Chwytak na YouTube bije rekordy popularności. Tworzone przez niego parodie tak wpadają w ucho, że kto choć raz je usłyszy, zapomina oryginalny tekst, a nuci tylko ten „chwytakowy”. A trzeba przyznać, że artyście pomysłów i poczucia humoru nie brakuje! Nam zdradził, jak powstała „Konewka”, czy używa jeszcze chwytaka i dlaczego już nie jest DJ’em.
Wiem, że już każdy o to Cię pytał… Ale być może niektórzy nasi czytelnicy jeszcze nie wiedzą. Skąd się wziął Twój wizerunek: pudełko na głowie i chwytak?
Chwytak:
– Chwytak to totalny przypadek. Kupiłem go kiedyś w Kauflandzie totalnie bez powodu. W zasadzie miałem jeden powód – to urządzenie wydało mi się po prostu zabawne ;) Potem, po kilku dniach, pewnego wieczoru coś mnie naszło i nakręciłem film o tym chwytaku, założyłem kanał „The Chwytak” i wrzuciłem tam ten film… No i jakoś tak poszło ;)
Pudełko to już totalnie inna historia. Kiedy mój kolega z pracy – niejaki „Boczo” – wymyślił, żebym zrobił parodię LMFAO i zaśpiewał zamiast „Im sexy and I know it” – „Napijmy się gorzoły”, to od razu napisałem cały tekst w 10 minut, w pracy na telefonie. Potem w domu oglądnąłem teledysk i zobaczyłem w nim gościa z wielkim kartonem na głowie. Musiałem do tego jakoś nawiązać :) Wziąłem z pracy pudełko po podkładkach do śrub i tak zostało do dziś :)
Z chwytaka, który wtedy kupiłeś, korzystasz na co dzień?
– Nie ;) Choć czasami się przydawał :)
Co Cię inspiruje do tworzenia tych zabawnych tekstów?
– W zasadzie trudno stwierdzić, co mnie inspiruje. Życie na pewno, jak i różne sytuacje. Ale najczęściej pisanie tekstu wynika z fonetyki tekstu oryginalnego. Przykład: Timber – Bimber, Cisza – Szisza itp…
Przez Twoją twórczość przewijają się też wątki kryminalne. Skąd pomysł na kilkuczęściową już „Konewkę”? W planach była kontynuacja czy może to odpowiedź na zainteresowanie publiczności?
– „Konewka” nie miała mieć kontynuacji. Kilka części „Konewki” to też nie odpowiedź na zainteresowanie publiki. Ja rzadko kiedy robię coś, bo widzowie tego chcą. Zazwyczaj robię to, co sam chcę zrobić i co mam w głowie. Moim zdaniem tak to powinno właśnie wyglądać, że to twórca tworzy coś od siebie, a widzowie i słuchacze kupią to lub nie. Dalsze części „Konewki” to wynik pojawienia się utworów, które świetnie nadawały się do wydłużenia tej historii i wprowadzenia jeszcze większych absurdów. Ta historia jeszcze się nie skończyła :)
Pierwsza część „Sagi Konewka” ma już ponad 30 mln wyświetleń! Spodziewałeś się, że będzie taki hit?
– Nie. To jest kawałek, którego miało nie być. Przyniosłem wtedy do studia trzy teksty, były to trzy parodie: „Summer” Calvina Harrisa, „Tęczowy most” grupy Vox i właśnie „Derniere danse” Indili. Pamiętam, jak DJ Wiktor powiedział wtedy, że robimy tylko Harrisa, bo to jest najlepsze. Zrobiliśmy wszystkie trzy parodie, ale wydana została tylko jedna.
Niestety, do Calvina Harrisa nie byłem wtedy w stanie nakręcić teledysku z powodu braku obsady (teraz, z uwagi na większe znajomości i możliwości, bez problemu byśmy to ogarnęli, ale już trochę za późno na ten kawałek). „Tęczowy most” miał natomiast mieć teledysk animowany i trochę nas to przerosło… Ostatecznie nakręciliśmy tylko teledysk do „Zajebały żule mi”.
Z ciekawostek: w „Zajebały żule mi” mój wokal jest nagrany tylko raz w ciągu i bez żadnych dubli czy poprawek. To jedyny kawałek zrobiony totalnie na „odpierdol”, ale tak nam się spodobała wersja z tymi wszystkimi niedoróbkami, że zostawiliśmy to tak, jak jest :)
Zdajesz sobie sprawę, że Twoje parodie znanych hitów tak wchodzą w pamięć, że mało kto już pamięta oryginalny tekst… Śpiewa się po prostu ten „chwytakowy”… :)
– Nie tyle, że zdaję sobie sprawę, tylko słyszę to od ludzi co jakiś czas :)
Nie da się ukryć, że w pewnym sensie też promujesz gwarę. To zamierzony zabieg, czy tak po prostu wyszło?
– Tak wyszło po prostu. Bawiło mnie pisanie tekstów w ten sposób. Wiele osób zarzucało mi, że kaleczę język Hanysów i że udaję Hanysa. Tymczasem nikogo nie udaję, bo Hanysem nie jestem, jestem Cesarokiem, a na Śląsku Cieszyńskim gwara totalnie różni się od tej na Śląsku. Na Śląsku „godajom” tak: „pujda, zrobia, prziniosa” itd. Za to na Śląsku Cieszyńskim: „pujdym, zrobiym, prziniesym” itd. To najprostsze porównanie, ale te różnice są raczej spore.
Tworząc parodie, informujesz autorów oryginalnych utworów o tym? Jak to wygląda od strony prawnej?
– Jeśli chodzi o nasze prawo, to jest to raczej prawnie kulawe i niewyregulowane. Jeśli chodzi natomiast o prawo unijne, jest to wyregulowane i w Unii parodia i pastisz są legalnymi formami artystycznego wyrazu. Niby nie trzeba pytać o zgodę, ale jeśli artysta wykonujący oryginał poczuje się urażony parodią, to może się to skończyć nieciekawie.
Byłeś DJ-em, miałeś koncerty, wydawałeś single. Chwytak to jednak zupełnie coś innego. Bardziej to lubisz?
– Moje poprzednie projekty muzyczne były robione na poważnie, nie było tam miejsca na elementy komediowe. Ja sam raczej też ich nie próbowałem wprowadzać. Były to projekty klubowe.
Jeśli chodzi o single to wydaliśmy wtedy w zasadzie jeden swój, a na wielu innych singlach pojawiały się nasze remixy robione dla innych artystów. Zrobiliśmy remixy np. dla D-Bomb, Long & Junior, Ich Troje, a nawet dla Shauna Bakera (na nasze nieszczęście akurat ten kawałek Bakera nie stał się hitem). Nasze kawałki i remixy pojawiały się też na składankach w DMC Polska i DJ Promotion. Mamy też na swoim koncie cztery remixy, które pojawiły się na winylach, w tym trzy za granicą.
Graliśmy wtedy wiele występów w Polsce i kilka razy w Austrii. Uwielbiałem grać z płyt winylowych, niestety czas winyli w klubach zaczął się kończyć, a mnie ten zawód DJ’a przestał kręcić z tego powodu. Cały czar i to, co kochałem w tym zawodzie, czyli te czarne krążki i gramofony, prysnął, a ja poczułem, że granie z cyfrowego sprzętu po prostu mnie nie kręci.
Na szczęście wtedy miałem już co innego do roboty, mega kręcił mnie YouTube i to, że znalazłem swoje miejsce, w którym mogę dzielić się z ludźmi tym, co przez lata zbierało się w mojej głowie, czyli absurdalną komedią.
Z zawodem DJ’a skończyłem w roku 2012 po sukcesie parodii „Napijmy się gorzoły”. Ale do dzisiaj, jak mam możliwość zagrać imprezę z czarnych płyt, to chętnie przyjmuję takie zlecenie – gram wtedy klubowe klasyki nawet takie sprzed 20 lat ;)
Czy bardziej lubię Chwytaka? Chyba tak, swobodniej się czuję w tej postaci.
Niedawno pojawiło się też Twoje kolejne wcielenie – Jano. Trafiłam na nie przez parodię „Cheri Cheri Lady” Modern Talking. Jesteś ich fanem?
– Jano nie zaczął się od Modern Talking, aczkolwiek tak, jestem ich fanem. Jano to pomysł mojego kumpla, który ukrywa się pod pseudonimem DJ Jozef i nie należy mylić go z DJ’em Wiktorem, to dwie różne osoby. Wszystkie teksty i scenopisy do Jano pisze Jozef, nawet te do parodii.
Teledysk do „Bimber pędzi” jest doskonały! To nie tylko teledysk Modern Talking w krzywym zwierciadle, ale jednocześnie lustrzane odbicie tamtego. Dobrze mówię?
– Dokładnie, staraliśmy się mocno nawiązać do teledysku oryginalnego scenografią, scenami, a także zachowaniem postaci. Jest to jak najbardziej lustrzane odbicie w krzywym zwierciadle :) Szachownica z kieliszkami zamiast kul, posępny Żniwiarz jako rycerz i jako flecista zamiast wiolonczelisty, płonący flet itp.
W parodii „Janusz piwo lubi” dostało się też popularnemu ostatnio Nosaczowi...
To też pomysł Jozefa, ja średnio lubię ganiać za trendami, jeśli mam być szczery. Nie ukrywam, że Janusze i Nosacze bawią mnie, ale sam bym nie wpadł na to, żeby się za to złapać :)
Ostatnio w teledyskach Chwytaka coraz częściej pojawia się kobieta. Ma dużą rolę choćby w parodii „Total Error” czy „Kutafion”. Postanowiła naprostować Chwytaka? :)
– Pewnie chodzi Ci o Zuzę. Zuza to moja filmowa żona, a tak w rzeczywistości to po prostu kumpela.
Twoja twórczość jest jednak tylko dla dorosłych… Choć dzieci mimo wszystko też Cię oglądają... Zamierzasz nieco ograniczyć „ostrzejsze” słownictwo w swoich parodiach?
– To już się dzieje. Skończyła się wolność słowa na YouTube. Filmy z wielką ilością przekleństw są demonetyzowane, co ma na celu zniechęcić twórców do używania owych. Jesteśmy zmuszeni do pisania tekstów bardziej miękkich lub cenzurowania przekleństw, jak to ma miejsce np. w „Halama se tu wali róm”. W moich tekstach przekleństwa pojawiały się zawsze w tych miejscach, gdzie normalnie sam bym ich użył w codzienności. Nigdy nie pisałem ich tylko po to, żeby po prostu były, raczej do podkreślenia dramaturgii lub w charakterze interpunktora, jak to bywa w języku codziennym, gdy coś kogoś rozzłości lub wprawi w zdumienie ;)
Prowadziłeś też cykl „W kuchnie”, choć chyba trochę go zaniedbałeś. Ostatnio uczyłeś robić pisanki i od tego czasu nic nowego. Wyczerpałeś kulinarny repertuar? :)
– Jest nowy odcinek pt. „Mięsiwo z kapustą”. To była propozycja widza i stwierdziłem, że akurat jeśli chodzi o takie serie, to można się kierować tym, co widzowie wymyślą. Seria „W kuchnie” pojawia się co jakiś czas, muszę mieć do tego odpowiedni nastrój i niestety, ale tego się nie da kręcić, będąc trzeźwym (śmiech).
Na początku to była odskocznia. Teraz Chwytak i Jano to już właściwie Twoja praca. Przyszło Ci kilka lat temu przez myśl, że tak będzie?
– Dążyłem zawsze do tego, żeby nie pracować na etacie. Ale żeby dojść do tego, żeby nie pracować na etacie, musiałem pracować na etacie (śmiech). Byłem operatorem maszyn, pracowałem w utrzymaniu ruch w zakładzie produkującym artykuły spożywcze, byłem magazynierem w firmie produkującej akcesoria dachowe, byłem magazynierem na składzie budowlanym oraz operatorem wózka widłowego. Czekałem na ten moment, kiedy będę mógł zająć się tylko produkcją na YouTube i innymi rzeczami związanymi właśnie z tym.
Taki moment nadszedł, kiedy dostałem propozycję od Hoop Coli, żeby być jednym z mentorów akcji „Można inaczej”. Wiązało się to z przypływem konkretnej gotówki, więc wiedziałem już, co mam robić. Mogłem zrezygnować z etatu i zająć się Chwytakiem.
Czy tak będzie zawsze? Nie mam pojęcia. Może kiedyś trzeba będzie wrócić na jakiś etat, ale szkoda robić krok w tył.
Projekt Jano będzie się prężnie rozwijał, Jozef jest bardzo zdeterminowany i ma wiele pomysłów. Chwytak i Wiktor też będą się rozwijać dalej, co prawda młodzi depczą nam po piętach, ale cóż, tak zawsze było jest i będzie.
Dziękuję za rozmowę i czekam na kolejne parodie! :)
Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek
fot. Chwytak – archiwum