środa, 15 marca 2023 02:31

"To się nie mogło udać". Za kram w Sukiennicach miał płacić 42 tys. zł miesięcznie, ale zrezygnował

Autor Mirosław Haładyj
"To się nie mogło udać". Za kram w Sukiennicach miał płacić 42 tys. zł miesięcznie, ale zrezygnował

Czy jestem zaskoczony tą sytuacją? Pan chyba żartuje. Przecież to ponad 40 tys. zł miesięcznie samego czynszu… Dziwi się pan, że zrezygnował? Bo ja nie – mówi w rozmowie z Głosem24 jeden ze sprzedawców w Sukiennicach, pragnący zachować anonimowość. – Nie wiem, kto w ogóle przystępował do takiej licytacji. To się nie mogło udać. 42 tys. zł za stoisko o wielkości 10 m2 ? Moje jest prawie dwa razy większe, a nie płacę połowy tej kwoty – dodaje.

Zwycięzca aukcji na kram w krakowskich Sukiennicach, która została przeprowadzona pod koniec lutego, nie zdecydował się na podpisanie umowy najmu. Z informacji przekazanych przez Zarząd Budynków Komunalnych wynika, że w przetargu wystartowało 13 oferentów. Cena z wyjściowych 800 zł netto za m2 wzrosła do 3960 zł. To oznaczało, że wysokość miesięcznego czynszu za wynajem stoiska wynosiłaby ponad 42 tys. zł miesięcznie. Zwycięzca licytacji do 6 marca miał czas na podpisanie umowy, jednak nie zdecydował się tego zrobić. Tym samym stracił wadium wpłacone na poczet udziału w licytacji, natomiast sama procedura zostanie ponowiona 31 marca. Oferenci mają czas na dopełnienie formalności do 29 marca.

Zadeklarowana przez zwycięzcę kwota szybko stała się tematem medialnych doniesień, które podkreślały jej wysokość. Właściciele stoisk w Sukiennicach w większości nie chcieli komentować wysokości czynszu. Zdecydował się na to jeden ze sprzedawców, ale zastrzegł sobie całkowitą anonimowość. Jego zdaniem, wylicytowany czynsz był zdecydowanie za wysoki, a opłacanie go tylko z dochodów ze sprzedaży w kramie nie byłoby możliwe. – Czy jestem zaskoczony tą sytuacją? Pan chyba żartuje, ponad 40 tys. zł miesięcznie samego czynszu… Dziwi się pan, że zrezygnował? Bo ja nie. Nie wiem, kto w ogóle przystępował do takiej licytacji. To się nie mogło udać. 42 tys. zł za stoisko o wielkości 10 m2? Moje jest prawie dwa razy większe, a nie płacę połowy tej kwoty – mówi. – Z tego, co przeczytałem, na to samo stoisko trzy czy cztery lata temu było ponad czterdzieści osób chętnych, a w tym ostatnim przetargu trzynaście. To już jest różnica. Jest też różnica w czynszu, który został wylicytowany. Wtedy było to koło trzech tysięcy za metr, teraz to prawie cztery – dodaje handlarz i zaznacza: – My, jako wynajmujący, mamy co roku podnoszony czynsz o wskaźnik inflacyjny, więc u nas tak czy inaczej czynsze idą w górę. W tym roku było to chyba coś koło dziesięciu procent. Ale takie stawki, jak w tej licytacji, są dla nas, sprzedających tutaj, nierealne. Chyba że to jest jakiś cudotwórca. Gdybym miał dzisiaj za te pieniądze otwierać stoisko... No cóż, nie ma takiej możliwości. Proszę pana, czynsz powinno się płacić z zysku, czyli po odliczeniu wszystkich podatków, opłaty za towar… Zostaje mi 40 tys. zł i płacę z tego czynsz. Nie ma takiej opcji. Moja wyobraźnia tego nie ogarnia.

Zapytany o zarobki nie podaje konkretnych kwot. – Trudno mi powiedzieć, ile zarabiam, bo miesiąc do miesiąca niepodobny. Teraz jest tak, jak jest. W sezonie jest lepiej. Zaszła zmiana w ruchu turystycznym i to na bardzo duży minus. Myślę, że spadek wynosi połowę, jak nie więcej. Zaczęło się w czasie pandemii i to dotyczy także ruchu w sezonie. Sam sezon też się skurczył, obecnie obejmuje on tylko miesiące letnie, natomiast później już o wiele, wiele słabiej. Pandemia i teraz wojna dały się mocno we znaki. Wszyscy to odczuwamy, mam na myśli nas tutaj sprzedających. Pandemia to był okres całkowitego braku handlu, bo mieliśmy zamknięte na początku, a później, gdy zaczęło się robić stopniowo coraz lepiej, przyszła wojna. Wiadomo, Ukraina, jest kawałek, ale dla przeciętnego turysty z Zachodu, czy Ameryki, to jest rzut beretem. Dla niego nie opłaca się ryzykować i przyjeżdżać – tłumaczy. – Czy wychodzę na swoje? Proszę pana, tu nie ma działalności charytatywnej, wiadomo, że coś się zarabia, ale są miesiące, że zarobi się więcej, a potem są miesiące, że się dokłada… Normalne. Sezonowość – wyjaśnia.

Zaznacza także, że prestiżowe położenie nie przekłada się bezpośrednio na obroty. – Patrząc na umiejscowienie, rzeczywiście ktoś może pomyśleć, że z taką lokalizacją wiążą się dużo większe zyski, ale to nie jest tak jeden do jednego – tłumaczy. – Lokalizacja faktycznie, chyba jest najlepsza. Nie wiem, czy może być lepsza. Rynek, Grodzka, okolice Wawelu, to są miejsca specyficzne pod tym względem. Ale żeby to miało od razu jakieś przełożenie? Trochę tak, bo wiadomo, jak ktoś przyjeżdża do Krakowa, to musi być w Sukiennicach, ale czy coś w nich kupi? Z tym to już różnie bywa – dodaje.

Zdaniem naszego rozmówcy na wyniki w handlu wpływa coraz niższa jakość produkowanych pamiątek i ich koszt. – To już nie te czasy. Handluję tutaj ponad trzydzieści lat. To nie są te same czasy. Dawniej, jak zaczynałem, towar był naprawdę inny, nie taki, jak dzisiaj, lepszy. Obecnie jest masówka, coraz trudniej jest o porządny produkt, czy to jeśli chodzi o o wyroby drewniane, czy inne… Coraz więcej chińszczyzny zaczyna wchodzić. I jest ot przykre. Kiedyś wyrobów ręcznych było więcej i były rzeczy naprawdę wartościowe, pięknie wykonane. A dzisiaj? Zdarzają się, jak najbardziej, choć dominującym towarem jest, no nie chcę mówić, że badziewie, bo to nieładnie, ale z rękodziełem nie ma to nic wspólnego– mówi. – Z ceną towaru bywa różnie, zdarzają się bardzo fajne rzeczy w rozsądnej cenie, a nieraz ceny wydają się z kosmosu. Ale nic dziwnego, bo jak ludzie poczytają, że stać nas na płacenie i 40 tys. czynszu miesięcznie, to myślą, że obroty są nie wiadomo jakie i proponują towar, który może i jest fajny, ale cena, jaką podają, jest adekwatna dla kogoś, kogo stać na właśnie takie opłaty. Bo skoro kogoś stać na 40 tys., to musi zarabiać, a jak zarabia, to niech zapłaci. No niestety, nikogo tu nie stać na taki czynsz – dodaje.

Fot.: M.H.

Kraków

Kraków - najnowsze informacje