piątek, 2 sierpnia 2019 11:54

Mechanika Lansu – dlaczego tradycyjne media nie potrafią już modelować nastrojów społecznych

Autor Manuel Langer
Mechanika Lansu – dlaczego tradycyjne media nie potrafią już modelować nastrojów społecznych

Powszechnie mówi się dziś o olbrzymim wpływie jaki wywierają na nas media społecznosciowe. Mało kto jednak dotyka dziś chyba najpoważniejszego zagadnienia z tym związanego, a mianowicie naszej percepcji informacji. W otaczającej nas medialnej rzeczywistości zdajemy się mieć do czynienia wprost z wulkanami niezadowolenia społecznego. Co kilka tygodni Facebook jest zalewany postami i nakładkami profilowymi wspierającymi czarny protest, strajk nauczycieli, czy strajk klimatyczny. Jednocześnie, późniejsze rozmiary protestów bazujących na takich akcjach dalece rozczarowują ich organizatorów. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest niezmiernie prosta – nie rozumieją oni tego jak funkcjonują social media.

Szacuje się, że wśród użytkowników mediach społecznościowych ok. 1% stanowią ci aktywni twórczo (tzn.: tacy, którzy publikują własne treści i dzielą się swoimi przemyśleniami). Pozostałe 99% odbiorców w najlepszym razie powiela informacje i przekaz publikowane przez innych – bardzo często starając się wyłącznie załapać na obowiązujący w danym momencie trend – absolutnie nie angażując się w akcję, które teoretycznie popierają. Świetnie widać to na Facebooku, jeszcze lepiej na Instagramie – dzisiaj coś rozchodzi się po sieci wiralowo, jutro znika w niebycie. Politycy, oraz osoby pracujące w mediach tradycyjnych bardzo często nie zdają sobie z tego sprawy. Wydaje im się że feedback który widzą na swoim profilu to realny głos elektoratu.

I tutaj zaczyna się pułapka w którą wpadło już bardzo wielu polityków i dziennikarzy. Bowiem skoro treści które trafiają do ogółu odbiorców, dyktuje tak naprawdę mniej niż 1% z pośród nich, to nie mamy żadnej gwarancji trafienia w realne oczekiwania szerszych mas społecznych. Ten 1% to bardzo często aktywiści, osoby zaangażowane w dany temat emocjonalnie, z takich bądź innych przyczyn. Na tym etapie łatwo już zrozumieć jak media są wprowadzane w błąd – swój przekaz, który chcą kierować do jak najszerszej grupy odbiorców, zaczynają tworzyć na podstawie oczekiwań i opinii płynących z baniek informacyjnych. Zaś treści skuteczne w antyreprezentatywnych grupach, bardzo często będą niezrozumiałe, bądź wręcz przeciwskuteczne w szerszym gronie odbiorców. Mamy wtedy do czynienia ze zjawiskiem „przegrzania tematu”, które objawia się stopniowo narastającą irytacją większości widzów, słuchaczy i czytelników. W ostatnim czasie mieliśmy aż za dużo przykładów tego zjawiska: strajk nauczycieli, ochrona środowiska, prawa osób LGBT. Każdy z tych tematów jest niezmiernie ważny dla pewnej konkretnej grupy osób (nauczyciele, aktywiści różnych środowisk), ale w skali całego społeczeństwa są to tylko pojedyncze zagadnienia, wcale nie ważniejsze od cen żywności, wysokości świadczeń socjalnych, pogody albo wyników ligi mistrzów. Tym samym, po trzecim, piątym i dziesiątym reportażu na ten sam temat, statystyczny odbiorca ma po prostu dosyć – w efekcie wygrywa ta strona sporu, która od początku bagatelizowała problem, bo odpowiada na oczekiwanie większości odbiorców. A tym oczekiwaniem jest po prostu zamknięcie tematu, by płynnie przejść do następnego.

I oto dlaczego, owe „media tradycyjne” coraz bardziej się tabloidyzują. Nie potrafią już skutecznie podejmować poważnych tematów, nie są opiniotwórcze – dlatego przestawiają się na tematy zastępcze i skandale obyczajowe. Na tym polu ich siła rażenia w ostatnich latach wzrosła. Największe zasięgi można zrobić na najtańszych sensacjach z udziałem celebrytów (niedawna sprawa Kamila D.). Można wręcz powiedzieć, że zajmują się tym co im lepiej wychodzi. Jeśli ten trend się utrzyma, za kilkanaście lat w programach informacyjnych rzadko będzie pojawiać się coś innego niż pijany celebryta, czy pościg za mordercą.

Oczywiście lekarstwo samo się nasuwa – dziennikarze muszą przestać pisać i mówić sami dla siebie, a zacząć szukać języka, estetyki i proporcji adekwatnych do przeciętnego odbiorcy. Wymagałoby to od nich rzecz jasna oczyszczenia własnego środowiska – redakcji i studiów, z osób prowadzących prywatne wojenki ideologiczne.

Czy to zrobią? W najbliższym czasie najpewniej nie. Raczej trzeba będzie poczekać aż zmiana pokoleniowa przeniesie ciężar debaty publicznej na ludzi lepiej rozumiejących współczesną rzeczywistość.

Paweł Dobrosz, Sekretarz Generalny Młodych .Nowoczesnych (młodzieżówki partii .Nowoczesna)

Niniejszy felieton prezentuje poglądy autora i może lecz nie musi być zbieżny z poglądami redakcji.

Wyborczy Tygiel - najnowsze informacje

Rozrywka