wtorek, 18 listopada 2025 10:04, aktualizacja 2 godziny temu

"Urząd nie jest dla pana Gibały. Urząd jest dla mieszkańców" – Grzegorz Stawowy w podcaście "Ósma za siedem"

"Urząd nie jest dla pana Gibały. Urząd jest dla mieszkańców" – Grzegorz Stawowy w podcaście "Ósma za siedem"

– Urząd nie jest dla pana Gibały. Urząd jest dla mieszkańców – mówi Grzegorz Stawowy. W nowym odcinku podcastu "Ósma za siedem" szef klubu KO w Radzie Miasta odpowiada na zarzuty o "epidemię kolesiostwa", tłumaczy projekt budżetu 2026 i reakcję na uwagi RIO, a także mówi wprost, kiedy KO współpracuje z opozycją, a kiedy stawia twarde "stop".

Gość podcastu: Grzegorz Stawowy – przewodniczący Klubu Radnych Koalicji Obywatelskiej i przewodniczący Komisji Planowania Przestrzennego. To nasza kolejna rozmowa z szefem klubu KO w RMK. W najnowszym odcinku mierzymy się z serią zarzutów, które padły w poprzednich rozmowach – m.in. ze strony Michała Drewnickiego, Natalii Nazim i Łukasza Gibały – o budżet 2026 i uwagi RIO do WPF, styl rządzenia i "epidemię kolesiostwa", oraz o Budżet Obywatelski (w tym głośne projekty sportowe). W rozmowie pada mocna deklaracja: "Urząd nie jest dla pana Gibały. Urząd jest dla mieszkańców".

Zacznijmy od budżetu 2026 i uwagi RIO do WPF. Czy sytuacja finansowa miasta jest stabilna?

– To może wyjaśnijmy na początku, dlaczego te dwa tematy nie powinny być łączone. Budżet przedstawiony w piątek przez prezydenta to projekt na rok 2026, na podstawie danych przekazanych z Ministerstwa Finansów. Wójt, burmistrz, prezydent do 15 listopada musi przedstawić projekt budżetu. My wiemy doskonale i jeśli ktoś z radnych uważa, że jest inaczej, to dziwne, że nie ma tej wiedzy, że to jest pierwszy projekt. Zazwyczaj w grudniu, kiedy Ministerstwo aktualizuje informacje, budżety są większe. Zawsze jest jakiś wzrost przychodów – na przykład z PIT-u czy z CIT-u.
RIO nie pytało o 2026 rok. To jest zupełnie inny temat. RIO zapytała i prosiła o wyjaśnienia do roku 2029. I teraz: prezydent przedstawia projekt na 2026, gdzie dochody są rzędu 10 miliardów 120 milionów, a RIO pyta, czy cztery lata później 144 miliony złotych się zgadzają. Przypomnijmy, 144 miliony to jest ułamek procenta.
Z tego, co mi wiadomo, to na podstawie wyjaśnienia z Urzędu Miasta RIO się wycofało z tego zapytania, po tym jak otrzymało informację. Czyli to nie jest tak, że sytuacja miasta jest tak zła, że RIO interweniuje. Dobrze, że pyta, dobrze, że sprawdza, bo Regionalna Izba Obrachunkowa jest od tego, żeby nadzorować finanse samorządów.
Sytuacja budżetowa miasta jest trudna, ale nie jest beznadziejna. Miasto na bieżąco reguluje zobowiązania: płaci wynagrodzenia, obsługuje dług, realizuje wyroki i odszkodowania. Prezydent stara się zbilansować budżet.

Trwa zmasowany atak na prezydenta? Media „biją pianę” i robią afery z czegoś, co właściwie zostało już wyjaśnione.

– Zacznijmy od tego, o czym pani powiedziała. Prezydent miasta tak dużego jak Kraków, zwłaszcza gdy jest nowy w tej roli, musi wejść w tematy. Tak, był dwa lata radnym, potem jedną kadencję posłem, ale to proces czasochłonny. Aleksander Miszalski z wakacji zeszłego roku i dziś – to dwa różne poziomy wiedzy i rozeznania. Dziś, gdy się z nim rozmawia, to jest na innym poziomie percepcji Krakowa. W codziennej działalności urzędu zdarzają się wpadki, niedociągnięcia, rzeczy źle postrzegane. To się nie zmieni. Prezydent Majchrowski przez 20 lat też był codziennie atakowany. Aleksander Miszalski ma zacięcie, chce być bardzo blisko mieszkańców: odpisuje na maile, na Facebooku – sami mu mówimy, żeby dał spokój, bo nie da się reagować na każdy wpis. Wchodzi w bardzo drobne rzeczy, a te duże potrafią "uciec".

Jeśli chodzi o „cięcia” opisywane przez "Wyborczą" – to nie jest tak wielkie, jak to przedstawiano. Co roku prezydent robi weryfikację wydatków w wydziałach, szuka oszczędności. Koniec roku to zawsze moment, kiedy wychodzą niedociągnięcia w pensjach nauczycieli. To nie było nic nadzwyczajnego – skala większa, bo były podwyżki w zeszłym roku. Myśmy w budżecie na 2025 przewidzieli ok. 0,5 mld zł na wzrost wynagrodzeń, a jesienią trzeba było dołożyć ok. 200 mln, bo zabrakło. Co roku 150–250 mln zł Rada Miasta dokłada do wynagrodzeń nauczycieli. Sytuacja budżetowa miasta jest trudna, ale nie jest beznadziejna. Kraków jest zadłużony od lat, prezydent stara się zbilansować budżet: gdy dochody mniejsze – ogranicza wydatki. Nie ma groźby destabilizacji finansów: miasto płaci zobowiązania na bieżąco, wynagrodzenia, obsługuje dług, realizuje wyroki i odszkodowania. Ciężka sytuacja – jedno, ale zobowiązania są regulowane na bieżąco – drugie.

Drugi atak to „epidemia kolesiostwa” i Krowoderska.pl, która za tym stoi – jak pan to widzi?

To jest portal typowo hejterski. Nie widziałem, żeby kogokolwiek z Platformy za cokolwiek pochwalili. Wyciągają nazwiska i atakują.
Sam miałem "przyjemność": dopadli mnie z telefonami, kiedy szedłem z posiedzenia do toalety. Dopytywali o stare oświadczenie majątkowe, a potem zrobili materiał, że to pieniądze od dewelopera. Nigdy tego nie sprawdzili.
Polują na ludzi. Zamiast tego niech biorą oświadczenia majątkowe wszystkich radnych i sprawdzają wszystkichjednakowe kryteria dla KO, PiS i radnych Łukasza Gibały.
Firmy międzynarodowe i w ogóle prywatny biznes nie chce mieć u siebie radnych. Nie chce mieć polityków, ponieważ oni szkodzą na przykład w postępowaniu o środki unijne. Bo jest obawa, że ktoś dojdzie do wniosku, że jakaś firma jest powiązana politycznie. Kończy się to „dojeżdżaniem”: zmiana trybu pracy na stacjonarny, delegacje, kontrola kalendarza komisji i sesji. Radny szuka wtedy stabilnej pracy w jednostce publicznej. Gdzie ma pracować?
Dlaczego Krowoderska nie mierzy wszystkich jedną miarą? W klubie PiS sporo osób pracuje w jednostkach publicznychnie widziałem o tym materiałów. U Gibały połowa radnych nigdzie nie pracuje, są "rentierzy" żyjący z najmu, są tacy, o których nie wiadomo, gdzie pracują, a wszyscy wiedzą, że polewają piwo w knajpie. I cisza.
Nawet najbardziej atakujący radni z PiS zasiadali w radach nadzorczych spółek – i to jakoś Krowoderskiej nie przeszkadzało. To do czego to służy? Do hejtu? Czy to instrument walki politycznej Łukasza Gibały wymierzony w Aleksandra Miszalskiego i jego otoczenie? Bo materiałów o radnych PiS-u albo o klubie Gibały nie widzę.

Jenak postulat większej jawności konkursów jest słuszny. Ludzie Łukasza Gibały zbierają podpisy pod petycją w tej sprawie. Wcześniej Platforma krytykowała „usadzanie swoich” przez PiS i PSL? Co pan o tym sądzi?

– Widziałem tę petycję. Od wyboru Aleksandra Miszalskiego ogłoszono w urzędzie ok. 250 konkursów. Proszę powiedzieć, ilu zwycięzców ma legitymację PO? Kilku. Ja znam 4–5 osób. Nie liczę asystentów prezydenta – to zaufani ludzie, od wykonywania jego poleceń. Na asystenta nie robi się konkursu, to oczywiste. Przyszedł Daniel Wiśniowski – dyrektor Santandera w Krakowie. Zszedł z wysokiej pensji na stanowisko dyrektorskie w urzędzie. Kompetencje? Doświadczenie? Naprawdę kto ma to podważyć. Co innego etat w urzędzie, a co innego rady nadzorcze i zarządy spółek. Zgodnie z prawem prezydent jest walnym zgromadzeniem i odpowiada cywilnie za te spółki. Ma tam mieć ludzi zaufanych – o podobnym oglądzie i wartościach – bo w jego imieniu nadzorują firmy. Konkursy na członków rad nadzorczych? To jest jakaś aberracja intelektualna, że facet, który odpowiada za nadzorowanie spółek, bierze ludzi kompletnie obcych, z ulicy do tego, żeby nadzorowali spółkę. To jest po prostu oczywistością, że postanowi się tam wydelegować ludzi, którzy mają do niego podobne poglądy, podobne spojrzenie na świat i jakieś podobne wartości. No bo oni w jego imieniu muszą nadzorować te firmy. Szefem Holdingu Komunalnego (największej miejskiej spółki nadzorczej) jest Bogusław Kośmider: to on 20 lat temu wymyślił Holding, ma duże doświadczenie samorządowe, był zastępcą prezydenta, pracował w banku. Kompetencji nikt mu poważnie nie zakwestionuje. A że jest w Platformie… każdy ma jakieś wady.

Platforma jest Obywatelska a więc powinna być otwarta na dialog, a tymczasem opozycja mówi: "KO miała wnieść nowy styl, interpelacje przeniesiono na koniec sesji, a nasze projekty nie są dyskutowane, większość i tak wszystko przegłosuje". Jak Pan to widzi – realny dialog czy brak współpracy?

– Interpelacje nie są dialogiem, to „pytania do prezydenta”, nie forum uzgadniania rozwiązań. W poprzedniej kadencji była nieformalna koalicja PiS z Przyjaznym Krakowem – wszystko nasze projekty "koszono do zera". Wtedy Drewnickiemu to nie przeszkadzało. Dziś analizujemy każdą uchwałę. Gdy Drewnicki przyniósł sprawę Mistrzejowic (zachowanie zieleni), powiedziałem: "Masz błędy – poprawisz, poprę". Poprawił? Poparliśmy. Cała Platforma zagłosowała za radnym z PiS. Ale przyszedł też z inwestycją za dziesiątki milionów finansowaną podwyżką podatku od nieruchomości. To niezgodne z prawem – nie mogliśmy tego przegłosować. Jeżeli proponuje czysty populizm — nie będziemy "za".

Oczekuję też uczciwej pracy w komisjach. Nie będziemy głosować za „wynoszeniem” tematów komisyjnych jako własnych rezolucji – to kradzież intelektualna. Przykład Czyżyn: Drewnicki mnie atakował na Facebooku, że "pomagam podmiotowi", a nie był na konsultacjach, nie przyszedł na Komisję Planowania, nie rozmawiał z mieszkańcami. Albo się radni angażują i wiedzą, co robimy i dlaczego, albo idą w populizm. Przed każdą sesją kluby koalicji i lewicy mają dwa posiedzenia: najpierw cała sesja punkt po punkcie, potem godzinę przed – dogrywamy wątpliwości. Jeśli inicjatywa jest dobra – często głosujemy "za".
A postulat Gibały, żeby "zwolnić urzędników"? Jaki to ma sens? Ludzie mają kredyty, rodziny, a urząd ma działać. Urząd nie jest dla pana Gibały. Urząd jest dla mieszkańców – i ma ich obsługiwać dobrze.
Moja filozofia zarządzania jest prosta: mniej etatów, lepsze wynagrodzenia. Dobrze opłacany pracownik pracuje lepiej. Tego samego oczekuję w Urzędzie Miasta.

Kolejna "afera" to BO i sprawa radnego Marka Hohenauera: zarzuty o "ustawiane" głosowanie, seria projektów, wątpliwości co do ogólnodostępności. Z zapowiedzi wiceprezydenta Łukasza Sęka ma być audyt, więc coś jest na rzeczy. Jak Pan ocenia postulaty aktywistów? Czy regulamin BO trzeba zmienić?

– Z tego, co wiem, zwrócono się o audyt i weryfikację głosowań – zobaczymy, co wykażą. To nadzoruje wiceprezydent Sęk. Kontrola i audyt? Pełna zgoda.  Zwróćmy jednak uwagę, kto robi największą awanturę. Natalia Nazim i Łukasz Maślona – ci sami, którzy w poprzedniej kadencji zablokowali przejście na pełne głosowanie elektroniczne. Był rok, gdy ponad 90 proc. głosów było online, była propozycja wiceprezydenta Andrzeja Kuliga, żeby całkowicie przejść na e-głosowanie. Zablokowali, tłumacząc to "wykluczeniem cyfrowym". Miasto się wycofało, a teraz oni najgłośniej atakują. Głos zabiera też Aleksandra Piotrowska (związana z Akcją Ratunkową dla Krakowa, środowiskiem Łukasza Gibały). Osobiście przyniosła 100 proc. papierowych petycji ws. użytku ekologicznego na Klinach. Jedną ręką wnosi setki podpisów, drugą protestuje, bo Marek Hohenauer zorganizował kluby sportowe i wygrał głosowanie. O co tu chodzi?
Powiedzmy teraz konkrety o Hohenauerze: zorganizował kluby i trenerów, w tym roku uczestniczyło ok. 1200 dzieci. Z tego, co wiem, zgłasza takie projekty od 2019 r. – nie pierwszy raz, w tym roku tylko skala jest większa. A co robią inni wnioskodawcy? Festyny po to, by zbierać głosy. To nie jest w porządku.

Jestem radnym miasta. Mam dostęp do miliardów złotych w budżecie i – w uzgodnionej klubowo puli – co roku wprowadzam zadania: od kilku do kilkudziesięciu milionów, w zależności od kondycji finansów. Dlatego do budżetu obywatelskiego się nie mieszam. Nigdy nie złożyłem wniosku do BO, nie zbierałem podpisów. Uważam, że radnym dzielnicowym też nie wypada – mają własne budżety po kilka milionów.

Dziś większość zwycięskich projektów BO "przepychają" radni miejscy i dzielnicowi. To patologia: Budżet obywatelski zamienia się w budżet pomocniczy radnych, którzy promują się za publiczne pieniądze i potem chwalą się tym w kampanii. To jest chore. Zwykłych mieszkańców praktycznie tam nie ma. Rzadko kiedy anonimowa grupa z osiedla składa wniosek i wygrywa – zazwyczaj za projektami stoi radny. I to jest sedno problemu.

Gdy namawiałem prezydenta Majchrowskiego na budowę basenu na Clepardii, ułożyłem montaż finansowy na 40 mln zł: zebraliśmy pule radnych w budżecie danego roku i w WPF, dyrektor ZIS dołożył ze swoich środków. Ani grosza z BO, bo radnemu nie wypada. I życzę innym radnym, żeby im również nie wypadało.

fot. Mateusz Łysik

Obserwuj nas w Google News

Ósma za siedem - najnowsze informacje

Rozrywka