20.Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjny w Krynicy-Zdroju został 18 listopada przemianowany na kolejny małopolski szpital tymczasowy. Czy ta decyzja była potrzebna? Faktem jest, że gdyby nie powstanie szpitala tymczasowego, okoliczne placówki mogłyby mieć spore problemy. Czy decyzji tej nie podjęto jednak za późno?
168 łóżek dla pacjentów chorych na koronawirusa powstało w 20. Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym w Krynicy-Zdroju. Prace adaptacyjne trwały trzy tygodnie. Przygotowaniem obiektu zajęła się spółka Skarbu Państwa Tauron, a głównymi zadaniami, które stanęły przed wykonawcą było przygotowanie instalacji tlenowej oraz instalacji przywoływania służby medycznej.
-Tempo powstania szpitala tymczasowego było iście rekordowe. 29 października zapadła decyzja premiera o realizacji przez spółki skarbu państwa szpitali tymczasowych. Już następnego dnia byliśmy w Krynicy sprawdzić czy ten budynek się nadaje. Tego samego dnia pojawili się przedstawiciele spółki z ekipami, które były gotowe zmienić budynek na szpital – mówił podczas konferencji prasowej organizowanej w ramach oficjalnego otwarcia obiektu wojewoda małopolski Łukasz Kmita.
Jak tłumaczył, wtedy w Małopolsce sytuacja związana z epidemią była niezwykle trudna. To dało siłę do rozwijania infrastuktury. Decyzją wojewody do pracy w krynickim szpitalu tymczasowym skierowane zostały pielęgniarki i lekarze z pobliskich sanatoriów.
-Warunki jakie spotkają tutaj chorzy są bardzo dobre. W skali całego kraju 10 spółek Skarbu Państwa zorganizuje 17 podobnych obiektów. To świadectwo społecznej odpowiedzialności biznesu– dodał wówczas podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, Zbigniew Gryglas.
Pierwszy pacjent opuścił już szpital
Sporo mówiło się o problemach z organizacją kadry lekarskiej walczącej z koronawirusem. W przypadku szpitala tymczasowego w Krynicy-Zdroju nie było jednak problemów z jej stworzeniem. Część lekarzy do pracy w placówce skierowana została przez wojewodę małopolskiego. Reszta to lekarze, którzy współpracują ze szpitalem w Krynicy i mogli wziąć kilka dodatkowych dyżurów, wspierając tym samym pracę na oddziale. Głośno było także o problemach szpitali, które w związku z reorganizacją na potrzeby osób chorych na koronawirusa części swoich oddziałów, nie mogły przyjmować innych, niezakażonych pacjentów. W Tarnowie nie było przez pewien czas oddziału urazowo-ortopedycznego. Ten, który funkcjonował w tamtejszym szpitalu św. Łukasza został przemianowany na oddział covidowy, a drugi, w szpitalu E. Szczeklika został zamknięty z powodu, potwierdzonych wśród pacjentów i personelu, zakażeń koronawirusem. W szpitalu im. J. Dietla w Krynicy-Zdroju na potrzeby pacjentów z COVID-19 przekształcono oddział chorób wewnętrznych i oddział chirurgii ogólnej. Obecnie znajdują się tam 4 zakażone osoby. -Przy tak dużym nasileniu zachorowań i trudnych sytuacji, nie wiem, czy ktokolwiek był w stanie przewidzieć, że tych miejsc w szpitalach będzie tak szybko ubywało i tak szybko trzeba będzie tworzyć nowe – tłumaczy dyrektor szpitala im. J. Dietla w Krynicy-Zdroju Sławomir Kmak.
Na początku listopada z Polski docierały niepokojące sygnały. Mówiło się nawet o tym, że ludzie umierają na ulicach. W Oświęcimiu zasłabła 65-letnia kobieta. Nie udało się jej uratować, bo … nie było wolnej karetki. Podobna sytuacja miała miejsce w Tarnowie, gdzie w zastępstwie za karetkę, na pomoc 75-letniemu mężczyźnie ruszyli strażacy. Niestety wtedy także nie udało się uratować życia poszkodowanego. W Krynicy-Zdroju sytuacji tego typu nie było. Nie było także przypadku, kiedy pacjent nie zostałby przyjęty do szpitala, bo nie było w nim dla niego miejsca. Kryniccy lekarze byli mocno zaangażowani w swoją pracę. Dodatkowo zawsze przygotowanych było kilka wolnych łóżek. Szpital tymczasowy powstał jednak, aby dodatkowo odciążyć pobliskie placówki. Już kilka dni po jego oficjalnym otwarciu, pojawił się pierwszy pacjent. Lecznicę opuścił 10 grudnia. Gdyby nie szpital tymczasowy, w Krynicy hospitalizowane musiałyby być zarówno te osoby, które przebywają w placówce tymczasowej, jak i te ze szpitala im. J. Dietla. -Oddział chorób wewnętrznych, którzy dzisiaj działa w zasadzie na 100 procent, musiałby być w istotnej mierze ograniczony– tłumaczy dyrektor Kmak.
Szpital tymczasowy może być bardzo pomocny w obliczu trzeciej fali pandemii
Obecnie w szpitalu tymczasowym znajduje się 8 pacjentów. 8 pacjentów na 168 łóżek? Wydaje się, że liczba ta jest niewielka. Co prawda w Małopolsce, w przeciągu minionych dwóch tygodni tylko raz, 8 grudnia, potwierdzono liczbę zakażeń wyższą niż tysiąc. Jeszcze niedawno tak wysokie wyniki były na „porządku dziennym”. Tymczasem liczba zakażeń w Małopolsce spada, a 14 grudnia potwierdzono niewiele ponad 100 nowych zachorowań. Czy te liczby mają wpływ na ilość hospitalizowanych w szpitalu tymczasowym osób? -Zakażeni koronawirusem nie wymagają dzisiaj hospitalizacji w tak wysokim stopniu. Obecnie mamy sytuację, w której obserwujemy spadek zachorowań i tych pacjentów jest po prostu mniej– tłumaczy dyrektor krynickiego szpitala. - Gdyby utrzymywała się sytuacja, którą obserwowaliśmy przed półtora miesiącem, czyli na początku listopada, kiedy mieliśmy do czynienia z sytuacją krytyczną, jestem przekonany, że w szpitalu tymczasowym byłoby dużo więcej chorych. Co ma wpływ na tak niskie przyrosty nowych zakażeń? Według dyrektora Kmaka jest to przede wszystkim posłuszeństwo wobec wprowadzonych przez rząd ograniczeń i restrykcji. -Jest to wynik tylko i wyłącznie dyscypliny społecznej. Wszyscy widzimy, że obostrzenia pomagają – dodaje Sławomir Kmak.
Dzisiaj zauważamy spadek zachorowań i coraz częściej pojawiają się pytania czy szpitale tymczasowe są potrzebne. Jak twierdzi dyrektor krynickiej placówki odpowiedzią jest przyszłość. -Myślę, że szpitale tymczasowe były tworzone troszeczkę za późno. Gdyby były tworzone dwa miesiące wcześniej, to pewnie wielu rzeczy można by było uniknąć, bądź robić je nieco inaczej. Ja bym nie pytał czy szpitale są potrzebne, ale do kiedy mają funkcjonować. To wydaje się być dzisiaj bardziej istotnym pytaniem.