— W momencie, kiedy miasto w ogóle zdaje się nie dostrzegać tej pracy to czasem się odechciewa. Oczywiście, nie robię tego dla nich, bo jest to moja pasja, jednak jest to trochę niesmaczne i demotywujące kiedy widzę, jak traktują moją pracę władze miasta. I zamiast skupić się na produkcji, człowiek musi się skupiać na walce o finansowanie, co trochę podcina skrzydła — mówi Mirosław Ganobis. Pasjonat historii i twórca filmów o Oświęcimiu zdradza kulisy swojej pracy i finansowania tworzonych przez niego produkcji.
Mirosław Ganobis to postać dobrze znana mieszkańcom Oświęcimia. Latem, na mocy porozumienia z miastem, często organizował tzw. spacery po rynku, podczas których opowiadał o historii Oświęcimia sprzed wybuchu II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem współżycia Polaków i Żydów. Jako twórca filmowy zrealizował kilka produkcji dotyczących mało znanych aspektów historii miasta, takich jak: „Oświęcim – Auschwitz na styku dwóch światów”, „Oświęcimski kartel rybny”, „Oświęcim – Praga” czy najnowszy projekt, wciąż w fazie montażu, „Historia oświęcimskiego hokeja”. Dwie z jego produkcji zostały dofinansowane przez miasto Oświęcim.
Przy kolejnym filmie, zatytułowanym „Sędzia z Auschwitz”, twórcy również zwrócili się do samorządów z prośbą o wsparcie finansowe. Pisma skierowali m. in. do Starostwa Powiatowego i gminy wiejskiej Oświęcim. Ku ich zaskoczeniu dotacji odmówił im prezydent Oświęcimia, Janusz Chwierut. Najbardziej zbulwersowało ich jednak uzasadnienie tej decyzji.
W piśmie skierowanym do Mirosława Ganobisa i grupy „Bunkrowcy” prezydent napisał: „Miasto Oświęcim, dbając o zachowanie pamięci o tym niezwykle trudnym i tragicznym okresie, nie może wspierać działań, które w jakimkolwiek zakresie mogłyby relatywizować rolę niemieckiego okupanta. Zgodnie z prawdą historyczną, to nazistowskie Niemcy wywołały i są odpowiedzialne za drugą wojnę światową. Żołnierze i inni przedstawiciele tego zbrodniczego systemu okupowali wiele krajów, w tym Polskę i Oświęcim, wyrządzając liczne krzywdy, których wyraźne ślady pozostają w naszej historii”.
O czym opowiada film „Sędzia z Auschwitz”? To historia 17-letniej Polki, Stasi, która pracowała jako pomoc domowa u niemieckiego sędziego nazwiskiem Godulla. Wraz z żoną został on skierowany do pracy w Oświęcimiu. Żona sędziego była nauczycielką w szkole mieszczącej się dziś w budynku SP nr 3, a sam Godula mieszkał przy obecnej ulicy Piłsudskiego. Stasia, w przeciwieństwie do wielu Polaków zatrudnionych przez Niemców w czasie wojny, nie doświadczała szykan ze strony swojego pracodawcy.
W rozmowie z reżyserem Mirosławem Ganobisem poruszymy temat jego nowego filmu, wyzwań związanych z produkcją niskobudżetowego kina historycznego, a także trudności, które napotyka podczas starań o wsparcie finansowe i promowanie swoich projektów.
Zbliżająca się produkcja będzie Twoją piątą w przeciągu kilku lat. Tym razem jednak zdecydowałeś się poruszyć poniekąd kwestię obozu Auschwitz. Skąd w takim razie pomysł na film “Sędzia z Auschwitz”?
— Faktycznie przez wiele zajmowałem się historią miasta, jednak po jakimś czasie ludzie zaczęli przynosić mi pamiątki, informacje związane z IG Farben i Auschwitz-Birkenau. O IG Farben tak naprawdę jest tylko jedna książka Piotra Setkiewicza i te historie po prostu giną. Tak samo podobóz Monowitz, po którym lata temu chodziłem i wówczas można było znaleźć tam jeszcze budki wartownicze, czy innego typu rzeczy, których już teraz nie ma. Obóz tak naprawdę jest zaopiekowany przez grono pracowników i naukowców, z którymi zresztą nierzadko współpracuję, jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że wszystkie filmy o Oświęcimiu pokazują tylko i wyłącznie obóz, a nie pokazują życia mieszkańców miasta w trakcie okupacji i to tak naprawdę była inspiracja do stworzenia tego filmu. Zresztą dziennikarze, którzy przyjeżdżali do mnie na wywiady, często tendencyjnie pytają: “No ale jak to? Polacy nie współpracowali z Niemcami w Oświęcimiu?”. A Polacy zamieszkujący te tereny przecież byli wykorzystywani też do różnego rodzaju prac. Dodatkowo, jak dowiedziałem się o historii Stasi, która podczas wojny jako nastolatka pracowała jako niania i gospodyni u Niemca Goduli, i ba, nawet pomimo strasznego oblicza wojny chwaliła sobie tę pracę, doceniała, że nie została wywieziona. Zresztą oni też jeździli z nią w góry, zabierali ją do restauracji, więc naprawdę dobrze ją traktowali i to mnie zainspirowało do stworzenia tej historii. Mało tego! Bywały takie sytuacje, że do domu, w którym służyła Stasia, przychodził komendant obozu Rudolf Hess, żeby pograć z Godulą w karty. I za plecami Hessa, Godula dawał ciche przyzwolenie Stasi na zanoszenie jakichś resztek jedzenia dla więźniów. I takie właśnie sytuacje natchnęły mnie do stworzenia o tym filmu.
Rzeczywiście to historie zdecydowanie godne utrwalenia.
— Tak, dokładnie. I pomimo tego, że scenariusz do filmu wymyśliłem ja, to bardzo chcę zawrzeć tę relacje Stasi, którą opowiedzieli mi jej synowie, ale też pokazać na przykład takie sytuacje, kiedy Godulowa z dziećmi i Stasią idą nad Sołę, po prostu wykąpać się w rzece, pospacerować i przy okazji przedstawić to, że niemieckie rodziny cały czas były, że tak powiem doglądane, asekurowane przez niemieckich żołnierzy, więc ci Polacy, którzy kąpali się w tej rzece nie wiedzieli czy przejść na drugą stronę rzeki, bliżej obozu, bo nie mieli pojęcia jaka będzie reakcja żandarmów. Chodzi o to, żeby pokazać ten niepokój, strach w ich oczach podczas “normalnych”, codziennych sytuacji. Trzeba też wiedzieć, że ja bazuję na historiach, które opowiadali mi chociażby synowie Stasi, z którymi rozmawiałem kilkukrotnie na przestrzeni lat, i okazuje się, że ząb czasu dotyka również ich pamięci. Przykładowo, za pierwszym razem byli w stanie powiedzieć mi o wiele więcej szczegółów, niż przy okazji ostatniego spotkania, a moim zadaniem jest jak najbardziej rzetelne przedstawienie i zawarcie tych właśnie szczegółów. Dlatego skłaniam się ku temu, że ich pierwsze opowieści był zdecydowanie bardziej wiarygodne, niż te ostatnie.
Sam film zaczyna się sceną, w której przychodzę do synów Stasi i oni opowiadają mi historię i wówczas przenosimy się w czasie. Jedną z ciekawszych scen jest na pewno sytuacja, gdy do Goduli przychodzi właśnie Rudolf Hess i inni Niemcy z żonami pograć w karty. Była wtedy jesień, późne wieczorne godziny. Gospodarz Godula już poszedł spać, a żony poszły do Godulowej posiedzieć w innymi pomieszczeniu z dziećmi. Stasia słyszała różne odgłosy, ale oczywiście bała się wyjść i po skończonym spotkaniu jak zwykle zabierała się do sprzątania. A za każdym razem pod filiżanką Rudolf Hess zostawiał jedną markę dla niej, właśnie za dobrą obsługę, jakby w podziękowaniu. I nagle mamy sytuację, gdzie Stasia porządkuje rzeczy w kuchni, w międzyczasie poczytując książkę i do pomieszczenia wpada żona Hessa, wyrywa jej książkę z rąk, rzucą nią o ścianę i szarpie Stasię za rękę i krzyczy, że bierze ją do obozu. Wyciąga ją na klatkę i wtem stawia się Godula, który chce jej za coś płacić. Hessową próbują uspokoić Niemcy, a Stasia nie ma pojęcia o co chodzi. Godulowie mieli psa i okazało się, że ten pies ściągnął futro żony Hessa i je zniszczył i ta we wściekłości, że służąca nie dopilnowała psa, chciała ją zaprowadzić do obozu zagłady. I w takich momentach będziemy się przenosić do czasów okupacji i pokazywać te sceny. Z drugiej strony opowiedziana też zostanie historia Goduli, który wcześniej pracował w sądzie w Pszczynie oraz to jak poznał się z komendantem obozu- Rudolfem Hessem.
Jak wygląda praca stricte przy produkcji? Skąd bierzesz ludzi do współpracy?
— Należę do pewnej grupy, w której po prostu zaproponowałem temat no i tak zaczęliśmy pracę przy pierwszej produkcji filmu. Po projekcji ludzie chętni do współpracy sami z siebie zaczęli się do nas zgłaszać i tak zaczęłasię tworzyć cała nasza społeczność filmowa. Z każdym kolejnym projektem było łatwiej. Ludzie sami się zgłaszali do gry w następnych filmach. Mamy swoją charakteryzatorkę, Katarzynę Pawelę, której należą się duże pochwały, bo widać jak z każdym kolejnym projektem się rozwija i wkłada w to dużo pasji. Zarówno dla mnie jak i dla chętnych jest to po prostu zabawa.
Skąd czerpiesz inspiracje takie czysto filmowe, bo pomysł, historia i fabuła to jedno, ale film przecież trzeba jakoś wyprodukować?
— Mam wielu znajomych polskich reżyserów, producentów, u których grałem, którzy też chętnie mi pomagają, doradzają. Pracowałem też jako doradca historyczny w "Strefie interesów” gdzie budżet wynosił ponad 20 milionów. Podgladałem tam jak powstaje scenografia, w jaki sposób używają oświetlenia i tak dalej. Niestety, my pracując na znikomym budżecie czasem musimy się głowić nad różnymi patentami, które pozwolą nam ograniczyć wydatki.
Właśnie chciałem zapytać. Jakie są największe wyzwania przy produkcji filmu, że tak powiem “mikro-budżetowego”?
— Dla mnie najgorsze jest to, że pomimo tego, że wielu przyjaciół, przedsiębiorców pomagało mi przy wcześniejszych projektach to teraz jest już mi trochę niezręcznie prosić o kolejne wsparcie, kolejne wpłaty te same osoby, nawet pomimo tego, że wspierają mnie i cały zespół dobrym słowem.
Wyzwania, jakie czyhają na każdym kroku, wymagają nakładu finansowego. Trzeba pamiętać, że wszystkim wolontariuszom musimy zapewnić wyżywienie, wodę i tego typu rzeczy, więc samo to już swoje kosztuje. Dodatkowo wynajęcie samochodów czy innych rekwizytów też jest kosztowne. Przykładowo wynajęcie samochodu po znajomości na jeden dzień filmowy kosztuje 600 zł. Wynajmujemy dwa samochody, dwa motocykle i ta kwota rośnie już do 2 tysięcy.
Znalezienie sponsorów nie jest łatwym zadaniem. Boli mnie jeszcze to, że wszystkie nasze filmy były pokazywane za darmo - bilety na pokazy nie były płatne. Nasze filmy obejrzało już jakieś 4,5 tysiąca ludzi, którzy biją nam brawo, gratulują wykonanej pracy i mam taką myśl, że jakby każdy wpłacił te 10 zł, które moglibyśmy policzyć za bilet, to uzbierałaby się kwota, która pokryłaby ogromną część naszych potrzeb. Na szczęście z gminą czy samorządem nie ma problemów, bo rozumieją na czym polega nasza praca i jakie efekty przyniesie, natomiast miasto Oświęcim to już jest niesamowita bariera.
To brzmi absurdalnie, przecież to na rzecz historii i pamięci właśnie tego miasta działacie.
— Na pierwszy film nie dostaliśmy ani złotówki, na drugi film nie dostaliśmy ani złotówki. Na film Oświęcim-Praga dostaliśmy dofinansowanie w wysokości 6 tysięcy złotych, ale przy tym powstały w ich głowach jakieś nierealne wymagania, więc uznałem, że być może to nie jest warte zachodu. Przy okazji produkcji nad “Sędzią z Auschwitz” zwróciłem się do prezydenta miasta i trzy miesiące nie było odpowiedzi. W związku z czym zastanawiam się czy wystosować pismo, w którym zaznaczę, że miasto nie będzie promowane w filmie, dodatkowo być może projekcja nie odbędzie się w ogóle w Oświęcimiu, co również coś by mówiło o naszej współpracy, a raczej jej braku. Dlatego też zorganizowana jest zrzutka (zebrano na niej już ponad 18 tys. zł - przyp. red.). Liczymy, że pomogą nam mieszkańcy.
Ja na rzecz historii miasta pracuję od ponad 30 lat, mam tutaj swoje prywatne muzeum, współpracuję z innymi muzeami. Moje eksponaty jeżdżą po wystawach na całym świecie. Były w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, Szwecji itp., więc staram się promować to miasto jak mogę. W momencie, kiedy miasto w ogóle zdaje się nie dostrzegać tej pracy to czasem się odechciewa. Oczywiście, nie robię tego dla nich, bo jest to moja pasja, jednak jest to trochę niesmaczne i demotywujące kiedy widzę, jak traktują moją pracę władze miasta. I zamiast skupić się na produkcji, człowiek musi się skupiać na walce o finansowanie, co trochę podcina skrzydła.
A jak to wygląda jeśli chodzi działania marketingowe?
— My skupiamy się na lokalnych kinach, bo też nie ma co się oszukiwać, nie są to produkcje na tak wysokim poziomie, jak to co widzimy w telewizji. Zresztą puszczając taki film jak np. “Oświęcim-Praga” poza Oświęcimiem, ludzie nie za bardzo wiedzą o co chodzi, więc nie mamy zbyt dużego pola do popisu.
Prowadzisz też firmę, muzeum, piszesz scenariusze i bierzesz udział przy produkcji. Jak to wszystko pogodzić?
— Dla mnie wszystko, co staram się robić poza pracą zawodową jest relaksem. Wolny wieczór, kiedy mogę usiąść w swoim muzeum, przeglądać, szukać fotografii, ciekawych wątków, to taka bezpieczna strefa. Moment, kiedy mogę sobie założyć słuchawki, puścić muzykę filmową i zacząć pisać, jest dla mnie pewnego rodzaju oddechem od wszystkich spraw, więc staram się robić tak, by zachować w życiu balans, a do działania pobudza mnie pasja.
To w takim razie tak na koniec. Czy jest już jakiś przewidywany okres premiery filmu? Może już narodziły się pomysły na kolejne?
— Moim marzeniem jest, żeby “Sędzia z Auschwitz” ukazał się końcówką wiosny lub początkiem lata przyszłego roku. Na ten moment można powiedzieć, że jesteśmy w połowie drogi. A jeśli chodzi o pomysły to oczywiście, że są. Cały czas staram się szukać tematów i inspiracji, bo to jest to co mnie pasjonuje i odpręża, dlatego prace cały czas trwają.
W dniu 01.11.2024 Mirosław Ganobis na swoim profilu społecznościowym opublikował negatywną odpowiedź prezydenta miasta na pismo o dofinansowanie projektu. Czy według Was takie projekty powinny być dofinansowywane z budżetu miejskich spółek? Jak oceniacie zachowanie Miasta Oświęcim?
***
Mirosław Ganobis to pasjonat historii, twórca filmów o Oświęcimiu i jego dziejach. Na przestrzeni lat pokazał chociażby historię oświęcimskiej motoryzacji w filmie "Oświęcim - Praga" czy też zawarty w serialu rozwój oświęcimskiego hokeja. Jako konsultant historyczny brał udział przy realizacji filmu "Strefa interesów". Jest również właścicielem prywatnego muzeum "Piwniczka u Ganobisa", które mieści ponad 4 tysiące eksponatów związanych z Oświęcimiem, a jego zbiory krążą po całym świecie biorąc udział w wielu wystawach. W tym roku jego sylwetka została nominowana do Encyklopedii Osobistości Rzeczypospolitej Polskiej.