piątek, 8 lipca 2022 12:29

Pożar archiwum na własne życzenie? Czy potwierdzą się kuriozalne ustalenia ?

Autor Mirosław Haładyj
Pożar archiwum na własne życzenie? Czy potwierdzą się kuriozalne ustalenia ?

Najbardziej prawdopodobną przyczyną pożaru, do którego doszło 6 lutego 2021 roku w krakowskim archiwum miejskim przy ulicy Na Załęczu, był sam system przeciwpożarowy. Z artykułu opublikowanego przez RMF24 wynika, że samo zdarzenie to "to splot nieprawdopodobnych okoliczności, ale też błędów urzędników, ekspertów, specjalistów". Jednocześnie teorie o celowym podpaleniu archiwum są zdaniem śledczych "absurdalne" i zostały odrzucone. Nie oznacza to jednak, że sprawa nie budzi kontrowersji i nie rodzi znaków zapytania.

Jak twierdzą w rozmowie z RMF24 eksperci ogień w krakowskim archiwum był nie do ugaszenia. Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się "nieprawidłowo zamontowane regały, montaż urządzeń gaśniczych przed ustawieniem regałów, a także zły dobór urządzeń gaśniczych". Z kolei sam pożar miał wiele przyczyn, jednak jego głównym źródłem był... system gaśniczy. Choć brzmi to kuriozalnie, to okazuje się, że w wyniku kilkukrotnych zmian w projekcie, został on źle dobrany w wyniku czego ostatecznie w budynku archiwum w którym wybuchł pożar zamontowano urządzenia gaśnicze (tzw. SUG-i), w których czynnikiem gaszącym jest aerozol. Jednak najważniejsze w kontekście całej sprawy jest to, że w chwili włączenia systemu poza substancją gaśniczą uwalniana jest także olbrzymia energia (powstaje w wyniku eksplozji zbiornika), która może osiągać temperaturę nawet kilkuset stopni Celsjusza. W tym miejscu warto wspomnieć o tym, że dokumenty w pomieszczeniach archiwum były "dopchane po sufit". Z informacji zamieszczonych w artykule opublikowanym przez RMF24 wynika, że nie przestrzegano obowiązujących procedur i dokumenty były magazynowane nieprawidłowo, często w bezpośredniej bliskości czujek przeciwpożarowych. To sprawiło, że w chwili uruchomienia się systemu przeciwpożarowych wysoka temperatura uwolniona z chwilą wybuchu kilkudziesięciu pojemników z aerozolem przeniosła się na papierowe archiwa stając się zarzewiem pożaru.

Fałszywy alarm?

Na razie nie są znane przyczyny dla których system przeciwpożarowy zamontowany w budynkach archiwum miałby się uruchomić. Wiadomo jedynie, że w dniu pożaru, w sobotę 6 lutego 2021 roku ok. 19:45 w pomieszczeniu 103 w hali magazynowej 1A na pierwszym piętrze włączyła się czujka przeciwpożarowa. Po około 20 minutach od zresetowania systemu przez pracowników, włączyła się druga czujka i uruchomiony został cały system przeciwpożarowy. Według ustaleń RMF24 pracownik ochrony wraz z pracownikiem monitoringu straży miejskiej sprawdzili budynek nr 2 w którym nie stwierdzili zadymienia. Natomiast w hali nr 6 nie można było otworzyć drzwi, nie działało też światło na korytarzu. Po pobraniu kluczy i otworzeniu zamkniętych drzwi do korytarza - między budynkiem administracji a halami "okazało się, że cały korytarz był już wypełniony środkiem gaśniczym", który ograniczał widoczność do zera. Po tym zdarzeniu, pracownicy szybko powiadomili straż. Służby na miejscu pojawiła się koło godziny 20:30.

W miejskim archiwum zlokalizowanym przy ulicy Na Załęczu nagromadzonych było około 20 kilometrów akt. Jedynie kilka procent udało się uratować z pożaru. Archiwalia pochodziły z Wydziałów Architektury i Urbanistyki oraz Skarbu. Przechowywano tam także księgi meldunkowe z kilku ostatnich dziesięcioleci. Wśród nich były  dokumenty znanych i zasłużonych krakowian, takich jak laureatka Nobla Wisława Szymborska, Marek Grechuta, czy Stanisław Lem.

Uchybienia w czasie budowy?

Budynek archiwum powstawał przez kilka lat a jego koszt wyniósł ponad 15 mln zł. Miał być także jednym z najnowocześniejszych i najbezpieczniejszych tego typu budynków w Polsce. I to właśnie jest powodem licznych domysłów na temat wybuchu pożaru. Rzeczywistość może okazać się jednak dużo bardziej prozaiczna, niż spiskowe scenariusze rodem ze szpiegowskich thrillerów.

Jak ustalił autor artykułu opublikowanego przez RMF24 pierwszym znakiem zapytania jest dokument zezwalający na budowę, który został wydany w styczniu 2009. Poza pracami geodezyjnymi, które zostały zakończone 8 grudnia 2011 roku, rozpoczęcie budowy nie następowało. Pozwolenie w grudniu 2014 r. straciło ważność, choć zdaniem urzędników magistratu "nic takiego nie miało miejsca". Jednak pracownicy urzędu miasta przyznali, że zaginął dziennik budowy. W rozmowie dla RMF24 powiedzieli: "Prawdą jest, że zaginął dziennik budowy, ale ówczesny kierownik budowy złożył oświadczenie pod groźbą odpowiedzialności, że takie prace były prowadzone. Jeżeli tak było, to pozwolenie na budowę było nadal ważne". Roboty budowlane ruszyły 22 czerwca 2016 a wykonawcą była częstochowska firma Częstobud. Projekt budowy zakładał wykorzystanie najnowszych technologii. Dokumenty w archiwum miały nie mieć dostępu do światła, zaprojektowano aparaturę utrzymującą właściwą wilgotność i temperaturę powietrza. Przewidziano też system suchego gaszenia.

Jak wynika z publikacji RMF24 to właśnie zmiany systemu gaśniczego mogą stać za zagadką przyczyny pożaru: "Początkowo w projekcie miał być zupełnie inny, stały system gaśniczy. Nagle okazało się, że inwestor zmienił system. Z gazowego na aerozolowy. Kluczem w sprawie rozwikłania tajemnicy pożaru może więc być po pierwsze zmiana systemu gaśniczego. Ale też równie ważny jest sposób zamontowania regałów oraz użytkowanie całego obiektu.

W dodatku, jak udało się ustalić portalowi "okazało się jednak, że w okolicy inwestycji nie ma wystarczającej ilości dostępnej wody dla celów przeciwpożarowych". To właśnie problem z siecią wodociągową mógł przyczynić się do tego, że zrezygnowano z pierwotnego systemu zabezpieczeń . Jak przypuszczają anonimowe źródła cytowane przez Marka Balawajdera, autora artykułu "Urządzenia gaśnicze, regały i... dziura w ścianie! Dlaczego spłonęło krakowskie archiwum", "budowa nowej przepompowni wodnej zbytnio podrożyłaby koszty".

System przeciwpożarowy zmieniano w późniejszym czasie jeszcze raz. Wokół tych decyzji mnoży się sporo znaków zapytania, nie tylko związanych z ich przyczynami, ale także z ostatecznym wykonaniem. W omawianym artykule możemy przeczytać także o wątpliwościach zawiązanych z montażem, użyciem odpowiednich urządzeń oraz ich certyfikowaniem. Błędem i poważnym zaniedbaniem było również również zamontowanie regałów już po zainstalowaniu urządzeń gaśniczych. Ustalenie RMF24 budzą także kontrowersje wokół samych regałów, ich ustawienia oraz rozbieżności między planami a realami.

Kumulacja

Wnioski płynące z artykułu przedstawiają sprawę pożaru miejskiego archiwum jako kumulację niefortunnych i błędnych decyzji, które w finale doprowadziły do dwunastu dni pożogi miejskich dokumentów, której de facto nie dało się ugasić. W konkluzji artykułu, zamieszczonego na RMF24, możemy przeczytać:

"Mamy tutaj do czynienia bardziej z niedopełnieniem obowiązków, niechlujnością urzędniczą, odstępstwami od projektu, brakiem stosownych certyfikatów. I za to zapewne zarzuty usłyszy wiele osób. Według naszych informacji może być ich nawet kilkadziesiąt. Prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem "umyślnego sprowadzenia zdarzenia, które zagraża mieniu wielkich rozmiarów". Kluczowa będzie opinia biegłych. Ta powinna powstać w najbliższym czasie.

  • Czytaj także:
Kraków. Archiwum w ogniu. Tysiące akt bezpowrotnie zniszczone. Czy konieczna będzie rozbiórka budynku?
Wiadomości Kraków : Trwa akcja gaśnicza Archiwum Miasta Krakowa. Zobacz jak strażacy walczą z trwającym już trzecią dobę pożarem.

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka