niedziela, 2 października 2022 07:31, aktualizacja 2 lata temu

Kraków. „Braków jest znacznie więcej niż kiedyś”. Korepetycje w mieście coraz droższe. Stawki porażają!

Autor Mirosław Haładyj
Kraków. „Braków jest znacznie więcej niż kiedyś”. Korepetycje w mieście coraz droższe. Stawki porażają!

Zainteresowanie pozalekcyjnym nauczaniem ma się dobrze, jak nigdy. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, ale najważniejszą pozostaje nauczanie zdalne. – Korepetycji udzielam od ponad 20 lat i, szczerze, nie zauważyłam spadku zainteresowania tą formą pomocy uczniom. Wręcz przeciwnie. Oczywiście we wrześniu chętnych jest mniej, ale, gdy pojawiają się pierwsze oblane testy, kartkówki, zainteresowanie wzrasta. Jedyne, co się zmienia, to cena – mówi w rozmowie z Głosem24 Jadwiga, nauczycielka języka angielskiego. I dodaje: – Zawsze zdarzali się uczniowie z brakami, teraz widzę, że z tych braków jest znacznie więcej niż kiedyś. Co jest temu winne? Może miesiące zdalnego nauczania, może brak zainteresowania rodziców, może mniejsza lotność uczniów, a może po prostu system. Myślę, że wszystko po trochu. Kiedyś w swojej wychowawczej klasie zapytałam, ile osób korzysta z korepetycji poza szkołą i niech pan zgadnie, ile osób podniosło ręce? Wszystkie.

Polska oświata korepetycjami stoi. Wystarczy rzut oka na jej rynek. Ten w ciągu zaledwie paru lat praktycznie podwoił swoją wartość z 4 mld zł do 7,5 mld zł. Oczywiście są to dane mocno szacunkowe, ponieważ trudno o dokładne liczby, gdy część z prowadzonych zajęć odbywa się poza nadzorem fiskusa. Ponadto nie wszyscy rodzice przyznają się do sięgania po taką formę pomocy dla swoich pociech, choć staje się to coraz rzadsze. W całej sytuacji nie ulega wątpliwości, że trend jest rosnący, a uczniów korzystających z pomocy korepetytorów przybywa. Rosnący trend widać także w cenie, jaką trzeba zapłacić za godzinę – zegarową bądź lekcyjną. Do wzrostu kosztów niewątpliwie przyczyniała się inflacja. Stawki są mocno zróżnicowane i zależą od różnych czynników, przede wszystkim od regionu oraz wielkości miejscowości. Nie bez znaczenie jest także wykształcenie i to, czy korepetycji udziela student, czy nauczyciel akademicki z doktoratem. Na koszt wpływa także renoma. Osoby dobrze uczące mogą liczyć na rekomendację i polecenie ich usług przez rodziców dzieci, którym już pomogli. Zapotrzebowanie na dobrych nauczycieli przekłada się odpowiednio na cenę. W Krakowie, tak, jak i w innych dużych miastach, cena za godzinę może się wahać w granicach 100-150 zł. Choć zdarzają się zarówno wyższe, jak i niższe stawki. Dolna granica, o której wiemy, to 30 zł. Na większe zarobki mogą liczyć udzielający lekcji z przedmiotów ścisłych, zwłaszcza jeżeli potrafią wytłumaczyć zawiłości matematyki, chemii czy fizyki.

Korepetycje nie zawsze są wynikiem niskiego poziomu nauczania w szkole. – Razem z mężem ciężko pracujemy, prowadząc własną firmę. Często wracamy późno, o nieregularnych godzinach. Czasy są ciężkie, więc firma pochłania więcej naszego czasu, a mamy trójkę dzieci w szkole podstawowej. Adama i Tomka, bliźniaków, w klasie szóstej i Julię w siódmej – tłumaczy pani Daria z Krakowa i dodaje: – Po szkole zajmują się nimi dziadkowie. Babcia gotuje obiad, a dziadek odbiera dzieci ze szkoły. Mamy szczęście, że możemy na nich liczyć, ale chcieliśmy, żeby w odrabianiu lekcji zostali odciążeni. Korepetytora zatrudniliśmy głównie z myślą o Julce, ale chłopcom pomoc też okazuje się nieraz potrzebna. Umówiliśmy się na trzy godziny zegarowe dziennie, stawka to 80 zł, ale w zamian dostajemy kompleksową opiekę. Przychodzi do nas nauczycielka z jednej ze szkół podstawowych w mieście, postanowiła dorobić, a w związku z tym, że jest to regularne, kilkugodzinne zlecenie przez pięć dni w tygodniu, dostaliśmy od niej rabat. W sumie pani Maria jest kimś w rodzaju guwernantki. Dzięki jej pomocy po powrocie do domu nie musimy spędzać czasu z dziećmi na odrabianiu zadań domowych, zresztą pewnie byłyby już na to zbyt  zmęczone. Poza tym w weekendy możemy z nimi dłużej pobyć, gdzieś wyjechać. Nie mamy żalu czy pretensji do szkoły o to, że nie potrafi odpowiednio przygotować dzieci. Wiemy, że w obecnym systemie nie ma szans na to, żeby zindywidualizować potrzeby nauczania.

System trzyma się dzięki korepetycjom

Nie mniej, przypadek pani Darii jest raczej wyjątkiem, niż regułą, bo tą są korepetycje dawane raz w tygodniu, często w weekend, na spotkaniach trwających przeważnie godzinę, bądź dwie. Zapotrzebowanie rośnie z biegiem roku szkolnego. Im bliżej końca semestru, tym zleceń więcej. Na zainteresowanie dodatkowymi lekcjami z pewnością wpływ miała pandemia i nauczanie zdalne. Skala i koszty pozaszkolnego dokształcania mogą bulwersować czy nawet szokować, ale tylko tych, którzy nie mają już styczności z oświatą. Dla rodziców i nauczycieli jest ono normą. – Korepetycji udzielam od ponad 20 lat i szczerze, nie zauważyłam spadku zainteresowania tą formą pomocy uczniom. Wręcz przeciwnie. Oczywiście we wrześniu chętnych jest mniej, ale, gdy pojawiają się pierwsze oblane testy, kartkówki, zainteresowanie wzrasta. Jedyne, co się zmienia, to cena. W tym roku za godzinę mojej pomocy w nauce na terenie Krakowa biorę 70 zł. W zeszłym roku było to 50 zł, ale, sam pan rozumie, wszystko poszło w górę. Ilość chętnych wcale mnie nie dziwi. Zawsze zdarzali się uczniowie z brakami, teraz widzę, że z tych braków jest znacznie więcej niż kiedyś. Co jest temu winne? Może miesiące zdalnego nauczania, może brak zainteresowania rodziców, może mniejsza lotność uczniów, a może po prostu system. Myślę, że wszystko po trochu – mówi w rozmowie z Głsoem24 pani Jadwiga, nauczycielka języka angielskiego w jednej z krakowskich podstawówek i dodaje: – Pandemia nie ułatwiła sprawy, wiemy, jak wyglądały zajęcia, mimo że nauczyciele robili, co mogli. Rodzice są zabiegani, nierzadko, jak przychodzą do mnie na wywiadówkę, to nie znają ani imion nauczycieli (umówmy się, nie muszą), ani nie wiedzą, do której klasy dziecko chodzi (tu już wypadałoby nadrobić zaległości). Mniejsza lotność uczniów… Cóż, jeśli młody człowiek godzinami ogląda filmiki z TikToka, na których dorośli lub jego rówieśnicy tańczą czy wygłupiają się, to mamy efekt… Nie mówię, że to powinno być zabronione, ale na pewno nadzorowane. System? Mało czasu na sam proces nauczania, dużo wiedzy do przekazania, coraz więcej uczniów z opiniami, więc konieczna jest indywidualizacja potrzeb, tu można by dużo opowiadać. Myślę, że, jakbym powiedziała, iż system trzyma się jeszcze jakoś dzięki korepetycjom, to w moim stwierdzeniu nie byłoby znacznej przesady. Kiedyś w swojej wychowawczej klasie zapytałam, ile osób korzysta z korepetycji poza szkołą i niech pan zgadnie, ile osób podniosło ręce? Wszystkie. Większość chodziła na zajęcia płatne, część do placówki świadczącej takie usługi nieodpłatnie. To, że poprawiła się jakość życia nie znaczy, że każdego stać na korepetycje, albo że każdy rodzić zdaje sobie sprawę z tego, że dziecku przydałyby się dodatkowe zajęcia. Część uczniów chodzi na zajęcia wyrównawcze do szkoły, ale tu ponownie pojawia się problem. Jeśli mam 5 osób z różnych zespołów, to jak w 45 minut mam pomóc całej piątce tak, aby temat był dla nich zrozumiały a nie tylko mniej enigmatyczny? Dopóki korepetycje będą, a, nie oszukujmy się, będą, nikt nie zauważy problemu. To zupełnie jak z papierem i kredkami, które koleżanki z nauczania wczesnoszkolnego przynoszą z domu, zabierając je własnym dzieciom, ale to już chyba temat na inną rozmowę.

Pani Jadwiga nie ma też wątpliwości, że rynku korepetycji w najbliższym czasie nie czeka załamanie. – Czy obawiam się, że korepetycje przejdą do przeszłości? Proszę zobaczyć, ile wokół uczniów jest różnych pomocy naukowych, są specjalne książki, aplikacje, programy… Na pewno ułatwiają naukę, zapamiętywanie, ale, mimo wszystko, potrzebny jest ktoś, kto pokaże, jak z nich korzystać. Wytłumaczy, wyjaśni, sprawdzi, wesprze, pochwali, czasem spojrzy krytycznie. Proszę pamiętać, że nauczanie to nie tylko przekazywanie wiedzy, ale również wspieranie na każdym etapie jej zdobywania – mówi.

Przed egzaminami

Na pomocy korepetytorów decyduje się duża część rodziców dzieci, które stają przed egzaminami decydującymi o ich dalszym losie. Pani Aleksandra z Krakowa, mama trójki dzieci (maturzysty, ośmioklasistki i drugoklasisty) wprost przyznaje, że razem z mężem nie byliby w stanie zapewnić odpowiedniej pomocy swoim pociechom. – Troje moich dzieci korzysta z pomocy korepetytorów. Są nimi matematycy i anglista. Ja i mąż nie mamy ani czasu, ani potrzebnych zdolności, by m.in. tłumaczyć maturzyście funkcje. W przypadku Wojtka (najstarszego syna – przyp. red.) korzystamy z pomocy nauczyciela akademickiego. Za 1,5 h płacimy 150 zł. Wojtek wybiera się na Politechnikę Krakowską, więc zrozumiałe jest, że potrzebuje profesjonalnego przygotowania. Mimo że jest w klasie o profilu matematycznym, ta pomoc jest niezbędna, aby ułatwić mu dobry start na uczelni. Angelika jest w 8 klasie, przed nią egzamin, więc w jej przypadku korzystamy z usług nauczyciela matematyki ze szkoły średniej. Płacimy 70 zł za godzinę. W porównaniu do ubiegłego roku to aż o 20 zł więcej, ale zależy nam na tym, aby córka trafiła do dobrego liceum, dlatego z nauczycielką spotyka się dwa razy w tygodniu. W tygodniu spotkanie trwa godzinę, w weekendy dwie. W przyszłym semestrze chcemy, aby tych weekendowych godzin było więcej – tłumaczy nasza rozmówczyni i dodaje: – Krzysiu chodzi do drugiej klasy podstawówki. W tym roku jego klasę uczy nowy anglista. To już czwarty nauczyciel tego przedmiotu (niech pan sobie wyobrazi, że trzech pojawiło się w minionym roku szkolnym!). Z racji tego, że niewiele wyniósł ze szkoły, postanowiliśmy z mężem w tym roku postarać się o korepetycje. Do Krzysia przychodzi studentka filologii na Uniwersytecie Pedagogicznym, która pobiera od nas 30 zł za 45 minut. Krzyś nie wytrzymałby dłużej, a na pewno jest do dla nas spore ułatwienie. Kupiliśmy mu takie same podręczniki, jakie ma w szkole i przerabia z naszą korepetytorką lekcje do przodu. Jesteśmy zadowoleni zarówno z poziomu, jak i z kosztu zajęć. Synek lubi swoją panią i spotyka się z nią dwa razy w tygodniu.

Na korepetycje zdecydował się też Adrian, tegoroczny maturzysta. Jak sam mówi, ma problemy z pisaniem w języku angielskim, więc korzysta z pomocy już czwarty rok. W minionym trochę nietypowo wybrał zdalną formę pomocy i przy niej pozostał, mimo że obecnie trochę źle się ona kojarzy.  – W tym roku ponownie rozpocząłem korepetycje online. Po koronawirusie ta forma jest bardzo popularna wśród moich kolegów. Zresztą moi rodzice często wyjeżdżają w weekendy, więc albo spotykam się z nim na wyjazdach, albo w swoim domu (rodzice nie muszą mnie nigdzie zawozić, a ja tracić czasu na dojazdy). Różnica między zdalnymi lekcjami a „korkami” jest ogromna. Przede wszystkim są to spotkania jeden na jeden – tłumaczy licealista, dodając: – Pan Adam też jest nauczycielem i w dodatku pracuje ze swoimi uczniami na takim samym podręczniku, więc tak fajnie prowadzi zajęcia, że dzięki niemu testy zdaję na piątki i czwórki. Spotykamy się raczej w weekendy (chyba że mam jakiś problem, z którym sobie nie radzę) i razem przerabiamy to, co było w szkole. Najczęściej takie spotkanie trwa dwie, no może trzy godziny. Raz siedzieliśmy cztery. Mam problemy z pisaniem, a tego nie da się wykuć na pamięć. Pan Adam przygotowuje mi zestawy testowe online, które są bardzo podobne do tych na testach. Rodzice cieszą się z tego, że płacąc, mogą wymagać i liczyć na pomoc, a ja po prostu cieszę się z ocen.

Korepetycje dla olimpijczyków

Wojtek, student grafiki komputerowej, absolwent matematyki (licencjat) przygodę z udzielaniem korepetycji rozpoczął wraz z dostaniem się na uczelnie wyższą. – Tak, udzielam korepetycji od pierwszego roku studiów. Zaczynałem na matematyce, ale po pierwszych praktykach w szkole stwierdziłem, że praca w tym systemie nie jest dla mnie. Przeniosłem się na grafikę, ale że pracować z dziećmi lubię i zawsze chciałem, udzielam korepetycji. Za godzinę dostaję od 60 do 100 zł, w zależności od poziomu. Najwięcej osób zgłasza się do mnie w listopadzie i w maju. To jest czas, kiedy zaczynają się poprawki kartkówek, klasówek. Zgłaszają się do mnie nie tylko uczniowie, którzy wymagają pomocy przy zaliczaniu, ale też tacy, którzy startują w olimpiadach. W ich szkołach albo nie ma przygotowania do konkursów, albo jest za mało godzin – mówi student jednej z krakowskich uczelni. Choć nauczanie daje mu frajdę, to nie chce się tym zajmować zawodowo: – Czy chciałbym pracować w szkole? W tym systemie nie. Mam narzeczoną, planujemy założyć rodzinę, nie stać mnie na to, żeby pracować w oświacie, chociaż naprawdę lubię i potrafię się dogadać z dzieciakami. Mój tata i dziadek byli nauczycielami, mam trzech młodszych braci, którym do dziś pomagam w matmie i to, w pewnym sensie, był dla mnie oczywisty wybór. Dziś jednak widzę, że z moimi kompetencjami mogę oczekiwać od życia i zatrudnienia czegoś więcej, a realizować swój pedagogiczny talent mogę właśnie podczas korków.

Dla Wojtka w udzielaniu korepetycji ważny jest nie tylko ich finansowy, ale także czasowy wymiar. Choć na ilość chętnych nie może narzekać, musiał ograniczyć liczbę uczniów. – Czy długo zamierzam tak pracować? Szczerze, to nie wiem. Już teraz ograniczyłem liczbę uczniów do pięciu. Jestem na ostatnim roku, jako grafik mam niezłe zlecenia. Myślę, że w przyszły roku stanę przed dylematem, czy nie zrezygnować całkowicie. Mimo zdecydowanie wyższych stawek w zleceniach z zakresu grafiki komputerowej, korepetycje mają swoje zalety. Przede wszystkim nie gonią mnie deadline'y. Jako korepetytor mam wyrobioną markę, najczęściej kontaktują się ze mną znajomi rodziców uczniów, z którymi pracowałem albo koledzy moich braci. Jest jeszcze jeden plus – czas. Nie jestem w pracy na etacie i nie muszę wyrabiać nadgodzin, bo jakiś projekt firmy jest nieskończony. Niejednokrotnie w branży graficznej musiałem zarywać noce, żeby oddać zlecenie w terminie. Nie muszę też zabiegać o klientów, ale, choć stawkę mam nie najgorszą, to na utrzymanie rodziny na porządnym poziomie nie wystarczy.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka