W naszym cyklu przedstawiamy osoby zasłużone dla odrodzenia wolnej ojczyzny, odznaczone Krzyżem lub Medalem Niepodległości, związane z Krakowem i Małopolską
Bohaterem dzisiejszego odcinka jest Józef Herzog, legionista, oficer Wojska Polskiego, działacz WiN i kustosz pamięci o marszałku Józefie Piłsudskim oraz czynie niepodległościowym.
Żołnierski życiorys
Gdy wybuchła I wojna światowa, miał 13 lat. Na wieść o tworzeniu Legionów Polskich zgłosił się do komisji poborowej w Suchej, ale ta nie dała wiary w zadeklarowane 16 lat i odesłała go do domu. Młodzieniec nie zraził się jednak i ponownie stawił się przed komisją kilka miesięcy później. Tym razem mu się powiodło.
Czternastoletni Józef Herzog został przydzielony do 1. Pułku Piechoty Legionów i wyruszył na front. Walczył pod Janowem, Tarłowem, Jastkowem, Optową i Kostiuchnówką na Wołyniu, dając dowody prawdziwej odwagi i męstwa; dwukrotnie ranny otrzymał odznakę Za Wierną Służbę.
Po kryzysie przysięgowym trafił na front włoski, skąd został przez Austriaków odesłany do domu, gdy ujawnił swój prawdziwy wiek. W 1918 r., stojąc na czele kilku rówieśników, wyswabadzał Andrychów. Potem uczestniczył jeszcze w odsieczy Lwowa i w bojach podczas wojny z bolszewikami w 1920 r.
Po wojnie dokończył edukację, uzyskując maturę, ale z wojskiem się nie rozstał. Został zawodowym oficerem, służąc m.in. w 4. Pułku Piechoty, a następnie przez kilka lat w Korpusie Ochrony Pogranicza z przydziałem do służby wywiadowczej.
W 1939 r., w stopniu majora, bronił Modlina, a po kapitulacji trafił do niemieckiej niewoli. W oflagu w Woldenbergu był współtwórcą Poczty Obozowej. W 1945 roku wrócił do kraju.
Ten chwalebny życiorys wydaje się podobny do dziesiątków tysięcy innych. Jednak kilka charakterystycznych rysów wyróżnia postać Józefa Herzoga i nie pozwala zakończyć opowieści o nim w tym miejscu.
Czwórka legionowa
Po pierwsze, legionistami byli wszyscy jego bracia – starsi od niego Franciszek, Stanisław i Stefan. Stanisław zginął jeszcze w 1914 r. podczas walk Żelaznej Brygady pod Mołotkowem w Karpatach Wschodnich. Najstarszy Franciszek stał się prawdziwą legendą w I Brygadzie, głównie za sprawą brawurowej odwagi, którą wykazał się jako zwiadowca. Otrzymał za to Order Virtuti Militari. Stefan dzielnie służył w 5. Pułku Piechoty I Brygady.
Czterej bracia – wszyscy synowie, jakich mieli Franciszek i Helena z Jędrzejowskich – rzucili swój los na służbę niepodległości. To zasługa przede wszystkim rodziców, którzy będąc prostymi ludźmi (dzierżawili karczmę) potrafili uczynić z domu pierwszą szkołę pobożności, patriotyzmu i nadziei na odzyskanie niepodległości. Kolejną dopiero była szkoła powszechna w galicyjskich Wadowicach, gdzie – jak wspominał Józef – „zaczęliśmy się uczyć historii Polski. (…) Mundury austriackie, orły dwugłowe na budynkach i na monetach, napisy niemieckie i urzędowy język niemiecki to była tylko cienka, zewnętrzna powłoka, a w głębi serca i duszy ugruntowywała się coraz mocniej, coraz żywiej Niepodległa – Ojczyzna Polska”.
Trzecią szkołą formacji ideowej i moralnej były organizacje związane z ruchem niepodległościowym: Drużyna Polowa Sokoła i „Strzelec” w przypadku Franciszka, skauting i „Strzelec” dla Stanisława i Stefana oraz drużyna skautów dla Józefa. Służba legionowa tę postawę ideową umocniła i związała na trwałe ze sprawą niepodległości.
Pokój, wojna, konspiracja
W Odrodzonej Polsce bracia-legioniści postanowili pozostać w Wojsku Polskim, uzyskując kolejne awanse oficerskie. Katastrofa września 1939 r. musiała być dla nich wyjątkowo bolesna. Franciszkowi i Stefanowi, którzy dostali się do sowieckiej niewoli, przyniosła śmierć z rąk NKWD-owskich oprawców w piwnicy Charkowa i dołach Katynia w 1940 r. Gdyby dramat braci Herzogów dotyczył historii Stanów Zjednoczonych, zapewne stałby się inspiracją dla kolejnego epickiego obrazu filmowego, niczym losy braci Niland w filmie Stevena Spielberga.
W wersji polskiej koniec wojny nie przyniósł jednak happy endu. Zaś w życiu Józefa Herzoga otworzył kolejny, dramatyczny rozdział, przypadający na lata komunistycznej dyktatury w Polsce „ludowej”. W tym okresie bracia, którzy byli dla niego najpierw autorytetami i wzorcami osobowymi, później opiekunami i towarzyszami broni, mieli się stać na koniec – obowiązkiem pamięci. W czasach, gdy za samą pamięć o zbrodni katyńskiej groziły represje.
Ale i bez tego Józef Herzog znalazł się w sytuacji najwyższego ryzyka. Najpierw przekonał się, że dla takich jak on, żołnierzy przedwojennej Polski z legionowym rodowodem, nie ma miejsca w nowej armii. Jego bezkompromisowa natura kazała mu się związać z poakowską konspiracją.
W październiku 1946 r. został aresztowany, poddany torturom i skazany na dziewięć lat więzienia pod zarzutem działalności w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”. Śledztwo w Krakowie i późniejszy pobyt we Wronkach wspominał jak najgorszy koszmar. Amnestia skróciła wyrok i w 1951 r. opuścił więzienie. Jednak bezpieka nie przestała się nim interesować. Funkcjonariusze z Krakowa już do końca życia będą go traktować jak zagrożenie dla systemu i poddawać stałej obserwacji.
Kustosz pamięci
W życiu Józefa Herzoga zaczął się okres romantyczno-pozytywistycznej pracy wychowawczej, u podstaw, nastawionej na walkę o pamięć. Ideą przewodnią tej działalności było przywracanie honoru i godności Żołnierzy Niepodległości, a w pierwszej kolejności opieka nad miejscami pamięci Józefa Piłsudskiego w Krakowie. Ten swoisty bój rozpoczął od starań o odnowienie Krypty Marszałka na Wawelu, skazanej przez komunistów na zapomnienie i zniszczenie.
Pisał: „Dzisiaj, w 1952 Krypta na Wawelu z Jego zwłokami zabita deskami, ciemna jakby czeluść… Nawet w przedsionku krypty zatrzymać się nie wolno, a jednak porobiono otwory, szpary w deskach, przez które Polacy chcieli wzrokiem dotrzeć do wnętrza”.
Z pomocą księdza Kazimierza Figlewicza i uzdolnionego artystycznie rzemieślnika Wacława Szaconia (podobnie jak Herzog członka WiN, uratowanego przez amnestię od kary śmierci, ale człowieka o pokolenie młodszego) stopniowo doprowadził do odtworzenia przedwojennego wyglądu krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów – miejsca spoczynku uwielbianego przezeń Komendanta.
Po tej prowadzonej niemal w konspiracji pracy przyszła kolej na odratowanie przeznaczonego przez komunistów na zatratę Kopca Józefa Piłsudskiego na Sowińcu. Tę polską Mogiłą Mogił, wymazaną z planów miasta i dlatego w żartach nazywaną w tym czasie przez krakowian „kopcem nieznanego marszałka”, można się było realnie zająć w późnych latach 70. ubiegłego stulecia. Pisane wcześniej przez Herzoga memoriały do władz pozostawały bez echa.
I tak powoli, przy użyciu taczek i łopat, społecznymi siłami zaczęto na powrót odtwarzać oczyszczony z drzew stożek, u podnóża którego w kolejne rocznice gromadzili się coraz liczniej przedstawiciele środowisk niepodległościowych. Wartość podejmowanych działań docenił ówczesny metropolita krakowski abp Karol Wojtyła w słowach skierowanych do Herzoga: „Pragnę wyrazić moją solidarność z Pańskimi poczynaniami, które mają na celu obronę godności narodu, a zwłaszcza honoru polskiego żołnierza – tego, któremu Polska zawdzięcza niepodległość. Wołanie o szacunek dla pamiątek przeszłości, między innymi Kopca Józefa Piłsudskiego na Sowińcu, jest w pełni uzasadnione. Oby jeszcze było skuteczne…”.
Niewątpliwie skutecznym było kolejne wyzwanie podjęte przez Herzoga – ogniwa w polskiej sztafecie pokoleń dzierżących tradycję niepodległościową. W czasach, gdy dorastały kolejne generacje urodzone i wychowane w PRL, przypadło mu pełnić rolę autentycznego bohaterskiego świadka historii.
Jak wspomina Jerzy Bukowski, „umiał on bowiem znajdować wspólny język z młodzieżą i skutecznie zarażać ją patriotyzmem najczystszej próby, nakazującym mówić całą prawdę o minionych czasach”, na spotkania przychodził „pełen entuzjazmu, zaczynając zawsze od wspominania własnych przeżyć z pierwszych, osobistych relacji z powstającym przed 1914 rokiem polskim skautingiem. Później zaś snuł godzinami barwne i ciekawe opowieści o dramatycznych losach swojego pokolenia, skupiając się przede wszystkim na tych stronach historii, które wykreślono lub zafałszowano w szkolnych podręcznikach”.
Pogrzeb pułkownika Herzoga na cmentarzu Rakowickim w styczniu 1983 roku stał się tłumną patriotyczną manifestacją.
Tekst Dariusz Gorajczyk
Tekst został opublikowany za zgodą Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie