Europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk wezwał prezydenta Nowego Sącza Ludomira Handzla i jego zastępcę Artura Bochenka do „natychmiastowej dymisji”, a jeśli do niej nie dojdzie – do rozważenia referendum w sprawie odwołania władz miasta. Czy przeprowadzenie referendum w Nowym Sączu jest realną perspektywą? Ile potrzeba głosów, aby przejąć władzę w Nowym Sączu.
Wniosek o dymisję i zapowiedź referendum
Na konferencji prasowej, 27 października Arkadiusz Mularczyk oświadczył, że „Nowy Sącz jest w największym kryzysie od 35 lat, tj. od wejścia w życie reformy samorządowej” i wezwał prezydenta Ludomira Handzla oraz jego zastępcę Artura Bochenka do rezygnacji. „To afera bez precedensu – nigdy wcześniej aż dwóch najważniejszych urzędników, prezydent i wiceprezydent, nie usłyszeli tak poważnych zarzutów dotyczących nieprawidłowości przy funduszach unijnych. Ratusz nie może dłużej udawać, że nic się nie stało. Zamiast wyjaśnień mieliśmy propagandę sukcesu. Zamiast odpowiedzialności – milczenie i unikanie faktów. Nowy Sącz może stracić unijne dotacje i zaufanie instytucji. Wzywam prezydenta Handzla i jego zastępcę do natychmiastowej dymisji” – podkreślał. Dodał również, że jeśli do dymisji nie dojdzie, „mieszkańcy powinni mieć możliwość wyrażenia swojej opinii w drodze referendum, które pozwoli im odzyskać kontrolę nad miastem i przywrócić zaufanie do władz”.
Na scenie lokalnej dochodził kontekst polityczny: w wyborach samorządowych w 2024 r. Ludomir Handzel wygrał w pierwszej turze z wynikiem 52,34 proc., pokonując m.in. Iwonę Mularczyk (PiS), żonę europosła. To ona była jego główną kontrkandydatką także cztery lata wcześniej. Handzel sprawował urząd od 2018 r., startując z Koalicji Nowosądeckiej. Jego zwycięstwa budowały rozpoznawalność obozu rządzącego miastem. Szansą na przejście władzy widzi teraz – po październikowych zatrzymaniach – PiS, co dodaje obecnemu sporowi dodatkowy, personalno-polityczny wymiar.
24 października, Klub Radnych Prawa i Sprawiedliwości w Nowym Sączu zwołał konferencję poświęconą skutkom zatrzymań dla funkcjonowania miasta. Poseł Patryk Wicher relacjonował skalę społecznego poruszenia: „Dostałem 240 SMS-ów z pytaniami, co się dzieje w Nowym Sączu w związku z nieobecnością prezydenta i jego zastępcy. Telefon się grzał tak, że trudno było odpisywać. Mieliśmy formułki przygotowane, którymi odpisywaliśmy automatycznie”. Wraz z tym wskazywał oczekiwania wobec ratusza: „Zatrzymanie włodarza miasta i jego zastępcy było sytuacją absolutnie wyjątkową. Oczekiwałem, że prezydent niezwłocznie zorganizuje konferencję prasową i jasno poinformuje o sytuacji. Jeśli postawiono zarzuty, to oczekuję też, że obaj panowie wyłączą się z procedur przetargowych i powołają pełnomocników do nadzoru nad postępowaniami. Nie wyobrażałem sobie, by osoby z zarzutami nadzorowały ogłaszane przez miasto przetargi”.
Lider klubu PiS w Radzie Miasta, Michał Kądziołka, akcentował ton uspokajający i odcinał się od ocen działań służb: „Nie komentujemy działań służb. Wierzymy, że sprawa zostanie wyjaśniona w odpowiednim trybie. Naszym zadaniem jest dbać o stabilność miasta i dobro sądeczan”. Jednocześnie apelował o komunikację z mieszkańcami: „Potrzebny był jasny przekaz i rzetelne informacje o tym, że urząd funkcjonuje normalnie i że najważniejsze sprawy mieszkańców są zabezpieczone”.
Najdalej idące obawy wyraził radny Błażej Targosz. Zwracał uwagę na charakter porannych czynności: „Jeśli do domów o świcie pukają służby, to mają uzasadnione podejrzenia i działają w ten sposób, aby nie doszło do mataczenia, a tym bardziej do próby ucieczki”. Ubolewał też nad tym, że ogólnopolski rozgłos wokół Nowego Sącza pojawiał się z powodów śledczych, a nie sukcesów: „Nie mamy laureata Nagrody Nobla, nie mamy sportowca, który mógłby nas rozsławić na całą Polskę, a mamy sytuację, gdy więcej jest pytań niż odpowiedzi. Zastanawiam się, czy u nas nie powstała jakaś zorganizowana grupa przestępcza”.
W tle toczy się szersza dyskusja: czy referendum powinno służyć do przedterminowej zmiany władz w samorządach. Przypomnijmy, w majowym referendum w Zabrzu mieszkańcy odwołali prezydent Agnieszkę Rupniewską. Równolegle w Krakowie lokalni politycy PiS przyznawali, że „rozważają” inicjatywę referendalną w sprawie odwołania prezydenta Aleksandra Miszalskiego. Po majowym referendum w Zabrzu, w którym odwołano prezydentkę z PO, komentatorzy mówią o „efekcie Zabrza”. Ich zdaniem rośnie gotowość opozycji do sięgania po referenda także w innych miastach. W Nowym Sączu, po zatrzymaniach i zarzutach, apel Arkadiusza Mularczyka o dymisję lub referendum wpisuje się w ten trend.
Śledztwo: od przeszukań po zatrzymania. Co wiemy oficjalnie
W dniach 7–9 października CBA – na polecenie Prokuratury Europejskiej (EPPO) – przeprowadziło przeszukania w Urzędzie Miasta Nowego Sącza, w Centrum Pozyskiwania Funduszy i Przedsiębiorczości oraz w Sądeckiej Agencji Rozwoju Regionalnego (SARR). EPPO informowała, że sprawa dotyczy podejrzeń nadużycia uprawnień i naruszenia zasad przetargu publicznego finansowanego z UE, z możliwą korzyścią dla SARR rzędu 600 405 euro. Według EPPO sygnał pochodził z OLAF, a badany okres to październik–listopad 2024 r.
21 października CBA zatrzymało czterech pracowników miejskich instytucji (m.in. z CPFiP i SARR); zostali przewiezieni do Katowic, a po przesłuchaniach wrócili do domów.
23 października rano – jak potwierdził rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński – agenci CBA w miejscach zamieszkania zatrzymali prezydenta Ludomira Handzla i wiceprezydenta Artura Bochenka. „Przedstawiono powody zatrzymania” i rozpoczęto zabezpieczanie dokumentów oraz rzeczy – informował Dobrzyński.
- Zobacz też:

W tym czasie ratusz i lokalne media odnotowywały napiętą atmosferę. Po sieci krążyły komentarze i relacje, a nawet pojawiły się stadionowe przyśpiewki – podczas meczu Sandecji kibice nawiązywali do zatrzymań, co pokazuje emocje społeczne.
Zaskakujący finał: „Wracamy do pracy”
W sobotę, 25 października – po analizie akt – sąd oddalił wnioski prokuratury o zastosowanie środków zapobiegawczych wobec prezydenta, jego zastępcy i zatrzymanych wcześniej urzędników oraz nakazał ich natychmiastowe zwolnienie. Władze Nowego Sącza ogłosiły: „Wracamy do pracy, a więcej informacji przekażemy na konferencji prasowej”.
Handzel i Bochenek mają odpowiadać z wolnej stopy. EPPO – w piątkowy wieczór – przekazała PAP, że prezydent i jego zastępca usłyszeli zarzuty w śledztwie dotyczącym przetargu publicznego. Na tym etapie to jedyne oficjalne potwierdzenie zakresu czynności prokuratorskich. Obowiązuje domniemanie niewinności.
O jaki projekt chodzi?
Według EPPO badane są okoliczności przetargu na organizację kursów i warsztatów w projekcie „Rozwój Centrum Kompetencji Zawodowych (CKZ) w Nowym Sączu” – współfinansowanym z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (EFRR) w ramach programu Fundusze Europejskie dla Małopolski 2021–2027. Zgromadzone dowody mają wskazywać, że ujawniono poufne informacje o budżecie zamawiającego, co umożliwiło złożenie „oferty skrojonej” do dostępnych środków.
Projekt CKZ realizowało miasto – we współpracy z miejskimi jednostkami oświatowymi (m.in. Zespołem Placówek Oświatowo-Wychowawczych i Zespołem Szkół nr 2). Budżet projektu wynosił ok. 5,17 mln zł, z czego dofinansowanie UE ok. 4,40 mln zł. W praktyce przewidziano staże dla ok. 200 uczniów, doradztwo zawodowe i kursy podnoszące kwalifikacje (m.in. SEP, spawanie MAG, CNC, programowanie C/C#/C++, IoT, języki zawodowe, prawo jazdy kat. B). Szkolenia obejmowały też nauczycieli, a łącznie nawet do 1000 uczniów miało zdobyć dodatkowe kompetencje.
Zamówienia na usługi i dostawy prowadzono w trybach zamówień publicznych — ogłoszenia pojawiały się w BZP i na Platformie Zakupowej (m.in. na organizację kursów i warsztatów w ramach projektu).
Wniosek o referendum i co dalej? Jakie są szanse na odwołanie prezydenta?
Sprawa zatrzymań i śledztwa uwypukliła podziały, które w Nowym Sączu istniały już wcześniej. Część mieszkańców i komentatorów krytykowała metody służb – prezydent pisał o „współczuciu dla rodzin” i przypominał o wcześniejszych kontrolach przetargu „bez uwag”; inni komentowali, że „przyszła kryska na Matyska” i kibicowali stanowczym działaniom organów ścigania. Na stadionie pojawiły się przyśpiewki uderzające we władze miasta.
PiS – lokalnie – wykorzystuje sytuację do odzyskania czy przejęcia władzy. Warto przypomnieć, że faktycznie, jeśli zapadłby prawomocny wyrok skazujący, prezydent nie mógłby sprawować urzędu. Do ewentualnego procesu droga jest jednak długa – na razie mówimy o postawieniu zarzutów i decyzji sądu, który nie zastosował środków zapobiegawczych.
Z formalnego punktu widzenia władze miasta – po sobotniej decyzji sądu – wróciły do pracy. Politycznie jednak fala oskarżeń i rozliczeń dopiero się zaczęła. Czy scenariusz referendalny stanie się realny także w Nowym Sączu? Na razie to polityczna zapowiedź – po stronie inicjatorów pozostaje zebranie podpisów i przekucie emocji w konkretną procedurę.
Aby zarządzić referendum odwoławcze w gminie, grupa mieszkańców musi zebrać podpisy co najmniej 10 proc. uprawnionych do głosowania. W Nowym Sączu jest to dokładnie 62 83 podpisy (plus bezpieczny margines na ewentualne podpisy nieważne – bez pełnych danych lub z błędami w PESEL).
Czy zdobycie takiej ilości jest możliwe? Jeśli opozycja wobec Handzla „skrzyknie się do kupy” – z pewnością. W wyborach samorządowych przeciwko obecnemu prezydentowi oddano 16 388 głosów (sam PiS zebrał ponad 5400). Głosowanie w referendum jest ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 3/5 liczby wyborców uczestniczących w wyborach odwoływanego organu (dla prezydenta – w wyborach prezydenckich w danej gminie). W Nowym Sączu w 2024 roku w wyborach prezydenckich wzięło udział 34 537 mieszkańców, czyli aby odwołać Handzla musiałoby zagłosować 20 773 osoby (zazwyczaj władza, której odwołania dotyczy referendum, wzywa do jego bojkotu).
Co dalej? Jeśliby referendum o odwołanie zakończy się sukcesem, premier powołuje komisarza, który zarządza przedterminowe wybory i polityczna wojenka toczy się dalej. Nie wiadomo, kto faktycznie przejmie władzę, a referendum i kolejne wybory kosztują. Ich koszt poniesie samo miasto. W dwa razy większym od Nowego Sącza Zabrzu majowe referendum kosztowało 658 tys. zł.




















