Po zderzeniu dwóch tramwajów na ul. Bieńczyckiej w Krakowie poszkodowanych zostało około 35 osób, a kilku trafiło do szpitala. Jeden z motorniczych był w ciężkim stanie. Teraz pojawiły się pierwsze pozytywne informacje.
Do wypadku doszło w środę wieczorem, 3 grudnia, na torowisku przy ul. Bieńczyckiej w rejonie ronda Kocmyrzowskiego. Tramwaj linii 5 najechał na stojący przed skrzyżowaniem skład linii 52. Na skutek potężnego uderzenia pomocy medycznej udzielono łącznie 35 osobom; 9 z nich – w tym dziecko i ciężko ranny motorniczy – trafiło do krakowskich szpitali. Reszta poszkodowanych doznała niegroźnych obrażeń i po opatrzeniu mogła pozostać na miejscu.
Według relacji służb, pierwsze zgłoszenie wpłynęło o 17.56, a karetka pojawiła się na miejscu już po czterech minutach. Do akcji skierowano osiem zespołów ratownictwa medycznego, karetkę Państwowej Straży Pożarnej oraz 10 zastępów strażackich – łącznie około 40 strażaków i 30 policjantów zabezpieczało teren. Aby rozładować szpitalne oddziały ratunkowe, poszkodowanych przewieziono do kilku placówek: część trafiła do Szpitala im. Rydygiera, inne osoby do szpitali im. Żeromskiego, Uniwersyteckiego, im. Narutowicza oraz do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego.
Śledczy wciąż wyjaśniają okoliczności zderzenia. Według miejskiego przewoźnika tramwaj linii 52 zatrzymał się przed rondem Kocmyrzowskim, a jadący za nim wagon linii 5 nie wyhamował i uderzył w jego tył. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne zapowiedziało pełną współpracę z policją i biegłymi.
Wśród poszkodowanych najpoważniej ranny był motorniczy tramwaju linii 5. Trafił do Szpitala Specjalistycznego im. Rydygiera, gdzie natychmiast przeszedł operację. Jak dowiedziało się Radio Kraków, jego stan poprawił się: z ciężkiego określany jest teraz jako średnio ciężki. Mężczyzna doznał wielomiejscowych obrażeń nóg i twarzoczaszki, pozostaje pod ciągłą obserwacją lekarzy i jest przytomny.
Przyczyny wypadku bada specjalna komisja. Równolegle własne dochodzenie prowadzi Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Krakowie.
Śledztwo ma ustalić, czy zawiódł człowiek, maszyna, czy może warunki panujące na torowisku. Ostateczne wnioski mogą zająć kilka tygodni.



















