oprawę muzyczną Orszaku Czerwonego w święto Trzech Króli w Krakowie. W 2019 roku okazało się, że brakuje akordeonisty i dlatego postanowiłem spróbować. Zgłosiłem się i tak już zostało. Od razu rozpocząłem współpracę z orkiestrą Zespołu, a parę miesięcy później odbyłem pierwszy wyjazd zespołowy - do Meksyku.
A czy jest dla ciebie folklor? Czy znaczy coś wyjątkowego?
– Z folklorem jestem związany całe życie. Jest to coś więcej niż pasja, to jest sposób na życie, sposób patrzenia na świat, a nawet czasami lekkie “zboczenie” zawodowo- artystyczne. Byłem kiedyś na wakacjach w Dubrowniku. Wszyscy moi znajomi oglądali architekturę z "Gry o Tron", a ja spędziłem kilka godzin w Muzeum Etnograficznym. Takich historii było bardzo dużo, ale chyba najbardziej zapadły mi w pamięć wyjazdy na festiwale.
Jakie to przeżycie dla nastolatka pojechać na zagraniczny do Meksyku czy Hiszpanii? Jak się doświadcza tych wszystkich emocji, będąc w takim wieku?
– Festiwal jest okazją do poznania miejscowej kultury. W czasie mojego czteroletniego pobytu w zespole byłem w Meksyku, Hiszpanii, a także w polskiej osadzie pod Stambułem. Jest to fantastyczne doświadczenie. Ludzie z całego świata, których łączy jedno- folklor i pasja do kultury ludowej.
Na festiwalach zawsze panują ogromne emocje. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje publiczność. Poza tym rzadko kiedy da się przewidzieć, kto zasiądzie na widowni i ile będzie osób. Zdarzają się koncerty na 15-20 osób, a są i takie, gdzie jest ich kilka tysięcy.
To, co jest charakterystyczne dla naszych występów festiwalowych, to fakt, że przygotowujemy piosenkę zagraniczną. Zawsze jest ona wykonywana na końcu koncertu. Do dzisiaj pamiętam reakcję publiczności podczas koncertu w Meksyku. Kiedy zaczęliśmy grać pierwsze takty meksykańskiego “Cielito lindo”, cała sala oszalała. Stali, tańczyli i śpiewali razem z nami. To są wrażenia i emocje, które bardzo ciężko jest opowiedzieć, za pomocą słów i które na długo zostają w naszej pamięci.
Jak wyglądają przygotowania do takich wydarzeń? Czy każdy występ jest zupełnie inaczej przygotowywany w oparciu o to, kto zasiądzie na publiczności, czy macie utarte schematy?
To, kto zasiądzie na publiczności jest wypadkową zainteresowania. Nie ważne, gdzie gramy, czy jest to koncert w Krakowie, czy za granicą, nie da się przewidzieć, kto nas będzie oglądał i słuchał. Tutaj trzeba wspomnieć, że w czasie jednego koncertu nie jesteśmy w stanie pokazać całego programu. W czasie planowania programu naturalne jest, że jako zespół z Krakowa skupiamy się, żeby pokazać widzom folklor krakowski, ale także uwzględniamy folklor innych regionów Polski.
Pamiętasz swój pierwszy występ podczas festiwalu?
– Oczywiście. To było w Meksyku, na koncercie dla dzieci i młodzieży. Było to dla mnie ogromne przeżycie emocjonalne i bardzo ważny moment w życiu. Jednak festiwal to nie tylko sam występ. Podczas festiwali duże wrażenie robią parady. Przez miasto idzie wiele grup artystycznych z różnych stron świata, prezentując dachach czy balkonach domów i wiwatowali. Widzowie mogą podczas takiego wydarzenia zobaczyć cały świat w pigułce. Tu idą Francuzi ze swoim folklorem, tu Meksykanie, a zaraz widać już Polaków czy Niemców.
Oczywiście temu wszystkiemu towarzyszy również stres. Jak mogłoby być inaczej? Każdy występ to są inne emocje, inne przygotowania, a także inny stres motywacyjny.
Wiem, że nie ograniczasz się wyłącznie do tańca i prowadzisz również i kursy i wykłady dotyczące folkloru w Polsce i za granicą. Jak to się zaczęło i skąd pomysł, aby zacząć to realizować na taką skalę?
– Wszystko zaczęło się około 6 lat temu. Na początku było to działanie tylko wewnątrzszkolne. Były to różnorakie wykłady na różnych przedmiotach. Dotyczyły one m.in. słoweńskiego obrzędu “Kurentovanje” czy tematu wesela w odniesieniu do “Chłopów” Reymonta. Organizowałem, tak zwane, zewnętrzne aktywności takie, jak wykłady otwarte dla młodzieży. Punktem, który pozwolił mi się rozwinąć w tym, co robię był udział w Olimpiadzie “Zwolnieni z Teorii”.
To był mój pierwszy projekt skierowany do ludzi spoza mojej szkoły. Wszystko miało odbywać się zdalnie, ponieważ był to okres obostrzeń pandemicznych. Pomysł zakładał przeprowadzenie wykładu edukacyjnego “Folklor Polski”, w którym to młodzież i dzieci poznają pięć regionów etnograficznych Polski z uwzględnieniem tańców i muzyki ludowej. Liczba odbiorców przerosła moje oczekiwania w każdym aspekcie.
"Folklor Polski” otrzymał patronat Prezydenta Miasta Krakowa, Wojewody Małopolskiego i Marszałka Województwa Małopolskiego. Opiekun projektu humorystycznie stwierdziła, abym nie składał wniosku do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdyż przekroczylibyśmy limit patronatów.
Zorganizowanie projektu w formie zdalnej dał możliwość dotarcia do dużej liczby odbiorców. Zamiast oczekiwanych 50 osób, w wydarzeniu na platformie Facebook wzięło udział ponad tysiąc osób.
Miłym zaskoczeniem były wiadomości od placówek polonijnych z zagranicy, a także ośrodków kulturalnych. Po statystykach na YouTube widziałem, że oglądają nas ludzie z całego świata.
Ten projekt otworzył mi drogę do dalszego rozwoju. Zacząłem poszukiwania projektów czy stypendium, dzięki którym mógłbym realizować swoje pomysły. Złożyłem wniosek o stypendium, nie bardzo wierząc, że uda mi się je otrzymać. Byłem wtedy w klasie maturalnej. Gdy wyszedłem z egzaminu maturalnego, zobaczyłem na mailu informację, że otrzymałem “Stypendium Twórcze Miasta Krakowa”. Zadzwoniłem do mamy, aby się pochwalić. Pamiętam, że się ucieszyła, ale bardziej ją interesowała moja matura z matematyki.
Podczas rozdania stypendiów, w czerwcu 2022 r. usłyszeliśmy słowa - “Szanowni Państwo, te stypendia otworzą Wam drzwi do wszystkich instytucji. Dla mnie był to dodatkowy impuls do działania. W ramach przygotowania projektu stypendialnego udałem się do Warszawy, a dokładniej do Państwowego Muzeum Etnograficznego na kwerendę biblioteki, w poszukiwaniu materiałów do moich wykładów. Pracownik muzeum, z którym byłem umówiony na spotkanie w bibliotece, zapytał mnie, czy nie jestem za młody na zbieranie takich informacji? Projekt zrealizowałem, a informacje o obrzędach Krakowiaków Wschodnich i Zachodnich trafiły do Polonii na świecie.
Jaki był twój cel w prowadzeniu tych szkoleń?
– Moim głównym celem była promocja kultury ludowej dla dzieci i młodzieży ze szczególnym uwzględnieniem środowiska polonijnego. Jeszcze półtora roku temu, nie myślałem, że tak wiele wydarzy się w tym okresie. Otwarciem na nowe horyzonty był mój udział w Światowym Kongresie "Kraj – Emigracja” w Warszawie, we wrześniu 2022 roku. Miałem wtedy okazję rozmawiać z delegatami Polonii z całego świata. W czasie kongresu wielokrotnie wybrzmiało stwierdzenie, że młodzież bez znajomości kultury ludowej, w przyszłości utraci związki ze swoją ojczyzną. Dotarło do mnie, że poprzez takie wykłady i szkolenia mogę przekazywać tę świadomość kulturową Polonii i Polakom za Granicą. Udział w tym kongresie był swoistym motorem napędowym do moich projektów międzynarodowych - w październiku 2022 r. przeprowadziłem wykłady i warsztaty dla Konserwatoriów w Portugalii a parę dni temu (24-28.03 - przyp. red.) dla szkół polskich w Belgii.
Masz na koncie wiele sukcesów. Jednym z nich jest nominacja do Złotych Wilków. Co dla ciebie znaczą te nagrody w kontekście dalszych działań?
–Nominacja do “Złotych Wilków” była konsekwencją projektu w ramach olimpiady “Zwolnieni z Teorii”. Ta nagroda jest jedną z najważniejszych przyznawanych w ramach tej olimpiady.
Czy w tym wszystkim masz osoby, które zawsze stały obok ciebie i cię wspierały? Jakie są twoje plany na przyszłość?
– Najważniejsza dla mnie była i jest moja rodzina. Siostry, tata, a szczególnie mama, w tym pierwszym etapie edukacji muzycznej, odegrali olbrzymią rolę w moim rozwoju. Nie wiem, czy udałoby się to bez ich wsparcia. Co do planów na przyszłość, to nie mogę zdradzić wszystkiego, ale pewne jest, że nie przestanę działać i dalej będę działał na rzecz rozwoju i popularyzacji polskiej kultury ludowej.
fot. Maciej Wilczyński