Krakowskie Stowarzyszenie Noszenia Dzieci przekazuje na rzecz ukraińskich mam i ich dzieci chusty oraz nosidła. W paczkach jadących na Ukrainę wysłało około 90 sztuk. Na miejscu w Krakowie w bezpośrednim kontakcie obdarowało do tej pory około 40 rodzin. O udzielanej przez organizację pomocy rozmawiamy z Agnieszką Feliks-Długosz i Dominiką Kalkowską.
Uchodźcy wojenni trafiają do Krakowa od początku agresji Rosji na Ukrainę. Wśród osób przebywających na dworcu, w noclegowniach czy czekających w kolejkach np. przed konsulatem przeważają matki z dziećmi. Sporą grupę najmłodszych uchodźców stanowią niemowlaki. Z oczywistych względów ich mamy, które trafiły do Krakowa, nie zabrały ze sobą wózków. W efekcie kobiety zmuszone są niemal przez cały dzień (a czasami i w nocy) trzymać swoje dzieci na rękach, chyba że... otrzymają pomoc.
Ze wsparciem przyszło m.in. Krakowskie Stowarzyszenie Noszenia Dzieci. Jego pracownicy doskonale wiedzą, że funkcjonowanie z maluszkiem na rękach jest trudne nawet w spokojnych czasach i komfortowych warunkach, a co dopiero w tak ekstremalnych warunkach, w jakich przyszło im czekać na lepsze jutro. Stowarzyszenie wspiera nie tylko mamy, które są na dworcu. Część zbiórki (około 90 nosideł i chust) przekazano transportom jadącym na granicę, do Przemyśla, kilka paczek pojechało do Lwowa i Ochtyrki.
O niesieniu pomocy niemowlakom i ich mamom rozmawiamy z Agnieszką Feliks-Długosz i Dominiką Kalkowską ze stowarzyszenia.
Jak to się stało, że Krakowskie Stowarzyszenie Noszenia Dzieci włączyło się w pomoc Ukrainie?
Agnieszka Feliks-Długosz: Wszystkie jesteśmy mamami. W naszej codziennej pracy skupiamy się na wspieraniu rodziców, którzy mają małe dzieci. I doskonale wiemy, że funkcjonowanie z maluszkiem na rękach jest trudne nawet w spokojnych czasach i komfortowych warunkach. A te mamy uciekają z kraju ogarniętego wojną, nieraz z więcej niż jednym dzieckiem.
Dominika Kalkowska: Gdy widziałyśmy ukraińskie mamy niosące na rękach niemowlęta, stojące wiele godzin w kolejkach na granicy, było dla nas oczywiste, że potrzebują one wsparcia. Nie tylko aby uwolnić ręce i odciążyć kręgosłup, ale też by ukoić swoje dzieci, dać im ciepło i maksimum poczucia bezpieczeństwa w ramionach mamy. Zrodził się więc pomysł, by dostarczyć tym mamom narzędzia do noszenia w postaci nosidełek i chust kółkowych.
Na czym polegała niesiona przez Państwa pomoc?
Agnieszka Feliks-Długosz: Zorganizowałyśmy zbiórkę nosidełek i chust. W pierwszej kolejności zebrałyśmy to, co same miałyśmy w domach, ale z czasem okazało się, że wiele noszących mam się do nas przyłączyło, przekazując swoje nosidła i chusty. Z tej zbiórki część przekazujemy transportom jadącym na granicę, do Przemyśla, kilka paczek pojechało do Lwowa i Ochtyrki, rozdajemy je też na Dworcu Głównym w Krakowie. Zaczynają się też do nas zgłaszać osoby, które przyjęły w gościnę potrzebujące mamy i im też pomagamy – odwiedzamy ich w domach, dobieramy nosidełka, chusty, pokazujemy, jak je prawidłowo założyć. Mamy otrzymują potem takie nosidło lub chustę na własność. Oczywiście całkowicie darmowo. W najbliższych dniach organizujemy w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej na ul. Rajskiej grupowe warsztaty dla mam z Ukrainy, na których nauczą się zdrowo nosić i dostaną chustę lub nosidełko na własność.
Nie bałyście się Panie bariery językowej podczas instruktażu?
Dominika Kalkowska: W naszym zespole są doradczynie z wieloletnim doświadczeniem w pracy z bardzo dużą grupą rodziców, również obcokrajowców, osób niewidomych czy głuchoniemych. Dzięki tym doświadczeniom, wiemy jak wspierać i jak można komunikować się na różny sposób, werbalny i niewerbalny.
Agnieszka Feliks-Długosz: Dodatkowo w gronie naszych znajomych znalazłyśmy osoby mówiące po ukraińsku i rosyjsku – Svitlana Bojko, chustonosząca mama, Asiya Karimova i Joanna Bracken – doradczynie noszenia, Viktoriia Ferando i Anastazja, które nie mają nic wspólnego z chustonoszeniem, ale po prostu chciały się przyłączyć się do naszej akcji. Wszystkim dziewczynom jesteśmy ogromnie wdzięczne za pomoc! Bo jednak rozmowa w języku ojczystym zwiększa poczucie bezpieczeństwa i zaufania u mam, którym chcemy dać wsparcie.
Czy jesteście Panie w stanie oszacować, ilu osobom pomogłyście?
Agnieszka Feliks-Długosz: W paczkach jadących na Ukrainę wysłałyśmy około 90 nosideł i chust. Na miejscu w Krakowie w bezpośrednim kontakcie obdarowałyśmy do tej pory około 40 rodzin.
Udzielałyście Panie wskazówek Ukrainkom. Czy łatwo jest nauczyć się chustonoszenia?
Dominika Kalkowska: Chustonoszenie mimo, że może kojarzyć się z metrami plątającej się tkaniny, nie jest takie trudne. Jeśli tylko są chęci i dobry nauczyciel, to nauka idzie sprawnie. Mamy nawet takie hasło w naszych social mediach #chustatoproste.
Agnieszka Feliks-Długosz: Ale akurat w przypadku obecnej sytuacji chusty schodzą trochę na dalszy plan. W podróży, gdy zarówno mama jak i dziecko są ubrani w grube ubrania, gdy nie ma możliwości swobodnie i w spokoju skupić się na wiązaniu, lepiej sprawdzają się nosidła ergonomiczne. Ewentualnie chusta kółkowa. Na dworcu nie ma kompletnie warunków do nauki wiązania, dlatego nawet dla najmniejszych dzieci dobieramy nosidła. Bo dla tego malucha dużo bezpieczniej jest przytulić się do mamy w nosidle, gdy mama przedziera się przez tłum ludzi, chodzi po schodach, wsiada do pociągu, nieraz z bagażem w jednej ręce i starszakiem trzymanym drugą ręką, niż gdyby mama miała nieść go na rękach. Wiemy, że w Krakowie rozdawane są też wózki dla dzieci. Ale niektóre mamy, szczególnie te, które ruszają w dalszą podróż, nie chcą zwiększać ilości niesionego ze sobą bagażu.
Wiele osób odrzuca chusty, tymczasem badania pokazują, że warto się na nie zdecydować. Jakie korzyści płyną zarówno dla mamy, jak i dla dziecka?
Dominika Kalkowska: Tych korzyści może być bardzo wiele od takich prozaicznych jak wolne ręce, możliwość spożycia posiłku, kiedy maluszek jest „nieodkladalny”, wyjście/ zejście po schodach, kiedy rodzice mieszkają na wyższych piętrach bez windy. Z noszenia płynie też wiele innych korzyści, takich jak budowanie więzi, relacji i poczucia bezpieczeństwa z niemowlęciem, uważności na potrzeby dziecka, świadomość oraz kontrola pozycji dziecka. Noszenie może też korzystnie wpływać na bolący brzuszek. Tak naprawdę korzyści można mnożyć – ilu rodziców, tyle historii.
Działałyście Panie na dworcu, jak oceniacie sytuację w tym miejscu?
Agnieszka Feliks-Długosz: Na pewno jest bardzo zmienna i teraz już lepsza niż na początku. Gdy pojawiłyśmy się tam pierwszy raz, to wszędzie na ziemi rozłożone były materace, koce, kołdry, mnóstwo ludzi koczowało w każdym możliwym miejscu. Parę dni później zdziwiłyśmy się, bo te legowiska zostały uprzątnięte, ludzie przeniesieni w różne lokalizacje na tymczasowe zakwaterowanie lub na wypoczynek. Zdziwiłyśmy się, ale pozytywnie, bo czułyśmy, że w końcu te mamy z dziećmi znalazły jakiś spokojniejszy kąt.
Dominika Kalkowska: Sytuacja na Dworcu Głównym jest dynamiczna i przybywa tam ogromna liczba osób, są zagubione, zdezorientowane, po traumatycznych przeżyciach i potrzebują, by pomóc im się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Niesamowicie w tym wszystkim działają wolontariusze i osoby prywatne. Przez dni kiedy tam byłyśmy, obserwowałyśmy, jak wielkie zaangażowanie wykazują osoby pomagające.
Jak chętna Ukrainka może się do Państwa zgłosić?
Dominika Kalkowska: Można kontaktować się z nami za pośrednictwem naszych mediów społecznościowych, czyli Facebooka, Instagrama, drogą mailową, można też kontaktować się z członkiniami naszego Stowarzyszenia bezpośrednio lub telefonicznie. Najszybszy jest kontakt poprzez komunikator messenger naszego stowarzyszenia.
Agnieszka Feliks-Długosz: Oczywiście zapraszamy też do współpracy miejsca, w których zakwaterowane są mamy z dziećmi – hotele, pensjonaty. Możemy przyjechać i przywieźć ze sobą nosidła oraz chusty w dowolne miejsce. Zapraszamy też mamy z Ukrainy na spotkanie 29 marca do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej na Rajskiej – tam jesteśmy przygotowane na poprowadzenie dużych warsztatów z wiązania chusty, oraz na rozdanie naprawdę dużej ilości nosideł.
Z relacji pomagających wynika, że fala Ukraińców, która dociera do Polski, to osoby bardziej potrzebujące. Na jak długo starczy pomocy z Państwa strony?
Agnieszka Feliks-Długosz: Myślę, że tej pomocy długo nie braknie. Z ekipą stowarzyszenia współpracują zaprzyjaźnione mamy i doradczynie. Poza wspomnianymi wcześniej wpierają nas Małgosia Lewandowska, Ania Śliwińska i Agnes Sipos-Biborska. Jest w nas mnóstwo chęci do niesienia pomocy. Mamy dużo sprzętu do rozdania, a ciągle przybywają jeszcze kolejne paczki, również z innych krajów: Słowenii, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i USA. Działalność społeczna to dla nas nie nowość. Będziemy wspierać tak długo, jak długo będzie trzeba.
Fot.: Agnes Sipos-Biborska