poniedziałek, 1 maja 2023 11:00, aktualizacja 2 lata temu

Najdroższe sprzedaje się za miliony euro. „To nie jest tani sport”

Autor Marzena Gitler
Najdroższe sprzedaje się za miliony euro. „To nie jest tani sport”

Na temat zysków z hodowli gołębi pocztowych krążą mity. Nic dziwnego. Obiegające media co jakiś czas informacje o rekordowych cenach gołębi pocztowych mogą zawrócić w głowie. - Hodowla gołębi pocztowych na wysokim poziomie to nie jest tani sport. Trzeba im kupić witaminy, aminokwasy, minerały i tak dalej. Nie mówiąc już o kosztach gołębnika – mówi Tadeusz Marszałek, hodowca z gminy Wieliczka. Jego gołębie zdobywają nagrody w zawodach i cieszą się powodzeniem u hodowców.

Pasja z pokolenia na pokolenie

Wielu hodowców miłość do gołębi ma z dziada pradziada. Gołębie hodowali ich dziadkowie czy ojcowie, a potem oni zarazili się tą pasją. Fakt, że trzeba na nią mieć czas i pieniądze oraz oczywiście miejsce na gołębnik, dlatego wielu hoduje je poza miastem, na działkach czy na obrzeżach. Nie brakuje też pasjonatów gołębi pocztowych pod Krakowem czy w powiecie wielickim.

- Gołębie hodował mój dziadek. On zaraził mnie tą pasją. Zanim z rodziną przenieśliśmy się do nowego domu, mieszkałem u dziadka pod Krakowem, gdzie gołębie były od dawien dawna. Mój dziadek i wujek byli pasjonatami gołębi. Nie były to gołębie pocztowe, wyścigowe tylko gołębie ozdobne. Takie najczęściej hodowane były na wsi. Jako młody człowiek miałem jeszcze drugą pasję, piłkę nożną, więc gołębie zeszły na plan dalszy. Jednak od 1994 roku zacząłem coraz bardziej hobbystycznie zajmować się gołębiami i uczestniczyć w zawodach. Początki oczywiście były trudne, jak to zwykle bywa – mówi Tadeusz Marszałek, hodowca z gminy Wieliczka. Swój gołębnik ma teraz w Zabawie w gminie Wieliczka, gdzie przeprowadził się spod Brzyczyny – niewielkiej miejscowości między Mogilanami a Skawiną. Tam zaczęła się jego przygoda z gołębiami. - Nasza sekcja Wieliczka jest takim „dzieckiem” dużego oddziału w Myślenicach. Jest nas około 30 hodowców z okolic Krakowa, okolicznych wiosek z gminy Wieliczka i powiatu wielickiego. Co jakiś czas się spotykamy. Robimy spotkania na zakończenie sezonu. Mamy czyszczenie klatek, sprzątanie, koszenie trawy wokół naszego tego klubu. Często więc spotykamy się i wymieniamy swoimi doświadczeniami - dodaje.

Hodowcy swoje najlepsze ptaki wystawiają na wystawach gołębi - fot. ilustracyjna Pixabay.com

Szybko i do celu – nawet z krańca kontynentu

Dlaczego hoduje właśnie gołębie pocztowe? - Mnie zawsze fascynowało jak ten gołąb wraca do gołębnika. Skąd czerpie wiedzę, że potrafi odnaleźć drogę do niego z odległości nie tylko kilkudziesięciu, ale nawet kilkuset kilometrów. Natomiast gołąb ozdobny siedzi sobie po prostu w gołębniku jak kura w kurniku. W hodowli gołębi ozdobnych pracuje się nad standardem, musi spełniać wymogi, jak ma wyglądać, jaki ma mieć dziób, nogi, kolor i tak dalej. Natomiast w gołębiach pocztowych fascynujemy się ich powrotnością - tym, żeby latały bardzo szybko, bo od tego zależą wyniki. Oczywiście, podczas wystaw ocenia się też wygląd gołębi pocztowych. Jest też pewien standard, który oceniają sędziowie, ale zdecydowanie bardziej liczy się limit kilometrów przelotów. Gołębie, które zdobywają Mistrzostwo Polski muszą mieć dobre wyniki, brać udział w czołowych konkursach i w przylotach wyprzedzać konkurencję – dodaje hodowca.

Wykorzystują je dowódcy i… przemytnicy

Gołąb skalny – przodek gołębi domowych i pocztowych jest najstarszym udomowionym ptakiem na świecie. Jego formą jest popularny gołąb miejski – gatunek synatropijny, przystosowany do życia w miastach i zabudowaniach. Jedną z odmian gołębia skalnego jest gołąb pocztowy, odznaczający się zdolnością powracania do gołębnika z dużych odległości. Wracając do swojego gniazda ptaki te potrafią przelecieć nawet prawie 12 tysięcy kilometrów. Na dodatek robią to bardzo szybko. Według serwisu pigeonpedia.com, najdłuższy długodystansowy lot gołębia miał miejsce w 1931 r., gdy ptak po pokonaniu 11,6 tys. kilometrów w ciągu 24 dni dotarł z Francji do Wietnamu. Znane są przypadki, gdy gołąb pokonał drogę z Chin do Australii. Polscy hodowcy organizują przeloty gołębi na przykład z Barcelony. Przy trasie o umiarkowanym dystansie – około 800 km gołąb porusza się z prędkością około 80 kilometrów na godzinę. Przy krótszym dystansie - np. 160 kilometrów ich osiągi wzrastają do 94 kilometrów na godzinę – mówią hodowcy. Są przypadki, gdy (również w Polsce) wypuszczane na konkursach ptaki lecą z prędkością 120 – 130 kilometrów na godzinę.

Niezwykłe właściwości gołębi pocztowych ludzie odkryli i wykorzystywali od najdawniejszych czasów. Oswojenie, a następnie udomowienie gołębia nastąpiło najprawdopodobniej w Fenicji, 7 tysięcy lat temu. Mówią o nich mezopotamskie tabliczki z pismem klinowym z okresu 5000 p.n.e. Ich zdolności do przenoszenia wiadomości wykorzystywali starożytni Persowie i Egipcjanie, a potem antyczni Grecy i Rzymianie. Gołębie pocztowe przenosiły meldunki i rozkazy w czasie wojen przez tysiąclecia. Jeszcze w II połowie XX w. w niektórych państwach poczta gołębia stanowiła oficjalny środek łączności, np. w Indiach, gdzie korzystała z niej chętnie policja. W latach 1971–1973 policyjne gołębie przeniosły tam ok. 40 tys. listów do odległych posterunków, a w trakcie wyborów powszechnych w 1973 r. dostarczały informacje o wynikach wyborów z trudno dostępnych miejscowości. Obecnie wykorzystują je czasem przemytnicy. W 2017 roku policja z Kuwejtu złapała gołębia pocztowego, który przeniósł z Iraku paczkę 178 tabletek narkotyków.

Polska aktualnie jest jednym z przodujących krajów w hodowli i zawodach gołębi pocztowych. Pomimo, że duże straty w hodowli gołębi spowodowała zwłaszcza II Wojna Światowa, gdy hodowla była zabroniona przez Niemców, sport ten szybko się odrodził. Obecnie w Polskim Związku Hodowców Gołębi Pocztowych zrzeszonych jest ponad 43 tysięcy hodowców i liczba ta stale rośnie.

Milionowe aukcje – marzenie każdego hodowcy

Olbrzymie zainteresowanie tym sportem jest też w Chinach. Dziś najdroższe na świecie gołębie pocztowe to zakupione właśnie przez chińskich milionerów. Za ptaka – rekordzistę, który będzie potem reproduktorem, potrafią zapłacić ponad milion euro. Rekord świata i miano najdroższego gołębia pocztowego w 2018 roku zyskał gołąb o numerze obrączki BE-18-1003791 z tzw. wspólnego (hodowcy oddają tam swoje najlepsze ptaki, które potem można wykupić) międzynarodowego gołębnika "Pioneer International Racing Pigeon Club" w Pekinie. Został wylicytowany 2,7 mln euro.

Najdroższe gołębie osiągają zawrotne ceny - fot. ilustracyjna Pixabay.com

Jak podają media, gołębie, które startują tam w wyścigach, obstawiane są w nielegalnych zakładach bookmacherskich, w których można zgarnąć krocie. Również właściciel zwycięskiego ptaka może liczyć na nagrodę, liczoną nawet – w przypadku wyścigów w Chinach - w milionach dolarów. Co w tym sporcie jest takie fascynujące, że pasjonaci wydają na niego takie pieniądze? - Gołębie są stworzone do tego, żeby latać. Jednak już to od hodowcy zależy czy dany gołąb nadaje się na dany wyścig czy nie. On powinien to wiedzieć. Czy jest w pełni zdrowy, czy wrócił z poprzedniego wyścigu i doszedł do formy. To to jest właśnie to wyczucie. Tego się nie da opisać. To kwestia wprawy i doświadczenia, choć nawet doświadczony hodowca może się pomylić. Ja też popełniam błędy i zdarza się, że gołębie nie wracają. Czasem weźmie takiego gołębia jastrząb, albo uderzy w linki, albo jest gorąco i siądzie na jakiejś platformie wiertniczej i oblepi go olej i nie jest w stanie dalej lecieć. Takie rzeczy się zdarzają - mówi Tadeusz Marszałek. Właśnie dlatego wyścigi gołębi, zwłaszcza te puszczanych z dużych odległości są nieprzewidywalne, bo nawet najlepszy gołąb może nie wrócić do gołębnika.

Jeśli chodzi o hodowców, najbardziej cenieni są z są ci Belgii i Holandii. Tam hodowla gołębi pocztowych jest często zawodem, a najlepsi hodowcy na swojej pasji zarabiają wielkie pieniądze. Za 1,25 mln euro, równowartość 5,3 mln zł  w 2019 roku do Chin został sprzedany 5-letni gołąb Armando z rodzinnej hodowli Joela i Dietera Verschootów z Flandrii Zachodniej. Rok później inny belgijski gołąb - New Kim pobił ten rekord. Został sprzedany za 1,6 miliona euro anonimowemu nabywcy z Chin. 300 tys. funtów, czyli niemal 1,5 mln złotych zapłacił inny chiński milioner za gołębia pocztowego z hodowli należącej do Leo Heremansa, jednego z najsłynniejszych na świecie hodowców z Belgii.

Polska rzeczywistość

O takich sumach mogą tylko pomarzyć hodowcy z Polski, których liczba ciągle jednak rośnie. - Ja znam cenę nieoficjalną za gołębia w Polsce. To było 60 tys. euro. Kupił go hodowca ze Stanów – zdradza Tadeusz Marszałek, hodowca z gminy Wieliczka. - Są hodowcy, którzy od lat są utytułowani i mają bardzo wysokie wyniki. Każdy chce od takiego hodowcy gołębia, który już nie jest przeznaczony do wyścigów, tylko do reprodukcji. Co ciekawe, nie ma gwarancji, że po tym najlepszym kupionym za 1,5 miliona czy za 10 tysięcy czy za 2 tysiące będziemy mieli potomstwo, które będzie miało też tak dobre wyniki. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że tak będzie, ale to tylko prawdopodobieństwo - dodaje.

Potrzebny talent, same pieniądze nie wystarczą

Czy na hodowli gołębi można zarobić? Ile trzeba zainwestować ? - Hodowla gołębi pocztowych na wysokim poziomie to nie jest tani sport. Trzeba im kupić witaminy, aminokwasy, minerały i tak dalej. Nie mówiąc już o kosztach gołębnika – wylicza hodowca.

Tadeusza Marszałka w swoim gołębniku - fot. golebiemarszalek.pl

Zdaniem eksperta hodowlę warto zacząć od budowy dobrego gołębnika i skorzystać z porad doświadczonych hodowców, od których warto kupić pierwsze gołębie, prosząc ich przy tym o porady. - Początkujący hodowca powinien zacząć z grupą około 40 - 50 młodych gołębi i je testować (wypuszczać na loty – przyp. red.). Z tych 50 zostaje mu potem albo 45 albo 20 w miarę dobrych gołębi i z tymi gołębiami trzeba pracować. Niezależnie od tego od razu bym doradzał, aby taki młody hodowca poszedł do jednego albo dwóch czołowych hodowców, którzy mają dobre wyniki przez kilka lat, a nie jakiś jednorazowy wyskok przez jeden sezon. U nich można zakupić gołębie i poprosić o porady. To jest dobry początek – radzi Tadeusz Marszałek. - Ile trzeba zainwestować, to zależy, od kogo się te gołębie kupuje. Żeby kupić 50 gołębi z dobrych hodowli to trzeba mieć minimum 10 tys. zł plus jeszcze oczywiście gołębnik, wyposażenie i tak dalej. Może wystarczy 5 tysięcy, bo nie ma reguły na to ile hodowca będzie chciał – mówi ekspert.

Kiedy ta inwestycja zacznie się zwracać? - To już zależy od hodowcy, jak on będzie „czuł” temat. Ja zawsze porównuję hodowców do muzyka, który gra na przykład na akordeonie. Jeden będzie grał z nut, będzie grał bardzo ładnie i bardzo dobrze, ale wyżej bym postawił tego, który potrafi zagrać ze słuchu, jak mu się coś zaśpiewa. To trzeba po prostu czuć. Trzeba mieć w sobie coś takiego. To przychodzi z czasem. Trzeba mieć wyczucie jak nakarmić, ile, kiedy. Oczywiście, od hodowców można otrzymać gotowe zasady, jak poprowadzić hodowlę, ale to za mało. To tak samo jak w muzyce. Są nuty, z których się gra, ale trzeba mieć słuch, żeby wiedzieć, kiedy przycisnąć jakiś klawisz, żeby to dobrze zabrzmiało – mówi Marszałek.

Hodowca z Wieliczki dodaje, że wielu zaczyna przygodę z gołębiami, ale bardzo szybko to porzuca. - Jeśli okaże się, że mamy talent, to dobremu hodowcy inwestycja może się zwrócić w ciągu pięciu lat. Może już dojść do dobrych wyników. Wtedy też jest zainteresowanie zakupem jego gołębi przez innych hodowców. Może sprzedawać je albo na aukcjach, albo po prostu bezpośrednio komuś zainteresowanemu, albo nawet po prostu z kimś się wymienić. Nikt nie chce gołębi od słabego hodowcy. Każdy by chciał od najlepszego, ale tu są już bariery finansowe. Taki gołąb może kosztować 10 czy 5 tysięcy złotych. Młodzi hodowcy jednak bardzo często szybko rezygnują, bo wydaje im się, że jeśli zainwestowali, to już powinny być wyniki, ale tak nie jest - podsumowuje.

Gołębnik Tadeusza Marszałka w Zabawie koło Wieliczki - fot. golebiemarszalek.pl

Sposób na sukces

Tadeusz Marszałek ma swój własny sposób na sukces. To przede wszystkim dobry, czysty i zadbany gołębnik. - Gołębnik to jest podstawa, ale trzeba dobrze dobrać miejsce. Najlepiej by było, jakby był usytuowany tak, żeby był dobrze oświetlony przez słońce. Nie zawsze tak jest i nie zawsze przekłada się to na wyniki, ale każdy woli siedzieć w słoneczku niż w cieniu – mówi hodowca.

Wieloletnie doświadczenie pozwoliło mu opracować i zastosować pewne ułatwienia, które sprawiają, że jego gołębnik jest wręcz wzorcowy. Został nawet szczegółowo opisany w branżowym czasopiśmie „Poradnik Hodowcy” w numerze 12 z 2019 roku. Jaki ma patent? - W moim gołębniku pod kratką, która jest na podłodze, jest szuflada. Między nią a kratka jest około 30 cm wolnej przestrzeni. Dzięki temu odchody gołębi i inne zanieczyszczenia, która tam spadają, mogą być higienicznie sprzątane. Nie unoszą się w formie pyłu do góry. Natomiast pod karmnikami mam takie specjalne skrzyneczki, aby pokarm, który spada podczas jedzenia, nie trafiał do odpadów, ale mógł być przez gołębie zjedzony i żeby nic się nie marnowało. Gołąb nieraz dzióbnie, spadnie mu, a potem by to zjadł, ale jeśli nie ma skrzyneczki, to spada pod gołębnik i już tego nie dostanie. Gdyby pokarm spadał na dół, to mógłby być przynętą dla myszy czy innych szkodników, które by się tam nawet mogły zagnieździć – zdradza Tadeusz Marszałek.

Sukcesy w lotach to wyselekcjonowane i niezbyt liczne stado. - Staram się hodować tyle gołębi, na ile mnie stać, na ile pozwala mój gołębnik, bo przepełnienie nie jest dobre. Raczej lepiej jest mieć mniej gołębi niż za dużo. Staram się dla tych gołębi zapewnić najlepsze karmy i najlepsze środki wspomagające, ale też od nich wymagam. Jeśli ptak nie spełnia moich oczekiwań, to albo go odstępuję kolegom, albo musi odejść. Ptaki trafiają wtedy do hodowców, którzy mają słabsze wyniki. Taki gołąb z mojej hodowli na pewno go wzmocni i należy oczekiwać, że poprawią się jego wyniki – mówi hodowca. - Jeśli się chce mieć wyniki, trzeba być konsekwentnym i niektóre ptaki zostać wyeliminowane, bo gołębnik nie jest z gumy. Nie chcę też oddawać kolegom ptaków, kiedy wiem, że nie dadzą mu dobrego materiału. Gdybym chciał zostawić wszystkie ptaki, które nie spełniają moich oczekiwań to doszłoby do takiego paradoksu, że trzeba byłoby trzymać zamiast 52 - 100 albo 200 sztuk - dodaje.

Gołębiarski savoir-vivre

Gołębiarzy, którzy konkurują ze sobą na zawodach, łączy przyjaźń i współpraca. Dotyczy to nawet tych, którzy nigdy się osobiście nie spotkali, choć oczywiście są wyjątki, „czarne owoce” czyli tacy, którzy tego gołębiarskiego savoir-vivre`u nie przestrzegają. Jakie to zasady? Przede wszystkim pomoc w odzyskaniu gołębia, który zagubił się podczas dalekiego lotu. Trzeba dodać, że gołębie są oznakowane i część zagubionych gołębi może zatrzymać się w innych gołębnikach na trasie do swojego. Każdy gołąb na chipie ma jednak numer telefonu do swojego hodowcy. – Ostatnio miałem taki przypadek, podczas wyścigu gołębi wypuszczanych z Dortmundu w Niemczech, które miały do pokonania prawie 1000 kilometrów. Mój gołąb, na którego bardzo liczyłem, nie wrócił. Po miesiącu okazało się, że niedaleko od miejsca wypuszczenia, około 100 kilometrów, odnalazł się u hodowcy Polaka, który mieszka na stałe w Niemczech. On odnalazł mnie i zdzwoniliśmy się. Wysłał mi tego gołąbka, ja mu się zrewanżował wysyłając mu swoje gołębie w prezencie. Uczciwie podszedłem do sprawy. Tak powinno być zawsze – mówi Tadeusz Marszałek.

A co z ptakami, które trafiają do gołębnika w Zabawie? - Ja mam wolierkę i jeśli widzę, że obcy gołąb, który zatrzymał się w niej, jest w dobrej formie, to odpoczywa u mnie. Są sposoby, żeby szybko odbudować kondycję zmęczonego lotem gołębia, podając mu aminokwasy, białko i tak dalej, bo podczas lotu ptak traci masę. Gdy po jakimś czasie np. po tygodniu, widzę, że gołąbek już się zregenerował, to albo informuję właściciela i go wypuszczam, albo przyczepiam ptakowi mu swój numer telefonu i go wypuszczam, prosząc, aby hodowca, do którego trafi, zadzwonił do mnie – mówi Tadeusz Marszałek.

fot. golebiemarszalek.pl i Pixabay.com

Wieliczka - najnowsze informacje

Rozrywka