niedziela, 11 czerwca 2023 10:33

Plaga trolli zalewa Internet. "Już za 168 euro można wykupić w sieci całkiem spory fałszywy ruch"

Autor Patryk Trzaska
Plaga trolli zalewa Internet. "Już za 168 euro można wykupić w sieci całkiem spory fałszywy ruch"

W Internecie spotkał ich każdy. Komentują, manipulują i wprowadzają dezinformację. Fake konta stały się codzienną bolączką dla użytkowników mediów społecznościowych. Kto stoi za "farmami trolli" oraz czy da się odróżnić oszusta w internetowym świecie?

Wojtek, Maja, Marcin, Robert, Aneta, Jakub czy Gosia – wszystkich tych użytkowników możemy spotkać w dyskusjach internetowych. Codziennie biorą w nich udział miliony ludzi. Co jednak w sytuacji, gdy zamiast tysięcy osób, jest zaledwie jedna, która tworzy sztuczną farmę trolli? Fake konta w mediach społecznościowych, to zjawisko, które stało się plagą w XXI wieku. Fałszywe profile zaczęły być używane do niszczenia swoich przeciwników w Internecie i sztucznego podbijania zasięgów. Jak działa ten skomplikowany proceder oraz jak zdemaskować oszusta w mediach społecznościowych? O tym i wielu innych zagadnieniach rozmawiamy z Marcelem Kiełtyką – specjalista ds. komunikacji oraz członkiem zarządu organizacji Demagog, która zajmuje się fact-checkingiem.

W ostatnich tygodniach w Krakowie wybuchła "afera trollowa". Jak ujawnił Mateusz Jaśko na stronie "Co jest nie tak z Krakowem" z fake kont "wylewał się hejt" na przeciwników obecnie rządzących w Krakowie. Jak działa taki proceder i dlaczego, tak łatwo jest stworzyć farmę fałszywych kont do niszczenia ludzi w Internecie. Wygląda to tak, jakby każdy z nas mógł zostać przysłowiową Mają czy Gosią?

– Niestety okazuje się, że sztucznie generowany ruch w Internecie, często tworzony np. w celach polityczny jest raczej codziennością. Można powiedzieć, że fake news w Internecie, a w tym fake konta można kupić w bardzo przystępnej cenie. Dezinformacja wcale nie jest droga i bardzo często po prostu się opłaca.

Już rok temu specjaliści z NATO StratCom COE wydali raport, w którym okazało się, że kampania dezinformacyjna jest tania i prosta do zrealizowania. W najnowszej wersji raportu wnioski niestety nie są optymistyczne, ponieważ żadna z platform społecznościowych nie była w  stanie skuteczniej walczyć z dezinformacją. Co więcej, skuteczność ta nawet się pogorszyła.

Dziś każdy z nas może bez problemu stworzyć konto w medium społecznościowym, w którym tak naprawdę może wpisać, co chce, fałszywe imię i nazwisko, opis, biogram, zdjęcie itd. Platformy nie sprawdzają tego, czy za kontem stoi realna osoba, czy nie. Przykłady takich fake kont można mnożyć. Dotykają one różne branże, nie tylko polityków. Są wykorzystywane również w celach zarobkowych, aby wypromować jakąś postać, aby uderzyć w kogoś, kogo nie lubimy, albo mamy sprzeczne interesy lub po prostu dla żartu, który przez część użytkowników czasami odbierany jest jako prawda.

Czy da się w takim razie odróżnić fake konto od użytkownika, który po prostu nie posiada zdjęć, a jego znajomi są ukryci?

– Często jest to niemożliwe. Musimy przede wszystkim pamiętać, że udostępniając niesprawdzone informacje, bądź wchodząc w internetową dyskusję, możemy nieświadomie przyczynić się do rozpowszechniania dezinformacji. Dlatego, jeśli nie jesteśmy pewni, czy dany post jest prawdziwy, nie podawajmy go dalej! Jednak konta tworzone w celach dezinformacyjnych w niektórych przypadkach da się odróżnić od prawdziwych.

Opłaceni „specjaliści" od dezinformacji starają się kreować nasze opinie w czasie internetowych dyskusji. Niektóre z kont odpowiadając na komentarze, mogą być także botami, czyli zautomatyzowanymi kontami naśladującymi interakcje prawdziwych użytkowników. Takie konta mogą być wykorzystywane np. do forsowania pewnych poglądów lub wprowadzania w błąd. Aby odróżnić je od kont prawdziwych, powinniśmy przede wszystkim zwracać uwagę na język, na to, czy nie ma tam błędów gramatycznych. Ważna jest też nazwa konta. Jeśli pojawiają się w niej przypadki, np. wiele niespójnych cyfr, to może to oznaczać, że konto zostało wygenerowane w sposób automatyczny. Chociaż tutaj też powinniśmy uważać, bo znane są  konta osób, prawdziwych, które mają podejrzaną nazwę, np. konto Patryka Wachowca na Twitterze – prawnika z Fundacji FOR, którego nazwa to  @Patryk_1234567. W takim przypadku powinniśmy wejść na to konto i  zweryfikować to, jak wygląda jego profil, zwrócić uwagę na zdjęcie profilowe, poszukać go za pomocą odwróconego wyszukiwania obrazem i sprawdzić gdzie w sieci się pojawia. To często wystarczy, aby przekonać się, że zdjęcie nie jest prawdziwe. Przyjrzyjmy się też dokładnie opisowi konta i zweryfikujemy zamieszczone tam informacje w co najmniej dwóch innych źródłach. Sprawdźmy jakie inne konta obserwuje ten profil, ilu ma znajomych, przez ile kont jest obserwowany - to wszystko da nam odpowiedni kontekst i pozwoli ocenić, czy konto może być sztuczne lub fałszywe.

Zwracajmy również uwagę na poprawność językową tekstów. Szczególnie teraz, w dobie wojny za naszą wschodnią granicą, gdzie Rosja jest jednym z głównych ośrodków dezinformacyjnych działających w polskim Internecie. Jednym z sygnałów ostrzegawczych dla nas powinny być błędy językowe i ortograficzne. Te są charakterystyczne m.in. dla tzw. "trolli",  które często w sposób automatyczny tłumaczą przekaz, przez co czasami powstają wspomniane błędy. Tutaj niestety sztuczna inteligencja może pomóc takim trollom, ponieważ jej algorytmy tłumaczenia działają już dużo lepiej niż np. tradycyjny tłumacz Google. Natomiast rusycyzmy, dziwnie brzmiące sformułowania i kalki językowe to znak, że należy zachować wzmożoną czujność.

Czasem zdarza się, że niektóre konta komentują i reagują jedynie na posty wybranych autorów, czy to powinno wzbudzać nasze podejrzenia?

– Zdecydowanie tak. Powinniśmy również zwracać uwagę na to, jakie inne profile obserwuje dane konto, na jakie tematy się wypowiada, jak często publikuje posty, w jaki sposób je komentuje.

Wspominane wcześniej trolle to prawdziwi użytkownicy działający w sieci, czasem na czyjeś zlecenie: innych osób, organizacji czy nawet państw. Jeśli taka osoba ma konkretne zlecenie, to dotyka w swojej komunikacji konkretnych tematów. Oczywiście istnieje ryzyko, że realny człowiek, niebędący trollem, porusza tylko wybrane tematy, ponieważ po prostu są to jego zainteresowania. Jeśli jednak zauważymy, że tematy te czasami wzajemnie się wykluczają, przeczą sobie lub osoba raz jest zwolennikiem jakiejś tezy, a raz przeciwnikiem, to powinniśmy być sceptyczni co do jej czystych intencji. Ważna jest też częstotliwość, z jaką komentuje to konto.

Głośnym przykładem takich kont były te, które na początku pandemii COVID-19 głosiły masowo antyszczepionkowe tezy, często niezwiązane z faktami, a potem przy wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie (24.02.2022r.) nagle przestawiły się na antyukraińską dezinformację. Poruszały tylko konkretne tematy z tym związane, siejąc chaos, niepewność, próbując wyprowadzić innych użytkowników z równowagi. Robiły to dzięki emocjonalnym treściom powodującym polaryzację i wywołując kontrowersje. Czasami działały w ramach tzw. farm trolli. Takie farmy bardzo rzadko wchodzą w merytoryczną, opartą na faktach dyskusję, która pozbawiona jest emocji.

Dlaczego ludzie tworzą fake konta w mediach społecznościowych? Z czego wynika fenomen tego procederu i jak on wpływa na szerzenie się dezinformacji w Internecie?

– Po pierwsze dlatego, że w zasadzie nie grożą za to żadne konsekwencje. Wystarczy odrobina sprytu i w łatwy sposób można ukryć swoją tożsamość. Oczywiście w sieci tak naprawdę nikt nie jest anonimowy, natomiast zdemaskowanie oszustów w niektórych przypadkach wymaga dużo czasu i pieniędzy.

Tych pieniędzy jednak nie potrzeba dużo, aby uruchomić  skuteczną kampanię dezinformacyjną. Według raportu NATO StratCom już za 168 euro można wykupić w sieci całkiem spory fałszywy ruch. Za tę kwotę możemy pozyskać 1,2 tys. komentarzy, 6,5 tys. „lajków", 15,7 tys.  wyświetleń oraz 3,7 tys. udostępnień. A takie liczby w łatwy sposób mogą nas uwiarygodnić w sieci. Pamiętajmy o tym, że mówimy tutaj o najpopularniejszych platformach społecznościowych, jakimi są Facebook, Instagram, Twitter, YouTube, TikTok i VKontakte.

W jakim celu zazwyczaj tworzy się fake konta? Czy takie profile są potem początkiem "łańcuszka" fake newsów?

– Cele są różne, w zależności od zleceniodawcy. Czasami są to cele biznesowe. Ktoś chce np. wypromować swój nowy produkt lub usługę i kupuje masę fałszywych opinii zachwalających firmę X. Może podejść jednak do tego z drugiej strony i cyklicznie uderzać fałszywymi, oczerniającymi opiniami w konkurencję.

Ostatnio głośne są też przypadki celebrytów czy influencerów, kreujących swój wizerunek za pomocą nieprawdziwych lajków, czy wprost budujących swoją karierę na internetowym kłamstwie. W polskim Internecie mierzymy się też z wielką skalą internetowych oszustw, czyli tzw. scamów. Są to różnego rodzaju socjotechniki wykorzystywane w sieci, aby wyłudzić od nas pieniądze lub nasze dane.

Na końcu, ale nie najmniej ważne, są cele polityczne. Na polskiej scenie politycznej już nie raz zdarzały się podejrzane, masowe ruchy promujące określone narracje za pomocą fałszywych kont.

Jaka jest skala tego procederu? Czy z roku na rok przybywa fałszywych kont, które rozpowszechniają fake newsy? Jakie są Państwa statystyki?

– Na podstawie naszych doświadczeń możemy stwierdzić, że fałszywych kont przybywa. Codziennie mierzymy się z jakimś internetowym oszustwem, które promowane jest przez nieprawdziwe konto. Codziennie jesteśmy też celem hejtu i ataków ze strony podejrzanych profili. Nasze obawy potwierdzają też wnioski z raportu NATO StratCOm, które mówią o tym, że platformy społecznościowe nie radzą sobie z tym problemem. Usuwanych jest np. mniej fałszywych kont niż rok wcześniej. Ten procent spadł z poziomu 25 proc.  do 16 proc.. Niemal na każdej platformie odsetek usuwanych kont zmalał. Wyjątkiem okazuje się TikTok i YouTube.

Usuwanie fałszywych kont to jeszcze nie wszystko. Fakty są takie, że aż 90 proc. nieautentycznej aktywności pozostawało na platformach nawet 4 tygodnie od ich pojawienia się. Jednak tak naprawdę skala tego problemu jest bardzo ciężka do oszacowania, ponieważ największe platformy nadal nie są w tym temacie odpowiednio transparentne.  

Jak powinniśmy postępować w przypadku, gdy podejrzewamy, że konto, które spotkaliśmy w mediach społecznościowych, jest fałszywe i służy jedynie do hejtu bądź sztucznego podbijania zasięgów?

– Po pierwsze nie podawajmy dalej takich informacji. Jeśli już chcemy zwrócić uwagę na ten problem, to wyraźnie zaznaczmy, że mamy do czynienia z podejrzaną treścią. Możemy oczywiście zrobić to w formie komentarza pod postem, lub zaznaczając w naszym poście w tekście i najlepiej też na grafice, jeśli mamy do czynienia z obrazem.

Pomimo tego, że platformy nie radzą sobie z usuwaniem zgłoszonych kont, ponieważ zmniejszyła się liczba raportowanych fałszywych kont, które zostały usunięte (dla przykładu Facebook, który najlepiej radził sobie  pod tym względem, usunął zaledwie 3 proc.) to dobrą praktyką jest zgłaszanie takich kont przez specjalne funkcje na poszczególnych social mediach. Podejrzane treści w sieci można także zgłaszać do organizacji fact-checkingowych, np. takich jak demagog.pl
Przy różnego rodzaju aferach, osoby złapane na korzystaniu z fake kont tłumaczyły przykładowo, że to nie one pisały takie rzeczy, tylko "syn znajomych", który nie ma zdjęcia. Czy w takich przypadkach jest szansa, aby udowodnić komuś winę? A może jest to wolna przestrzeń, w  której "każdy może robić, co chce"?

– W Internecie nikt nie jest anonimowy. Znamy już wiele przypadków, w których udało się zidentyfikować sprawców hejtu czy dezinformacji. Odpowiednie techniki np. OSINTowe (biały wywiad) często pozwalają na jednoznaczną identyfikację osób stojących za szerzeniem pewnych narracji, wykorzystujących fałszywe konta. Choć mam wrażenie, że skuteczniejsi są tutaj czasami tzw. „internetowi detektywi" niż służby, które powinny się tym zająć, to jestem pełen nadziei, że i to niedługo się zmieni. Zdarza się, że nie jest to sprawa łatwa i szybka, ale widzimy tutaj postęp. Potrzebne są transparentne i jasne regulacje prawne, które będą wymuszały na platformach samoregulację, ale z drugiej strony pociągały je do odpowiedzialności. Potrzebne jest prawo, które będzie służyło użytkownikowi i mam nadzieję, że właśnie wdrażany Akt o Usługach Cyfrowych w Polsce (Digital Service Act) pomoże w skutecznym eliminowaniu fałszu z sieci.

Czy istnieje sposób, aby zapobiegać tego typu zjawiskom?

– Musimy zacząć od ściągnięcia odpowiedzialności z końcowego użytkownika i przeniesieniu jej na platformy, które często zarabiają na fake newsach i nie zawsze są chętne do walki z tym procederem. To czasami wiąże się też z modelem biznesowym. Tutaj są potrzebne międzynarodowe regulacje prawne np. na poziomie Unii Europejskiej jedną z nich jest wspomniany wcześniej DSA lub DMA (Digital Market Act). Natomiast bardzo ważne jest także nasze odpowiednie podejście, nasz krytyczny umysł i edukacja społeczeństwa, tak, abyśmy sami mieli odpowiednią wiedzę na temat tego, jak świadomie i bezpiecznie korzystać z Internetu. Nikt lepiej nie zadba o nasz interes, jak my sami. Dlatego uważam, że kluczowa jest edukacja, już od wczesnych lat szkolnych. To pomoże nam stworzyć świadome obywatelskie społeczeństwo, w którym każdy z  nas będzie w jakimś stopniu fact-checkerem, potrafiącym skutecznie zidentyfikować fałsz.

fot. pixabay

Polska - najnowsze informacje

Rozrywka