Popularna krakowska restauracja Hummus Amamamusi może zniknąć z gastronomicznej mapy miasta. – Musimy zwrócić 250 tysięcy złotych wykorzystanej subwencji rządowej, przyznanej nam w ramach pomocy branży gastronomicznej w trakcie pandemii – wyjaśniają właściciele. By przetrwać, w Internecie założyli zbiórkę.
Krakowskiej restauracji Humuus Amamusi udało się przetrwać pandemię koronawirusa. Jednak kilka dni temu jej właściciele poinformowali, że borykają się z ogromnymi kłopotami finansowymi.
– Nasze życie leży w rozsypce, a to, co kochamy najbardziej – gotowanie i nasze malutkie bary, mogą zniknąć
– napisali w mediach społecznościowych.
Okazało się, że muszą zwrócić państwu 250 tys. złotych wykorzystanej subwencji rządowej, przyznanej im w ramach pomocy dla branży gastronomicznej w trakcie pandemii.
– Odwołaliśmy się do wszystkich instancji, wynajęliśmy też prawników, zamówiliśmy analizy, na próżno. Musimy zwrócić 250 tysięcy złotych wykorzystanej subwencji rządowej, przyznanej nam w ramach pomocy branży gastronomicznej w trakcie pandemii. Nigdy też nie pomyśleliśmy o tym, żeby w trakcie pandemii zamknąć hummusiję, chociaż bywały takie momenty, kiedy było po prostu ciężko, wręcz “na granicy”, zaciskaliśmy zęby i trwaliśmy. Nie moglibyśmy tego zrobić naszym pracownikom, których traktujemy jak członków rodziny, ani Wam, którzy tak bardzo nas wspieraliście, zamawiając dania na wynos
– przyznają w mediach społecznościowych.
Właściciele założyli zbiórkę z nadzieją, że uda im się ocalić prowadzone przez nich restauracje - Hummus Amamamusi i Rannego Ptaszka.
O trudnej sytuacji krakowskiej restauracji opowiada w rozmowie z Głosem24 jeden z właścicieli, Bartłomiej Suder.
Gdy pojawił się koronawirus, wydawało się, że nic gorszego nie może spotkać prowadzących działalność gastronomiczną.
– Tak, to było zaskoczenie dla wszystkich. Natychmiast podjęliśmy jedną kluczową i determinującą decyzję - będziemy chcieli za wszelką cenę pozwolić naszym ludziom pracować, nie poddamy się. Szukaliśmy możliwości w tej sytuacji. W ciągu kilku miesięcy otworzyliśmy sklep internetowy, działaliśmy zza zafoliowanych okienek i walczyliśmy z policjantami przekonanymi, że na chodniku nie mogą stać nasze stoliczki i krzesełka.
Od razu zdecydowaliśmy o tym, by pomagać wszystkim, którzy są w gorszej sytuacji niż my. Szybko zawiązały się koalicje dowożenia potraw do lekarzy zamkniętych w szpitalach. Dowoziliśmy zamkniętym w kwarantannie klientom jedzenie pod drzwi.
Udało się państwu przetrwać pandemię dzięki klientom i przyznanej przez rząd subwencji. Kłopoty zaczęły się, gdy okazało się, że przekroczyliście prognozowany przychód o... 4%.
– W pierwszym roku pandemii udało się nam uzyskać pomoc z Urzędu Pracy, PFR oraz Urzędu Miasta Krakowa. Restauracje były zamknięte, jak ktoś policzył, przez 168 dni. W drugim roku pandemii zwróciliśmy się o pomoc tylko do PFR. O ile dość dobrze udało nam się zaprognozować przychody i koszty, to jednak nie do końca udało się pokierować procesem biznesowym. Mieliśmy zbyt wielu pracowników, chroniliśmy miejsca pracy zamiast myśleć firmie.
Z kulinarnej mapy Krakowa mogą zniknąć miejsca kultowe. Z jakimi reakcjami klientów się spotykacie?
– Są to same pozytywne reakcje, widać je w komentarzach pod zrzutką. Większość osób przypomina sobie, że kiedyś u nas była i chciałaby móc jeszcze do nas wrócić. Dostajemy dodające otuchy listy i wiadomości w komunikatorach. Bardzo dziękujemy za każde okazane wsparcie i zrozumienie.
Ile osób państwo zatrudniacie?
– Aktualnie 17 osób. W latach 2019 - 2021 zatrudnialiśmy 20-25 osób.
Po ataku Rosji na Ukrainę zaangażowaliście się państwo w pomoc Ukraińcom m.in. tworząc Zupę dla Ukrainy i poruszając serca krakowian. Dziś, aby przetrwać, sami potrzebujecie państwo pomocy. Uruchomiliście zbiórkę.
– Zupa Dla Ukrainy była pomysłem Kasi Pilitowskiej, odzew był niesamowity. Tysiące krakowian ruszyło, dostarczając słoiki i zupy. Ta inicjatywa nadal działa, rozdziela żywność i środki czystości. W kulminacyjnym momencie rozdawana była zupa na dworcu w Krakowie, kiedy tysiące osób przyjeżdżało każdym pociągiem ze wschodu. Uznanie okazał nawet Eddi Weber z zespołu Pearl Jam w czasie koncertu w Krakowie i przekazując na zupę dotację pieniężną.
Zbiórka na portalu Zrzutka.pl ma nam pomóc przezwyciężyć trudności, których bez zwolnienia pracowników nie udałoby się nam pokonać. Jesteśmy z powodu trudności w bardzo trudnej sytuacji - wszystkie koszty i wzrosty, spadek zainteresowania małymi barami etc. Staramy się przetrwać ten zły okres, by móc dalej pracować i nadal pomagać innym.
Restaurację można wspomóc tutaj.