wtorek, 10 stycznia 2023 12:33

Stanisław Żółtek wraca. "Wielokrotnie tu stratowałem i wygrywałem"

Autor Patryk Trzaska
Stanisław Żółtek wraca. "Wielokrotnie tu stratowałem i wygrywałem"

Moje wejście na tę listę da Konfederacji głosy, których normalnie by nie uzyskała – mówi Stanisław Żółtek pytany o powody startu w prawyborach Nowej Nadziei. Polityk w rozmowie z Głos24 mówi m.in. o środkach z KPO, inflacji czy osobistych opiniach na temat swojego przeciwnika, Konrada Berkowicza.

Stanisław Żółtek to polski polityk i przedsiębiorca. W latach 1997–1998 był wiceprezydentem Krakowa, z kolei w latach 2014-2019 był deputowany do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji. W 2020 roku startował na urząd Prezydenta RP, w których uzyskał 0,23% poparcia. Teraz zapowiada start w prawyborach partii Nowej Nadziei w wyborach do sejmu, które odbędą się 13 stycznia. O planach na przyszłość rozmawiamy z samym zainteresowany.

Swój start w prawyborach ogłosił pan dosyć niespodziewanie. Dlaczego się Pan zdecydował na ten ruch i co chce Pan zaoferować mieszkańcom?

Pierwsza przyczyna jest techniczna. Konfederacja cieszy się sporym poparciem. Jest duża szansa, aby wejść do sejmu właśnie z jej list i już w parlamencie głosić swoje przekonania. Inna sprawa to możliwość przekonywania do swoich racji ludzi wewnątrz Nowej Nadziei, a szerzej Konfederacji, którzy mają takie same poglądy.

Druga sprawa to fakt, że jest mi blisko do Nowej Nadziei oraz Konfederacji, a co za tym idzie, chętnie bym z tym środowiskiem współpracował. Jakby nie patrzeć, wygranie takich wyborów związałoby mnie z tym środowiskiem. Przecież nie można korzystać z cudzych osiągnięć, a samemu nic nie dać. Nie ukrywam, że chciałbym startować z ich list, wejść do sejmu i wspólnie tworzyć nową rzeczywistość.

Trzeba też zwrócić uwagę, że aby tworzyć nową rzeczywistość, to musimy być silniejsi (musimy wprowadzić do parlamentu więcej osób). Moje wejście na tę listę da Konfederacji głosy, których normalnie by nie uzyskała. W Krakowie jestem zasiedziały. Wielokrotnie tu stratowałem i wygrywałem. Mam tutaj wiele przyjaciół, ale też zwolenników. To nie tak, że gdybym startował z pierwszego miejsca na liście Konfederacji, to żerowałbym na tej pozycji i sam nic nie dał. Błąd. Dołożyłbym głosy, których nikt inny w Krakowie nie jest w stanie zdobyć, a to z kolei zwiększa ewentualną pulę posłów Konfederacji z tego okręgu.

Przyjmijmy, że uzyskałbym Pan mandat w nadchodzących wyborach. Co zmieni się dla wyborców Stanisława Żółtka? Co jest Pan w stanie im zaoferować?

Mam nadzieję, że zmieni się wiele. Oczywiście nigdy nie wiadomo czy wchodząc do sejmu, będę na tyle silny, aby swoje pomysły i reformy przeprowadzić. Gdybym miał takie możliwości, to robiłbym wszystko, co głoszę codziennie w mediach, portalach i Internecie (łącznie ze swoich Q&A). Jestem gotów zrobić wszystko, (nawet kosztem ewentualnych stanowisk ministerialnych), aby przywrócić ludziom wolność w każdym tego słowa znaczeniu. Chciałbym przede wszystkim pozbyć się najgorszych istniejących obecnie podatków i koncesji. Poza tym trzeba wprowadzić zasady, które zlikwidują zdecydowana większość obecnie funkcjonującego prawa.

Jest to oczywiście ogólny kierunek, ale diabeł tkwi w szczegółach. Czy da się to wszystko zrobić? Jeżeli nie wygra jedna z obecnie bijących się między sobą partii i będzie nas więcej to oczywiście, że tak. Ktoś może być sobie premierem, może być też jakiś rząd. Nawet jeżeli są tak bardzo przywiązani do pieniędzy ministerialnych, to niech dostaną, ale postawimy wtedy warunek, że ma zostać zmieniona Polska i ten tragiczny układ (czyli zmienić prawo w kierunku, jakiego oczekujemy). Jedno jest pewne. Jeżeli dojdziemy do władzy, to zmienimy Polskę nie do poznania.    

W zbliżających się prawyborach Pana rywalem będzie obecny poseł Konrad Berkowicz. Jakie jest Pańskie zdanie na jego temat? Co was różni, a w czym się zgadzacie?

Wspólnego mamy dużo. Zdecydowana część poglądów, które głosimy, są między nami tożsame. Między innymi te dotyczące, chociażby gospodarki, wolności osobistej, a nawet podejścia do spraw międzynarodowych. Oczywiście bardzo go szanuję, jednak różnimy się sposobem prowadzenia polityki. Ja idę bardziej w kierunku przejrzystości i transparentności oraz szczerości z opinią publiczną. Nie można przecież powiedzieć czegoś, co jest nieprawdą, nawet jak to może zaszkodzić. Być może Pan Berkowicz czasem uważa, że cel uświęca środki, ale jest to osobna sprawa i ludzie mogą ocenić, co im bardziej odpowiada.

Jest też różnica między nami ze względów lokalnych. Ja jestem wrośnięty w Kraków i to nieporównywalnie bardziej od Pana Berkowicza. Mam tu swój bardzo silny elektorat, który tworzyłem przez ponad 30 lat. Byłem radnym przez kilka kadencji, burmistrzem dzielnicy, a także wiceprezydentem Krakowa (i to wybranym, a nie tak jak jest obecnie, że prezydent sam mianuje swoich zastępców). Rozszerzyłem środowisko skupione wokół mnie o wiele tysięcy ludzi. Często się spotykałem z tym że ludzie głosowali na mnie nie ze względu na głoszone przeze mnie idee, a za względu na mnie. Nie jestem niczyim wrogiem, ale uważam, że będę lepszym wyborem z perspektywy partii.

Jest Pan mocno związany z Krakowem. Jak Pan patrzy na obecne wydarzenia takie jak: rosnące ceny biletów w stolicy Małopolski, czy powstające kolejne spółki miejskie zajmujące się telewizją?  

Nie idzie to w dobrym kierunku. To, co Pan powiedział to jedynie elementy i części składowe. Głównym spoiwem problemu, o którym rozmawiamy, jest zadłużenie Krakowa. Jest on najbardziej zadłużonym miastem w Polsce. Miejscem, gdzie wydano pieniądze w nieprzemyślany sposób, a teraz, aby ratować budżet miasta, zmusza się spółki miejskie do zbierania haraczu kosztem mieszkańców. W Krakowie na mniejszą skalę wydarzyło się to samo co w Polsce. Z  konsekwencjami musimy się teraz borykać.

Niedawno w swoich mediach społecznościowych zamieścił Pan ankietę z pytaniem, czy ludzie chcieliby zobaczyć debatę pomiędzy posłem Berkowiczem a Panem. Społeczność zagłosowała na tak, czy w takim razie możemy się spodziewać spotkania pomiędzy Panami? Jeżeli tak, to w jakiej formule?

Ja ze swojej strony apelowałem do różnych mediów o zorganizowanie takiej debaty. Jestem dobrze przygotowany i gotowy na nią. Zapewniano mnie, że dziennikarze zrobią wszystko, aby do takiego wydarzenia doszło. Niestety, dostałem telefon, że nie da się zorganizować spotkania pomiędzy mną a Panem Berkowiczem. Nie wiem z czego to wynika. Chciałem spotkać się w miłej atmosferze i pospierać na argumenty, ale najwyraźniej on tego nie chce.

Jeśli chcesz żebym został posłem, to weź udział 13 stycznia w prawyborach Konfederacji w Krakowie 🇵🇱 🗳Jak wziąć udział w prawyborach? Szczegóły tutaj: wolnosc.pl/prawybory

Opublikowany przez Stanisława Żółtka Środa, 4 stycznia 2023

W 2020 roku startował Pan na urząd Prezydenta RP, był Pan też europosłem. Dlaczego tym razem sejm w Warszawie, a nie Bruksela czy zagraniczne posady?

Teraz będą wybory do sejmu w Warszawie, a nie w Brukseli. Poza tym byłem w już w Brukseli. Parlament liczy 705 europosłów, ale w krajach członkowskich wybrano takich lewaków, że nie mieliśmy siły przebicia. Nie można było nikogo przekonać, ponieważ ludzie pojechali tam, aby zarabiać pieniądze i być posłusznym Komisji Europejskiej. Nic się nie dało zrobić.

Wszystko zaczyna się w parlamentach krajowych. Jeżeli nic się nie zmieni np. w polskim sejmie, to dalej do Brukseli będą jeździć tacy ludzie. Nie ma to sensu. Dlatego pomimo tego, że tam apanaże są nieporównywalnie większe, to jednak ważniejszą sprawą z perspektywy naszej przyszłości jest to jacy posłowie będą zasiadać w sejmach narodowych. Jeżeli zmieni się tam, zmieni się też w Brukseli.

Korzystając z doświadczenia zdobytego w europarlamencie jestem ciekaw, jak rozwiązałby Pan spór z Komisją Europejską dotyczący środków z Krajowego Planu Odbudowy? Jakie działania powinien podjąć rząd, aby te pieniądze trafiły do Polski?

Niespecjalnie bym się starał o te pieniądze. Nie chcę, aby one popłynęły do Polski, zwłaszcza że są to pieniądze pożyczkowe. Ludzie myślą, że my dostaniemy jakieś pieniądze z Unii. Nie, nic z tych rzeczy. Żadnych pieniędzy z KPO nie dostaniemy i trzeba to jasno powiedzieć. Te pieniądze składają się z dwóch części. Pierwsza z nich to pożyczka, którą potem będziemy musieli zwracać. Najlepsze jest w tym to, że nie możemy tych pożyczonych pieniędzy wydać na co chcemy, tylko na to, co każe nam Bruksela. Czyli przeznaczymy środki na brukselskie głupoty, a rzeczywiste oprocentowanie będziemy zwracać również my. To jest najgłupsza rzecz, jaka tylko może istnieć. Jedyny zysk jaki ktoś z tych pieniędzy uzyska, to partia rządząca, która będzie się chwalić, że dostała pieniądze i wygra wybory. Potem oczywiście trzeba będzie je zwrócić, ale o tym już nikt nie chce mówić.

Druga część, to pieniądze, które rzekomo dostaniemy. No więc okazuje się, że nie dostaniemy ich bezzwrotnie, ponieważ Bruksela wymyśliła, że kraje członkowskie będą musiały je zwrócić. Haczyk w tym, że nie w formie oddania euro za euro, tylko w postaci nowych podatków, z których wpływy pójdą na Brukselę. Tak naprawdę nie dostaniemy nawet euro, a wręcz będziemy musieli jeszcze dopłacić Unii. Dodatkowo będziemy musieli się słuchać i de facto stać się jedną z wielu europejskich kolonii. Uważam, że w tej kwestii nie powinno się ustępować Brukseli nawet o krok.

Wielu ekspertów i polityków przekonuje, że pieniądze z KPO pozwolą rozwiązać problem szalejącej drożyzny i inflacji, z którymi muszą się obecnie mierzyć Polacy. Widzi Pan w tym prawdę? Jak poprawiłby Pan komfort życia obywatelom?

Z punktu ekonomii jest to kompletna bzdura. Dodatkowe pieniądze zawsze powodują zwiększeni inflacji. To jest fakt, poza wszelką dyskusją. Nie ważne czy będzie to wpompowanie euro czy złotych. Środki z KPO zwiększą inflację i koniec. Jeśli ktoś głosi inaczej, to znaczy, że jest kretynem ekonomicznym. Jeżeli jest chętny, niech przyjdzie i powie to, co myśli o środkach z KPO, ale niech się liczy z tym, że ja mu powiem, że jest idiotą.

Jak zlikwidować inflację? Nie da się tego zrobić od razu, ponieważ rząd wpompował miliardy pustych pieniędzy do gospodarki. (Swoją drogą zrobił to poza budżetem za pomocą obligacji oraz poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego.) Mówimy tu o setkach miliardów złotych. Aby się pozbyć inflacji trzeba przestać pompować puste pieniądze. To jest zwykła kradzież i rabowanie pieniędzy Polaków. To jest jedna sprawa. Kolejna, to konieczność zmiany prawa, tak aby zmniejszyć biurokrację, podatki i obciążenia ludzi. To z kolei wiąże się ze zmniejszeniem korupcji politycznej poprzez rozrzucaniem pieniędzy na "500+" czy "menelowe+" gdzie popadnie. Gdy to wszystko się obetnie i uprości prawo gospodarcze, to inflacja zostanie zduszona, a ludziom będzie się żyło lepiej.

fot. Stanisław Żółtek - Facebook

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka