– Rzeczywiście najpierw zetknęłam się na planie serialu o „Osieckiej” z postacią Czyżewskiej. Wielokrotnie byłam potem porównywana, grając na deskach Dramatycznego w Warszawie do Elki. Nie planowałam wtedy jeszcze zrobienia o niej spektaklu - choć dochodziły do mnie głosy ludzi z zewnątrz, że powinnam zrobić swój monodram właśnie o niej! – mówi w rozmowie z Głosem24 aktorka Barbara Garstka, która postanowiła stworzyć spektakl „Najszczęśliwszy dzień” inspirowany losami tej wyjątkowej aktorki.
Zwana polską Marylin Monroe Elżbieta Czyżewska przyszła na świat na warszawskim Powiślu. Jej ojciec zginął, a matka była alkoholiczką. W związku z trudną sytuacją rodzinną jako mała dziewczynka trafiła ze swoją siostrą Krysią do domu dziecka. Będąc młodą dziewczyną postanowiła, że zrobi wszystko, by wyrwać się z biedy. Aktorką została z wyboru, choć na przesłuchania do szkoły trafiła przypadkiem. Ceniono ją nie tylko za talent, ale i za niekwestionowaną urodę oraz wdzięk. W ciągu pierwszych ośmiu lat kariery zagrała w 26 filmach, m.in w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, „Niekochanej” oraz we „Wszystkim na sprzedaż”. Mimo że w Polsce była prawdziwą gwiazdą, w 1968 r. musiała opuścić kraj ze względu na swojego męża Davida Halberstama, który napisał artykuł o antysemityzmie Gomułki. Dom znalazła w Stanach Zjednoczonych, gdzie dziś jest bardziej znana niż w ojczystym kraju. Tam poznała m.in Meryl Streep, którą uczyła języka polskiego. Po latach amerykańska gwiazda przyznała, że swoją postać z „Wyboru Zofii” wzorowała właśnie na Elżbiecie.
Małżeństwo Czyżewskiej nie przetrwało. Para rozwiodła się w 1975 r. Elżbieta w Stanach grała w teatrze na off-off-Broadwayu. Za rolę w spektaklu „Crowbar” została wyróżniona prestiżową nagrodą OBIE. Czyżewska grała epizody w amerykańskich serialach m.in. w „Seksie w wielkim mieście”. Polska Marylin Monroe zmarła w 2010 r. Nowym Jorku.
Z małego ekranu na deski teatru
Barbara Garstka wcieliła się w postać Elżbiety Czyżewskiej w serialu Osiecka. Po tym epizodzie postanowiła pójść dalej i już 1 oraz 2 czerwca w krakowskim Teatrze Variété zagra swój premierowy monodram „Najszczęśliwszy dzień” inspirowany losami tej wyjątkowej aktorki. Barbara Garstka organizacją spektaklu zajęła się sama, a do współpracy zaprosiła zespół utalentowanych kobiet, w tym Magdalenę Małecką-Wippich, która sztukę napisała i wyreżyserowała, a także Urszulę Borkowską, która odpowiada za oprawę muzyczną oraz Agatę Wirtek, która zaprojektowała kostiumy.
Barbara Garstka jest aktorką, która lubi mierzyć się z różnymi wyzwaniami, stąd jej artystyczna droga obejmuje teatr, serial, film i dubbing. Do stworzenia swojego monodramu dojrzała po tym, jak w serialu Osiecka zagrała wybitną aktorkę Elżbietę Czyżewską, której losy tak ją poruszyły, że postanowiła tej postaci nie porzucać, tylko znaleźć artystyczną formę na jej pogłębienie.
– Wiele osób sugerowało mi, że monodram powinnam zrobić właśnie o Elżbiecie Czyżewskiej, bo im ją przypominam i na pewno sobie poradzę. Ten doping, jak i fakt, że jej postać szczerze mnie zafascynowała spowodowały, że postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce – mówi o motywach powstania monodramu Barbara Garstka i dodaje: – Postać Elżbiety Czyżewskiej jest złożona i nieoczywista i taką chcę ją pokazać. Jak wielką gwiazdą była w latach 60. - uwielbiana i kochana, a potem nagle zapomniana. Jestem wdzięczna losowi, że stanęła na mojej drodze i kłaniam się jej nisko, chcę by pamięć o niej przywrócono, bo należała do tych barwnych i odważnych. Mam pełne przekonanie, że z jej bogatych losów wciąż możemy wiele czerpać.
Twórczynie „Najszczęśliwszego dnia” zapewniają, że nie będzie to zwykły spektakl biograficzny, tylko teatralna karuzela – monodram, bajka, one woman show w jednym. Widzowie poznają tajemnicę walizki, którą bohaterka pewnego dnia musiała spakować na zawsze, a także kilka innych przedmiotów i faktów, które stały się bazą tej literackiej fantazji prezentującej uniwersalną opowieść o losie. W spektaklu będzie można usłyszeć m.in. piosenki z lat 60’ wykonywane przez Elżbietę Czyżewską w programach telewizyjnych oraz fragment scenariusza Andrzeja Wajdy z filmu „Wszystko na sprzedaż” z 1967 roku. – Ten spektakl niewątpliwie może sprawić radość tym, którzy pamiętają, jaką iskrą i niespokojną duszą była Elżbieta Czyżewska. Ale mam też pewność, że poruszy także osoby, które jej nie kojarzą, i zostawi je z ważnym przesłaniem, że warto walczyć o swoje marzenia i nigdy z nich nie rezygnować – stwierdza Barbara Garstka.
„Najszczęśliwszy dzień” w Krakowie
1 i 2 czerwca na deskach krakowskiego Teatru Variété będzie można zobaczyć monodram “Najszczęśliwszy dzień”. O spektaklu inspirowanym losami tej wyjątkowej aktorki w rozmowie z Głosem24 opowiada jego twórczyni Barbara Garstka.
Monodram to pokłosie pracy w serialu „Osiecka”. Zdecydowała się pani "rozbudować" swoją rolę, ale też przypomnieć jej postać… Jak dojrzewała pani do tej decyzji?
– Rzeczywiście najpierw zetknęłam się na planie serialu o „Osieckiej” z postacią Czyżewskiej. Wielokrotnie byłam potem porównywana, grając na deskach Dramatycznego w Warszawie do Elki. Nie planowałam wtedy jeszcze zrobienia o niej spektaklu - choć dochodziły do mnie głosy ludzi z zewnątrz, że powinnam zrobić swój monodram właśnie o niej! Dojrzewałam chyba latami do tej decyzji - by po pierwsze odważyć się na spektakl jednoosobowy i trafić z pomysłem, który miał wyjść ode mnie z serca. Po serialu zostałam z myślą - jak możliwe jest to, że taka wielka legenda aktorstwa została zapomniana w Polsce... że na jej pogrzebie zjawiło się 30 osób ze środowiska... pojechałam wtedy odnaleźć jej grób na Powązkach. Nie wiedziałam, że ta myśl zaprowadzi mnie do powstania spektaklu o niej. Nasze drogi się po prostu w pewnym sensie spotkały.
Pani Barbaro, czy możemy powiedzieć, że postać Elżbiety Czyżewskiej "zawładnęła" panią? Pytam, ponieważ monodram poświęcony jej postaci jest w pełni pani inicjatywą. Organizacją spektaklu zajęła się pani sama. Sama też skompletowała pani do pomocy zespół utalentowanych kobiet. Wszystko, żeby opowiedzieć o innej utalentowanej kobiecie. "Feministyczny" zespół był dziełem przypadku czy zamiarem?
– Myślę, że jest mi bliska energia Elki. Moim zdaniem – w kręgach aktorskich – typy się powtarzają. Ja czuję jej energię. Zespół "feministyczny", jak pan to nazwał, powstał całkowicie spontanicznie. Z Ulą Borkowską - kompozytorką znam się z Teatru Dramatycznego, gdzie razem grałyśmy w "Cabarecie". Z Anią Grabowską, która długo namawiała mnie do zrobienia swojego recitalu, również znam się z pracy w teatrze - i to Ania poleciła mi Magdalenę Małecką - Wippich, która odpowiada za tekst i reżyserię - polegałam na zdaniu kobiet, które znałam i wiedziałam, że pracują rzetelnie. Nie miałam czasu na pomyłki i błędne decyzje. Trzeba było stworzyć team, który nie boi się ryzyka - do końca nie wiedziałam, czy to się uda - zebrać pieniądze w tak krótkim czasie - napisać tekst - nauczyć się go i zrealizować w 3 próby (dodam, że próby odbywały się w mojej kawalerce albo u Magdy w domu, czasem u Uli). Miałyśmy od powstania tekstu na to miesiąc – fundusze małe - wszystko działo się szybko i zamaszyście. To ciekawe, że właściwie przez grupę "feministek", które pozbyły się mojego repertuaru z Teatru Dramatycznego, znalazłam przestrzeń na zrealizowanie tego pomysłu. Nic nie dzieje się bez przypadku. Zawsze wychodziłam z założenia, że teatr tworzą ludzie - jest to kwestia naprawdę chęci i determinacji.
“Najszczęśliwszy dzień” nie będzie zwykłym spektaklem biograficznym. Z zapowiedzi wynika, że będzie to prawdziwa “teatralna karuzela”, a na widza czeka sporo atrakcji, w tym muzycznych. Skąd pomysł na przemieszanie stylów a nawet gatunków?
– "Najszczęśliwszy Dzień" naprawdę jest karuzelą – będziemy się jeszcze długo na niej kręcić. Początkowo Ania Grabowska coach od śpiewu namawiała mnie na zrobienie recitalu, ja jednak marzyłam o aktorskim wyzwaniu. Podziwiałam starsze koleżanki aktorki, które opowiadały o graniu monodramów. W monodramie liczyć możesz tylko na siebie. Ale skoro śpiewam i gram, to dlaczego tego nie połączyć? W końcu jest to przecież walor i atut, by pokazać się z różnych stron.
Taka konwencja to też wyzwanie dla pani, nie możemy bowiem zapominać, że ten spektakl to “one women show”. Co stanowiło dla pani największe wyzwanie artystyczne pod względem “technicznym”? Opanowanie choreografii? Piosenki z lat 60’ wykonywane przez Elżbietę Czyżewską?
– One woman show było moim największym dotąd wyzwaniem. Przy ilości pracy i piętrzących się problemach. Przed premierą na szczęście nie miałam czasu na to, by się długo nad tym zastanawiać. Ale byłam świadoma tego, że będzie to mój aktorski test i sprawdzian - czy uda się zaciekawić widza i sprzedać historię bez pomocy partnera na scenie. Pamiętam, że przed wyjściem premierowym stałam za kotarą i usłyszałam przemówienie pani dyrektor Justyny Sienczyłło, po którym widownia zaczęła skandować "Basia! Basia! Basia!" – rozwaliło mnie to - wzruszyło! Pomyślałam "Baśka, jesteś porąbana, co Ty robisz!?". Chwyciłam walizkę i ruszyłam przed siebie! To niesamowite, co się wydarzyło!
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do postaci granej przez panią. Domyślam się, że, przygotowując do roli, pewnie stała się pani specjalistką od jej biografii. Życie Czyżewskiej, mówiąc eufemistycznie, nie było usłane różami. Może pani pokrótce zarysować historię jej życia?
– Każdy niesie w życiu swój krzyż, tak sądzę. Dla mnie Elżbieta Czyżewska to postać wielka. Zwyczajna dziewczyna, która zaczarowała świat swoim wdziękiem i talentem. Przez zdarzenia polityczne i podłe czasy w kraju Warszawa, która ją tak pokochała i nagradzała, nagle zablokowała jej życie we własnym państwie. Zakochała się w amerykańskim księciu - dziennikarzu Davidzie Halberstamie, który pisał artykuły o polityce Gomułki. Stanęła przed ciężkimi wyborami- jechać za miłością do Stanów czy przeprosić naród i pozostać wytykaną za to palcem w kraju... Zazdrość ludzka również nie sprzyjała jej wielkim sukcesom. Odważyła się na duży krok. Z pewnością nie było jej łatwo poza granicami kraju, chcąc uprawiać zawód, ale nie posiadając doskonałego języka i akcentu amerykańskiego. Podziwiam ją za to!
Trudno było pani wejść w postać Czyżewskiej? Jak budowała pani jej postać?
– Czy trudno? Nie wiem. Praca nad każdą rolą nie jest łatwa i sprawia mi przyjemność. Denerwuje się szybko na siebie, gdy nie jestem doskonała. Ten zawód uczy ogromnej pokory. Oglądałam filmy - słuchałam jej wypowiedzi - czytałam o niej i budowałam swoją własną więź między nią a sobą.
Jako aktorka bardzo długo obcuje pani z graną przez siebie postacią. Życiowe zakręty, choć z punktu widzenia dramaturgii, są pożądane, z pewnością muszą być wyczerpujące emocjonalnie. Przygoda z pani bohaterką nie jest męcząca psychicznie? Robi sobie pani przerwy? Ma pani jakąś odskocznię?
– Czasem wydaje mi się, że, obcując z problemami i z postacią Czyżewskiej, odpoczywałam od własnych niełatwych przeżyć... Poza tym zawsze szukam odskoczni i balansu. Staram się znaleźć czas dla siebie - w kinie czy w wannie.
Co w jej życiorysie najbardziej panią zaintrygowało?
– Jej determinacja i niebagatelna odwaga. To imponujące.
Jak pani zdaniem wytłumaczyć fakt, że uwielbiana przez widzów aktorka nagle stała się prawie kompletnie zapomniana?
– Jest na to wiele wytłumaczeń. Nie zdążyła się zestarzeć ze swoją widownią tutaj, w Polsce. Przestała grać na polskich scenach. Potem nie pokazywano długo filmów z jej udziałem - promowało się inne "gwiazdy".
Czego, pani zdaniem, możemy nauczyć się z historii życia Elżbiety Czyżewskiej?
– Walki o marzenia. Do końca i z uporem.
Fot. główne: Fragment planu. Z prawej Elżbieta Czyżewska, z lewej Marian Wiśniowski (NAC), Barbara Garstka (Patrycja Wircichowska)