Wojewoda małopolski ostrzega przed zaraźliwą chorobą, która sieje spustoszenie w przydomowych kurnikach. W regionie potwierdzono już 16 ognisk rzekomego pomoru drobiu. Jakie są nowe strefy, obowiązki hodowców i jak się skutecznie chronić?
Kilka dni temu pisaliśmy o ognisku groźnej choroby, która objęła powiat wielicki i zmusiła władze do wyznaczenia strefy zapowietrzonej wokół Wieliczki. Teraz mapa ograniczeń znów się powiększa – na listę trafiają kolejne wsie, a służby wprost przyznają, że sytuacja się pogarsza. Co ważne, problem nie dotyczy wielkich ferm, ale przede wszystkim przydomowych hodowli, w których wielu mieszkańców trzyma po kilka kur „na własne jajka”.
Dziś (4 grudnia) w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim wojewoda małopolski Krzysztof Jan Klęczar zaapelował do wszystkich hodowców drobiu o bezwzględne przestrzeganie zasad bioasekuracji i szczepienia stad.
Kolejne ognisko i nowe rozporządzenie wojewody
30 listopada w miejscowości Brzozowa w gminie Gromnik (powiat tarnowski) stwierdzono kolejne ognisko rzekomego pomoru drobiu (Newcastle disease, ND). Chodzi o chów przyzagrodowy – kury, gęsi i perliczki. Łącznie chorobę potwierdzono u 300 sztuk ptactwa utrzymywanego w niewoli.
Na wniosek Małopolskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii wojewoda podpisał nowe rozporządzenie w sprawie zwalczania rzekomego pomoru drobiu na terenie:
- powiatu tarnowskiego,
- powiatu brzeskiego,
- powiatu nowosądeckiego,
- miasta Tarnowa.
Rozporządzenie wyznacza obszar zapowietrzony oraz obszar zagrożony – to strefy, w których obowiązują szczególne ograniczenia. Część nowej strefy pokrywa się z obszarem wyznaczonym wcześniej wokół ogniska w Wojniczu, dlatego wcześniejsze rozporządzenie z 17 listopada zostało uchylone, a teren objęto jednym, szerszym aktem prawnym.
W praktyce oznacza to m.in. zakaz handlu żywym drobiem i produktami pochodnymi na targowiskach na tych obszarach. Obrót jajami z dużych ferm jest możliwy tylko po uzyskaniu zgody powiatowego lekarza weterynarii.
Osiem ognisk w miesiąc. Gdzie wystąpiła choroba?
Od końca października do końca listopada w Małopolsce potwierdzono osiem ognisk rzekomego pomoru drobiu w przydomowych hodowlach – łącznie ponad 700 ptaków różnych gatunków. Chodzi o miejscowości:
- Zabierzów (pow. krakowski) – ognisko stwierdzono 29 października, łącznie 37 sztuk (kury, kaczki, perliczki).
- Zbylitowska Góra (pow. tarnowski) – 30 października, 40 sztuk (kury, indyki).
- Wojnicz (pow. tarnowski) – 14 listopada, 71 sztuk (kury, gołębie).
- Zielonki (pow. krakowski) – 16 listopada, 37 kur.
- Roztoka Brzeziny (pow. nowosądecki) – 20 listopada, 46 ptaków (kury, kaczki).
- Nieczajna Góra (pow. dąbrowski) – 21 listopada, 17 kur.
- Mietniów (pow. wielicki) – 26 listopada, 170 ptaków (kury, gołębie) – o tym ognisku informowaliśmy w naszym wcześniejszym materiale.
- Brzozowa (gmina Gromnik, pow. tarnowski) – 30 listopada, 300 ptaków (kury, gęsi, perliczki).
W każdym z tych gospodarstw wdrożono procedury zwalczania choroby: zabito całe stado, przeprowadzono utylizację padłych i zabitych ptaków, a następnie czyszczenie i odkażanie pomieszczeń. Nad działaniami czuwają Małopolski Wojewódzki Lekarz Weterynarii i powiatowi lekarze weterynarii.
W całym 2025 roku w Małopolsce stwierdzono:
- 1 ognisko w dużej, komercyjnej hodowli drobiu,
- 15 ognisk u ptaków utrzymywanych w niewoli – właśnie w takich przydomowych gospodarstwach jak powyższe.
To nie problem „tylko ferm”. Liczy się każdy kurnik przy domu
Zarówno wojewoda, jak i małopolski wojewódzki lekarz weterynarii podkreślają jedno: ogniska dotyczą przede wszystkim chowu przyzagrodowego. To właśnie w takich miejscach – gdzie kury, gęsi czy perliczki chodzą często luzem po podwórku, mają kontakt z dzikim ptactwem, a zasady bioasekuracji bywają traktowane „na słowo honoru” – wirus ma największą szansę, by wejść do stada.
Jeśli więc ktoś trzyma kilka kur wyłącznie dla własnych jajek, również jest hodowcą i również podlega tym samym przepisom. To oznacza m.in.:
- obowiązek zgłoszenia miejsca utrzymywania drobiu,
- konieczność stosowania bioasekuracji,
- respektowanie zakazów i nakazów wynikających z rozporządzeń wojewody na obszarze objętym ograniczeniami.
W razie stwierdzenia choroby likwidowane jest całe stado w gospodarstwie, nawet jeśli ptaki wcześniej wyglądały na zdrowe.
Bioasekuracja i szczepienia. Co musi zrobić hodowca?
Małopolski wojewódzki lekarz weterynarii Lech Pankiewicz przypomina, że rzekomy pomór drobiu jest jedną z nielicznych chorób, przeciwko którym istnieją skuteczne szczepionki.
W 2025 roku, na podstawie rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 25 kwietnia 2025 r.:
- w stadach komercyjnych szczepienia przeciwko ND są obowiązkowe,
- służby apelują jednak, aby również mniejsze hodowle rozważyły szczepienia – po konsultacji z lekarzem weterynarii.
Do podstawowych środków bezpieczeństwa biologicznego, których wymaga się od wszystkich hodowców drobiu, należą:
- zabezpieczenie paszy i wody przed dostępem dzikiego ptactwa,
- karmienie i pojenie drobiu wewnątrz budynków inwentarskich,
- używanie odzieży i obuwia ochronnego wyłącznie do obsługi drobiu,
- dokładne mycie rąk przed i po kontakcie ze stadem,
- wyłożenie i utrzymywanie mat dezynfekcyjnych przy wejściach do kurników.
Jeżeli hodowca zauważy w swoim stadzie niepokojące objawy – zwiększoną śmiertelność, apatię, spadek pobierania paszy i wody, duszność, wypływ z nosa i oczu, obrzęk głowy, biegunkę, nagły spadek nieśności, „lanie jaj” (deformacje, bardzo cienka skorupka) czy objawy neurologiczne – musi natychmiast skontaktować się z lekarzem weterynarii lub powiatowym lekarzem weterynarii.
Choroba uderza w całą Polskę
Rzekomy pomór drobiu to już nie lokalny incydent, ale ogólnopolski problem branży drobiarskiej.
W 2024 roku w Polsce stwierdzono 21 ognisk ND u drobiu oraz 8 ognisk u ptaków utrzymywanych w niewoli (w tym jedno w Małopolsce).
W 2025 roku – do tej pory – odnotowano już 68 ognisk ND u drobiu oraz 69 ognisk u ptaków utrzymywanych w niewoli.
Łącznie to ponad 130 ognisk w skali kraju, z czego w Małopolsce – 1 duża ferma i 15 przydomowych gospodarstw. Każde nowe ognisko to nie tylko likwidacja stada, ale także powiększająca się mapa ograniczeń, uciążliwości dla mieszkańców i realne straty dla całej branży.
Dlatego urzędnicy i lekarze weterynarii mówią jednym głosem: ostrożność, bioasekuracja i szczepienia to dziś klucz do zatrzymania zarazy, zanim trafi ona do kolejnych kurników – także tych za domem, gdzie „to tylko kilka kur”.
fot. Pixabay



















