Przekleństwa, rozwiązywania problemów za pomocą pięści czy niestosowne i obrzydliwe wiadomości z podtekstem seksualnym kierowane do nieletnich. To tylko kilka problemów, z którymi zmaga się w ostatnim czasie polski i zagraniczny internet. Jak w obliczu afery "Pandora Gate" czy "pato galach", w których biorą udział często osoby wywodzące się z patologicznego środowiska, znaleźć bezpieczne miejsce dla siebie oraz co jest osią problemu, który z miesiąca na miesiąc jest coraz bardziej widoczny w sieci?
W ostatnich miesiącach polski internet przeżywał swego rodzaju oczyszczenie. Afera "Pandora Gate" odbiła się szerokim echem i pokazała, że nawet z pozoru bezpieczne treści mogą z czasem przybrać charakter patologiczny. Głośnym echem odbił się również przypadek, kiedy jedna z influenserek, podżegała do zabójstwa własnego dziecka. Z kolei o walkach internetowych słyszał już chyba każdy. Freak fighty (bo tak się to zjawisko nazywa) stały się istnym fenomenem ostatnich lat. Podczas organizowanych gal bazuje się na olbrzymiej kontrowersji oraz emocjach, które wywołują walczący tam celebryci i infulenserzy.
Kim są jednak osoby biorące udział w takich przedsięwzięciach? Przez polskie freak fighty przewinęły się już osoby, które zbudowały swoją popularność na kontrowersyjnym konwencie seksualnym, wybiły się na patologicznych zachowaniach bądź próbowały przekonywać, że strażacy "to frajerzy", ponieważ należą do służb mundurowych, a z takimi "nie wolno współpracować". To oni dostarczą wielu emocji, "rzucą mięsem", bądź uderzą kogoś z zaskoczenia podczas konferencji. Mechanizm wydaje się prosty. Im większe emocje ktoś wzbudza, tym większe zainteresowanie galę, a co za tym idzie lepsza sprzedaż. W tym miejscu warto zaznaczyć, że zarobki celebrytów biorących udział w takich wydarzeniach często sięgają kilkuset tysięcy złotych.
Należy sobie jednak zadać pytanie, czy jest to zjawisko, które powinno być obecne w polskim interencie? Kilka tygodni temu ogłoszono, że na jednej z tego typu gal zawalczy 50-letnia kobieta, która popularność zdobyła poprzez regularne transmisji na żywo w internecie, na których upijała się wraz z synem. Podczas live'ów widzowie mogli usłyszeć wyzwiska, wulgaryzmy i zobaczyć jak rodzina się bije. To jednak niejedyna kontrowersja związana z tą walką. Przeciwniczką 50-latki była... jej 19-letnia niedoszła synowa. Pomimo ogromnej krytyki, jaka spadła na organizatorów oraz wycofania się części sponsorów, wydarzenie się odbyło, a ogłoszona walka tylko podniosła sprzedaż biletów i opłat PPV.
Dlaczego pomimo bijącej od tego typu wydarzeń patologii, wciąż cieszą się one ogromnym zainteresowaniem? Czy w sieci każdy może wybić się na pijackich awanturach czy zakładaniu prezerwatywy na głowę? Jak w polskim interencie znaleźć bezpieczną przestrzeń dla siebie oraz swoich bliskich? O problemie rozmawiamy z dr Małgorzatą Bulaszewską – kulturoznawczynią, filmoznawczynią, medioznawczynią oraz ekspertką Uniwersytetu SWPS.
Przez polskie gale freak fightowe przewinęło się przez lata wiele kontrowersyjnych postaci. Można wręcz powiedzieć, że im większe kontrowersje ktoś wywołuje, tym większym zainteresowaniem i szacunkiem się cieszy. Dlaczego jest tak, że na co dzień unikamy takich osób i zachowań w naszym najbliższym otoczeniu, a następnie wracamy do domu i sięgamy po tego typu rozrywkę?
Mówiąc o tym zjawisku, warto zaznaczyć, że w Polsce wszystko zaczęło się w 2009 roku od walki Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem. Wywołało to wielkie poruszenie i kontrowersje, jednak ta walka była jeszcze w miarę zrozumiała, ponieważ wiązała się z ich dotychczasowym życiem zawodowym. Obaj zarabiali na życie przy pomocy pięści. Atutem był też fakt, że ten pojedynek gwarantował rozgłos, na którym zależało organizatorom.
To starcie przetarło szlaki temu, co możemy obecnie obserwować na scenie freak fightowej. Teraz w takich wydarzeniach biorą udział osoby, które cytując Czesława Centkiewicza, można określić mianem "cełebłytów". Są to postacie, które stały się celebrytami właśnie dzięki sieci i temu, co w tej sieci "produkują". Obecnie, na tych ogromnych galach walczą osoby, które często nigdy wcześniej nie miały styczności ze sztukami walki.
To jest jednak tylko jedna strona medalu. Platformę do zdobycia popularności dzięki takim wydarzeniom dostają różni ludzie. Przykład afery "Pandora Gate", pokazał, że w sieci pojawiają się rzeczy, które na pozór są rozrywkowe, a jednak przybierają one formę patologiczną. To samo tyczy się różnego rodzaju internetowych challenge`y, które mają wydźwięk patologiczny. Bardzo kuriozalny challenge miał miejsce w trakcie pierwszej fali pandemii koronawirusa, gdzie jedna z amerykańskich celebrytek pokazała, jak podczas lotu samolotem liże deskę klozetową. To trafiło do sieci i było naśladowane. Inny "celebryta" z małej miejscowości w Stanach Zjednoczonych po pokazaniu, że liże deskę klozetową w restauracji, zmarł.
Takie zachowania są wciąż obecne w internecie. Dlaczego nas to interesuje? Można powiedzieć, że od zarania dziejów, odkąd człowiek wyszedł z jaskini, jest on ciekawski. Lubimy podglądać, ponieważ interesuje nas życie innych. Współcześnie objawiło się to choćby tym, że mieliśmy pierwsze programy typu reality show, choćby pierwszy Big Brother. Co prawda wszystkie te programy były w pewnym sensie reżyserowane, ale widz początkowo nie miał tej świadomości.
Lubimy to, co prywatne. Stąd też wszelkiego rodzaju treści na portalach o charakterze tabloidów. Czasami wręcz możemy się spotkać z takim stwierdzeniem: "przecież ja tego nie oglądam". Jednak, jak przypomnimy sobie pierwsze materiały o zjawisku patostremingu, które pojawiały się na YouTube, to zauważymy, że wypowiadające się tam osoby zwracają uwagę na fakt, że ludzie tworzący takie treści mają wielką oglądalność. Filmy, które pojawiają się na YouTube są często tym, na co wcześniej zagłosowała publika i ona za to płaci. Tę oglądalność często napędzają ludzie, którzy twierdzą, że nie oglądają takich treści na co dzień, jednak zajrzeli tam z ciekawości. Jeśli myślimy o walkach, sytuacja wygląda bardzo podobnie. Podświadomie chcemy wejść w świat tych, którym się udało osiągnąć sukces. Tych, którzy są na świeczniku.
Na przestrzeni lat widzimy ciągłe przesuwanie granicy przyzwoitości w internecie. Przy okazji freak fightów mieliśmy już wycieki prywatnych rozmów, intymnych filmów, grożenie rozwiązaniem konfliktu "na ulicy", czy nawet przypadki śmiertelne. Gdzie jest granica tego, co można pokazać w internecie oraz tego, co ludzie chcą w nim oglądać?
Odpowiem trochę przewrotnie. Oglądając horror też nie wiemy, która scena wywoła w nas takie emocje, że wyłączymy i uznamy, że przekroczyliśmy swoją granicę. Na co dzień mamy wiele przykładów, które pokazują nam, że dostarczenie coraz większych emocji, często bardziej drastycznych, jest przez społeczeństwo pożądane i akceptowane.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że dotarliśmy do granic wytrzymałości internautów czy odbiorców, ale okazuje się, że pojawi się kolejna osoba, czy też kolejny pomysł, który przekracza granice, wydawałoby się nieprzekraczalną.
Takie zjawiska na nowo budzą ciekawość, jednak co ciekawe, nie wiążą się ze społeczną aprobatą. Gdy spojrzymy na komentarze, to zobaczymy, że są one głównie krytyczne. Wiąże się to z faktem, że chcemy wyrazić nasze niezadowolenie z pewnych treści. Robiąc to, zwiększamy jednak oglądalność, co z kolei przyciąga kolejnych ciekawskich.
Przesuwanie granic nie dotyczy jednak wyłącznie świata celebrytów. Przecież nie tak dawno temu Elon Musk wyzwał do oktagonu Marka Zuckerberga. Finalnie do walki nie doszło, jednak sama zapowiedź wzbudziła ogromne zainteresowanie i szum medialny. Przecież mówimy tutaj o dwóch ogromnych biznesmenach, którzy mają tak ogromne środki, że mogliby się zmierzyć w zupełnie innych dyscyplinach.
Wszystko wiąże się z pierwotną walką krwi. Podświadomie okazujemy męskość tym, że fizycznie komuś dołożymy. Oczywiście dotyczy to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Im bardziej kuriozalne, czy też nieprawdopodobne zestawienie, tym większe emocje ono wywoła wśród ludzi, skłonnych za tę rozrywkę zapłacić. Te kilkanaście lat temu taki efekt wywoływała przytoczona przeze mnie walka Pudzianowskiego z Najmanem, jednak teraz, przeszłaby ona bez echa. Granica internetowa jest już dużo dalej usytułowana, niż było to kilkanaście lat temu.
Podczas jednej z ostatnich konferencji freak fightowej padło stwierdzenie, że przez ostatnie lata "najbardziej patologiczne" osoby, biorące udział w takich przedsięwzięciach, mocno się ugrzeczniły i wyszły na prostą. Czy jednak to nie jest błędne koło? Osoby medialne dzięki zasięgom poprawiają swój tryb życia, jednak najmłodsi, dla których te osoby są autorytetami, mają przed oczami jedynie te patologiczne obrazki i sami zaczynają się zachowywać w taki sposób?
Zdecydowanie jest to pewnego rodzaju błędne koło. Osoby biorące udział w takich walkach są znane. Dostają one za swój występ określone (często wysokie) wynagrodzenie. Logiczne jest, że taka osoba będzie miała restrykcyjną dietę i zadbane ciało po to, aby się w tej branży utrzymać. Z kolei ci, którzy biorą przykład z takich osób, nie są już osobami medialnymi. To są osoby anonimowe, które być może myślą, że jest to łatwy sposób na zarobienie pieniędzy i stanie się celebrytą. Niestety, jest to zgubne.
Warto pamiętać, że to nie jest łatwa decyzja, aby zdecydować się na udział w takim przedsięwzięciu. Jakby na to nie patrzeć, zarabiając na życie, równocześnie kładziemy je na szali. Oczywiście takie osoby posiadają sztaby agentów, podpisujących z ich imieniu kontrakty reklamowe oraz umowy na kolejne walki, jednak będąc osobą młodą, wzorowanie się na internetowych idolach tego typu, może mieć swoje poważne konsekwencje.
Co pani sądzi o ostatniej głośnej walce, w której zmierzyły się niedoszła teściowa z synową? Szczególnie zapowiedź tej pierwszej postaci wywołało ogromne kontrowersje. Jednak wybiła się ona na patologicznych transmisjach live, w czasie których 50-latka wraz z synem piła alkohol i biła się z 19-letnią niedoszłą synową.
Jest to zdecydowanie coś, czego w internecie nie powinno być. Wszyscy pamiętamy te transmisje, na których występowała wspomniana przez pana osoba wraz z synem. On ją tam upijał przed ekranem, a następnie bił po głowie i wyzywał. Za to byli krytykowani, ale także oglądani.
Dodatkowej sensacji w przypadku wspomnianej walki dodał pewien stereotyp, występujący na naszym polskim podwórku. W mowie potocznej mamy wiele przysłów o teściowych i synowych. Jest to dodatkowy czynnik, który celowo wywołuje emocje u odbiorcy, który chce zobaczyć konfrontację pomiędzy niedoszłą synową, a teściową. Zapewne, gdyby walczyły prawdziwe synowa z teściową, to wtedy zainteresowanie byłoby jeszcze większe.
Mówiąc o tym zjawisku, trzeba zauważyć, że walczyły kobiety w bardzo różnym wieku. Jednak przez część społeczeństwa kobiety około pięćdziesiątki są postrzegane jako babcie w kapciach, które zajmują się dziećmi. Tutaj, pomimo całej tej otoczki, mogliśmy zauważyć sprawną fizycznie kobietę, która bez problemu daje radę, ponad 20 lat młodszej przeciwniczce. Zapewne większość osób spodziewała się krótkiej i jednostronnej walki, jednak na pewno nie z takim rezultatem. Inną kwestią jest fakt, czy do takiej walki w ogóle powinno dojść.
Właśnie. Wynik był zaskoczeniem, jednak czy dawanie przestrzeni takim osobom jest dobrą decyzją? Tak, jak pani mówiła, każda walka wiąże się z ogromny ryzykiem, a tutaj mamy do czynienia z kimś, kto przez lata niszczył swój organizm.
Tutaj trzeba spojrzeć na dwa aspekty. Oczywiście, sam fakt tego, że ktoś zmienia swój tryb życia, bardziej dba o siebie, pomimo wieku 50 lat jest jak najbardziej na plus. Jest to teraz coraz bardziej popularne zjawisko. Ludzie w starszym wieku zakładają konta na TikToku czy YouTube i stają się influenserami. Nie ma w tym nic złego i pokazuje, że nie powinniśmy ich odsyłać od razu na margines.
Niestety, w tym konkretnym przypadku niepokoje wynikają z obawy, że rzeczywiście może dojść do tragedii. Organizm osoby, który przez lata niszczyła samą siebie, może podczas uderzenia po prostu nie wytrzymać. Ryzyko kontuzji zawsze istnieje, niezależnie od tego, czy jesteśmy osobą młodszą czy starszą. Tutaj pomimo wyników badań, które robione były przed walką, byłabym za tym, aby do takiego pojedynku nie doszło. Lepiej dmuchać na zimne niż potem być świadkiem tragicznych obrazków podczas walki.
Podczas dyskusji na temat bezpieczeństwa w internecie, często pojawia się pytanie "gdzie byli rodzice?". Czy jednak istnieje uniwersalna recepta na to, jak rozpoznać szkodliwe treści w sieci?
Jest to bardzo trudne pytanie. Z pewnością nie ma takiej recepty. Jeśli myślimy o "Pandora Gate", to przecież początki kariery Stuu, zwłaszcza te związane z grami, wyglądają bardzo niewinnie. Streaming był kontentem, do którego nie możemy się doczepić. To samo tyczy się wielu innych youtuberów, w stosunku do których obecnie pojawiają się zarzuty.
Ale one pojawiły się właśnie dlatego, ponieważ okazuje się, że była to tylko jedna strona medalu. W każdej grupie zawodowej możemy się dopatrzyć zarówno pozytywnych i negatywnych reprezentantów. W przypadku bohaterów "Pandora Gate", wydaje mi się, że nie byli oni gotowi na tak gwałtowny wzrost popularności, a co za tym idzie followersów i fanów. Z kolei za wzrostem popularności poszły pieniądze, które były zdecydowanie większe, niż można by się tego było spodziewać. Stąd zaczęła się rodzić zbyt duża pewność siebie i poczucie, że wszystko im wolno, czego efekty mogliśmy zobaczyć w opublikowanych zapisach rozmów.
Kolejną rzeczą są agenci i marki, które współpracowały z takimi ludźmi. Ciężko mi uwierzyć, że zarówno agenci, jak i przedstawiciele marek nie wiedzieli, co dzieje się chociażby w "Teamie X". Przecież było widać, że kontent, który początkowy był kierowany do dzieci, jest coraz bardziej przesuwany w kierunku seksualności. Wystarczy wsłuchać się choćby w piosenki, które influenserzy nagrywali na początku, oraz te, które były publikowane już pod koniec projektu. Różnice widać od razu. Czym późniejsze nagranie - tym bardziej jego treść jest erotyczna. Nie mówię tutaj wyłącznie o tekście, ale również o teledyskach.
W tym wszystkim jesteśmy jeszcze my – rodzice. Opiekę, którą powinniśmy spełniać gdy chodzi o kontrolę dostępności do internetu można porównać do tego, że przecież nie pozwalamy swoim pociechom oglądać horrorów czy filmów pornograficznych. Nie można zapobiec każdej sytuacji, ale należy patrzeć, co ogląda dziecko i eliminować te treści, które są szkodliwe. Warto podkreślić, że w przypadku tych młodych dziewczynek, które prowadziły konwersacje ze Stuu, to nigdy nie jest wina dziecka. My, jako rodzice powinniśmy odpowiednio wcześniej zareagować, tak samo jak i odpowiednie instytucje. Szczególnie, że odbiorcami treści były wtedy starsze "alfy" i młodsze "zetki". Od osób, u których kształtuje się dopiero własna tożsamość i poczucie własnej wartości, które są zapatrzone w swoich internetowych idoli, nie można oczekiwać, że od razu rozpoznają zagrożenie wynikające z pewnych zachowań w sieci.
Ta afera ukazała również naszą kompletną porażkę w zakresie edukacyjnym. W polskich szkołach nie ma czegoś takiego jak edukacja medialna, która by pokazywała, w jaki sposób odpowiedzialnie korzystać z internetu. Zupełnie inaczej powinny też kilka lat temu zareagować służby. Przecież ze skanów korespondencji SMS-owej między Stuu, a Justyną Sukanek wiemy, że w pewnym momencie ona wprost mówi do youtubera, że on krzywdzi dzieci. Niedługo później składa zawiadomienie o sprawie na policję, jednak ta nie podejmuje żadnych czynności, ze względu na brak zeznań osób poszkodowanych.
Ciężko oczekiwać, że trzynastoletnia dziewczynka będzie składała zawiadomienie na policję o swoim internetowym idolu i będzie opowiadała ze szczegółami o kontekście seksualnym prowadzonych rozmów. W przypadku takich osób zazwyczaj potrzeba czasu na przepracowanie tego i zdobycie się na odwagę, aby głośno o tym powiedzieć.
Dlatego w tym kontekście tak ważne jest to, co zrobił Sylwester Wardęga oraz Mikołaj Tylko (Konopskyy). Są to youtuberzy z dwóch różnych grup wiekowych, zupełnie inaczej patrzący na świat, a jednak udało im się wspólnymi siłami dojść do skrywanej przez lata w odmętach internetu prawdy. Bardzo podobało mi się, gdy Wardęga zwrócił się do swoich fanów, aby ci zaczęli łączyć kropki. Niedługo później cały internet zaczął szukać i właśnie łączyć te poszlaki w całość.
W internecie pojawiło się sporo zarzutów, że Konopskyy i Wardęga zajęli się tą sprawą dla rozgłosu i zasięgów. Krytycy zarzucali im, że w tak delikatnych kwestiach należy pójść na policję, a nie nagrywać film na YouTube. Czy według pani rzeczywiście internet nie jest miejscem do poruszania takich tematów, czy może jednak te filmy pozwoliły ofiarom bohaterów "Pandora Gate" nabrać odwagi, aby opowiedzieć o swoich doświadczeniach?
Poczucie, że nie jest się samemu w takiej sytuacji, jest chyba najważniejsze. Podobnie jest w innych tego typu aferach, choćby tych znanych nam z reportaży braci Sekielskich. Wspólnotowość pozwala na otwarcie się i daje odwagę. Uważam, że internet pozwolił takie poczucie wśród ofiar uzyskać. To bardzo pozytywne zjawisko, dlatego nie odbieram filmów Konopskiego czy Wardęgi jako "skoku na kasę". Mimo to, nie możemy zapominać, że to nie internauci powinni zbierać dowody w tak delikatnej sprawie, a odpowiednie służby. Przecież mamy w Polsce, Państwową Komisję do Spraw Przeciwdziałania Wykorzystywaniu Seksualnemu Małoletnich Poniżej lat 15. Jak spojrzałam na jej działalność kilka dni temu, to okazało się, że żadne śledztwa nie są prowadzone, jednak członkowie komisji biorą udział w różnego rodzaju konferencjach, często w egzotycznych zakątkach świata. Państwo, jako pewien organizm, powinno się opiekować najmłodszymi. W przypadku "Pandora Gate" jasno można powiedzieć, że zawiodło.
Na koniec dopytam jeszcze o jedną sprawę. "Pandora Gate" żył cały internet. Główny podejrzany w tej sprawie już zniknął z sieci, jednak pozostali zamieszani, nie. Niedawno Boxdel opublikował na swoim kanale film powrotny i zebrał on bardzo pozytywne opinie. Czy internet znalazł sobie jednego kozła ofiarnego, a w przypadku pozostałych sprawa rozejdzie się po kościach?
Do tego zjawiska trzeba podejść na kilku płaszczyznach. Rzeczywiście, "Pandora Gate" nie generuje już takich emocji, jak na początku, ponieważ w międzyczasie mieliśmy wybory i temat wygasł.
Nie jest jednak tak, że tylko Stuu zainteresowały się służby. Oskarżony przecież został również Gargamel, który miał znęcać się nad swoją małoletnią dziewczyną. Sprawa Boxdela jest mocno skomplikowana. Usłyszał on oskarżenie, że widział o sprawie, jednak nikogo o tym nie poinformował oraz, że pisał nieprzyzwoite wiadomości do fanek. Sprawę potwierdzała w wywiadach Olciak93, która mówiła, że takiego procederu dopuszczali się właśnie Stuu i Boxdel.
Sytuacja zmieniła się, gdy Olciak nagrała film z Boxdelem, w którym wszystkiemu zaprzeczyła tłumacząc się, że było to zwykłe nieporozumienie. Na tej fali internet patrzy na niego bardziej łaskawym okiem niż np. na Stuu. Jaki jednak los czeka twórców zaangażowanych w tę aferę? Stuu już nie ma w sieci, jednak w przypadku pozostałych sprawa nie jest taka oczywista. Możliwe, że przeniosą się do innych sfer internetu bądź mediów społecznościowych. Wszystko zależy od ostatecznego wyroku sądu oraz dowodów, które ujrzą światło dzienne. Dobrym zjawiskiem jest to, że najprawdopodobniej marki zrezygnują ze współpracy z twórcami, którzy mieli jakąkolwiek styczność z tą aferą.
fot. Małgorzata Bulaszewska