Czy kontrowersje związane z konnymi zaprzęgami kursującymi na trasie do Morskiego Oka zakończą się wraz z wprowadzeniem wozu hybrydowego, którego testy właśnie rozpoczęto? Prototyp innowacyjnego pojazdu, który wykonała polska firma, kosztował TPN prawie 130 tys. zł. I choć rodzima myśl techniczna znowu zagórowała (dosłownie) nad zagraniczną konkurencją, to do zakończenia sporu między tatrzańskimi fiakrami a organizacjami prozwierzęcymi jest jeszcze bardzo daleko.
Sprawa zwierząt, które ciągną wozy z turystami na wyasfaltowanej trasie prowadzącej do słynnego tatrzańskiego jeziora na dobre zagościła w polskich mediach i jak bumerang powraca zwłaszcza w sezonie letnim, kiedy wysokość temperatur zaczyna oscylować wokół 30 stopni Celsjusza. Organizacje prozwierzęce od lat apelują o ograniczenie, a najlepiej całkowitą likwidację, tego typu przewozów. Powodem jest kondycja koni, które w czasie upałów muszą pracować w pełnym słońcu i w terenie o sporym nachyleniu. Doniesienia prasowe ostatnich lat, które informowały o sytuacjach, w których na trasie doszło do przewrócenia się konia lub jego śmierci, sprawiły, że dobrostan zwierząt pracujących pod Tatrami przyciągnął wzrok opinii publicznej z całej Polski. Wraz z zainteresowaniem pojawiły się niezdrowe emocje, które tylko pogarszają i zaogniają sprawę.
Z narracji organizacji walczących o prawa zwierząt wyłania się obraz fiakra, który bezlitośnie i okrutnie katuje swoje zwierzęta, każąc im pracować w ekstremalnych warunkach, w wyniku czego te w końcu padają lub zostają poważnie ranne. Z kolei TPN informuje oraz przedstawia raporty, z których wynika, że do dramatycznych sytuacji dochodzi niezwykle rzadko. Mówi też o przestrzeganych regulaminach i prowadzonych szkoleniach oraz kontrolach, według których dobrostan zwierząt jest utrzymywany na dobrym poziomie, co gwarantuje im bezpieczeństwo. Jednak dokumenty i wyniki badań są podważane jako niemiarodajne, bo przeprowadzane niezgodnie z warunkami, w których pracują konie. Przepychankom między instytucjami nie ma końca, podobnie jak zarzucania się argumentami.
Czy wyjściem z sytuacji jest wprowadzenie wozów konnych z napędem hybrydowym? Tatrzański Park Narodowy w poniedziałek 28 czerwca pomyślnie przeprowadził pierwsze testy nowego wozu konnego ze wspomaganiem elektrycznym. Kosztujący prawie 130 tys. zł prototyp będzie w te wakacje odbywał regularne kursy na trasie do Morskiego Oka. Zastosowany w pojeździe napęd ma być włączany podczas podjazdu i odciążać pracujące konie. Akumulatory będą się ładowały podczas zjazdu. Szacuje się, że w ten sposób będzie można odzyskać nawet do 90% energii zużytej w trakcie drogi pod górę. Nowy wóz pomieści nawet 16 pasażerów, jednak podczas testów będzie zabierał 12 osób. Prototyp wspomaganego elektrycznie pojazdu wykonała firma Aktiv Elektronik z Obornik Wielkopolskich koło Poznania. Podobny wóz był już testowany w październiku i listopadzie ubiegłego roku. Wtedy badania wypadły pomyślnie. Również wozacy, którzy zajmują się obsługą turystów do Morskiego Oka, byli z niego zadowoleni. W tym miejscu warto zaznaczyć, że polski prototyp wozu jest jedynym takim pojazdem, który został skonstruowany do pracy w górach, a więc przy sporym nachyleniu terenu. Zagraniczne firmy, które specjalizują się w tego typu pojazdach, nie posiadają w swojej ofercie wozów przeznaczonych do pracy w terenie o sporym nachyleniu podłoża. Niewątpliwy sukces inżynierów z Aktiv Elektronik jest godny uwagi, zwłaszcza że koszt pojazdu jest relatywnie nieduży. Jeśli jeszcze dodamy do tego stosunkowo krótki czas, w jakim prototyp powstał, to okazuje się, że mówienie o sukcesie nie jest nieuzasadnione.
Za wcześnie, żeby coś powiedzieć
Czy ta innowacja ma szansę być realnym wsparciem dla koni pracujących na jednym z najpopularniejszych szlaków w polskich Tatrach? Na to pytanie będzie można odpowiedzieć dopiero po zakończeniu próbnego okresu eksploatacyjnego. Magdalena Zawijacz-Kozica z TPN-u w rozmowie z naszą redakcją powiedziała, że na razie nie wiadomo, kiedy wozy z napędem elektrycznym będą na stałe wprowadzone do użytku:
– Na razie testujemy jeden prototypowy wóz. Musimy zobaczyć, jak to rozwiązanie funkcjonuje, stąd na chwilę obecną ciężko jest mi coś powiedzieć. Również harmonogram testów na nadchodzący sezon będzie dopiero ustalany. Dużo zależy także od tego, jak wypadną tegoroczne badania koni, które mają być niebawem przeprowadzone. Z różnych względów, nie tylko przez pandemię, projekt był opóźniony. Plusem jest to, że wóz jest już zrobiony, dostarczony i teraz musimy przyjrzeć się, jak działa. Po testach będziemy decydować co dalej: czy będziemy ten projekt rozszerzać i zwiększać liczbę wozów, bo to jednak są dość duże koszty. Zobaczymy. Trudno coś w tym momencie powiedzieć, jeśli nie wiemy jeszcze, jak pojazd się sprawuje.
Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że TPN na chwilę obecną nie posiada też planów, co do terminu wprowadzenia eklektycznych wozów na trasę do Morskiego Oka.
– Konkretnych dat nie zakładaliśmy. Wpływ na to miała również sytuacja z pierwszym wozem, który spalił się w wyniku zwarcia instalacji na początku 2018 r., więc wolimy nie robić szczegółowych planów, dopóki nie będziemy mieć w 100% przetestowanego urządzenia
– powiedziała w rozmowie z naszą redakcją pracownica parku.
Błąd i brak doświadczenia
Mimo podjętej przez TPN inicjatywy i działania na rzecz odciążenia koni na trasie do Morskiego Oka, organizacje prozwierzęce nie wydają się być usatysfakcjonowane. Dla Anny Plaszczyk z Fundacji Viva!, która z uwagą śledzi poczynania parku w kwestii pojazdu hybrydowego, sprawa jest kontrowersyjna między innymi ze względu na brak doświadczenia Aktiv Elektronik w projektowania tego typu pojazdów.
– Prototyp wozu został wykonany przez firmę, która nie ma żadnego doświadczenia w robieniu takich konstrukcji. Jest to firma zajmująca się sprzedażą i wynajmem agregatów prądotwórczych i ma w swojej karierze dofinansowanie w wysokości ponad miliona złotych na powstanie roweru elektrycznego, który prawdopodobnie nigdy nie trafił na rynek
– powiedziała Plaszczyk i dodała:
– Jako fundacja w 2014 r. orientowaliśmy się, jak wygląda kwestia wozów hybrydowych konno-elektrycznych w Europie – czy takie wozy powstały, czy gdzieś funkcjonują. Wtedy udało się nam ustalić są, że trzy bardzo duże firmy, z dużym doświadczeniem, pracowały nad powstaniem takiego wozu. Mają już one w ofercie wozy konno-hybrydowe, które działają na płaskim terenie, ale żadna z tych firm nie zdecydowała się na wprowadzenie hybrydy przeznaczonej na teren bardzo pochyły a z takim mamy do czynienia na trasie do Morskiego Oka, bo opracowanie takiego napędu, żeby działał i rzeczywiście wspomagał konie, nie jest takie proste.
Dla działaczki fundacji problematyczne są też dane, które zostały zebrane przez projektantów pojazdu:
– W przypadku wozu, który ma być teraz testowany przez TPN, firma współpracowała z hipologiem, który wyliczył w jakich warunkach pracują konie na drodze do Morskiego Oka a to wyliczenie obarczone jest tzw. „grubym błędem metody”. Jak potwierdza biegły sądowy w postępowaniu prowadzonym przed prokuraturą, wcześniej w Limanowej a teraz w Kielcach, te obliczenia są wadliwe. Więc jeśli ta hybryda powstała przy współpracy z tym hipologiem i na podstawie tamtych pomiarów oraz jego obliczeń, znaczy, że nie może ona odciążać zwierząt, bo otrzymane wyniki są po prostu błędne.
Zbigniew Kowalski, który jest odpowiedzialny z ramienia TPN za transport konny, odniósł się do zarzutu o brak doświadczenia Aktiv Elektronik w konstruowaniu podobnych pojazdów. W rozmowie z naszą redakcją przyznał, że park wiedział o tym, ale jednocześnie w Polsce nie było firmy, która by w tej dziedzinie takowe posiadała. Dla naszego rozmówcy brak doświadczenia nie jest jednak przeszkodą, ponieważ, gdyby tylko on miał przesądzać o podejmowaniu różnego rodzaju wyzwań inżynieryjnych, to nigdy nie byłby możliwy postęp technologiczny:
– Zanim wykonano pierwszy prototyp, nie było w Polsce żadnej firmy, która posiadałaby doświadczenie w wykonywaniu tego typu wozów. Doświadczenie, które nabyła przy produkcji pierwszego prototypu, spowodowały, że przy wykonaniu drugiego firma Aktiv-Elektronik posiadała już wiedzę związane z produkcją, testami i pracą pojazdu hybrydowego. Do Tatrzańskiego Parku Narodowego w roku 2019 i 2020 zwracała się z propozycją testów bryczki (zaprzęgu) wspomaganego elektrycznie firma POJ-KON, która wyprodukowała takie pojazdy do Francji i Słowenii. Tatrzański Park zgadzał się na przeprowadzenie testów pojazdów tej firmy na swoim terenie, ale nie zdecydował się partycypować w kosztach związanych z przywozem takich pojazdów lub wypożyczeniem
– powiedział Kowalski i dodał:
– Można się również pokusić o komentarz, że jeśli coś nie jest proste, nie oznacza, że jest niemożliwe. Idąc zaprezentowanym wyżej tokiem myślenia, nigdy nie mielibyśmy do czynienia z postępem technologicznym.
Pracownik parku w rozmowie z naszą redakcją odniósł się także do kwestii „grubego błędu metody” i wadliwych obliczeń, które skomentował:
– Nie otrzymaliśmy decyzji prokuratury o błędnych obliczeniach związanych z parametrami technicznymi projektowanego prototypu.
Czytaj także:
Za tani?
Brak doświadczenia Aktiv Elektronik w konstruowaniu podobnych pojazdów oraz pomiary, w oparciu o które został opracowany prototyp wozu hybrydowego, to nie wszystkie kwestie, która wzbudzają wątpliwości u Plaszczyk. Dla naszej rozmówczyni niepokojąca jest także... niska cena pojazdu:
– Orientowaliśmy się, ile kosztuje opracowanie takiego prototypu i są to wielokrotnie większe koszty, sięgające nawet 5 milionów zł. Więc opracowanie prototypu za 120 tys. zł budzi moje obawy.
Działaczka fundacji powiedziała także, że Tatrzański Park Narodowy pozostał głuchy na ich prośby o chęć uczestniczenia w prezentacji wozu oraz nie udostępnił szczegółów specyfikacji pojazdu. Zdaniem Plaszczyk, pracownicy TPN-u nie posiadają też żadnej wiedzy w zakresie tego, jak wóz działa:
– Wielokrotnie próbowaliśmy, jako fundacja, przekonać TPN, żeby zaprosił nas na testy tego wozu, żebyśmy mogli wziąć w nich udział, żeby mógł wziąć w nich udział nasz ekspert. Natomiast TPN nigdy nie odpowiedział na nasze prośby. To też budzi niepokój, ponieważ kiedy Park obierał pierwszy prototyp wozu wysłaliśmy wiele zapytań – o to jak działa silnik, jak działa przekładnia, jak pojemne są baterie. I po odbiorze pojazdu, osoba, która była za to odpowiedzialna, nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Więc jeżeli ktoś, kto odbiera prototyp wozu, nie wie na jakiej zasadzie on działa, to znaczy, że nie wie, czy w ogóle on działa.
Odnosząc się do tej wypowiedzi, Kowalski powiedział, że, choć hybrydowe wozy pojawiły się na testach w parku już wcześniej, to pierwsza oficjalna prezentacja medialna miała miejsce dopiero w czerwcu tego roku i spowodowana była głównie zapotrzebowaniem medialnym:
– Tatrzański Park Narodowy testuje pojazd hybrydowy od października 2020 roku, prezentacja medialna odbyła się 28 czerwca 2021 roku i wynikała głównie z zapotrzebowania wyrażanego przez dziennikarzy, chęci sfotografowania wozu, przyjrzenia się jego działaniu. Prototyp stopniowo wprowadzamy jest do pracy przy przewozie osób i będzie dostępny na drodze do Morskiego Oka, gdzie będzie można się przyglądać jego działaniu. Uwagi i wnioski dotyczące pracy pojazdu będziemy konsultować z wykonawcą i wprowadzać poprawki, jeśli okażą się konieczne.
Kowalski powiedział także, że zapytania o szczegóły techniczne prototypu pojazdu powinny być kierowane do jego producenta, a TPN otrzymał jedynie informacje potrzebne do eksploatacji wozu:
– Szczegółowe dane dotyczące rozwiązań technicznych posiada wykonawca, który przesłał do Tatrzańskiego Parku Narodowego instrukcję obsługi oraz kartę katalogową pojazdu umożliwiającą jego użytkowanie.
Pożar
Fundację Viva! niepokoi też pożar pierwszego prototypu wozu hybrydowego, do którego doszło na początku 2018 r. Dla Plaszczyk ta sytuacja jest przesłanką ku temu, że podobna sytuacja może zdarzyć się w czasie transportu turystów:
– Problem polega na tym, że ten wóz ma się ładować podczas drogi w dół. Teraz proszę sobie wyobrazić sytuację w której pojazd zaczyna płonąć na trasie i konie mają za plecami ogień. To jest wypadek, który może prowadzić do ogromnej tragedii. Zwierzęta na pewno będą w takim przypadku próbowały uciec. I chyba nie muszę mówić, co może się stać w takim przypadku. Nie mówię, że coś takiego na pewno nastąpi. Chcę zwrócić uwagę, że już doszło do takiej sytuacji, w której nastąpiło zapalenie się wozu.
Dla Zbigniewa Kowalskiego sytuacja związana z pożarem nie niesie zagrożenia związanego z eksploatacją pojazdu, ponieważ do zapłonu nie doszło w jego trakcie. Pracownik TPN-u zwrócił też uwagę, że, za pojawienie się ognia, nie odpowiadała wadliwa konstrukcja wozu, a instalacja budynku, w którym przetrzymywany był pojazd:
– Pożar prototypu w 2018 roku nie nastąpił w czasie pracy, ale w trakcie ładowania pojazdu na skutek zwarcia instalacji w budynku, w którym był garażowany.
Przeciążeń nie ma, ale są publiczne pieniądze
Dla pracownicy Fundacji Viva! kuriozalnym jest, że Tatrzański Park Narodowy wydaje państwowe pieniądze na projekt pojazdu, który po pierwsze ma odciążać konie, choć te nie zostały uznane za nadmiernie obciążone i, po drugie, służyć ma prywatnym przedsiębiorcom. Wątpliwości Plaszczyk budzi również fakt, że TPN nie potrafił udzielić fundacji informacji na temat specyfikacji hybrydowego prototypu:
– Tatrzański Park Narodowy nigdy nie przyznał, że dochodzi do przeciążeń pracujących w zaprzęgach zwierząt. W związku z tym niezrozumiałym jest to, dlaczego płaci 120 tys. zł za powstanie wozu, który ma odciążyć konie, które, jak podkreślam, zdaniem tej instytucji nie są przeciążone. Pieniądze z których finansowany jest prototyp wozu, są pieniędzmi publicznymi. Tatrzański Park Narodowy zainwestował publiczne pieniądze w wóz, który ma służyć prywatnym przedsiębiorcom. Czy tak powinno być? Myślę, że na to pytanie każdy powinien sobie odpowiedzieć sam.
Odnosząc się do tej wypowiedzi, Kowalski potwierdził, że tezy o nadmiernym obciążeniu nie znajdują odzwierciedlenia w badaniach, które tego nie potwierdziły. Zaznaczył jednak, że choć z tego powodu Tatrzański Park Narodowy „nigdy nie przyznał, że dochodzi do przeciążeń,”, to jednocześnie nie tylko nie zaprzeczał, ale „zawsze podkreślał, że praca koni na tej trasie jest wymagająca”:
– Od lat podejmujemy liczne działania, by transport usprawnić. Prototyp wozu ma służyć sprawdzeniu, czy taki pojazd może spowodować, że konie będą miały pomoc przy wykonywaniu pracy podczas jazdy pod górę, więc będą pracowały lżej. Przy wspomaganiu pracy koni przez hybrydę konie będą ciągnęły mniejszy ciężar pod górę, o co od lat wnioskuje Fundacja "Viva", więc wykonanie takiego pojazdu służy realizacji wniosków Fundacji.
Pierwsze miarodajne badania?
Pod koniec pierwszej połowy czerwca ruszyły badania koni jeżdżących w zaprzęgach na trasie do Morskiego Oka i jeszcze nie zostały zakończone. Za tydzień rusza ich druga tura. W tej chwili przebadanych zostało ok. 60 procent zwierząt. Zdaniem Anny Plaszczyk z Fundacji Viva!, są to pierwsze badania, które mogą być miarodajne:
– To są pierwsze od lat badania, które mają szanse, ale podkreślam, że na tym etapie, jest to dopiero szansa, uzyskać miarodajne wyniki. Tatrzański Park Narodowy w końcu w tym roku postanowił wdrożyć w życie nasze postulaty, o które od lat wnioskowaliśmy. Co prawda, są ich tylko dwa z wielu, ale jest to krok w kierunku uzyskania miarodajnych wyników badań dotyczących przeciążeń. Zmiana polega na tym, że konie po raz pierwszy będą badane indywidualnie w ruchu, o co wnosimy od 2014 r. a także będą badane po wykonaniu pracy w pełnym dopuszczalnym regulaminem ładunkiem, o co również postulujemy od wielu, wielu lat. TPN przez długi czas ignorował nasze wnioski, natomiast w tym roku nagle władze parku, ale też i inni członkowie komisji zgodzili się, że nasze postulaty są słuszne i powinny być wprowadzone w życie. Mogę się tylko domyślać, co było powodem tego, że nagle TPN zmienił zdanie.
Odmiennego zdania jest Zbigniew Kowalski, który, będąc odpowiedzialnym w TPN-ie za transport konny, stwierdził, że wcześniejszym badaniom nic nie można zarzucić:
– Z naszych zestawień wynika, że ponad 98,5 % koni pracujących na drodze do Morskiego Oka przechodzi badania komisji pozytywnie. Krzywdzące wobec właścicieli koni i fiakrów jest twierdzenie o zamęczaniu przez nich koni i pracy koni ponad ich siły. Konie pracujące na drodze do Morskiego Oka poddawane są obowiązkowym badaniom weterynaryjno-hipologicznym. Badania te przeprowadzają zarówno lekarze weterynarii opłacani przez organizacje prozwierzęce, jak i wskazani przez właścicieli koni oraz Tatrzański Park Narodowy, a ich wyniki przeczą zarzutom organizacji prozwierzęcych. W 2013 roku Fundacja Viva! zleciła lek. wet. Pawłowi Golonce wykonanie badań poziomu kinazy kreatyninowej (CK) we krwi u koni pracujących w Morskim Oku. CK to enzym określający stopień „zmęczenia” mięśni szkieletowych i mięśnia sercowego u koni. Badania miały jednoznacznie wykazać, czy konie pracują w przeciążeniu. Badanie przeprowadzone u 1/3 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka nie wykazało przekroczenia norm CK we krwi. W sytuacji gdyby konie z Morskiego Oka pracowały w takich przeciążeniach, o jakich mówi Fundacja Viva!, stężenie CK we krwi u wszystkich koni musiałoby znacznie przekroczyć normę.
Pracownik TPN-u zwrócił także uwagę, że park nie pozostaje głuchy na prośby fundacji i nie pierwszy raz przychyla się do postulatów fundacji:
– W związku z prośbą Fundacji Viva! skład komisji badającej konie został dwa lata temu powiększony o lekarza weterynarii specjalizującego się w ortopedii. Tatrzański Park Narodowy zaprosił do współpracy wet. Janusza Okońskiego – jednego z najlepszych polskich lekarzy weterynarii i ortopedów, posiadającego 50-letnie doświadczenie. Jest on oficjalnym lekarzem weterynarii Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej i licencjonowanym lekarzem weterynarii Polskiego Związku Jeździeckiego. Był lekarzem weterynarii reprezentacji Polski na pięciu igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy. W składzie komisji znaleźli się: lek. wet. Bożena Latocha – z ramienia Fundacji Viva!, lek. wet. Janusz Okoński oraz dr inż. Maciej Dobrowolski – z ramienia TPN oraz dr n. wet. Marek Tischner – z ramienia Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka z gminy Bukowina Tatrzańska. Badania są więc prowadzone z zachowaniem należytych standardów, a różnorodny skład komisji gwarantuje bezstronność i rzetelność.
Z czego więc wynika zmiana w warunkach badania koni? Ta, zdaniem naszego rozmówcy, jest wypadkową wniosków i decyzji, które wpływały i były podejmowane przez dyrekcję TPN-u.
– Zmiany przy przeprowadzanych badaniach koni wynikły z wniosków komisji weterynaryjnej oraz decyzji dyrekcji Tatrzańskiego Parku Narodowego. Przeprowadzenie badań ortopedycznych w innym miejscu spowodowało, że przebiegły sprawniej i bez udziału osób niezwiązanych z badaniami, a według lekarzy są równie miarodajne. Natomiast zastosowany wymóg załadowania wozów kompletem osób spowodował, że wszystkie konie ciągnęły podobny ciężar podczas pracy pod górę, ale wydłużyło to badania o dodatkowe 2 dni. Badania mają rzetelnie ocenić stan zdrowia koni, nawet kosztem wydłużenia czasu ich trwania. Było to również spełnienie postulatów organizacji prozwierzęcych
– powiedział Kowalski.
Fiakrzy pilnują się nawzajem
Pracownik Tatrzańskiego Parku Narodowego zwrócił uwagę, że dobrostan koni pracujących przy transporcie turystów do Morskiego Oka nie jest obojętny TPN-owi. Zdaniem Kowalskiego w celu jego poprawy w ciągu lat podjęto szereg różnych inicjatyw i działań:
– Już w 2009 roku wymieniono wozy na lżejsze. Wówczas działania nad uregulowaniem pracy koni na tej trasie nabrały tempa. Powstał „Regulamin przewozów”, na przestrzeni lat kilkukrotnie aktualizowany o nowe wytyczne, m.in. redukcję liczby osób na wozie, obowiązkowe postoje, pojenia, minimalny czas trwania poszczególnych kursów, zakaz kłusu pod górę itd. Specjaliści z dziedziny weterynarii i hipologii ustalili, jakie warunki fizyczne muszą spełniać konie pracujące na tym terenie. Rozpoczęto obowiązkowe badania wysiłkowe koni wożących turystów oraz szkolenia dla fiakrów, zaostrzono kontrole wozaków, zainstalowano nowe tablice informujące o dopuszczalnej liczbie osób na wozie, zakupiono beczkowozy na Palenicę. Ponadto wszystkim koniom pracującym na drodze do Morskiego Oka wszczepiono elektroniczne czipy, pozwalające na szybką kontrolę przez Straż Parku.
Kowalski zwraca także uwagę na fakt, że nie tylko zredukowano liczbę osób, które mogą być przewożone, ale zaostrzono także kary dla przewoźników i to do tego stopnia, że łamanie regulaminu "jest dla nich po prostu nieopłacalne":
– Od wielu lat maksymalna liczba osób przewożonych wozami jest określana w Regulaminie przewozów. Obecnie obowiązujący regulamin określa maksymalną ilość osób, którą można przewieźć na wozie na: 12 osób w górę oraz 15 osób w dół (ten konkretny zapis utrzymuje się od 2014 roku). Kary dla fiakrów za nieprzestrzeganie regulaminu są bardzo surowe. Od upomnień i kar finansowych, po utratę licencji. W przeszłości trzykrotnie odbierano licencje za przewożenie większej liczby osób, niż zezwalał na to regulamin. Dało to pozytywny skutek i obecnie fiakrzy przestrzegają tego zapisu. Jego łamanie jest dla nich po prostu nieopłacalne.
Mimo to, funkcjonowanie przewozów do Morskiego Oka w obecnym stanie jest nie do zaakceptowania dla działaczki Fundacji Viva!.
– Rozwiązaniem problemu cierpienia koni pracujących na trasie do Morskiego Oka jest likwidacja tego typu transportu i zastąpieniem go transportem alternatywnym. Fundacja nie zajmuje się tym, jaki powinien być to transport, natomiast z pewnością ta trasa nie jest trasą odpowiednią dla zwierząt. To nie jest kwestia tego, że zmienimy im podkowy i to coś zmieni. Wszystkie podkowy, przy takim nachyleniu terenu i asfaltowej nawierzchni będą szkodziły koniom. Ta praca, którą konie teraz wykonują w naszej opinii jest niezgodna z przepisami ustawy o ochronie zwierząt
– powiedziała Plaszczyk.
Odnosząc się do tych słów, Kowalski stwierdził, że „zarzuty o znęcanie czy zamęczanie koni na tej trasie można rozpatrywać w kategorii pomówień”. Zaznaczył także, że w kontrolę dobrostanu zwierząt włączeni są także osoby odwiedzające park i korzystające z trasy nad Morskie Oko, a wizyty i inspekcje mające na celu zbadanie stanu zwierząt nierzadko odbywają się także w gospodarstwach właścicieli koni. Zdarzają się również przypadki, kiedy zawiadomienie o nieprawidłowość pochodzi od samych przewoźników:
– W prowadzeniu nadzoru nad przewozami pomocni są również sami turyści, którzy zgłaszają swoje uwagi odnośnie do pracy przewoźników. Część kontroli odbywa się w asyście funkcjonariuszy Policji i lekarzy weterynarii. Bywa, że odbywają się one również w miejscu zamieszkania fiakrów, jeśli zachodzi np. podejrzenie o używaniu do pracy koni chorych, kulejących. Sami fiakrzy, dbając o własny interes, pilnują się nawzajem – niejednokrotnie prosząc Straż Parku o interwencję.
TPN nie może ulegać naciskom
Dlaczego więc po prostu nie można zlikwidować konnych zaprzęgów na szlaku do Morskiego Oka, zwłaszcza, że większość turystów z pewnością zrozumiałaby decyzję o likwidacji zaprzęgów? Wprowadzenie takiego zakazu z dnia na dzień mogłoby poskutkować tym, że zwierzęta najprawdopodobniej zostałyby sprzedane na ubój. Ale czy likwidacja konnych przewozów nie mogłaby przebiegać stopniowo? Zapytany o tę kwestię pracownik TPN, odpowiedział:
– Na razie nie są planowane ograniczenia poruszania się wozami konnymi na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wynika to z wielu przyczyn. Usługi odbywają się zgodnie z obowiązującymi Regulaminami, wprowadzonymi Zarządzeniami Dyrektora TPN. Kontrole nad ich przestrzeganiem sprawuje Straż Parku i pracownicy terenowi obwodów ochronnych Morskie Oko i Łysa Polana.
Kowalski stwierdził również, że kierownictwo TPN-u nie może „ulegać naciskom kilku organizacji prozwierzęcych” i ich przedstawicielom, którzy „nie mają kwalifikacji do wypowiadania się na temat zdrowia koni”:
– Dopóki szanowani w kraju i na świecie specjaliści od koni nie opowiedzą się za likwidacją tej formy transportu w Morskim Oku, nie możemy ulegać naciskom kilku organizacji prozwierzęcych, których przedstawiciele nie mają kwalifikacji do wypowiadania się na temat zdrowia koni. Zarzuty o znęcanie czy zamęczanie koni na tej trasie można rozpatrywać w kategorii pomówień, gdyż nie znajdują potwierdzenia w wypowiedziach osób kompetentnych w tej dziedzinie ani w wynikach badań.
Nie ma żadnej platformy dialogu
Nieugięta w kwestii konnych przewozów jest Fundacja Viva!, dla której odciążenie wozów napędem hybrydowym nie jest wyjściem z sytuacji. Zdaniem Anny Plaszczyk w niczym nie zmieni to faktu, że zwierzęta nadal będą musiały poruszać się w podkowach po trudnym terenie, co będzie powodować cierpienie i z pewnością odbije się na ich stanie zdrowia.
– Nawet jeśli założymy, że ta hybryda będzie odciążała konie, to zwierzęta wciąż będą pracowały w podkowach (gryfowych, warszawskich, hacelowych) na twardej powierzchni, przy bardzo dużym nachyleniu terenu, co będzie wciąż degradowało układ ruchu tych zwierząt. I tego się nie da wyeliminować, bez względu na to, jak nowoczesne rozwiązania zostałyby tutaj zastosowane. To cierpienie, wynikające z pracy w specyficznych podkowach na mocno pochyłym terenie i twardej drodze jest nie do wyeliminowania
– powiedziała działaczka fundacji.
Dla TPN-u takie postawienie sprawy jest równoważne z niemożnością osiągnięcia jakiegokolwiek konsensusu. Zbigniew Kowalski stwierdził w rozmowie z nami, że nieprzejednana postawa fundacji zamyka także możliwość prowadzenia rozmów:
– Kwestionowanie wspomagania pracy koni charakterem podłoża, na którym konie pracują (asfaltu), może wskazywać, że Fundacja jest całkowicie przeciwna pracy koni na drodze do Morskiego Oka i nie ma żadnej platformy dialogu. Dotychczas spełniliśmy wiele postulatów fundacji.
Fot.: TPN