niedziela, 27 lutego 2022 12:49

[WYWIAD] Maryna 6 lat temu uciekła przed wojną. Teraz uciekają jej przyjaciele

Autor Marzena Gitler
[WYWIAD] Maryna 6 lat temu uciekła przed wojną. Teraz uciekają jej przyjaciele

- Staramy się nie płakać cały czas, bo to jest straszne. Naprawdę. Nasza znajoma, która teraz jedzie do nas, nie wie czy zobaczy swego męża. Jedzie tu z małym dzieckiem, a mąż teraz na wojnie i przygotowuje się do obrony. Oni nawet nie wiedzą, czy jeszcze się zobaczą - mówi Maryna Tsymashevych, Ukrainka z Iwano-Frankiwska sześć lat temu uciekła z rodziną przed wojną w Doniecku. - Nasi chłopacy dają radę i nawet odpychają wojska rosyjskie z tych pozycji, który już zajęli. Bardzo mocno walczą. Modlimy się za nich i wierzymy, że się uda - dodaje.

Z Ukrainką, która uciekła przed wojną do Krakowa rozmawiamy o sytuacji na Ukrainie i o tym, jak tu, w Krakowie Ukraińcy pomagają sobie nawzajem. Maryna Tsymashevych mówi też o niesamowitym wsparciu, jakie dają jej Polacy.

Maryna, opowiedz nam, jak w ogóle znalazłaś się w Polsce. Ty już wcześniej uciekałaś przed wojną. To był też powód, że trafiłaś tutaj, do Krakowa.

- Tak, jak zaczęła się osiem lat temu u nas wojna, mój mój syn jeszcze był mały. Nie wiedzieliśmy jak będzie. Z obawy zaczęłam szukać pracy tu, w Polsce i dostałam bardzo fajną ofertę prac z Krakowa. Zdecydowaliśmy z rodziną, że przeniesiemy się tu. Bardzo dobrze nam się tu mieszkało, ale mamy znowu teraz totalną inwazję i znowu wojna nas znalazła. Niestety.

Oprócz tego, że pracujesz zawodowo, twoją pasją jest sport, pływanie. Pływasz w zimnych wodach. Jeszcze niedawno startowałaś w zawodach, ale teraz wszystko się zmieniło.

- Na początku lutego mieliśmy jeszcze mistrzostwa świata w lodowym pływaniu (IISA World Championship 2022 odbywały się w dniach 4-6 lutego w Głogowie - przyp. rad.), w których uczestniczyło dużo ludzi z całego świata. Zaczęłam pływać lodowo właśnie tu, w Polsce, gdzie znalazłam bardzo dużo przyjaciół i to stało się moją pasją. Czerpię z tego dużo radości i zajmuje się tym, można powiedzieć, już profesjonalnie. Regularnie jeżdżę na mistrzostwa i na różne zawody tu, w Polsce, których jest tu dużo i jest to bardzo rozwinięte. Niestety, na Ukrainie my nie mamy aż tak rozwiniętego tego sportu.

Teraz wszystko się zupełnie zmieniło. Jakie informacje docierają do ciebie? Przecież masz tam rodzinę. Mieszkałaś w Iwano-Frankiwsku.

Mam tam rodzinę i cały czas jesteśmy z nią w kontakcie. Na szczęście jeszcze nie przerywa się ten kontakt. Oczywiście, chcielibyśmy ich tu zabrać, ale rodzice jeszcze się nie zdecydowali. Jadą do nas dziewczyny, nasze przyjaciółki z małymi dziećmi, które przyjmiemy u siebie. Czekamy jeszcze na nich. Niestety, kolejki na granicach są mega duże i oni jeszcze nie dotarli do granicy.

Jak ty to znosisz emocjonalnie? My, Polacy jesteśmy wstrząśnięci, kiedy obserwujemy to, co się dzieje. Wielu z nas jest zupełnie zaskoczonych, bo owszem, mówiło się o inwazji, ale spodziewaliśmy się, że może będzie ona tylko w tych dwóch republikach. Tymczasem Putin poszedł na całość. My sami obawiamy się o to, czy zatrzyma się na granicy z Polską. Jak ty to znosisz, jak sobie radzisz, skąd czerpiesz informacje?

- Wczoraj oczywiście to był szok, niesamowity szok. Z ciężkim sercem cały czas to oglądamy. Ciężko było, bo nie możemy pomóc. Nie możemy zmienić tej sytuacji. Staramy się wszyscy zachować spokój, bo mam wojnę już od 8 lat, więc w jakiś sposób jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że strzelają i nasi chłopacy, żołnierze, cały czas umierają. Staramy się zachować spokój, ale jest to bardzo trudne. Niesamowite wsparcie dostajemy tu, od Polaków. Jesteśmy zaskoczeni i bardzo dumni. Nie spodziewaliśmy się aż takiego wsparcia z każdej strony. Każdy pisze. Znajomi - nieznajomi, ludzi proponują pomoc w dotarciu (do granicy - przyp. red.) w zapewnieniu żywności, mieszkania, w czymkolwiek. Niesamowite wsparcie! Bardzo za to dziękujemy i to bardzo nam pomaga.

Powiedz, jak obecnie wygląda sytuacja? Jakie informacje do ciebie docierają od twoich bliskich, z którymi się kontaktujesz? Co tam się dzieje? Jaka jest sytuacja w mieście, w którym mieszkają twoi rodzice? Jakie informacje docierają z Kijowa?

- W naszym mieście na razie jest spokojnie (informacje z 25 lipca - przyp. red.). Wczoraj uderzyła rakieta w lotnisko i na tym na razie się skończyło. Cisza. Cały czas łapią dywersantów, który zaznaczają miejsca dla nalotów rakietowych. Rodzice dzwonią. Drogą telefoniczną na razie da się z nimi połączyć. Z Kijowa niestety docierają bardzo ciężkie i smutne wiadomości. Na razie toczy się walka o Kijów już na ulicach Kijowa, bezpośrednio. Mamy nadzieję i modlimy się, żeby było wszystko dobrze.

Docierają do nas przerażające zdjęcia, przerażające informacje o ofiarach, o ludziach, dzieciach. Jak ty, jako Ukrainka to znosisz? Jak możesz w ogóle spokojnie funkcjonować?

- Staramy się nie płakać cały czas, bo to jest straszne. Naprawdę. Nasza znajoma, która teraz jedzie do nas, nie wie czy zobaczy swego męża. Jedzie tu z małym dzieckiem, a mąż teraz na wojnie i przygotowuje się do obrony. Oni nawet nie wiedzą, czy jeszcze się zobaczą. To jest bardzo smutne, ale to wsparcie Polaków z każdej strony daje poczucie, że nie jesteśmy w tym sami.

Mówiłaś, że twoi przyjaciele są w drodze do Polski . Gdzie teraz są? Kiedy jest szansa, że w ogóle przekroczą granicę?

- Kontaktujemy się przez telefon, ale przerywa cały czas. Nie można tak normalnie z nimi pogadać. Oni piszą wyrywkowo gdzie się znajdują. Są osiem kilometrów przed ukraińską granicą - tak długa jest kolejka. Są w tej kolejce od wczorajszego wieczora. Już dotarli na tyle blisko, że tylko osiem kilometrów mają do granicy ukraińskiej.

W Polsce jest duże środowisko Ukraińców, także tutaj, w Krakowie. Na pewno masz znajomych, kolegów w pracy, osoby, z którymi tutaj utrzymujesz kontakty. Jak oni to znoszą? Czy chcą tu pozostać, czy są osoby, które chcą jednak tam wrócić?

- Na razie ci, których znam, zostają, ale staramy się przyjmować do siebie jak najwięcej ludzi. Organizujemy się. Wiem, że wynajmują albo wykupują busy. Pomagają w przyjeździe ludzi od granicy tu, albo jeżdżą nawet na Ukrainę i wożą ludzi. Staramy się angażować się jak najwięcej tak, jak możemy.

Jakiej ty, jako Ukrainka, oczekujesz reakcji od świata? Jak powinna zachować się Polska, jak powinna zachować się Europa, jak powinny zachować się inne państwa, żeby to zatrzymać?

- Oczekiwaliśmy oczywiście więcej sankcji. Oczekiwaliśmy, że zablokują wreszcie SWIFT. Wtedy oni (Rosjanie - przyp. red.) nie będę mogli nic zrobić. Taka blokada totalna - to by było pomocne. Zablokowanie ich pieniędzy w Europie i w Stanach. Niestety, tak się nie stało. Na razie sankcje są bardzo niewielkie. Spodziewamy się, że coś się zmieni. Wiem, że Polska bardzo wspierała zablokowanie SWIFT-u dla Rosji i wspiera wprowadzenie najcięższych, największych sankcji. Od Polski widzimy po prostu niesamowite wsparcie. Naprawdę, jesteśmy aż w szoku, nie spodziewaliśmy aż takiego.

Jak przewidujesz, jaki będzie rozwój tej sytuacji? Czy wierzysz w to, że Ukraina zatrzyma agresora?

- Na razie oczywiście, wierzę, bo już drugi dzień i nasze chłopaki zatrzymują wojska Rosji. To oczywiście ciążka walka, bo to walka z armią rosyjską, która jest potężna i my mamy bardzo dużą granicę. Białoruś niestety strzeliła nam w plecy. Od strony Białorusi trwa bardzo mocny ostrzał. To jest ta granica, której musimy bronić. Nasza granica to tysiąc kilometrów - od północy, wschodu i na południu. Bardzo ciężko jest utrzymać cały ten obszar, ale nasi chłopacy dają radę i nawet odpychają wojska rosyjskie z tych pozycji, który już zajęli. Bardzo mocno walczą. Modlimy się za nich i wierzymy, że się uda.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka