niedziela, 23 lipca 2023 06:00

"Ucieczka Andrzeja przez granice do Austrii to inspirujący motyw." Powstała pierwsza biografia lidera DePress

Autor Marzena Gitler
"Ucieczka Andrzeja przez granice do Austrii to inspirujący motyw." Powstała pierwsza biografia lidera DePress

– Ucieczka Andrzeja z kolegami w 1970 roku przez granice do Austrii to inspirujący motyw. Młodzieńczy poryw do wolności, ratunek od ograniczeń, od reżimu komunistycznego. To doświadczenie tak naprawdę zadecydowało o jego losie. Podziwiam jego odwagę i dojrzałość - mówi Bartłomiej Bart Dyrcz, autor pierwszej biografii Andrzeja Dziubka, którego "Bo jo cie kochom" znają chyba wszyscy. - Stawił czoło sam wszelkim trudnościom i potrafił odnaleźć samego siebie w zupełnie innym kraju i w nowych okolicznościach. Dzięki twórczości w Norwegii zdobył uznanie i stał się osobą rozpoznawalną - mówi o liderze DePress pisarz.

Pod koniec czerwca ukazała się pierwsza biografia Andrzeja Dziubka, założyciela De Press. „Elektryczny Baca. Andrzej Dziubek autoryzowana biografia” to napisana żywym, dosadnym językiem opowieść prowadzona przez narrację samego lidera De Press i Holy Toy, wciąga nas w głąb świata legendarnego artysty od wczesnego dzieciństwa, czasów młodości, przez ucieczkę z PRL, po scenę muzyczną, sławę i powrót do orawskich korzeni.

Spisania opowieści Andrzeja Dziubka podjął się Bartłomiej Bart Dyrcz - artysta, historyk i autor książek o tematyce związanej z historią dworów ziemiańskich i kościołów oraz biografii „Zapomniane rękopisy” 2016 i „Urywki życia: 2018". W ubiegłym roku ukazał się jego „Dziejopis. Kliszczacki Trójkąt” (2022), który opowiada o postaciach z historii tego regionu Małopolski. Warto wspomnieć, że napisał też słowa do dwóch najnowszych utworów De Press, "Straty wojenne Polski" i "Reparacje". O tym jak powstała książka o życiu jednej najoryginalniejszych postaci norweskiej i polskiej sceny muzycznej rozmawiamy z autorem. – Ucieczka Andrzeja z kolegami w 1970 roku przez granice do Austrii to inspirujący motyw. Młodzieńczy poryw do wolności, ratunek od ograniczeń, od reżimu komunistycznego. To doświadczenie tak naprawdę zadecydowało o jego losie. Podziwiam jego odwagę i dojrzałość. Stawił czoło sam wszelkim trudnościom i potrafił odnaleźć samego siebie w zupełnie innym kraju i w nowych okolicznościach. Dzięki twórczości w Norwegii zdobył uznanie i stał się osobą rozpoznawalną - mówi Bartłomiej Dyrcz.

„Elektryczny Baca. Andrzej Dziubek autoryzowana biografia” - okładka - arch. pryw. autora

Panie Bartłomieju kiedy narodził się pomysł, aby napisać biografię lidera DePress?

– Ten pomysł nosiłem w sobie od długiego czasu, intuicyjnie czułem, że warto poznać jego życie. Czekałem tylko na sprzyjające okoliczności. Mam wrażenie, że znam Dziubka od zawsze, taka jest siła jego twórczości. W życiu jest tak, że ciągle na coś czekamy, ale to odkładamy. A twórczość Dziubka była i jest dla mnie ważna, więc musiałem dla niej zdobyć czas. Doskonałą okazją była jego wystawa w Muzeum Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy, nawiązaliśmy wtedy pierwszy kontakt. Zaprosił mnie do siebie do pracowni i już przy pierwszej rozmowie zaproponowałem mu pomysł napisania jego biografii. Bardzo poważnie podszedł do sprawy i obdarzył mnie pełnym zaufaniem. Widocznie wyczuł dobre intencje i że jest to realizowane z potrzeby serca. Wydawał się bardzo skupionym na swojej twórczości człowiekiem.

Andrzej Dziubek tak podsumował spotkania z panem: „Bartek Dyrcz jest bardzo komunikatywnym pisarzem. Kiedy mi zaproponował ten projekt powiedziałem TAK”. Ile czasu trwała praca nad biografią?

– Pisanie to wewnętrzna wędrówka. Każda biografia to podróż przez życie człowieka do jego wnętrza. Poprzez taką wędrówkę odbiorca czuje się bogatszy. Życiorys Andrzeja Dziubka jest wyjątkowo intensywny i mógłby obdzielić on niejednego swoim doświadczeniem. Nasza praca polegała na systematycznych, kilkugodzinnych sesjach spisywanych przeze mnie na bieżąco. Tych sesji było kilkanaście i to podczas nich rodziła się wewnętrzna opowieść Andrzeja. Chciałem dotrzeć do jego wnętrza, do rdzenia jego osobowości i tego, co ją ukształtowało. Sesje trwały kilka miesięcy, a potem kilka kolejnych miesięcy - redakcja, uzupełnianie i wspólne poprawianie. To zajęło ponad rok. Andrzej podzielił się również swoimi listami do rodziców, w tym pierwszym jaki wysłał z obozu dla uchodźców. Trzeba było je wszystkie przepisać i zredagować. Przekazał też sporą część prywatnych archiwów fotograficznych. Tak naprawdę pisząc biografię, nosiłem temat cały czas w głowie. Ciągle słuchałem płyt i utworów De Press i Holy Toy, szukałem inspiracji do rozmów.

Zanim ukazała się biografia napisał pan słowa do dwóch utworów De Press „Straty wojenne Polski” i „Reparacje”, które poruszają trudny temat II skutków wojny światowej. Czy są w planie kolejne?

– Tak naprawdę, te teksty napisałem już po długiej pracy nad biografią, kiedy złapaliśmy wspólny flow. Zrealizowaliśmy również kilka teledysków do utworów De Press, m. in. "Westerplatte". Andrzej Dziubek to artysta, dla którego świeżość i improwizacja w twórczości są najważniejsze, nie wiem jakie ma dokładnie plany… To dzieje się na bieżąco, trudno powiedzieć co będzie następne i z kim będzie współpracował.

Andrzej Dziubek w 1973 roku - fot. arch. pryw.

Doświadczeniem Andrzeja, podobnie jak wielu Polaków, którzy są obecnie na emigracji, była ucieczka. Czy faktycznie praca nad książką to była sama przyjemność? Co było najtrudniejsze?

– Ucieczka Andrzeja z kolegami w 1970 roku przez granice do Austrii to inspirujący motyw. Młodzieńczy poryw do wolności, ratunek od ograniczeń, od reżimu komunistycznego. To doświadczenie tak naprawdę zadecydowało o jego losie. Podziwiam jego odwagę i dojrzałość. Stawił czoło sam wszelkim trudnościom i potrafił odnaleźć samego siebie w zupełnie innym kraju i w nowych okolicznościach. Dzięki twórczości w Norwegii zdobył uznanie i stał się osobą rozpoznawalną.

Wyjątkowo dobrze i łatwo pracowało mi się nad całością. Przyjemnością było słuchanie opowieści i odkrywanie miejsc i postaci, które pojawiały się na jego drodze. Redakcja również była ciekawa, trzeba było zbudować z tych puzzli życia chronologiczną całość. Trudny był czas korekt, składu i opracowania graficznego. To mozolna praca, podobna chyba do pracy montażysty filmowego. Trzeba po kilkanaście razy przeglądać wszystko od nowa, być czujnym, sprawdzać czy się coś nie posypało, żeby nie stracić pierwszego wrażenia i zachować świeżość.

Fotografia - kolaż autorstwa Andrzeja Laska - inspiracja do okładki ksiąąki - fot. arch. pryw.

Andrzej Dziubek powiedział o książce: „Dla mnie to była jakby spowiedź z przeszłości, chciałem się jej pozbyć.” Czy zauważył pan w nim jakąś zmianę w trakcie tej spowiedzi?

– Kiedy patrzę z perspektywy czasu na nasze rozmowy, to faktycznie widzę, że był do nich wewnętrznie przygotowany. Ale widziałem też, jak dużo wysiłku go to kosztuje. Dzielił się ze mną wieloma sytuacjami ze swojego życia, nawet bardzo intymnymi, jakby chciał je wypowiedzieć na głos. Kiedy kończyliśmy sesje spadało z niego napięcie i czuł się chyba uwolniony. Wspomnienia mogą ciążyć, a utrwalone na papierze dawały mu chyba szansę na to, żeby zostawić je w tyle i myśleć o nowych działaniach.

Andrzej można powiedzieć rodził się kilka razy (nawet przyjął inne nazwisko - Andrej Nebb). Jak patrzy na doświadczenia swojego życia? Czy czegoś żałuje, czy już wszystko sobie wybaczył?

– To pytania do samego Andrzeja Dziubka. Faktycznie, jego życie było pełne przemian. Według mnie on jest otwarty, nie ogranicza się i przyjmuje nowe wyzwania. Nie wydaje mi się, żeby nosił w sobie żal. Raczej wytrwale idzie dalej przez życie.

Pracownia Andrzeja Dziubka w Jabłonce - Galeria Nebb - fot. B.B. Dyrcz

Góralskie korzenie przyprowadziły Andrzeja Dziubka z powrotem na Orawę. Jak przyjęli go tu miejscowi? Miał do kogo wrócić?

– Wątek powrotu jest dosyć szczegółowo opisany w książce. Orawska tradycja i korzenie okazały się być bardzo silne i często były dla niego podporą i inspiracją do twórczości i życia. Jednak osoby z Orawy dziwiły się, jak udało mi się dotrzeć do Andrzeja. To jest fenomen, że on mi zaufał, może przez to, że byłem dla niego obcy bardziej się otworzył, może było mu przez to łatwiej. W Jabłonce ma rodzinny dom i już prawie stuletnią mamę. Myślę, że to było dobre oparcie dla niego. Już w latach 90-tych często bywał w Polsce. Na stałe wrócił na początku lat 2000, chociaż teraz kilka razy w roku jeździ do Norwegii na koncerty lub organizuje wystawy swojego malarstwa.

Przechodząc etap po etapie przez historię bohatera przeżywał pan też wraz z nim jeszcze raz te emocje, które mu towarzyszyły? Co poruszyło pana najbardziej?

– Każda pisana sesja z Andrzejem była dla mnie bardzo poruszająca, bo w bezpośredni sposób dzielił się opowieściami i towarzyszącymi im emocjami. Najmocniej przeżyłem opowiadanie o jego ucieczce oraz kiedy ojciec przyjechał do niego do obozu uchodźców w Austrii po tym, jak stracił trzy palce (Andrzej Dziubek - przyp. red.), próbując nakłonić go do powrotu. Sam będąc ojcem, mogłem się wczuć w tę sytuację. Miałem łzy w oczach i ból w sercu myśląc o tym, co przeżywali w tym czasie jego rodzice… To było dla nich ciężkie doświadczenie.

Andrzej Dziubek przy pracy - fot. B.B. Dyrcz

Jest pan znany z książek historycznych. Przywołuje pan postacie z przeszłości. Tu musiał pan się zmierzyć z żywą osobą i jej historią. Czym była dla pana praca nad tą książką?

– Jestem wdzięczny za takie doświadczenie, bo faktycznie poprzednie moje publikacje bazowały w większej części na dokumentach historycznych lub na wywiadach ze świadkami. Przy pracy nad „Elektrycznym Bacą” mogłem obcować sam na sam z żywym człowiekiem, jego historią, emocjami, uczuciami, a następnie uzupełniać wiedzę o fakty i osoby. Praca nad książką była dla mnie bardzo cennym doświadczeniem. Myślałem przede wszystkim o czytelniku, chciałem zapisać opowieść tak, jakby słuchało się samego Andrzeja. Prostota i umiar. Lepszy niedosyt niż przesyt. To było wyzwanie, aby przeprowadzić czytelnika przez jego życie, tak aby sam mógł stworzyć sobie wyobrażenie o nim, nie posługując się stereotypami i sugestiami innych.

Praca nad tą książką była wielkim przywilejem, łaską, czułem, że wymykam się codzienności. Praca pochłaniała mnie całkowicie. U Andrzeja spędzałem 3-5 godzin tygodniowo przez kilka miesięcy, słuchałem, pisałem na bieżąco, wracałem do domu i potem znowu 3-4 godziny redagowałem tekst po nocach, odnajdowałem postacie, miejsca, wydarzenia, którymi trzeba było dopełnić historie. Opracowane kawałki przekazywałem mojej żonie Teresie do pierwszej korekty. Jest w tym świetna, potrafi wyłapać wiele nieścisłości i uwyraźnić przekaz, pozbywając się rzeczy nieistotnych. Ta praca była jak płynięcie na wznoszącej się fali, ożywczej, dającej poczucie wolności. Nie czułem wtedy zmęczenia pracą, byłem całkowicie nią pochłonięty. Poddałem się tej sile i własnej intuicji, które mnie niosły.

foto-kolaż "Andrzej wśród płyt" - fot. B.B. Dyrcz

Warto wspomnieć, o czym może nie wszyscy wiedzą, że łączy pana z Andrzejem Dziubkiem również twórczość. Jak pan odbiera jego prace? Czy ma pan jakąś swoją ulubioną?

– Zaczęło się od tego, że kupiłem jego dwa obrazy po jednej z wystaw w Muzeum OPE w Zubrzycy Górnej. Bardzo dobrze na mnie działały swoją energią i mam to szczęście, że na co dzień mogę z nimi obcować. Dziubek jest bardzo kreatywnym malarzem, ciekawie zestawia materiały i wyraża oryginalnie podejmowane tematy. Jego obrazy są niepowtarzalne i wyróżniające się na tle nowoczesnej sztuki. Ma w sobie jakiś wewnętrzny pazur, prowokuje, daje do myślenia, stara się mówić o uniwersalnych dla nas wartościach.

Co wyjątkowego jest w treści książki. Jaką wartość przedstawia ona dla czytelnika?

– Klucz do życia Andrzeja Dziubka, świat widziany oczami artysty. Żywa opowieść o tym, jak stał się wolny i niezależny. Perspektywa czasu, walka o wolność i zmiana systemu uzmysławia też drogę, jaką musieliśmy przejść jako kraj.

Do kogo jest skierowana pana opowieść? Kto i dlaczego powinien sięgnąć po tę książkę?

– Odbiorcy muzyki De Press, Holy Toy, Andrzeja Dziubka, to kilka pokoleń, ludzie żyjący w latach 70-tych, 80-tych, 90- tych i pierwszych dekadach XXI wieku. To bardzo kreatywny i twórczy artysta, który w każdej z tych dekad był bardzo widoczny i wywierał wpływ na pokolenia. Do dzisiaj nie pozwala o sobie zapomnieć. Ale to również jest to książka dla wszystkich, których fascynują niezwykłe biografie.

Czy okładka odzwierciedla to, co chciał pan przekazać?

– Okładka tej książki jest dla mnie bardzo ważna. Andrzej dał mi kolaż fotograficzny, który dostał od autora po koncercie w Łodzi w 1992 roku. To zdjęcie, można powiedzieć, trafiło do lamusa na 30 lat. Kiedy je zobaczyłem od razu wiedziałem, że to jest to! Odnalazłem autora zdjęcia - Roberta Laskę i nawiązaliśmy kontakt w sprawie wykorzystania zdjęcia do książki. Jego portrety przyciągają od pierwszego wrażenia, poruszają emocje, a niepowtarzalna atmosfera i oddanie charakteru osoby portretowanej sprawiają, że wizerunki zostają na długo w pamięci. W swoim portfolio artysta posiada portrety wielu różnych artystów, sportowców i znanych ludzi. Na bazie jego zdjęcia zbudowaliśmy z Rafałem Monitą mocną okładkę, określającą charakter i życie bohatera. Dodaliśmy flagi Polski i Norwegii zawieszone jakby na medaliku z krzyżem na piersi Andrzeja symbolizujące jego wewnętrzne rozdarcie pomiędzy krajem kultury wikingów i kultury polskich górali. W tej okładce spotykamy wzrok bohatera, dotykamy jego serca i odczytujemy słowa – tytuł, którym go określiłem – ELEKTRYCZNY BACA.

Dlaczego warto kupić i przeczytać tę książkę?

– To podróż przez życie artysty pokazująca wolność twórczą na tle codziennego życia. Ale też trud i rozterki człowieka rozdartego pomiędzy dwoma różnymi kulturami – Norwegii i matki Polski. Ostateczny kształt i charakter książce nadało wydawnictwo Astraia z Krakowa. Wspólnie znaleźliśmy najlepsze rozwiązania edytorskie do tej opowieści, która jest bogato ilustrowana prywatnymi archiwami. Myślę, że to obowiązkowa lektura nie tylko dla fanów muzyki De Press i Holy Toy, ale dla wszystkich miłośników folkloru i osób szukających twórczych inspiracji.

Premierze książki będą towarzyszyły spotkania autorskie. Gdzie się odbędą? Czy spotkamy na nich również Andrzeja Dziubka?

– Pierwsze potwierdzone spotkanie odbędzie się podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej 29 lipca na Rynku w Żywcu. Dzień później 30 lipca będę prezentował książkę na Orawie podczas Święta Borówki w Zubrzycy Górnej. Andrzej jest obecnie w trakcie projektu „Powrót do korzeni” realizowanego wspólnie z Muzeum Orawski Park Etnograficzny i Urzędem Województwa Małopolskiego, i w najbliższym czasie wyjeżdża do Norwegii ze swoimi instalacjami i obrazami. Nie jest w stanie uczestniczyć więc w tych spotkaniach, ale myślę, że w przyszłości na pewno zaaranżujemy promocję książki z jego obecnością. Zachęcam do lektury i podzielenia się wrażeniami. Jest wielu baców, ale elektryczny jest tylko jeden!

Podhale

Podhale - najnowsze informacje

Rozrywka