poniedziałek, 18 kwietnia 2022 09:01

Monika Drożyńska: „Haftować może każdy, tylko nie każdy o tym wie”

Autor Marzena Gitler
Monika Drożyńska: „Haftować może każdy, tylko nie każdy o tym wie”

Jest gorlicznką, która przeprowadziła się do Krakowa, absolwentką i doktorantką Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Hafciarką, aktywistką, artystką sztuk wizualnych, która wprowadziła haft w obszar przestrzeni publicznej. Jest też założycielką „Szkoły haftu dla pań i panów Złote rączki”. O nieco zapomnianej sztuce haftu i nadawaniu jej zupełnie nowego, politycznego znaczenia rozmawiamy z Moniką Drożyńską.

Pani Moniko, skąd pomysł, aby odkurzyć nieco zapomniane rzemiosło i stworzyć szkołę haftu w Krakowie?

– Szkoła powstała w 2015 roku. Szukałam po prostu dla siebie miejsca pracy. Byłam wtedy w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. Jako artystka i hafciarka szukałam dla siebie zajęcia i po takim osobistym audycie, doszłam do wniosku, że mogę się dzielić z ludźmi moimi umiejętnościami hafciarskimi. W ramach szkoły haftu organizowałam warsztaty nauki ściegów. Taki to był pomysł.

Jak funkcjonowała ta szkoła. Dla kogo była przeznaczona?

– Szkoła funkcjonowała od 2015 w zasadzie do 2020 roku. Od 2017 była prowadzona przez Kolektyw Złote rączki. Do kolektywu dziś należą Gosia Samborska, Małgorzata Grygierczyk, Ewa Rodzinka i ja. Kolektyw w  ramach haftu okupacyjnego już w 2017 roku zainicjował w Bunkrze Sztuki wspólne haftowanie wielkiego transparentu na manifestację z okazji 8 marca.
Przez pandemię działalność została zawieszona. Na zajęcia uczęszczały do niej osoby, które chciały się rozwijać w kierunku hafciarstwa. Były to osoby, które chciały poszerzyć swoje umiejętności, ale też przychodziły osoby, które chciały po prostu zacząć haftować. Zarówno dziewczyny jak i chłopaki.

Monika Drożyńska haftowanie traktuje jako technikę pisania - fot. arch. Monika Drożyńska

Ile osób się przez nią przewinęło?

– Przez te 5 lat trochę osób się przewinęło, myślę, że całkiem dużo. Ciężko powiedzieć ile, bo nie prowadziłyśmy nigdy statystyk. Wiele osób, które przychodziły do szkoły nadal się zajmują się upowszechnianiem technik hafciarskich w ramach warsztatów, które prowadzą.

Skąd się wzięło pani osobiste zainteresowanie haftem? Nie jest to już przecież popularna umiejętność.

– Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie i dużo pracowałam z tkaniną. Chciałam do tkaniny wprowadzić słowo i szukałam sposobu pisania po tkaninie. Takim naturalnym wyborem była igła z nitką. I takim sposobem zaczęłam haftować i uczyć się haftować oraz poszerzać swoje zdolności i kompetencje rzemieślnicze.

Udało się pani z jednej strony wykorzystać tradycyjną formę przekazu na tkaninie, bo przecież pamiętamy te stare makatki, które wisiały jeszcze w domach naszych babć. One też miały różne wyhaftowane hasła, różne dobre rady i maksymy. Pani wykorzystała tę tradycję, ale nadała jej zupełnie współczesną formę. Pani hafty stały się protestem.

– Tworząc swoje prace też sięgam nie tylko do tego hafciarstwa, o którym pani mówiła. Sięgam do wcześniejszych jeszcze do czasów, gdy hafciarstwo ręczne było praktykowane w kościołach i na dworach. Zawsze to była aktywność przeznaczona dla najważniejszych i najbogatszych. Może nawet nie sama aktywność, a produkt, sam efekt haftu był przeznaczony dla elit.

Indywidualna wystawa Moniki Drożyńskiej „Uwaga zły pies” w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu - fot. Fb. Triennale Rysunku Wrocław

A jak pani osobiście poszerzała swój warsztat?

– Wzięłam udział w kursie haftu Victoria and Albert Museum w Londynie. Tam prowadzi się dużo aktywności upowszechniających rzemiosło hafciarskie, ale oczywiście nie tylko. Ja akurat tym byłam zainteresowana. Brałam więc udział w tamtych kursach i sięgałam też po książki o haftowaniu, które czytałam i przehaftowywałam, że tak powiem. Tam były opisane poszczególne ściegi i tak projektowałam sobie tkaninę, żeby te ściegi wykorzystać pod kątem właśnie ich nauki. Mogę więc powiedzieć, że przehaftowałam te książki, aby poszerzać swój warsztat.

Monika Drożyńska haftowanie traktuje jako technikę pisania - fot. arch. Monika Drożyńska

Ile trzeba poświęcić czasu, jeżeli ktoś jest przeciętnie uzdolniony, żeby przyswoić sobie na średnim poziomie sztukę haftu?

– Ja bardziej bym to nazwała raczej rzemiosłem hafciarskim. Jest to pojęcie bardzo pojemne. Jest bardzo dużo technik, rodzajów i możliwości haftu, ale de facto żeby zacząć haftować, po prostu trzeba wziąć kawałek tkaniny, igłę i nitkę i już wbicie jej w jednym miejscu, a wyprowadzenie igły w drugim to jest haft, więc można to zrobić dosłownie w parę minut. Już można stać się hafciarka bądź hafciarzem. Ale można też poświęcić haftowi całe życie i rozwijać, i uczyć się nowych technik. Jest po prostu morze możliwości, powiem rymowanką, trochę tak, jak w każdej dziedzinie. Ja osobiście uważam, że haftować może każdy, tylko nie każdy o tym wie. Haftowanie jest w zasobie każdej osoby.

Rozumiem też, że można zacząć w każdym wieku?

– Jasne, tutaj nie ma żadnych ograniczeń. To po prostu aktywność dla każdego, kto by chciał w tym kierunku podążać.

A z jakich powodów trafiali do szkoły haftu jej uczestnicy? Dlaczego w ogóle zainteresowali się akurat haftem?

– Różne były to motywacje. Jedne osoby haftowały już wcześniej i chciały się rozwinąć. Inne osoby pracowały dotąd w samotności i chciały haftować w towarzystwie. Niektóre osoby szukały po prostu dla siebie aktywności po pracy. Takiej, która będzie dla nich relaksująca, odstresowująca, a będzie się odbywała się też w towarzystwie innych osób. Część osób, które pracowały przed komputerem, nie miały w związku ze swoją profesją takiej namacalnej, widocznej sprawczości swoich działań. Zajęcia w szkole haftu bardzo im pomogły jakby zmaterializować sobie swoją sprawczość. Były to więc różne pobudki i każdy tam przynosił swój zasób potrzeb, na który starałyśmy się jakoś odpowiedzieć.

Mówiła pani, że pani odpowiedzią na poszukiwanie zajęcia, które pomogłoby pani rozwiązać problemy finansowe były właśnie te kursy. A jak obecnie funkcjonuje pani zawodowo jako artystka?

– Obecnie pracuję również naukowo. Robię doktorat na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. I też ten doktorat realizuję w haftowanych tkaninach oraz pracuję jako artystka sztuk wizualnych oraz wystawiam swoje prace w galeriach i muzeach. W ramach swojej pracy naukowej mam stypendium naukowe, które pozwala mi rozwijać moje techniki i także tematyzować moją pracę. W ramach pracy w obszarze sztuk wizualnych dostaję też wynagrodzenie za pokazywanie moich prac w muzeach, galeriach, oraz sprzedaję swoje tkaniny.

Monika Drożyńska haftowanie traktuje jako technikę pisania - fot. arch. Monika Drożyńska

Czy osoby, które przychodziły do pani do szkoły, traktowały hafciarstwo głównie jako hobby, czy też myślały o tym, żeby później pracować jako hafciarki. Czy można znaleźć jakąś niszę, żeby zawód hafciarki kontynuować i na tym zarabiać?

– Nikt nie przychodził do szkoły haftu, myśląc o zmianie swojego zawodu. Nigdy nie padła taka deklaracja. I ja też, obserwując dalsze losy absolwentek i absolwentów szkoły haftu, nie zauważyłam, żeby ktoś się oddał temu rzemiosłu, ale to nie znaczy, że tak nie jest. Ja po prostu tego nie wiem. Na pewno są osoby, które haftowały i haftują nadal. Realizują się w hafcie. Uczą inne osoby haftować. Nie orientuję się jednak, czy to jest ich główne źródło utrzymania. Nie sądzę by hafciarstwo mogło stać się podstawowym źródłem utrzymania.

Zasłynęła pani 2010 roku projektem „Haft miejski” w ramach którego w Krakowie, Warszawie, Opolu i Legnicy w przestrzeni miejskiej pojawiły się billboardy z wyhaftowanym hasłem: "Zimo wypier...". Sprawa była wtedy na tyle głośna, że z przyznanego pani stypendium artystycznego tłumaczył się na Onecie ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski. Potem przyszły inne akcje – wyszywanie transparentów na manifestacje z kolektywem Szkoły haftu dla pań i panów Złote rączki. W czasie pandemii haftem manifestowała pani to, co zmieniło się w naszej rzeczywistości. Tak powstała flaga ze znakiem Wiktoria. Dwa wzniesione w górę palce i strzałka nakazująca im 2 metry odstępu. „Świat został podzielony i to się już nigdy nie zmieni. Dwa palce w znaku Wiktorii zostały rozdzielone. Opisują rzeczywistość taką, jaka ona jest. Trudna, sprzeczna, nie do zniesienia. Ale te dwa podzielone palce, dalej należą do gestu symbolizującego nadzieję” – czytamy w opisie projektu. Powstały też kolejne flagi i „protestacyjne” obrusy. Skąd pomysł, aby wykorzystać haft do działalności ideowej czy politycznej?

– Wszystko może stać się polityczne. Tkaniny, które tworzę, bardzo często są polityczne. Jest to cel i założenie moich działań. Dzieje się tak również dlatego, że haftowanie traktuję jako technikę pisania, która jest między rozmową, a pismem drukowanym. Jest to taki obszar pisania, który pozwala mi notować historie nieodkryte, albo historie nienazwane. Wprowadzam też technikę haftu jako narzędzie pisania do mojej pracy naukowej, w ramach której zajmuję się polityką liter. Nie wyobrażam sobie, w swojej praktyce, haftowania, które nie jest polityczne.

Flaga, które powstała w pandemii - fot. arch. Monika Drożyńska

Czym dla pani jest polityka, bo ludzie różnie ją rozumieją. Niektórzy boją się polityki i jej unikają. Pani wręcz przeciwnie.

– Polityka jest jakby rozmową i dialogiem, który ja prowadzę z realnymi rzeczami, które odbywają się w społeczeństwie na co dzień, z którymi na każdym kroku obcuję. Polityka jest też negocjowaniem struktur władzy i ja swoimi pracami negocjuję te struktury władzy. Powstają głosy, które są słyszalne. Często tworzę takie treści, które nie mają swojej tuby, przez którą mogłyby uzyskać większą publiczność. Moje haftowanie staje się polityczne, dlatego, że pozwala usłyszeć głosy tych, które zwykle są niesłyszalne. Staram się traktować moje tkaniny jako platformę, która niesie różne narracje, różne opowieści, różne historie, które nie są reprezentowane w mediach, narracjach, mainstreamowym dyskursie.

Warto wspomnieć jeszcze o innym pani projekcie. To haft na zagłówkach w pociągach. Mi osobiście kojarzy się z takim hafciarskim graffiti: czymś trochę nielegalnym, tworzonym spontanicznie, jak wiersze, które poeci tworzyli na kawiarnianych serwetkach. Czy haftując je czuje pani, że tam, gdzie jest musi zostawić ślad, skłonić do refleksji, wyrazić siebie?

– Na tkaninach zagłówkowych haftuję już od lat. Uwielbiam się tym zajmować i kocham tę część podróży. Nie traktuję tego jednak jako jakiegoś większego projektu. To po prostu rodzaj mojej aktywności w podróży.

Haftowanie na zagłówkach w pociągach to ulubione zajęcie artystki w podróży - fot. arch. Monika Drożyńska

Gdzie możemy teraz zobaczyć pani prace?

– Na początku kwietnia otworzyłam moją indywidualną wystawę „Uwaga zły pies” w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu. W maju otwieram wystawę indywidualną „A mój chłopiec piłkę kopie” w Galerii Shefter w Krakowie.

Monika Drożyńska, 1979. Absolwentka i doktorantka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Hafciarka, aktywistka, artystka sztuk wizualnych. Interesuje się językiem, który bada przy pomocy haftu ręcznego na tkaninie. Współpracowała z Zachętą Narodową Galeria Sztuki, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, Mumok w Wiedniu, Ludwig Muzeum w Budapeszcie, Bozar w Brukseli, Sotheby's. Tel Aviv. Oraz z Université Libre de Bruxelles, Bruksela, Belgia, University of Rochester, Rochester, NY, USA, Akademia Sztuki w Szczecinie, Katholische Privat-Universität Linz, Austria, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie.  Prace w kolekcji Bunkra Sztuki, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Sztuki Współczesnej Mocak w Krakowie, Muzeum Narodowego w Kijowie, Lentos w Austrii.

www.monika.drozynska.pl

Monika Drożyńska: Nie wyobrażam sobie, w swojej praktyce, haftowania, które nie jest polityczne - fot. arch. Monika Drożyńska

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka