– Zawsze celebruję ponowne spotkanie z publiką i jest dla mnie powodem do radości, gdy mam możliwość interakcji z moimi słuchaczami, zarówno osobiście, jak i wirtualnie. Każdy koncert jest dla mnie istotnym wydarzeniem i sprawia mi ogromną satysfakcję – mówi w rozmowie z portalem Głos24 światowej sławy pianista Julio Mazziotti, który już w poniedziałek (17 czerwca) zagra koncert w krakowskiej Piwnicy pod Baranami.
Julio Mazziotti jest światowej sławy pianistą. W swoim artystycznym dorobku ma już 12 albumów, a jego utwory są dostępne na wszystkich platformach streamingowych. Swoją muzykę miał okazję zaprezentować w wielu miastach, takich jak Buenos Aires, Nowy Jork, Paryż, Rzym, Madryt, San Francisco, Denver, Teksas, Phoenix, Zurych, Meksyk, Florencja, Sewilla, Kordoba, Malaga, Palma de Mallorca, Hildesheim, Katowice, Pszczyna, Duszniki-Zdrój, Santiago de Chile, La Paz, Cochabamba, itp.
W poniedziałek (15 czerwca) w ramach tegorocznej międzynarodowej trasy koncertowej wybitny argentyński kompozytor wystąpi w muzycznym sercu Krakowa, czyli w Piwnicy pod Baranami. Podczas spotkania pianista zaprezentuje utwory ze swojej najnowszej płyty "PANTA REI", zagra również kompozycje znajdujące się na wcześniejszych płytach (między innymi "El Desvelo de los ilustrados", "La Ignota Razón de una Esfera", "El Amo de las Hadas"). Muzyk zaprezentuje także wybrane fragmenty z oryginalnej ścieżki dźwiękowej hiszpańskiego filmu "Seneka i Lukan, cnota Imperium", której jest autorem.
W rozmowie z portalem Głos24 Julio Mazziotti opowiada o początkach swojej muzycznej pasji, komponowaniu oraz o tym, jak to się stało, że pokochał… Polkę.
Jak zaczęła się pana przygoda z muzyką? Jak to się stało, że ostatecznie został pan pianistą?
– Muzyka towarzyszy mi od najmłodszych lat. Już jako dziecko próbowałem wydobywać dźwięki z wszystkiego, co miałem pod ręką, i rozbawiałem rodzinę domowymi koncertami. Moim pierwszym instrumentem była tak naprawdę gitara, mimo że pierwsze zobaczone przeze mnie w szkole podstawowej pianino wywarło na mnie ogromne wrażenie. Gitara była jednak pewnego rodzaju próbą ze strony moich rodziców. Rodzina, w której nikt nie grał na żadnym instrumencie i w żaden sposób nie był związany profesjonalnie z muzyka, nie do końca wierzyła w to, iż to początkowe zainteresowanie muzyką mogłoby się rozwinąć i pozostać. A jednak...
Sklep z instrumentami na rogu ulicy Alem (Mendoza), w którego wnętrze wpatrywałem się oczarowany, darmowe lekcje gry na gitarze w Radiu Narodowym a później w domu u wspaniałego muzyka Tito Francia, płyty winylowe Pink Floyd i kasety magnetofonowe z muzyką jazzową mojego ojca, "Cztery Pory Roku" Vivaldiego usłyszane po raz pierwszy w samochodzie taty. Owe cztery koncerty skrzypcowe to moja pierwsza płyta. Miałem wtedy około ośmiu lat. To początki mojej przygody z muzyką, która stała się bardzo istotną częścią mojego życia.
Pana pracę wypełnia muzyka. Czy w czasie wolnym jest jeszcze na nią czas?
– To prawda, próby i komponowanie zajmują mi sporo czasu. Mimo to niemalże każdego dnia staram się znaleźć wolną chwilę na posłuchanie muzyki, głównie klasycznej i filmowej.
Ma pan swoich ulubionych artystów? Pytam zarówno o kompozytorów, jak i wykonawców.
– Antonio Vivaldi, Ludwig van Beethoven, Ennio Moricone, Hans Zimmer, John Williams: wielcy i inspirujący. Choć lista tych, do których wracam raz po raz i którzy swoją twórczością nadal mnie zaskakują i emocjonują, jest znacznie dłuższa. Andrea Bocelli, Mercedes Sosa, Valentina Lisitsa są dla mnie znakomitymi wykonawcami. Cenię ich i słucham z wielką przyjemnością.
Jest pan zarówno kompozytorem, jak i pianistą. Co jest trudniejsze: komponowanie czy opanowanie instrumentu i gra na nim?
– Sądzę, że bycie kompozytorem i pianistą wymaga w pewnym sensie podwójnego wysiłku, a praca jako pianista jest swego rodzaju treningiem: wymaga czasu, wytrwałości i poświęcenia. Tymczasem komponowanie to raczej poszukiwanie tego, co chcemy przekazać dźwiękami i sposobu, w jaki chcemy tego dokonać. Dla mnie, jako muzyka i kompozytora, obie te rzeczy są niezbędnymi elementami cechującymi się trudnością o nieco innym charakterze.
Gdy czuje pan zmęczenie graniem, zaczyna komponować? I odwrotnie?
– Granie nigdy nie wywołuje we mnie zmęczenia. Wręcz przeciwnie: częstokroć dodaje mi energii bądź uspokaja mnie. Komponuję, gdy napotykam na mojej drodze inspirację. Oczywiście, inspiracja odwiedza mnie, kiedy gram, a więc zarówno codzienne siadanie do fortepianu, jak i spotkania z inspiracją to komponenty, które przeplatają się i uzupełniają.
Czy pana osobiste preferencje jako słuchacza stanowią zarazem inspirację? Gdzie pan szuka natchnienia, komponując?
– Z preferencjami bywa różnie. Powiedziałbym, że w dużej mierze każdy mój utwór jest odzwierciedleniem jakiejś cząstki mnie, moich myśli, idei, przeżyć, uczuć. Częstokroć natchnienie wraca do mnie z niezrozumiałą naturalnością, bez wielkich poszukiwań. Czasem jednak wychodzę mu na spotkanie: szukam w kontemplacji, głębokim zanurzeniu się we własne wnętrze, w stałym obserwowaniu rzeczywistości, która mnie otacza. W dźwiękach muzyki i dźwiękach świata, w słowach, które słyszę i w tych, które znajduję w książkach (często filozoficznych). Również i bardzo często w podróżach oraz osobistych doznaniach każdego dnia.
Pytam, ponieważ w procesie twórczym mniej mówi się o żmudnej pracy, więcej o wspomnianym wcześniej natchnieniu, wenie. Ile jest prawdy w tym romantycznym poglądzie?
– Aby zagrać dla publiczności w oczekiwany przeze mnie sposób, potrzebne jest połączenie żmudnej pracy z natchnieniem. Inspiracja może cię zaskoczyć. Nawet jeśli jej nie szukasz, może pojawić się w jakimś ważnym momencie twojego życia, może być rozbudzona jakimś niezwykłym, niezapomnianym doświadczeniem, Mimo to, temu nowo powstałemu utworowi potrzeba poświęcić trochę więcej uwagi, wypolerować, zagrać go wiele razy, aby skonsolidować jego istnienie i jego formę, po czym grać dalej, aby umysł i ciało mogły zapamiętać, zakodować każdy kolejny ruch, każdą kolejną nutę, każdą zmianę rytmu, każdą wariację w intensywności dźwięku...
Pytam, ponieważ w "Piwnicy pod Baranami' będziemy mogli posłuchać utworów z pana najnowszej płyty, a także wybranych fragmentów z oryginalnej ścieżki dźwiękowej hiszpańskiego filmu "Seneka i Lukan, cnota Imperium", której jest pan autorem. Czym różni się praca nad autorską płytą a ścieżką dźwiękową do filmu?
– Przygotowanie nowej płyty to praca bardziej spontaniczna, nieobarczona limitami, niewiążąca się z barierami czasowymi, limitacjami formalnymi bądź tematycznymi. Często pojawia się na niej myśl przewodnia, motyw dominujący, atmosfera, która spaja utwory w jedną całość. Jednakże w tworzeniu utworów do nowej płyty jest znacznie więcej naturalności i nieskrępowania.
Praca nad ścieżką dźwiękową wymaga skupienia się nad tym, co każda ze scen chce przekazać. Muzyka filmowa (lub momentami jej świadomy brak) ma pomóc w zrozumieniu scenariusza, ułatwić zbliżenie się do świata emocjonalnego postaci, ubogacić każdy z fragmentów, skompletować treść filmu. Jest to muzyka porównywalna do muzyki programowej. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim sposobem komponowania jest most. Są nim kompozytor i nuty. To w zależności od tego, w jaki sposób poukładane zostaną nuty, powiodą nas one na jedną lub drugą stronę brzegu i przedstawią inną bądź po prostu w inny sposób opowiedzianą historię.
Pana argentyński temperament pomaga przy komponowaniu? A może sprawia trochę kłopotów?
– Raczej nie sprawia mi kłopotów (śmiech). Myślę i mam także nadzieję, że czasem pomaga mi w komponowaniu. Emocje są związane z wyrażaniem siebie. Muzyka jest również sposobem na wyrażanie emocji, na okazanie siebie i swoich myśli. Jest narzędziem, za pomocą którego często przedstawiam świat takim, jakim go widzę i jakim go odczuwam. Moja rodzina ma trzy czwarte korzeni włoskich. Jesteśmy emocjonalnymi ludźmi. Ja emocje kanalizuję w dużej mierze w muzyce, którą tworzę.
Koncerty to spotkania z publicznością. Tego rodzaju kontakt jest dla pana ważny?
– Publiczność ma dla mnie wielkie znaczenie. Zawsze celebruję ponowne spotkanie z publiką i jest dla mnie powodem do radości, gdy mam możliwość interakcji z moimi słuchaczami, zarówno osobiście, jak i wirtualnie. Każdy koncert jest dla mnie istotnym wydarzeniem i sprawia mi ogromną satysfakcję. Z drugiej strony, kanał YouTube i sieci społecznościowe pozwalają mi dzielić się nie tylko moją muzyką, ale również moimi projektami (dwoma aktualnie: Música para Cambiar el Mundo i Piano Turismo)
Jak podoba się panu Polska i sam Kraków?
– Zjawiskowe pejzaże, zachwycające parki, złota polska jesień (miałem przyjemność doświadczyć), przyciągająca uwagę architektura. Polska bardzo mi się podoba, a Kraków jest naprawdę pięknym miastem. Mógłbym po nim spacerować godzinami. Ciepło wspominam Duszniki Zdrój. Miałem możliwość zagrania tam w zeszłym roku. Dworek, Teatr Zdrojowy, a w nim przepiękny fortepian i Chopin, którym przepełniona jest dusznicka atmosfera. Urokliwe miejsce.
Organy w polskich kościołach, fortepian w centrum Katowic i w Tychach, zamek w Pszczynie, rynek we Wrocławiu i park Łazienki w Warszawie: to miejsca, do których lubię wracać myślami.
Pytałem o Polskę, ponieważ można powiedzieć, że oddał jej pan swoje serce. Mam tutaj na myśli oczywiście pańską żonę, Joannę. Jak się państwo poznaliście? Co pana urzekło w przyszłej żonie?
– Sala koncertowa Instytucji Matritense w Madrycie, kafejka z churros oraz ciepła czekolada San Ginés i przyjaciółka Joanny (przewodniczka i restauratorka dzieł sztuki), dzięki której się poznaliśmy - to nasze pierwsze wspomnienia. I długa rozmowa po koncercie na Plaza de la Villa w jednej z typowych madryckich restauracji. Moja żona jest piękną, wrażliwą i kreatywną kobietą. Możemy godzinami rozmawiać o sztuce, literaturze, filozofii, o życiu. Oboje jesteśmy niespokojnymi duszami, pragniemy brać życie garściami i chłonąc świat wszystkimi zmysłami. To nas łączy i to właśnie mnie w niej urzekło. Bez wątpienia Polska jest mi szczególnie bliska, ponieważ stąd jest Joanna, ale również dlatego, iż jest domem naszego trzyletniego syna, urodzonego w Argentynie, lecz bardzo związanego z Polską.
Fot. gł.: Materiały prasowe