Niesamowita historia z Alaski. 30-letni mężczyzna z Utah, Tyson Steele, przeżył ponad trzy tygodnie w odległej, oziębłej dziczy na Alasce, zanim został odnaleziony i uratowany przez policjantów z policji stanowej, którzy zauważyli duże „SOS”, które napisał na śniegu.
Tyson Steele kupił chatę z plandek i desek od weterana wojny w Wietnamie. Znajdowała się ona w odległej dolinie Susitna, na północny zachód od Anchorage, około 20 mil od miasta Skwentna.
17 lub 18 grudnia chata Tysona spłonęła w środku nocy. Przyczyną pożaru były najprawdopodobniej iskry sypiące się przez komin. Mężczyznę obudził topiący się plastik, spływający z dachu. Próbował gasić ogień śniegiem, ale nic z tego nie wyszło. Stracił w pożarze prawie wszystko. Także swojego psa labradora, Phila.
Pierwsze noce po pożarze spędził jaskini wykopanej w śniegu. Potem zbudował prowizoryczne schronienie z resztek spalonej chaty.
Na szczęście udało mu się ocalić kilka częściowo zwęglonych puszek z jedzeniem. To uratowało mu życie.
Gdy policjanci Cliff Gilliland i Zac Johnson przelatywali 9 stycznia rano w tych okolicach helikopterem, zauważyli napis SOS wydeptany w śniegu. Wyruszyli wcześnie rano, zaalarmowani przez krewnych Tysona, zaniepokojonych brakiem kontaktu z nim. Mężczyzna był uratowany.
Na razie ma dość Alaski
- Wracam do swojej rodziny w Utah – powiedział Tyson Steele
Fot: Alaska State Troopers