sobota, 9 kwietnia 2022 14:17, aktualizacja 3 lata temu

Czy w Rosję uderzy embargo na gaz? Ekspert: To może naruszyć rosyjski budżet. „Nie ma alternatywy”

Autor Marzena Gitler
Czy w Rosję uderzy embargo na gaz? Ekspert: To może naruszyć rosyjski budżet. „Nie ma alternatywy”

Ekonomiści martwią się, czy Europa poradzi sobie po ewentualnym nałożeniu embarga na dostawę gazu z Rosji. Czy nie spowoduje to kryzysu w przemyśle, który potrzebuje ciągłych dostaw paliwa gazowego. Ale co odcięcie się Europy od importu gazu z tego kierunku oznacza dla Rosji? Konkluzje są zaskakujące.

Eksport surowców energetycznych to mniej więcej 1/3 przychodów do budżetu Rosji. To kwoty gigantyczne. Tylko z tytułu sprzedaży gazu do Europy jej wpływy przekraczają ponad 400 milionów euro dziennie. Ale agresja na Ukrainę spowodowała, że na starym kontynencie zaczęto rozważać odcięcie od dostaw surowców z Rosji, w tym także gazu. Z drugiej strony Putin straszy raz po raz „zakręceniem kurka” z gazem. Czy rzeczywiście Rosja może zrezygnować z dostaw do Europy i zastąpić je eksportem na przykład do Azji? Czy jest na to gotowa? – Dla takich ilości paliwa gazowego, które Rosja sprzedawała Europie, nie ma alternatywy – mówi Bartosz Palusiński, ekspert ds. zakupów energii w firmie Enerace. – Nie jest to takie proste, aby Rosja mogła zastąpić kierunek europejski jakimś innym – dodaje.

Bartosz Palusiński

Ukraina domaga się zwiększenia sankcji wobec Rosji, ale niektóre państwa Unii w tej chwili z wprowadzaniem kolejnych sankcji są ostrożne, bo same odczuwają ich skutki. Eksperci jednak uważają, że jedyną skuteczną bronią powinno być embargo na rosyjski gaz i węgiel. Czy wprowadzenie go ogóle jest możliwe?

Wszystko jest możliwe w mojej ocenie. Natomiast pytanie, czy zasadne ekonomicznie. Oczywiście pozostawiam kwestie moralne, bo w wypadku takiej agresji, tak naprawdę z dnia na dzień powinno się wprowadzić embargo i odciąć wpływy reżimu rosyjskiego i ukrócić jakiekolwiek finansowanie tego państwa, aby zaprzestało działań wojennych. Jednak biorąc pod uwagę kwestie ekonomiczne Unia Europejska w tym momencie z dnia na dzień nie ma specjalnie alternatywy, aby pokryć swoje zapotrzebowanie na gaz ziemny. Ważna jest też kwestia ropy i węgla, ale skupmy się na gazie.

Gdy mówimy o gazie ziemnym, to trzeba zauważyć, że przez wiele lat Unia Europejska żywiła nadzieję na bliższe relacje z Rosją. Nie zabiegała o dywersyfikowanie źródeł dostaw, jeżeli chodzi o gaz ziemny, więc doszło do takiej sytuacji, gdzie oczywiście Europa ma potężny problem i szuka teraz alternatyw. Oczywiście upatruje je w imporcie LNG, czy to ze Stanów Zjednoczonych, czy to z innych kierunków (tych kierunków jest sporo). Zapotrzebowanie na gaz w Europie, jeżeli chodzi o import gazu, to przeszło 300 miliardów metrów sześciennych rocznie. To są potężne ilości. Musimy wziąć pod uwagę, że około 45% unijnego importu gazu w 2021 roku pochodziło z Rosji (ok 155 miliardów m3), więc zastąpienie tak dużych ilości gazem LNG, skroplonym, to obecnie szalenie trudne wyzwanie, praktycznie, z dnia na dzień niemożliwe do zrealizowania. Dlatego też Gazprom jest potrzebny Europie, jeżeli chodzi o dostawy gazu ziemnego i uważam, że embargo oczywiście jest możliwe, ale wiązałoby się to z poważnymi konsekwencjami.

Obecnie najbardziej przeciwne wprowadzaniu tak drastycznych rozwiązań są Niemcy. Czy uważa pan, że mogą zmienić zdanie?

Niemcy, które nie posiadają terminala importowego czy eksportowego LNG, od wielu, wielu lat upatrywały w Rosji głównego partnera strategicznego jeżeli chodzi o dostawy tego surowca. Nord Stream 2 miał właśnie stabilizować te dostawy. Jeżeli chodzi o udział w miksie energetycznym państwa niemieckiego, do stabilizowania produkcji energii elektrycznej z OZE miał być wykorzystywany gaz, który (około 50 miliardów metrów sześciennych) miał być importowany rurociągiem Nord Stream 2 z Rosji. To się nie wydarzyło. W tym momencie, po wybuchu wojny, Niemcy są w poważnym dylemacie, bo nie mają możliwości takiej dywersyfikacji źródeł jak Polska, która posiada terminal LNG. Niemcy muszą polegać na swoich partnerach, na połączeniach gazowych, rurociągowych z krajami zachodnimi, więc uważam, że zaprzestanie korzystania z rosyjskiego gazu nie byłoby ekonomicznie możliwe. Zaprzestanie przesyłu gazu z Rosji oznaczałoby masowe wyłączanie wszelkich biznesów i większości przemysłu, który potrzebuje dostaw paliwa gazowego, żeby zapewnić stabilne wytwarzania swoich produktów. Jeśli by do tego doszło wyobrażam sobie sytuację, że różne gałęzie przemysłu zaprzestają działalności, a ludzie lądują na bruku, bo nie ma w tym momencie pracy.

Wyjaśnił pan, że Unia jest uzależniona od rosyjskiego gazu i właściwie nie może wprowadzić embarga, ale czy wprowadzanie takiego embarga zaszkodziłoby rzeczywiście Rosji?

Rosja jest zdecydowanym beneficjentem eksportu gazu do Europy. Jeszcze przed wybuchem wojny, przed atakiem Rosji na Ukrainę, Rosja otrzymywała około 200 milionów euro dziennie tylko z tytułu sprzedaży gazu do Europy. W momencie wybuchu wojny te wpływy przekraczają ponad 400 milionów euro dziennie, a w piku przekraczały przypuszczalnie nawet miliard euro dziennie. Więc jakby paradoksalnie, obawy o to, że po wybuchu wojny w Ukrainie i sankcjach ze strony Unii Europejskiej na Rosję, przestanie ona eksportować gaz do Europy, się nie ziściły. Wręcz przeciwnie, Rosja już na 2 dni przed wybuchem wojny (od 22 lutego 2022 roku) zwiększyła przepływy gazu do Europy, wiedząc, że po prostu będzie więcej na tym zarabiać. Obawy, niepokój, strach, lęk, niewiedza, co będzie dalej powodują potężne wzrosty cen energii elektrycznej i gazu ziemnego, i o to generalnie Rosji chodziło i na tym zdecydowanie zyskała. Można powiedzieć, że grała na tym niepokoju, żeby wywindować jeszcze mocniej ceny tego paliwa i żeby wpływ do budżetu rosyjskiego był jeszcze wyższy. Uważam więc, że embargo, czy całkowite zaprzestanie importu gazu ze strony Unii Europejskiej, zdecydowanie dotknęłoby ją mocno i naruszyło rosyjski budżet. Rosja pokazuje, że zdecydowanie zależy jej na eksporcie gazu tym kierunku.

Czy Rosja musi sprzedawać Europie gaz? Czy poradziłaby sobie, gdyby jednak takie embargo zostało nałożone?

Dla takich ilości paliwa gazowego, które Rosja sprzedawała Europie, nie ma alternatywy. Mówimy o około 155 miliardach metrów sześciennych, które Rosja eksportuje rocznie do Europy. Obecnie jedynym alternatywnym gazociągiem jest Siła Syberii [gazociąg przesyłający gaz do Chin - przyp. red], która funkcjonuje od 2020 roku. Jednak tam maksymalny przepływ roczny to około 40 miliardów metrów sześciennych. W ciągu kolejnych 10 lat Rosja ma wybudować Siłę Syberii 2 co da dodatkowe około 30 miliardów metrów sześciennych przepływu gazu. Tak, jak widzimy, te liczby się nie spinają. 40 i 30 to jest 70, czyli zdecydowanie poniżej połowy tego, co obecnie kupuje Europa. A będzie to możliwe dopiero za 10 lat. W tym momencie to około 25 proc. całego obecnego potencjału eksportu rosyjskiego gazu (160 mld m3 do Europy, 40 mld m3 do Chin). Nie ma więc możliwości na większy przesył, choćby Rosja chciała. Chiny oczywiście są ważnym partnerem, ale to nie zrównoważy w tym momencie takich ilości, które chciałaby sprzedawać Rosja w innych kierunkach.

Czy Rosja nie mogłaby jednak skraplać gazu i handlować na szerszą skalę gazem LNG?

Oczywiście można dyskutować na temat alternatyw, co do wysyłki gazu ziemnego, choćby nawet z terminalu LNG, które posiada Rosja (wyspa Sachalin), ale fakty są takie, że od kilku ostatnich lat eksport gazu ziemnego z Rosji jest na podobnym poziomie. Jeden z głównych beneficjentów to Japonia, która korzysta z dostaw tego paliwa drogą morską, głównie w oparciu o kontrakty długoterminowe, jest jednak niechętna do zamawianie tak zwanych dostaw spot, czyli zapotrzebowania nagłego, które jest uzupełnieniem do regularnych dostaw wynikających z kontraktów długoterminowych. Więc zdecydowanie Rosja nie ma alternatyw. Jeśli chodzi o kierunki eksportu LNG z Rosji, to jest ich bardzo wiele, ale ilości cały czas pozostają stosunkowo niewielkie. Nie można więc kierunkiem morskim zastąpić rurociągów do Europy.

Rosja jednak rozbudowuje swoje rurociągi na wschodzie w kierunku Chin. Jak dużo gazu może nimi sprzedawać?

To prawda. Wspomniałem już o Sile Syberii 2, ale należy pamiętać, że na razie ten gazociąg jest w fazie uzgodnień. Jest Memorandum of Understanding, że taki projekt ma powstać. Natomiast pamiętajmy, że nitka gazociągu Siła Syberii 2 ma przebiegać częściowo przez teren Mongolii w kierunku Chin, więc również jest tam trzecia strona - Mongolia, która jest ważnym interesariuszem, z którym trzeba ułożyć relacje i która może projekt opóźniać, więc suma summarum, nie jest to takie proste, aby Rosja mogła zastąpić kierunek europejski jakimś innym kierunkiem.

Chiny to oczywisty partner Rosji, patrząc po obecnych bardzo stonowanych wypowiedziach rządu chińskiego, jeśli chodzi o retorykę w kierunku Rosji co do działań wojennych. Jednak należy wspomnieć, że Chiny choć same zużywają tyle gazu, co praktycznie cała Europa, czyli około 400 miliardów metrów sześciennych rocznie, korzystają w dużej mierze z własnego wydobycia - pamiętajmy, że około 180 miliardów metrów sześciennych rocznie Chiny posiadają z własnego wydobycia.

Rosja planuje też również jedną nitkę gazociągu z bardzo Dalekiego Wschodu, którą popłynie kolejne  dodatkowe 10 miliardów metrów sześciennych rurociągami do Chin. Nawet gdyby te dwie nitki (Siła Syberii, która już funkcjonuje i Siła Syberii 2) plus jeszcze to jedno połączenie zostały ukończone,  te wszystkie projekty składają na około 80 miliardów metrów sześciennych, w perspektywie 10 lat. Ale gaz w tych gazociągach będzie konkurować z cenami LNG, więc też nie wiadomo, czy maksymalna przepustowość tych rurociągów z Rosji musi być zapewniona.

Wojna w Ukrainie i sankcje UE – coraz bardziej dotkliwe, skutkują też tym, że wielu obawia się, że Rosja może zakręcić kurek do Europy. Co to może oznaczać?

To przede wszystkim oznacza duże problemy, jeżeli chodzi o bieżącą pracę ludzi, bo pamiętajmy, że gaz z wykorzystywany jest w Europie nie tylko do produkcji energii elektrycznej, ale również do procesów przemysłowych, do wytwarzania pewnych produktów. Przysłowiowy Kowalski, czy Nowak mogą przede wszystkim tymczasowo przez jakiś czas obawiać się o swoje miejsce pracy. Co do  wymiany pieca węglowego na gazowy i obawy, że gazu w Polsce może zabraknąć - tego tak bym się nie obawiał, bo pamiętajmy, że w pierwszym etapie to firmy nie będą otrzymywały gazu. Gospodarstwa domowe cały czas ten gaz będą otrzymywać. Pamiętajmy, że z 20 miliardów metrów sześciennych, który Polska zużywa ma około 4 miliardy metrów sześciennych z własnego wydobycia. Gaz też możemy importować z Zachodu i nie tylko. Oczywiście ten gaz w większości pochodzi z Rosji, ale ważne są kierunki eksportowe Stanów Zjednoczonych, z których statki wpływają do portów we Francji, Belgi, Holandii, Wielkiej Brytanii. To jest gaz płynny, który regazyfikowany  trafia do instalacji i może płynąć normalnie przez rurociągi, więc my też jesteśmy beneficjentami tego, że statki LNG ze Stanów, czy z Kataru płyną do Europy. Więc jeśli chodzi o ogrzewanie domu, specjalnie bym się braków gazu nie obawiał.  Tego, czego można się obawiać w konsekwencji, gdy ten kurek w Rosji byłby zakręcony, to na pewno ceny. Musimy więc rozróżnić dwie kwestie: pierwszą kwestię dostaw i bezpieczeństwa, czy w ogóle gaz jest w sieci i drugą -po jakiej cenie Kowalski czy Nowak ten gaz będzie kupować. Obawiać się można, że ten gaz wtedy może być bardzo drogi. Zresztą już teraz widzimy po taryfach, że gaz faktycznie jest drogi, a po zakręceniu kurków wyobrażam sobie, że może być jeszcze droższy i niestety taka sytuacja może mieć miejsce.

Rozmawiałam ostatnio z ekodaradcą w Myślenicach w Małopolsce, gdzie po wejściu w życie uchwały antysmogowej już od stycznia przyszłego roku zabronione będzie używanie najstarszych typów pieców grzewczych. Ekodoradca zauważył, że ludzie wstrzymują się z rezygnacją z pieców na paliwo stałe. Obawiają się, że gazu w Polsce może zabraknąć, gdy Rosja zakręci kurki. Czy możemy się tego obawiać?

Jest wiele alternatyw, które Polska posiada. Mamy własne złoża. Jest Baltic Pipe, który ma mieć przepustowość około 10 miliardów metrów sześciennych. To jest praktycznie tyle, ile Polska importuje z Rosji. To jest istotny projekt, który może zastąpić jeden do jednego kierunek wschodni i ustabilizować przepływ gazu w Polsce. Oczywiście jedną kwestią jest maksymalna przepustowość tego rurociągu, a drugą zakontraktowanie przepływu na nim. Nitka rurociągu Baltic Pipe prowadzi do Polski z Morza Północnego, więc oczywiście spółka Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) dąży do tego, aby po pierwsze bardzo mocno zaistnieć na Morzu Północnym i mieć własne złoża, czyli dąży do tego, aby posiadać jak najwięcej koncesji i najwięcej własnych złóż eksploatować i eksportować gaz do Polski. Reszta to gaz kontraktowy. Można przypuszczać, że będzie spora konkurencja na gaz z Morza Północnego z Norwegii, bo jeżeli gaz nie popłynie z Rosji, to wszystkie kraje chciałyby ten gaz pozyskać, więc znowu jest pytanie czy Polska tę maksymalną przepustowość - 10 miliardów metrów sześciennych – osiągnie, jeśli nawet tak to po jakich cenach i o to można byłoby się obawiać.

Jest też projekt, który zakłada powstanie pływającego terminalu w Zatoce Gdańskiej. To też jest istotny element dywersyfikacji dostaw gazu z Rosji. To pływający terminal analogiczny do tego na Litwie  w Kłajpedzie. Taki duży statek może cumować też w Zatoce Gdańskiej. Byłaby to kolejna możliwość poza Świnoujściem, gdzie statki LNG mogą uzupełniać niedobory gazu w Polsce i Polska może czuć się bezpieczniejsza. Więc jeśli termin oddania i rozruchu Baltic Pipe będzie dotrzymany i wszystko będzie zgodnie z planem, to możemy się nie obawiać o dostawy paliwa gazowego. Jedynie problemem może być oczywiście cena, bo Niemcy i inne kraje, nasi sąsiedzi, będą mieć problem z dostawami gazu, a patrząc na ceny w ostatnich 10 latach, to rynki europejskie jeżeli chodzi o giełdę gazu są ze sobą bardzo silnie skorelowane. Jest trochę inaczej, jak w przypadku giełd energii elektrycznej. Tam miksy elektroenergetycze poszczególnych państw grają dużą rolę i to wpływa na zmienność cen prądu w poszczególnych krajach. Natomiast jeżeli chodzi o kwestie gazu ziemnego, to są to naczynia połączone i ceny na różnych giełdach, w całej Europie praktycznie są skorelowane jeden do jednego. Więc jeżeli rośnie cena na Zachodzie, to nasza cena na giełdzie również rośnie i niestety ma to odzwierciedlenie w taryfach i w cennikach dla odbiorców w Polsce. Nie tylko dla gospodarstw domowych, ale również dla przemysłu. Alternatywy w Polsce są, ale możemy się martwić głównie o cenę tego paliwa.

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka