czwartek, 30 października 2025 07:28, aktualizacja 5 godzin temu

„To nie zarządzanie, a gaszenie pożaru”. Łukasz Gibała o długu Krakowa, wyjeździe prezesa Wodociągów do Nowego Jorku i „szopce” na sesjach RMK

„To nie zarządzanie, a gaszenie pożaru”. Łukasz Gibała o długu Krakowa, wyjeździe prezesa Wodociągów do Nowego Jorku i „szopce” na sesjach RMK

– To nie jest zarządzanie, tylko gaszenie pożaru – mówi w podcaście „Ósma za siedem” Łukasz Gibała, lider stowarzyszenia „Kraków dla Mieszkańców”. W rozmowie ostro ocenia sposób prowadzenia finansów miasta, pyta, „po co prezes Wodociągów poleciał do Nowego Jorku”, wskazuje, że „obligacje idą na pensje, a nie na inwestycje”, a sesje Rady Miasta „zamieniają się w szopkę”. Tłumaczy też, kiedy poprze referendum w sprawie odwołania prezydenta Aleksandra Miszalskiego i jak patrzy na głośną akcję „epidemia kolesiostwa”.

Gościem podcastu „Ósma dla siedem” jest Łukasz Gibała – radny miejski, lider i prezes stowarzyszenia „Kraków dla Mieszkańców”, a przede wszystkim główny konkurent Aleksandra Miszalskiego w ostatnich wyborach na prezydenta Krakowa.

W wywiadzie rozmawiamy o tym, dlaczego – zdaniem Gibały – dług miasta rośnie szybciej, niż widać to w inwestycjach, i czemu nazywa obecną politykę finansową „gaszeniem pożaru”. Pytamy też, czy miasto powinno emitować obligacje, skoro część z nich ma iść na wypłaty dla nauczycieli i kierowców, a nie na nowe projekty. Pojawia się wątek zagranicznych delegacji w miejskich spółkach oraz coraz głośniejszej w Krakowie akcji „epidemia kolesiostwa”. Wreszcie – pytamy, czy w Krakowie realne jest referendum w sprawie odwołania prezydenta, kto powinien je inicjować i czy miasto w ogóle ma na to pieniądze.

Linki do Spotify i Apple Podcast pod artykułem.

Długi rosną, obligacje łatają bieżące wydatki

Gibała zaczyna od finansów i nie zostawia złudzeń: jego zdaniem tempo zadłużania Krakowa jest zbyt wysokie jak na to, co widać w mieście. – Dług rósł z 6 do blisko 8 mld zł i to bez jakichś spektakularnych inwestycji, które by to tłumaczyły. Obligacje idą na pensje dla nauczycieli i kierowców. Gdyby nie emisja, mogli nie dostać wypłat – podkreśla. Dlatego stawia warunek, zanim miasto sięgnie po kolejne finansowanie: „Bylibyśmy za pożyczką, gdyby zaczęli ciąć od siebie: nowe departamenty, służbowe wyjazdy, przywileje — a nie kursy autobusów”. To, jego zdaniem, podstawowy błąd magistratu: oszczędzanie zaczyna się od mieszkańców, a nie od urzędniczych dodatków.

„No po co prezes Wodociągów poleciał do Nowego Jorku?”

Gibała podaje przykład, który – jak mówi – „idealnie pokazuje problem”. To kosztowne wyjazdy urzędników. „No po co ten prezes Wodociągów poleciał do Nowego Jorku? Przecież ta spółka nie ma tam klientów. I jeszcze nie chcą powiedzieć, ile to kosztowało, bo tajemnica przedsiębiorstwa. To są nasze pieniądze. To jest moim zdaniem oburzające.”
Ten wątek łączy z sytuacją budżetową. Miasto mówi o trudnym roku i o emisji obligacji na bieżące wydatki.

Sesje „zamieniają się w szopkę”

Gibała odnosi się też do klimatu w Radzie Miasta Krakowa, czego przykładem jest choćby ostatnie nadzwyczajna sesja Rady Miasta, która miała być poświęcona omówieniu finansów miasta. To nawiązanie do pomysłów, by w rezolucji dopisać „adresatów” w postaci Mikołaja czy Dobrej Wróżki. Gibała uważa, że przy tak napiętym budżecie i tylu pytaniach o dług, sprawa powinna być prowadzona dużo poważniej. – To była szopka polityczna, kabaret. No i to jest przykre, bo przecież radni dostają też pieniądze publiczne. Dostają za to, żeby poważnie rozmawiać o poważnych problemach, a nie, żeby zgłaszać takie poprawki, że prosi się Dziadka Mroza o to, żeby uratował budżet naszego miasta – ocenia.

„Epidemia kolesiostwa”? Tak, ale nie w formie kabaretu

Marzena Gitler pyta też o głośną akcję „epidemia kolesiostwa”. Gibała nie krytykuje samego tropienia układów, ale dystansuje się od formy: „Nie organizuję happeningów. Trochę satyry nie zaszkodzi, ale ja stawiam na merytorykę”.
Jednocześnie mówi wprost, że problem istnieje:
– Przy obsadach stanowisk widać zasadę „ręka rękę myje”. Jeśli ktoś ma kompetencje, niech staje do otwartego konkursu, a nie dzwoni po telefonie. Korzysta partia i działacze, a płacą mieszkańcy.

A co z referendum?

Wątek, który wraca w krakowskich kuluarach, to referendum w sprawie odwołania prezydenta. Gibała nie zamyka drzwi, ale nie chce, żeby zrobiła z tego pokazówkę któraś z partii. – To mieszkańcy muszą ocenić, bo żeby doszło do referendum, to 10% mieszkańców musi się podpisać pod takim wnioskiem. Pytamy też, czy zadłużone miasto ma w ogóle środki na referendum, które może kosztować nawet 3-4 miliony. – To pytanie do ludzi, bo z drugiej strony jak mamy wydać 3-4 miliony złotych na referendum, ale dzięki temu wybierzemy nowe, lepsze władze, (bo to pewnie było odwołanie Prezydenta i Rady Miasta), które by potem lepiej zarządzały budżetem miasta, to mogłyby być oszczędności nawet rzędu setek milionów złotych. Moim zdaniem wskutek błędów tej ekipy, wskutek nieracjonalnych decyzji, jak powoływanie chociażby tych departamentów, czy tworzenie innych niepotrzebnych stanowisk, tracimy rocznie co najmniej kilkaset milionów złotych." – podsumowuje.

Obserwuj nas w Google News

Ósma za siedem - najnowsze informacje

Rozrywka